Reklama

Niebieskich wyjątkowe przypadki spadków (i awansów) oraz frekwencji

AbsurDB

Autor:AbsurDB

14 maja 2024, 11:39 • 11 min czytania 8 komentarzy

Wygrana Puszczy z Wartą przypieczętowała spadek Ruchu Chorzów z Ekstraklasy. “Niebiescy” mają siedem punktów straty do bezpiecznej Cracovii i nie dadzą rady odrobić tej straty w dwóch meczach, które im pozostały: w Kielcach oraz na Stadionie Śląskim z Cracovią. Ruch nie jest jednak w tym sezonie typowym spadkowiczem. Pobił wiele rekordów.

Niebieskich wyjątkowe przypadki spadków (i awansów) oraz frekwencji

Serie spadków – serie awansów

Na świecie jest kilkadziesiąt klubów, które zaliczyły trzy kolejne awanse z rzędu – część z nich dokonała tego w drodze na najwyższy szczebel rozgrywkowy. Ruch został w zeszłym sezonie pierwszym takim klubem w Polsce. Co ciekawe, w tym miesiącu rekordowy piąty awans z rzędu zanotował algierski Olympique Akbou, który zaczynając od siódmej (!) ligi w 2019 roku awansuje sezon po sezonie. Nieco pomogła mu w tym likwidacja piątego szczebla ligowego w Algierii oraz nierozegranie jednego sezonu w trakcie pandemii.

Jest też niewielkie grono klubów, które zaliczyły trzy spadki z rzędu zaczynając od najwyższej ligi w danym kraju. Także na tej liście jest chorzowski klub i jest jedynym zespołem na świecie, który zdołał zarówno… zlecieć trzy sezony z rzędu, jak i awansować do wyższej ligi także rok po roku w ciągu trzech lat. Co ciekawe, w przypadku “Niebieskich” obie serie przedzielał tylko jeden rok bez zmiany ligi – covidowy sezon 2019/20, w którym rozgrywki nie zostały dokończone.

Pierwsze 65 lat istnienia Ruchu Chorzów to czasy spokoju i stabilności. Nawet jeżeli klub przestawał zdobywać tytuły mistrzowskie, czy nawet medale, to nie spadał z ligi, ani oczywiście nie awansował. W 1927 był wśród założycieli Ligi Polskiej. Po wojnie w 1947 roku bez większych problemów zakwalifikował się do reaktywowanej pierwszej ligi. W 1987 PZPN unieważnił wygraną w Lubinie ze względu na brak zaangażowania gospodarzy. W barażach i utrzymanie z Lechią bramkarz śląskiej drużyny – Janusz Jojko – wrzucił sobie piłkę do bramki. Jednak już po roku Ruch z dużą przewagą powrócił do Ekstraklasy. Podobnie było po spadku w 1995 roku. W 2003 powrót zajął już nieco dłużej, bo cztery lata. W 2017 wszystko się jednak posypało. Chorzowianie po spadku zajęli ostatnie miejsce także na zapleczu Ekstraklasy i w kolejnym sezonie w II lidze. Wydawało się, że klubu nic już nie uratuje. Tym bardziej, gdy w sezonie 2019/20 nie udało się awansować, a gdyby nie przerwanie sezonu przez pandemię, byłoby to całkiem realne. Jak się jednak okazało był to początek serii fantastycznych kolejnych awansów aż do wymarzonej Ekstraklasy.

Kiepskie perspektywy

Ostatnim sezonem rozegranym w całości, po którym Ruch nie zmienił ligi, w której gra był sezon… 2015/16, gdy zajął ósme miejsce w Ekstraklasie, a w klubie grali tacy piłkarze jak Łukasz Surma i Marek Zieńczuk.

Reklama

Seria chorzowian już w zeszłym roku była więc bezprecedensowa, a po tegorocznym spadku jest jeszcze bardziej wyjątkowa. Poszukałem klubów, które po trzech kolejnych awansach z rzędu dostały się do najwyższej ligi w kraju, po czym od razu z niej spadły.

