Reklama

Chelsea, Galatasaray, Atletico… O porażkach Realu Madryt w Superpucharze Europy

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

14 sierpnia 2024, 13:03 • 7 min czytania 3 komentarze

Jeśli chodzi o decydujące starcia w Pucharze Mistrzów, Real Madryt od dekad sprawia wrażenie niemożliwego do pokonania. Nawet jeśli finały Champions League toczą się nie po myśli „Królewskich”, nawet gdy przewaga rywala wygląda na absolutnie miażdżącą, to Real i tak znajduje jakiś sposób, by przetrwać najtrudniejsze chwile i samemu wyprowadzić zabójczy cios w najmniej spodziewanym momencie. Inaczej sprawy mają się jednak w Superpucharze Europy. Owszem, tutaj też „Los Blancos” na ogół triumfują, ale nie są aż tak skuteczni.

Chelsea, Galatasaray, Atletico… O porażkach Realu Madryt w Superpucharze Europy

Przypominamy zatem – niejako w formie przystawki przed dzisiejszym meczem Realu z Atalantą Bergamo na Stadionie Narodowym w Warszawie – okoliczności porażek madrytczyków w starciach o kontynentalny superpuchar.

(1998) Chelsea FC 1:0 Real Madryt

„Los Blancos” po raz pierwszy wystąpili w starciu o Superpuchar Europy w 1998 roku. Madrycka drużyna znajdowała się jednak wówczas w dziwacznym położeniu – wprawdzie sezon 1997/98 udało jej się spuentować wyczekiwanym od dekad triumfem w Pucharze Mistrzów, ale jednocześnie na krajowym podwórku Real zawiódł na całej linii i uplasował się dopiero na czwartej pozycji w hiszpańskiej ekstraklasie. W efekcie z posadą szkoleniowca „Królewskich” pożegnał się Jupp Heynckes. Niemiec dowiedział się o swoim zwolnieniu zaledwie osiem dni po tym, jak świętował z zespołem zwycięstwo nad Juventusem w finale Champions League.

Zwycięstwo, dodajmy, niespodziewane. Rzecz jasna Real dysponował wówczas gwiazdorskim składem, ale to „Stara Dama” przystępowała do finałowego starcia jako faworyt. – Gdybyśmy nie zdobyli Pucharu Europy, byłby to nasz najgorszy sezon od lat – skwitował prezes Lorenzo Sanz, uzasadniając rozstanie z Heynckesem.

Kandydatem numer jeden do zastąpienia Niemca na ławce trenerskiej Realu był ponoć Arsene Wenger, ale szefostwo madryckiego klubu nie zdołało przekonać Francuza do przeprowadzki do stolicy Hiszpanii. Krótkotrwałe okazało się również porozumienie z Jose Antonio Camacho. Hiszpański szkoleniowiec, który na status legendy „Los Blancos” zapracował jeszcze jako piłkarz, w lipcu 1998 roku podpisał kontrakt z Realem, lecz zrezygnował ze stanowiska po zaledwie trzech tygodniach. Jego kłótnie z przełożonymi były tak częste i intensywne, że kontynuowanie współpracy nie miało najmniejszego sensu. – To nie jest mój Real – podsumował gorzko Camacho na łamach „Mundo Deportivo”. – Nie wiem, do czego przyzwyczajono się w Realu w ostatnich latach. Kocham ten klub, ale dziś go nie poznaję. Nie tego spodziewałem się po zarządzie. Żal mi tylko kibiców, którzy tak cieszyli się na mój powrót. Zatrzymywali mnie na ulicach i mówili, że razem wygramy wszystko.

Reklama

Tak czy owak, coraz bardziej zdesperowany prezes Sanz musiał po raz kolejny ruszyć na poszukiwania trenera. No i zdołał w ekspresowym tempie upolować fachowca z najwyższej półki – na Estadio Santiago Bernabeu zameldował się Guus Hiddink, do niedawna selekcjoner reprezentacji Holandii. Tylko że Hiddink nie miał już zbyt wiele czasu, by uporządkować sytuację w zespole. I między innymi dlatego kadencję zaczął od przegranego starcia o Superpuchar Europy.

Madrytczycy polegli 0:1 w konfrontacji z Chelsea, która przystąpiła do tego spotkania jako triumfator Pucharu Zdobywców Pucharów.

Jak się wkrótce okazało, był to nie najlepszy początek kompletnie nieudanej trenerskiej przygody.

