Skoro poznaliśmy już obu finalistów mistrzostw Europy, to warto pokusić się o podsumowanie ich dotychczasowych turniejowych dokonań. No i gdybyśmy mieli wskazywać faworyta finału EURO 2024 na bazie tego, co wydarzyło się w ostatnich tygodniach, to murowanym kandydatem do złota byłaby reprezentacja Hiszpanii. O ile bowiem Anglicy pokazali się z naprawdę dobrej strony tak naprawdę dopiero w półfinałowym meczu z Holandią, tak “La Roja” od samego początku turnieju imponuje formą, wyróżniając się nie tylko na tle “Synów Albionu”, ale i mistrzów Europy z przeszłości. Triumfatorzy EURO na ogół docierali do finału turnieju znacznie mniej krętymi ścieżkami.
Bezkonkurencyjni Hiszpanie
Podsumujmy, jak wyglądała droga Hiszpanów do finału turnieju:
- zaczęło się od efektownego zwycięstwa 3:0 z Chorwatami, trzecią drużyną mundialu w Katarze;
- potem “La Roja” pokonała 1:0 Włochów, czyli obrońców tytułu;
- w trzeciej kolejce fazy grupowej Hiszpanie wygrali 1:0 z Albanią;
- w 1/8 finału rozbili 4:1 Gruzję, rewelację mistrzostw;
- z kolei w ćwierćfinale wygrali po dogrywce (2:1) z Niemcami, gospodarzami imprezy;
- no a w półfinale okazali się lepsi od Francuzów, aktualnych wicemistrzów świata.
Sześć meczów, sześć zwycięstw. Ani jednego potknięcia, ani jednego awansu po serii rzutów karnych, który można by było uznać za szczęśliwy lub niezasłużony. Naturalnie Hiszpanie mieli też swoje kłopoty, przede wszystkim w starciu z reprezentacją Niemiec, no ale nie bez kozery to spotkanie było nazywane przedwczesnym finałem EURO 2024, prawda? W Stuttgarcie starły się ze sobą zespoły bez wątpienia prezentujące najlepszy futbol na tym turnieju. I ekipa z Półwyspu Iberyjskiego także i z tej niełatwej konfrontacji wyszła zwycięsko. Dlatego naprawdę trudno Hiszpanom cokolwiek podczas tych mistrzostw zarzucić.
Grają najpiękniej.
Wygrywają mecz za meczem.
No i z godną podziwu regularnością kładą na łopatki przeciwników z najwyższej półki.
Przynajmniej na papierze, bo oczywiście trzeba brać poprawkę na fakt, że na przykład Włosi zaprezentowali się na tych mistrzostwach bardzo kiepsko, podobnie zresztą jak Chorwaci. Choć akurat ci drudzy mogliby się jeszcze w swoim stylu rozpędzić wraz z rozwojem turnieju, gdyby nie dostali na dzień dobry trzech ciosów prosto w szczękę od podopiecznych Luisa de la Fuente. Po takim laniu trudno już było Luce Modriciowi i spółce wejść na odpowiednie tory.
Jakkolwiek jednak spojrzeć, Hiszpanie mają w tej chwili na rozkładzie wicemistrzów oraz trzecią drużynę globu, gospodarzy turnieju, obrońców tytułu, a mogą też dołożyć do kolekcji zwycięstwo w finale nad wicemistrzami Starego Kontynentu z 2021 roku, o ile oczywiście wyjdą z tarczą z potyczki z Anglikami w Berlinie. Już teraz “La Roja” może się zresztą poszczycić bezprecedensowym wyczynem, bo została pierwszą ekipą w historii mistrzostw Europy, której udało się zanotować podczas turnieju sześć zwycięstw. Porównajmy zatem króciutko drogę Hiszpanów do finału ze ścieżkami, jakimi podążali mistrzostwie sprzed lat.
Tegoroczni finaliści na tle mistrzów sprzed lat
Nie ma sensu nurkować zbyt głęboko w kronikach, ponieważ turniej w swoim obecnym kształcie nie może być w jakikolwiek sposób porównywany z cztero- czy nawet ośmiozespołowymi mistrzostwami. Zacznijmy więc od historii najnowszej. I tutaj od razu przypomina się droga Portugalii po mistrzostwo Europy w 2016 roku.
Podopieczni Fernando Santosa nie wygrali wówczas ani jednego spotkania w fazie grupowej – podzielili się punktami kolejno z Islandią, Austrią oraz Węgrami. W 1/8 finału pokonali po dogrywce Chorwatów, a w ćwierćfinale awans zapewnili sobie dopiero w serii rzutów karnych i chyba nie trzeba przypominać, kto był wówczas ich oponentem. Natomiast w półfinale turnieju Cristiano Ronaldo i jego koledzy po raz pierwszy i ostatni na tym EURO przypieczętowali zwycięstwo w trakcie podstawowego czasu gry – zatriumfowali 2:0 w starciu z wycieńczoną Walią. W finale potrzebowali zaś dogrywki, by zdobyć gola na wagę wygranej 1:0 z Francją.
