Dele Alli ma 19 lat, w Premier League zadebiutował dopiero w tym sezonie, a Roy Hodgson już zastanawia się nad powołaniem go do reprezentacji Anglii, bo zauroczył się w jego odbiorach i przechwytach. Jego trener Mauricio Pochettino przestrzega przed nadmiernym hype’owaniem nastolatka, ale wydaje się, że to on po Harrym Kanie zostanie kolejnym ulubieńcem trybun na White Hart Lane.
Niemal równo rok temu Anglik pierwszy raz wskoczył na tytuły artykułów w portalach internetowych i gazetach. Jego zespół – MK Dons – rozmontował Manchester United w Pucharze Ligi aż 4:0, a Alli był jedną z ważniejszych postaci w tym akcie demontażu. Rozpoczęły się wywiady, zgłębianie historii, która w gruncie rzeczy jest całkiem prosta. Jednocześnie w tym samym czasie jego nazwisko skauci podkreślali w swoich notatnikach ostatecznym już chyba wężykiem.
W styczniu Alli przeszedł do Tottenhamu za pięć milionów funtów. Spurs rzekomo przebili ofertę Liverpoolu, a zainteresowany miał być też nawet Bayern Monachium. Został na pół roku w Milton Keynes, pomógł w awansie do Championship i tuż po zakończeniu sezonu przeniósł się do Londynu. Brał udział w okresie przygotowawczym z pierwszym zespołem, zdobywał całkiem niezłe recenzje, a ukoronowaniem dobrze przepracowanych treningów był występ na Allianz Arenie w Audi Cup, kiedy w pierwszej połowie meczu z Realem Madryt założył siatkę Luce Modriciowi.
To miał być tylko niewinny występ, bo przecież w lidze, a zwłaszcza takiej jak Premier League, trzeba udowodnić siłę, spryt i zadziorność. Dlatego w pierwszych meczach Alli siadał na ławce, lecz z czasem coraz mniej czasu na niej spędzał, aż w końcu został podstawowym zawodnikiem, a dokładniej: podstawową “ósemką”.
Kibicom Tottenhamu spodobał się ten powiew świeżości. Alli pokazał, że nie boi się dryblingu, nie stroni też od harówki w defensywie. W meczu z Crystal Palace miał pięć prób odbioru i pięć przechwytów. Spotkanie z Manchesterem City? Odpowiednio: siedem i pięć. Są to liczby bardzo dobre, a zwłaszcza w przypadku kogoś, kto dopiero wchodzi do Premier League i z definicji powinien mieć problemy z dostosowaniem się do tempa gry. Jednocześnie Mauricio Pochettino powtarza, że choć start jest dobry, to w tej grze chodzi o utrzymanie poziomu. Mówi to kibicom, dziennikarzom, a także selekcjonerowi Royowi Hodgsonowi, który chciałby Allego powołać już teraz. – Trzeba być ostrożnym. Krok po kroku – podkreśla Argentyńczyk.
Krok po kroku pomocnik wykonuje już odkąd skończył 12 lat, bo wtedy w końcu trafił do MK Dons. W końcu, bo miał to zrobić już rok wcześniej, ale obraził się na klub za to, że mimo kilku tygodni treningów nie dano mu szansy zagrać na Stamford Bridge, gdzie młodzi piłkarze z Milton Keynes mierzyli się z Chelsea. – Już tu nie wrócę – powiedział i dopiero namowy jego trenera z lokalnego klubu zmieniły jego decyzję. Jego dawni szkoleniowcy powtarzają, że za każdym razem, gdy musiał odpocząć, czuł się, jakby ktoś zabrał mu ulubioną zabawkę. A gdy pytali go o przyszłość, to mówił tylko o każdym następnym meczu. Człowiek, jak to się modnie mówi, sfokusowany na piłkę nożną. Praca, praca, praca.
Gdyby zamienić MK Dons na Lech Poznań i usunąć historię ze Stamford Bridge, większość pewnie by pomyślała, że powyższy akapit dotyczy Karola Linettego. Rok starszy, też ósemka, też specjalista od odbiorów i przechwytów. Ale przede wszystkim – też od początku do końca skoncentrowany na piłce. I też będący w orbicie zainteresowań Tottenhamu. W pewnym momencie – bardzo poważnych zainteresowań.
W poniedziałek Linetty podpisał nowy, dwuletni kontrakt z Lechem. – Nadal marzę o grze na zachodzie Europy, zwłaszcza w Premier League, ale równie ważny jest dla mnie Kolejorz – powiedział. Dlaczego podpisał – wiadomo. W czerwcu kończył mu się dotychczasowy, więc trzeba było przedłużyć, by na nim jeszcze zarobić. Nie wiadomo, czy jest klauzula odstępnego, a jeśli tak – to jaka. Co jednak staje się coraz bardziej jasne – na szafce z marzeniami odejście do Tottenhamu przy obecnej formie Allego będzie musiał odłożyć na wyższą półkę.
JS