Hiddink utrzymał się bowiem na stołku zaledwie przez pół roku. Odszedł w lutym, tuż po… wygranym 1:0 meczu z Racingiem Santander. Trzeba wszakże zaznaczyć, że nieco wcześniej „Królewscy” zebrali manto od Barcelony (0:3), Deportivo La Coruna (0:4) czy Athleticu Bilbao (0:1). Na dodatek szkoleniowiec Realu nie pomagał sobie wystąpieniami medialnymi i bezkompromisową postawą w rozmowach z szefostwem. – W przyszłym sezonie może mnie tu już nie będzie. To nie zależy ode mnie, więc o tym nie myślę. Chodzi mi w tej chwili o dobro klubu, a klub musi być bardziej profesjonalny. Nowocześniejszy – wypalił Hiddink do Lorenzo Sanza na kilka tygodni przed rozstaniem z Realem. O burzliwych dyskusjach trenera z prezesem rozpisywało się „El Mundo”. – Sukces takich zespołów jak Ajax, Manchester United czy Juventus bierze się z ich polityki transferowej. Nie można kolekcjonować w składzie elitarnych zawodników. Sytuacja staje się dla nich zbyt komfortowa i tracą ambicję. Trzeba kupować piłkarzy, wykorzystywać ich w najlepszym okresie kariery i się z nimi żegnać, zastępując nowymi gwiazdami, spragnionymi sukcesu.  

Sanz nie chciał słuchać porad Hiddinka i go pożegnał, zresztą w bardzo nieelegancki sposób. Ale, jeśli się nad tym chwilę zastanowić, to nauki Holendra wcale nie poszły w las. Bo czy Florentino Perez nie zarządzał w ostatnich latach Realem zgodnie z taką właśnie filozofią?

Reklama

(2000) Galatasaray SK 2:1 (p.d.) Real Madryt

W kolejnych miesiącach karuzela trenerska na Estadio Santiago Bernabeu wcale nie zwolniła. Miejsce Hiddinka na ławce trenerskiej „Los Blancos” zajął doświadczony John Toshack, dla którego było to drugie podejście do prowadzenia Realu. Brytyjczyk cudów jednak nie zdziałał. Wprawdzie zakończenie sezonu 1998/99 na drugim miejscu w ligowej tabeli zostało powszechnie uznane za solidny i obiecujący rezultat, biorąc pod uwagę skomplikowane okoliczności, ale beznadziejny start kolejnej kampanii ligowej szybko zachwiał pozycją Toshacka. Na konsekwencje nie trzeba było długo czekać – w listopadzie 1999 roku Lorenzo Sanz podziękował Walijczykowi.

Można powiedzieć, że Toshack powtórzył los swojego poprzednika. On również pozwolił sobie na kilka ostrych wypowiedzi pod adresem władz Realu oraz własnych podopiecznych. Kwestionował zresztą nie tylko zaangażowanie niektórych zawodników, ale nawet ich umiejętności. Kiedy bramkarz Albano Bizzarri zawalił mecz z Rayo Vallecano, szkoleniowiec „Królewskich” załamał ręce na konferencji prasowej. – Bizzarri przepuszcza takie strzały, że chce mi się płakać – ocenił.

Prezes Sanz zarządzał, by trener publicznie przeprosił pognębionego piłkarza. – Prędzej świnia przeleci nad Bernabeu, niż wycofam moje słowa – odparował Toshack.

Stało się jasne, że dni Walijczyka są policzone. W kryzysowej sytuacji Sanz zwrócił się zatem w stronę Vicente del Bosque, który już dwukrotnie chwytał w Realu za ster jako szkoleniowiec tymczasowy. Wydawało się zresztą, że tym razem będzie podobnie. Media prześcigały się bowiem w spekulacjach na temat docelowego następcy Toshacka. Wśród kandydatów wymieniano przede wszystkim Fabio Capello, Victora Fernandeza oraz Jorge Valdano. Plotkowano także o lukratywnej ofercie złożonej rzekomo Johanowi Cruyffowi. Ale mijały kolejne tygodnie, a na ławce trenerskiej „Los Blancos” wciąż zasiadał del Bosque. Nawet mimo tego, że w czwartym meczu jego zespół przerżnął 1:5 z Realem Saragossa, a w styczniu nie zdołał zatriumfować w Klubowych Mistrzostwach Świata. Choć dziennikarze nerwowo przebierali nogami w oczekiwaniu na kolejną chryję na Estadio Santiago Bernabeu, del Bosque zdawał się być tym wszystkim niewzruszony. Nie bez kozery zwano go zresztą „Sfinksem”.

Cierpliwość Sanza była w tym przypadku tym bardziej zdumiewająca, że sezon ligowy 1999/2000 był w wykonaniu Realu naprawdę beznadziejny. „Królewscy” zakończyli rywalizację dopiero na piątym miejscu w stawce, ledwie-ledwie przekraczając barierę 60 punktów. Nie udało im się też zwyciężyć w Pucharze Króla. Dotarli jednak nieoczekiwanie do finału Champions League i to wystarczyło, by del Bosque dostał duży kredyt zaufania. Jeszcze przed decydującym starciem z Valencią do mediów wyciekła informacja, że del Bosque otrzymał propozycję nowego kontraktu i wreszcie przestaje być „tymczasowym” trenerem Realu.

