Reklama

Leśnodorski: Jesteśmy gotowi na Ligę Mistrzów

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

17 września 2015, 06:30 • 7 min czytania 0 komentarzy

– Jeśli chcemy zagrać w Lidze Mistrzów, to nie ma o czym dyskutować. A chcemy i uważamy, że na wszystkich innych poziomach do tego dorośliśmy. Większość ludzi z innych europejskich klubów, którzy byli u nas, ma podobne zdanie. Teraz trzeba udowodnić to na boisku – mówi na łamach Przeglądu Sportowego Bogusław Leśnodorski, prezes Legii Warszawa.

Leśnodorski: Jesteśmy gotowi na Ligę Mistrzów

FAKT

Dla tych, których ominęła Liga Mistrzów, krótki skrót – z naciskiem na Lewandowskiego i Szczęsnego. Ten pierwszy zszedł po godzinie gry, wcześniej marnując kilka okazji, drugi złapał kontuzję.

Image and video hosting by TinyPic

Bogusław Leśnodorski, prezes Legii, deklaruje: Berg ma nasze pełne poparcie.

Reklama

Czy Henning Berg w dalszym ciągu ma pełne poparcie z waszej strony?
– Nigdy nie mogę zrozumieć tego pytania. Dopóki szkoleniowiec pracuje w normalnie zarządzanym klubie, to powinien mieć pełne wsparcie władz. U nas tak jest.

Ale w przypadku Jana Urbana w pewnym momencie uznaliście, że formuła współpracy się wyczerpała.
– Uznaliśmy, że będzie to najlepsza decyzja dla rozwoju klubu i samego Janka. Wcześniej miał nasze pełne poparcie. Z drugiej strony czasami trener sam może przyjść i powiedzieć, że więcej z danej drużyny nie wyciśnie.

Poza tym:
– Śląsk odwoła się od kary za flagę z napisem „Znak orła, potęgi symbol prowadzi nas”
– Badia porażkę z Pogonią uważa za pechową
– Burliga może zastąpić Głowackiego na środku obrony

Image and video hosting by TinyPic

Nie gram w piłkę dla pieniędzy – mówi Milos Krasić. Fragment tekstu.

– Gdybym patrzył jedynie na pieniądze, siedziałbym w drugim zespole Fenerbahce i spoglądał jedynie na konto. Ja jednak nie gram w piłkę jedynie dla kasy. Chcę się jeszcze na coś przydać. Mam jeszcze motywację do gry, choć ktoś może powiedzieć, że wszystko, co mogłem, już osiągnąłem w CSKA czy Fenerbahce – mówi Krasić. – W Polsce chcę pokazać, że się nie skończyłem. Szybko załatwiłem formalności związane z rozwiązaniem umowy w Stambule i zdecydowałem się tu przyjechać ku uciesze mojej zony i dzieci. Mogłem wrócić do Partizana, jednak chciałem jeszcze pograć za granicą.

Reklama

GAZETA WYBORCZA

Ugasić pożar w Europie. Oczy wszystkich na Legię i Lecha.

Image and video hosting by TinyPic

Wspinaczka kosztowała poznaniaków znacznie więcej, niż planowali. W nieprzyzwyczajonym do wytężonego wysiłku Lechu mnożyły się kontuzje i kolejne pożary. W trzy dni po starciach w Europie przegrał cztery spotkania ligowe (Pogoń, Wisła, Piast, Nieciecza) i jeden zremisował (Korona). Legii łączenie ligi z pucharami początkowo szło lepiej, tuż po meczach w Europie umiała wygrywać w kraju. Ale już po trzech ostatnich europejskich starciach dwa razy remisowała i raz przegrała. Kontuzje zaczęły prześladować reprezentantów Polski – środkowego obrońcę Michała Pazdana, środkowego pomocnika Tomasza Jodłowca i skrzydłowego Michała Żyrę. Lech i Legia tak się pogubiły, że ostatnio potraciły punkty tuż po przerwie reprezentacyjnej, podczas której większość piłkarzy odpoczywała. Słowem – przez eliminacyjne zmagania obaj krajowi potentaci ucierpieli tak mocno, że gdy dziś rozpoczynają prawdziwe rozgrywki LE, nie całkiem wiedzą, jak poważnie je traktować. W Poznaniu grzmi. Mistrz jest na dnie po łącznie sześciu porażkach w ośmiu meczach ligowych. Jeszcze dwa tygodnie temu prezes Karol Klimczak próbował uspokajać wzburzoną publikę: „Nie ma kryzysu”. Ale wczoraj w Radiu Merkury przyznał: „Tak, mamy sytuację kryzysową”. Ledwie w sobotę po porażce z Podbeskidziem trener Maciej Skorża przemawiał: „Nie dopuszczę do wybuchu paniki”. A już w poniedziałek „Przegląd Sportowy” doniósł, że zarząd zamroził premie i wstrzymał wypłatę pensji, a także zobowiązał trenera Skorżę, by priorytetowo traktował ekstraklasę. Dostał pozwolenie, żeby w dzisiejszym meczu z Belenenses wystawić rezerwowych, bo w niedzielę Lecha czeka trudny mecz w Białymstoku z Jagiellonią.

Michał Szadkowski pisze jeszcze obok o Kosowie, które chciałoby przystąpić do eliminacji mundialu w Rosji.

RZECZPOSPOLITA

Legia kontra Model. Piotr Żelazny m.in. przypomina nietypowy świat Midtjylland.