“Trójkolorowi” – gospodarze imprezy – byli zresztą zdecydowanie najsilniejszym rywalem, na jakiego Portugalia wtedy trafiła. Powiedzmy sobie zatem szczerze, że na tle tegorocznych wyczynów reprezentacji Hiszpanii, droga Portugalczyków do finału EURO 2016 wygląda wręcz na spacerek. Chyba nawet Anglicy, ostro krytykowani właściwie od samego początku turnieju, dotarli do finału w nieco bardziej przekonującym stylu. Cokolwiek powiedzieć, oni przynajmniej nie drżeli o wyjście z grupy.
A jak to wyglądało przed trzema laty z reprezentacją Włoch?
No, tutaj już znajdziemy więcej punktów wspólnych z Hiszpanami. Podopieczni Roberto Manciniego przeszli bowiem przez fazę grupową jak burza, demolując w niej Turków i Szwajcarów, a także wygrywając z Walijczykami. Potem zaczęły się jednak schody. Starcie z Austrią w 1/8 finału Italia rozstrzygnęła na swoją korzyść dopiero w dogrywce. Niesamowita ćwierćfinałowa batalia z reprezentacją Belgii także nie należała do najłatwiejszych. Później Włosi potrzebowali już rzutów karnych, by przypieczętować swój swój sukces – konkursem jedenastek zakończyła się zarówno ich półfinałowa konfrontacja z Hiszpanią, jak i finał z Anglią.
Czy mieliśmy zatem w najnowszej historii mistrzostw Europy drużynę, którą można porównywać z tegoroczną Hiszpanią, jeśli chodzi o klasę pokonanych przeciwników na drodze do wielkiego finału turnieju? Na pierwszy plan wysuwa się tu dość niespodziewanie… Grecja, bo podopieczni Otto Rehhagela w fazie pucharowej EURO 2004 powalili na deski kolejno: obrońców tytułu (Francję), najefektowniej grającą ekipę turnieju (Czechy) oraz gospodarzy (Portugalię). Było to zresztą ich drugie zwycięstwo nad Portugalczykami, bo wcześniej znaleźli też na nich sposób w pierwszej kolejce fazy grupowej. Tylko że w drugim grupowym starciu Grecja jedynie zremisowała z Hiszpanią, a w trzeciej serii spotkań uległa reprezentacji Rosji. Nie była więc niepokonana, tak jak Hiszpania w 2024 roku.
To może trzeba się cofnąć do wyczynów “La Roja” z EURO 2008? Podopieczni Luisa Aragonesa w fazie grupowej zwyciężyli wspomnianą Grecję, broniącą wtedy tytułu, i to grając na poły rezerwowym składem. Z kolei w ćwierćfinale wyeliminowali Włochów – ówczesnych mistrzów świata. Tylko że do pokonania “Squadra Azzurra” potrzebne były Hiszpanom rzuty karne, ponieważ po dogrywce stadionowy zegar w Wiedniu wciąż wskazywał bezbramkowy remis.
Francja na EURO 2000? Przegrała w grupie z fenomenalnie dysponowaną Holandią. Niemcy w 1996 roku? Cóż, mieli mocny zestaw przeciwników, ale nie aż tak utytułowanych jak obecnie Hiszpanie, no i gracze Bertiego Vogtsa zanotowali jeden remis w grupie, a w półfinale pokonali grających u siebie Anglików dopiero po karnych. To samo w przypadku reprezentacji Hiszpanii na EURO 2012, która straciła punkty w pierwszym meczu fazy grupowej, a półfinałowe starcie z Portugalią rozstrzygnęła w serii jedenastek. Na kogokolwiek więc nie spojrzymy, ten wypada mimo wszystko mniej okazale od Hiszpanii na dobiegającym właśnie końca turnieju.
Ku przestrodze
Oczywiście wszystko to nie musi mieć znaczenia w kontekście losów finału. To fakt, że Anglia podczas EURO 2024 męczyła się z wieloma znacznie niżej notowanymi przeciwnikami, a w spotkaniu ze Słowacją była wręcz o włos od zawstydzającej klęski. Ale, jako się rzekło, drużyna dowodzona przez Garetha Southgate’a to co najlepsze – przynajmniej jak do tej pory – zademonstrowała w półfinale, co może oznaczać, że forma wyspiarzy, powoli bo powoli, ale jednak rośnie.
Z drugiej zaś strony, Hiszpanie wciąż nie rozegrali na tych mistrzostwach meczu, który można by było potraktować jako kryzysowy, nieudany. Jeśli jednak w niedzielę zwyciężą po raz siódmy z rzędu, znów z topowym przeciwnikiem, będzie się można tylko zgiąć w głębokim ukłonie.
Tytułu wywalczonego z takim przytupem nikt nie ośmieli się deprecjonować.
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Przeprośmy Southgate’a. Żaden angielski selekcjoner tego nie dokonał…
- Kroos głosem ludu. Migracja przeciąża Niemcy [REPORTAŻ]
- Diament wśród kominów. Düsseldorf to najfajniejsze miasto w Niemczech [REPORTAŻ]
fot. FotoPyk