Zwycięstwo 3:0 z Valencią tylko potwierdziło, że „Sfinksowi” naprawdę warto zaufać. Aczkolwiek następna kampania zaczęła się dla Realu nie najlepiej, bo od kolejnego niepowodzenia w rywalizacji o Superpuchar Europy. Tym razem mocniejsze od „Los Blancos” okazało się Galatasaray.

Był to dla ekipy ze stolicy Hiszpanii wyjątkowo zimny prysznic. Real przystąpił bowiem do rywalizacji z Galatasaray już z przebojowym Florentino Perezem w fotelu prezesa i ściągniętym w atmosferze skandalu Luisem Figo w wyjściowej jedenastce. Nowego gwiazdora „Królewskich” przyćmił jednak nowy bohater drużyny ze Stambułu – Mario Jardel, który zapisał na swoim koncie oba trafienia dla Galatasaray, w tym złotego gola w 102. minucie spotkania.

(2018) Atletico Madryt 4:2 (p.d.) Real Madryt

Późniejsze występy Realu w meczach o Superpuchar Europy to już pasmo sukcesów. „Królewscy” pokonywali wszak triumfatorów Pucharu UEFA / Ligi Europy w 2002, 2014, 2016, 2017 i 2022 roku. Ale przytrafiło im się jeszcze jedno superpucharowe potknięcie, o którym nie sposób nie wspomnieć. 16 sierpnia 2018 roku w Tallinnie Real musiał uznać wyższość swoich wielkich oponentów zza miedzy – Atletico wygrało wówczas z sąsiadami 4:2 po dogrywce.

Spotkanie było wyjątkowe z wielu powodów.

Po pierwsze – wcześniej Real dwa razy ogrywał Atletico w finałach Ligi Mistrzów, więc „Los Colchoneros” pałali żądzą rewanżu na międzynarodowej arenie. Po drugie – na miesiąc przed Superpucharem Europy z Realem pożegnał się Cristiano Ronaldo, przez lata gwiazdor numer jeden na Estadio Santiago Bernabeu. I wreszcie po trzecie – zespół „Los Blancos” opuścił także trener Zinedine Zidane, pod którego wodzą madrytczycy trzy razy z rzędu zwyciężali w Lidze Mistrzów. Niby więc Real przystępował do starcia z Atletico jako totalny dominator europejskich rozgrywek, a jednak jego postawa była w gruncie rzeczy wielką niewiadomą.

No i cóż, Julen Lopetegui nie zrobił zbyt imponującego pierwszego wrażenia jako szkoleniowiec „Królewskich”. Choć w sierpniu 2018 roku nikt jeszcze nie mógł przypuszczać, że kadencja Hiszpana w Realu zakończy się po zaledwie czternastu rozegranych spotkaniach.

***

O ile zatem w finałach Ligi Mistrzów zawodnicy Realu Madryt od blisko trzech dekad sprawiają wrażenie nieuchwytnych, tak w Superpucharze Europy od czasu do czasu przytrafiają im się niepowodzenia. Czy Atalanta Bergamo znajdzie jednak sposób na ekipę Carlo Ancelottiego?

Przekonamy się już dziś wieczorem w Warszawie.

CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:

fot. NewsPix.pl

Za cel obrał sobie sportretowanie wszystkich kultowych zawodników przełomu XX i XXI wieku i z każdym tygodniem jest coraz bliżej wykonania tej monumentalnej misji. Jego twórczość przypadnie do gustu szczególnie tym, którzy preferują obszerniejsze, kompleksowe lektury i nie odstraszają ich liczne dygresje. Wiele materiałów poświęconych angielskiemu i włoskiemu futbolowi, kilka gigantycznych rankingów, a okazjonalnie także opowieści ze świata NBA. Najchętniej snuje te opowiastki, w ramach których wątki czysto sportowe nieustannie plączą się z rozważaniami na temat historii czy rozmaitych kwestii społeczno-politycznych.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Co zazwyczaj mówi piłkarz po transferze do Rakowa? Ja tylko przejazdem

Paweł Paczul
14
Co zazwyczaj mówi piłkarz po transferze do Rakowa? Ja tylko przejazdem

Hiszpania

Ekstraklasa

Co zazwyczaj mówi piłkarz po transferze do Rakowa? Ja tylko przejazdem

Paweł Paczul
14
Co zazwyczaj mówi piłkarz po transferze do Rakowa? Ja tylko przejazdem

Komentarze

3 komentarze

Loading...