Właścicielem duńskiego klubu jest Anglik Matthew Benham, który przez lata był analitykiem na służbie bukmacherów, a obecnie prowadzi firmę SmartOdds, która pomaga graczom bukmacherów ograć. Prezesem jest Rasmus Ankersen, autor książki „Kopalnia talentów”, w której opisuje, jak wybrał się do sześciu akademii piłkarskich rozsianych po świecie, i stara się odpowiedzieć na pytanie, czym jest talent. Midtjylland jest klubem prowadzonym w sposób minimalizujący czynnik najbardziej zawodny – ludzki. Rządzą statystyki, liczby, matematyka i komputery, a przede wszystkim Model. Nie wiadomo, czym on do końca jest, ale to właśnie Model pozwala klientom Benhama ogrywać bukmacherów. To dzięki Modelowi Duńczycy wyszukują zawodników, na których nikt inny w Europie nie zwraca uwagi, po czym ich tanio kupują, często nawet zawodnika nie oglądając – wystarcza dogłębna analiza statystyk. Najgłośniejszym przykładem jest Tim Sparv – fiński defensywny pomocnik. Na początku eksperymentu w Midtjylland Model wskazał, że klubem, który spisuje się zdecydowanie powyżej oczekiwań, jest niemiecki drugoligowiec Greuther Furth. Analiza wykazała, że Furth grał na poziomie Premier League, choć w tym momencie zajmował miejsce w środku stawki 2. Bundesligi, a najważniejszym zawodnikiem jest Sparv. Duńczycy złożyli ofertę i w czerwcu 2014 r. kupili Fina za 300 tys. euro. W klubie są trenerzy odpowiedzialni wyłącznie za stałe fragmenty gry (niemal połowę bramek Midtjylland zdobywa w ten sposób), trenerzy od techniki, taktyki czy nawet strzału. Szkoleniowcem odpowiedzialnym za ułożenie stopy podczas uderzania piłki jest Polak – Bartek Sylwestrzak. Przed sezonem z Midtjylland odszedł jednak trener Glen Riddersholm, który nie mógł się pogodzić z tym, jak mały wpływ ma na drużynę.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Image and video hosting by TinyPic

Liga cierpień. To o Szczęsnym w Champions League.

W Lechu wielkie napięcie, a w Legii – spokój. Ale te teksty, które zapowiadają mecz w Wyborczej czy Rzepie, w zupełności wystarczą. Lecimy dalej, raz jeszcze rozmowa z Leśnodorskim. Jesteśmy gotowi na Ligę Mistrzów.

Image and video hosting by TinyPic

Przecież to Maciej Sadlok był alternatywą dla Nasticia.
– To zupełnie inny temat. Z Wisłą rozmawialiśmy od początku okna transferowego, ale okazało się, że to bardzo bogaty klub. To niesamowite. Stać ich było na to, by odrzucić naprawdę dobrą ofertę (Legia dawała 1,5 miliona złotych – przyp.red.).

(…)

Co się dzieje z waszym funduszem transferowym?
– Fundusz angażuje się w tej chwili w czterech zawodników: Guilherme, Michała Masłowskiego, Aleksandara Prijovicia i młodego Michała Górala z SMS Łódź, którego kupiliśmy i od razu wypożyczyliśmy na rok do obecnego klubu. Z funduszu pokrywamy mniejszą część wydatków na transfer. Dzięki temu ponosimy mniejsze ryzyko.

(…)

Teraz priorytetem jest dla was odzyskanie mistrzostwa?
– Jeśli chcemy zagrać w Lidze Mistrzów, to nie ma o czym dyskutować. A chcemy i uważamy, że na wszystkich innych poziomach do tego dorośliśmy. Większość ludzi z innych europejskich klubów, którzy byli u nas, ma podobne zdanie. Teraz trzeba udowodnić to na boisku.

Przepis na sukces? Sobiech odstawił kawę i gra jak z nut.

Image and video hosting by TinyPic

Zmienił pan jadłospis?
– To bardziej skomplikowane. Z Edwardem Kowalczukiem, naszym specjalistą od przygotowania fizycznego, zastanawialiśmy się, co jest przyczyną moich częstych urazów, głównie naderwań mięśni i więzadeł. Miałem już dość leczenia. Jestem w Hannoverze od czterech lat, a połowę czasu spędziłem u lekarzy. Każdy uraz wyprowadzał mnie z równowagi. W końcu Edward, po konsultacji z medykami, zaproponował, bym poddał się dokładnej analizie krwi, pod kątem odżywiania. Wyszło, że z 300 produktów aż 60 mi szkodzi. Organizm ich nie toleruje.

Co znalazło się na liście zakazanych?
– Między innymi gluten, nabiał, pomarańcze, banany, czekolada. Również ziarna kawy. Lubiłem wypić sobie kawkę, teraz to odpada.

Podobną analizę miał kiedyś Jakub Błaszczykowski. Odżywiał się zgodnie z wynikami badań i dłuższy czas omijały go kontuzje.
– Coś w tym musi być. Czuję się znakomicie, w dwóch ostatnich miesiącach nic mi nie dokuczało. Nie odrywał się żaden mięsień. Zasuwam na pełnych obrotach i nic złego się nie dzieje. Co prawda zdarzyły się trzy dni przerwy, bo na treningu zderzyliśmy się z bramkarzem głowami. Zaszumiało mi, miałem trzy dni odpoczynku. Co do diety, jestem już przyzwyczajony, ale początek nie był łatwy. Moja dziewczyna Bogna szykowała jedzenie z listą w ręku. Na szczęście śmiało mogę jeść mięsa i ryby. Jadam głównie w domu, bo w restauracjach zaraz trafi się na coś zakazanego.

Pozostałe krótkie informacje ligowe, jak i fragment wywiadu z Krasiciem, rzucaliśmy już przy okazji Faktu. Tutaj jeszcze o tym, że beniaminek z Niecieczy nauczył się Ekstraklasy, a Grajciar ze Śląska się przebudził.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...