Pierwsze było Dünamo Tallinn. Klub został stworzony przez Sowietów w 1940 roku i dziesięciokrotnie był mistrzem Estońskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. Po odzyskaniu niepodległości szło mu coraz gorzej, by w 2002 roku spaść aż na czwarty szczebel rozgrywek. Potem jednak dwa razy awansował aż na zaplecze Meistriliigi. Zajął tam czwarte miejsce, z mocno ujemnym bilansem bramek, ale… okazało się to wystarczające do promocji, by wyprzedziły go rezerwy Levadii, które nie mogły awansować oraz Tervis Parnawa, który zrezygnował z awansu. Pobyt w najwyższej lidze okazał się mocno bolesny. Ostatnie miejsce, zaledwie dwanaście punktów w 36 meczach i 157 straconych goli – oznaczało to spadek. Również w kolejnym sezonie klub spadł tym razem do trzeciej ligi – to ważna przestroga dla Ruchu Chorzów. Jeszcze kilka lat temu grał na czwartym szczeblu, ale dziś próżno szukać go w tabelach ligowych.

Sukces Estończyków powtórzył szkocki klub w 2007 roku. Miejscowość Gretna leży milę od granicy angielsko-szkockiej i przez kilkadziesiąt lat występowała w ligach angielskich. W 2002 została w końcu po latach prób przyjęta do ligi szkockiej, a dzięki temu że w krótce zainwestował w nią milioner Brooks Mileson, zaczęła w 2005 roku piąć się w górę sezon po sezonie. Po trzech awansach z rzędu klub w 2007 zameldował się w szkockiej Premier League, a dzięki występowi w finale Pucharu Szkocji, zagrali także w Pucharze UEFA. Polegli tam z Derry City – z klubem, który jest z Irlandii Północnej, ale reprezentuje Republikę Irlandii. Wtedy posypało się zdrowie właściciela, a wraz z nim finanse i wyniki klubu. Pensje nie były płacone, sztab i zawodnicy rozjechali się po innych klubach. Jednym z tych, którzy trwali przy klubie do końca był polski bramkarz Artur Krysiak, który w czterech meczach wpuścił tylko siedem goli. To nie tak dużo, bo w całym sezonie Gretna straciła ich 83 w 38 spotkaniach, a raz polski golkiper znalazł się nawet w jedenastce kolejki!  Na mecz zdegradowanej już Gretny z Inverness przyszło… zaledwie czterystu widzów. Kolejne ostrzeżenie dla Ruchu: szkocki klub został po tamtym sezonie zlikwidowany.

Brazylijski klub Centro Sportivo Alagoano dzięki świetnej grze w lidze stanowej w 2016 zakwalifikował się do rozgrywek czwartej ligi – Série D, w której zajął trzecie miejsce – dające awans do trzeciej ligi, którą rok później wygrał, po czym zajął drugie miejsce na drugim poziomie rozgrywkowym. Dzięki temu w 2019 roku klub, jako jedyny w Brazylii grający na stadionie noszącym nazwę „Króla Pele”, powrócił na najwyższy szczebel. Tam jednak wyprzedził jedynie Avaí oraz Chapecoense. Ten drugi jest znany na całym świecie od czasów katastrofy samolotu, w której zginęli jego gracze trzy lata wcześniej. CSA spadł do drugiej ligi, w której miał pecha. Najpierw o włos dwa razy z rzędu przegrał awans zajmując najwyższe miejsce, nie dające promocji do najwyższej klasy rozgrywek. Następnie w 2022 spadł do trzeciej ligi, a do utrzymania zabrakło mu dwóch punktów. Dziś Centro Sportivo Alagoano gra na trzecim szczeblu rozgrywek i to także nie jest historia, którą chcieliby powtórzyć “Niebiescy”.

Jest nadzieja

Dopiero ostatni klub może wlać nieco nadziei w serca fanom Ruchu. W 2005 roku klub z dzielnicy Stambułu – Kasımpaşa wygrał czwartą ligę. Nowy stadion, nazwany imieniem Prezydenta Turcji – Recepa Tayyipa Erdoğana, pochodzącego z tej samej dzielnicy co klub, był świadkiem wygrania trzeciej ligi rok później. W 2007 klub wrócił do Süper Lig po wygraniu baraży z Altayem Izmir. Niestety w pierwszym sezonie spadł na drugi szczebel po zajęciu ostatniego miejsca w lidze. Turcy wrócili jednak do elity i grają w niej nieprzerwanie od 2012 roku z niemałymi sukcesami. Raz nawet zakwalifikowali się do europejskich pucharów, ale ze względu na złamanie zasad finansowego fair play nie zostali do nich dopuszczeni.

