Potyczki Manchesteru United z Chelsea śmiało można porównać do rzutu monetą albo gry w kółko i krzyżyk. Czasami o wygranej decyduje los, ale generalnie najczęściej kończy się remisem. To najbardziej wyrównana rywalizacja w Premier League. Przed dzisiejszym starciem obie ekipy miały na koncie po 19 zwycięstw i 26 remisów, do których właśnie doszedł kolejny. Zamiast pokazu fajerwerków oglądaliśmy tylko kilka wystrzałów.
Na ulicach Manchesteru wciąż można dostrzec ślady po tysiącach kamieni, które spadły z serc fanów „Czerwonych Diabłów” po zwolnieniu Erika ten Haga. Jednocześnie wokół Old Trafford unosi się zapach wyczekiwania na nowe otwarcie. Zadanie przeprowadzenia drużyny przez okres tymczasowy otrzymał Ruud van Nistelrooy. Dziś Holender zadebiutował w Premier League w roli trenera. Uprzykrzyć mu życie zamierzał stary znajomy z Malagi Enzo Maresca.
Kiedy piłkarze Manchesteru United i Chelsea stanęli naprzeciwko siebie po raz ostatni, skończyło się 4:3 dla niebieskich. Nic więc dziwnego, że apetyty były zaostrzone, jak na niedzielny obiad u babci. Tymczasem z dużej, typowo angielskiej chmury, spadł mały deszcz.
Na Old Trafford najwięcej było dziś chaosu. Sporo emocji, trochę walki i jedynie przebłyski jakości.
W pierwszej połowie obie ekipy głównie obwąchiwały się nawzajem. Do konkretów przeszły zaledwie kilka razy. Noni Madueke trafił w słupek, a Marcus Rashford w poprzeczkę. Wyróżniał się Noussair Mazraoui (aktywny w ofensywie i bezbłędny z tyłu – sto procent wygranych pojedynków), a także duet stoperów Matthijs de Ligt i Lisandro Martinez, którzy zaliczyli po efektownej interwencji przy szarżach Palmera i Jacksona. Mieliśmy też dwie kontrowersje, po których śmierdziało rzutem karnym (Martinez vs. Colwill oraz Fofana vs. Rashford). I tyle.
Druga połowa była odrobinę lepsza. No i padły bramki. Blokada została zerwana na 20 minut przed końcem, gdy kompletnie niewidoczny Rasmus Hojlund wyłonił się po podaniu od Casemiro. Duńczyk, od którego wszyscy wymagają większej pazerności, wreszcie wziął sobie oczekiwania do serca i próbował minąć Roberta Sancheza. Hiszpański bramkarz dał się nabrać i złapał napastnika za stopę. Do „jedenastki” podszedł Bruno Fernandes. Chwilę później Old Trafford eksplodowało. Najbardziej cieszył się van Nistelrooy, który zaprezentował cieszynkę godną jego złotych czasów w roli piłkarza.
Trzy minuty później goście odpowiedzieli petardą odpaloną przez Moisesa Caicedo. Znów musimy wspomnieć Casemiro, który po stałym fragmencie gry wybił piłkę poza własne pole karne. Na nieszczęście pomocnika gospodarzy, czyhał tam niepilnowany Caicedo. Ekwadorczyk nie czekał aż piłka spadnie na murawę, tylko huknął z powietrza przy słupku. 10/10!
Dali sobie po razie i wrócili do chaosu. Przed dzisiejszym spotkaniem mówiło się, że wynik może pójść w każdą ze stron, ale nie poszedł już w żadną. Pierwszy i jednocześnie przedostatni ligowy mecz Ruuda van Nistelrooya w roli pierwszego szkoleniowca „Czerwonych Diabłów” na remis. Not great not terrible. Tymczasem Chelsea przedłuża serię bez zwycięstwa na Old Trafford do 12 spotkań.
Manchester United – Chelsea 1:1 (0:0)
Fernandes 70′ (z rzutu karnego) – Caicedo 74′
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Mecz z Puszczą nie ma znaczenia. Kozubal i Murawski zasłużyli na powołanie do kadry
- Pół człowiek, pół podanie. Sebastian Kerk dojechał, ale jedzie dalej
- Tęskniliście za logiką Ekstraklasy? Dzięki Puszczy już nie musicie
- Raków zabija futbol
Fot. Newspix