Jak zamykać gęby, to właśnie w taki sposób! Tydzień temu wyżej podpisany stwierdził, że należy sobie dać spokój, bo nic z tego nie będzie, Spartak Trnawa jest przeważnie nie do ruszenia dla polskich drużyn, no a dziś trzeba brać popiół i sypać nim głowę. Wisła pokonała Słowaków w rzutach karnych i gra dalej w eliminacjach Ligi Konferencji!
Trylogia się więc nie dopełnia – Spartak po Legii i Lechu miał ochotę wyrzucić z pucharów wszystkie najpotężniejsze polskie kluby w XXI wieku (wygrał tylko nowobogacki Raków), ale Wisła się nie dała. Mimo że cholernie daleko ma do swoich najlepszych czasów, to na Spartak i tak wystarczyło.
W NIEZWYKŁYM STYLU.
Wszystko rozstrzygnęło się po rzutach karnych, gdzie:
- obejrzeliśmy 14 serii
- nieznany z niczego specjalnie ciekawego w Ekstraklasie Bainović miał uderzenie na awans w piątej serii, ale bliżej mu było do Beckhama z Euro 2004 niż celu
- Kamil Broda – bramkarz Wisły, gdyby ktoś nie wiedział – swoją jedenastkę zmarnował
- … ale sędzia pozwolił mu ją powtórzyć, bo Frelih wyszedł za linię
I kiedy wydawało się, że to się nie skończy, skończyło się, tak cudownie dla Wisły.
Natomiast podkreślmy – to awans zasłużony.
Oglądało się ekipę Moskala znakomicie, bo wreszcie miała to, czego kompletnie jej zabrakło na wyjeździe – agresję. Pamiętacie bramkę na 1:1 w pierwszym meczu? Zero doskoku do Durisa, który w polu karnym mógł zrobić wiele, więc oczywiście wybrał strzelenie gola. Tutaj przez długi czas było to nie do pomyślenia – Wiślacy nie odpuszczali żadnej piłki, a jeśli któryś z przyjezdnych chciał się podrapać po nosie, musiał zapytać o zgodę.
Była zawziętość, rozmach. Przy 2:0 pewnie wiele drużyn mogłoby się zastanowić, czy jednak się nie cofnąć i nie poczekać do dogrywki, albo wręcz karnych. Widzieliśmy to wielokrotnie. Natomiast nie był to przypadek Wisły, która momentami napieprzała w tych Słowaków, choć w podstawowym czasie nie chciało jej na 3:0 wpaść.
Wpadło ostatecznie w dogrywce, wcześniej bramkę strzelili – a jakże – Rodado z karnego, a potem Starzyński po “interwencji” obrońcy, który chciał się uchylić od piłki, ale ta trafiła go w głowę.
Bo to jest taki rywal, coś jak potwór za dzieciaka pod łóżkiem. Wyobrażamy sobie, że czyha tam nie wiadomo co jak groźnego, a nic tam nie ma, trochę kurzu i może jakiś mniej używany pluszak. Spartaka też nie należy się bać, to słaba drużyna złożona ze słabych piłkarzy (no przecież z ekstraklasowych odrzutów).
Niemniej ten strach doszedł do głosu, kiedy Spartak trafił na 3:1. Wówczas na ten jeden moment obrona Wisły się zawiesiła, zabrakło krycia, doskoku, koncentracji i katastrofa była blisko. Tym bardziej że potem Mikulec zmarnował sam na sam i gdyby trzeba było do tej sytuacji wracać po przegranych karnych… Ojej. Uwierzylibyśmy w tego potwora spod łóżka. Ale wierzyć nie musimy, bo został okiełznany i można spać spokojnie (choć czy Kraków pójdzie dziś spać…).
Warto też zauważyć, że krakowianie punktują w rankingu. Dołożyli już tyle samo łupów do rankingu, co Pogoń w swoim najlepszym sezonie. Ktoś powie, że Pogoń nie spadała z Ligi Europy, ale przecież nikt jej nie bronił się tam dostać i potem spaść.
Brawo, Wisło. Walcz dalej, zamykaj gęby częściej. Zaserwowałaś przepiękny wieczór!
Wisła Kraków – Spartak Trnawa 4:1 (po rzutach karnych)
Rodado 42′ Starzyński 60′ Uryga 98′ (d.) – Duris 107′
12:11 w rzutach karnych
WIĘCEJ O PUCHARACH:
- Burackie zachowanie Goncalo Feio. Czy ktokolwiek jest zaskoczony?
- Takiego wała. Legia słaba, ale wciąż nie do ubicia!
- Goncalo Feio po meczu z Broendby: O Legię walczy się do śmierci
Fot. Newspix