Którą drogą pójdzie Ruch? Czy pobyt w pierwszej lidze będzie trwał rok, czy też przez dekady w Chorzowie będzie się wspominać lata gry w Ekstraklasie? Można spekulować. Wiem jednak, co powinno dawać chorzowianom największe nadzieje. Kluby-meteory znikające tak szybko, jak niespodziewanie się pojawiły zdarzają się w wielu krajach. W Polsce też mieliśmy ich liczne przykłady. Dziś niewielu o nich pamięta, ale żaden z nich nie miał tak potężnej bazy kibicowskiej, jak Ruch Chorzów. W kwietniu pisałem o niesamowitym osiągnięciu, jakim było przyciągnięcie na Stadion Śląski około pięćdziesięciu tysięcy widzów.

Reklama

Rekord Ruchu na tle Europy – wynik nieosiągalny dla PSG, Bayeru czy Lipska

W XXI wieku nie osiągnął frekwencji Ruchu z soboty żaden klub z takich krajów, jak Austria, Belgia, Bułgaria, Chorwacja, Czechy, Dania, Węgry, Izrael, Irlandia, Norwegia, Słowacja, Słowenia czy Szwajcaria. Nie dokonały tego także Partizan, PSV, PSG, Chelsea ani Bayer Leverkusen. Taka lista w najlepszym chyba stopniu uzmysławia nam, jak imponującym wydarzeniem był mecz Ruch vs Widzew pod względem frekwencji. Zdecydowana większość Europy marzy o tym, by osiągnąć choć raz takie liczby.

Kto spadł w sezonie, w którym na jego meczu było około 50 000 widzów

Nie byłbym sobą, gdybym nie sprawdził, jakie kluby notowały takie frekwencje w sezonach, w których spadały z najwyższej ligi danego kraju. Okazuje się, że w XXI wieku poza Bundesligą jest tylko pięć klubów, które zaznały spadku w sezonie, podczas którego na jednym z ich meczów było około 50 tysięcy lub więcej widzów!

W 2001 roku na pierwszym meczu Napoli po powrocie do Serie A zjawiło się 67 927 widzów. Wygrali jednak goście, a zwycięskiego gola dla Juventusu strzelił w 75 minucie Alessandro Del Piero. Straconego punktu zabrakło Napoli na koniec sezonu do utrzymania i było to początek upadku klubu, który zakończył się bankructwem.

Także z Serie A w 2006 roku wyleciał Juventus w sezonie, w którym na jego ostatnim meczu z Palermo było ponad 56 tysięcy kibiców. Była to jednak oczywiście sytuacja wyjątkowa, gdyż spadek nie był spowodowany wynikami sportowymi, ale wręcz przeciwnie – przesadną dbałością władz klubu, która doprowadziła do pozyskiwania przychylnych sobie sędziów.

Drugim domowym meczem Betisu w sezonie 2008/09 były derby z Sevillą. Na Estadio Benito Villamarín zjawiło się ponad 50 tysięcy widzów. Mecz zakończył się remisem, a gospodarze w pierwszych sześciu kolejkach niespodziewanie zdobyli tylko dwa punkty. Ostatecznie jednego gola zabrakło Zielono-Białym do utrzymania w La Liga kosztem Getafe. Od tego czasu klub tylko dwa sezony spędził poza najwyższym szczeblem rozgrywkowym.

Dwukrotnie w XXI wieku z Premier League spadło Newcastle. Za każdym razem na ich meczach bywało ponad 52 tysiące widzów i w obu przypadkach powrócili do elity po jednym sezonie banicji. W 2009 zdobyli o punkt mniej, niż bezpieczne Hull City, a w 2016 o dwa mniej od Sunderlandu, który zdołał się utrzymać.

Pozostałe jedenaście przypadków to spadki z Bundesligi. Niemiecka liga wyróżnia się w Europie olbrzymimi frekwencjami nie tylko na czołowych klubach, ale przede wszystkim na ligowych średniakach. Kibice są tam wierni i nie odwracają się od drużyny nawet gdy seryjnie przegrywa. W ubiegłym sezonie średnia widzów była tam na niebotycznym poziomie 43 tysięcy na mecz. W obecnym jest nieco niższa przez spadek Herthy i Schalke, które notowały maksymalne frekwencje na poziomie odpowiednio: 75 i 62 tysięcy widzów. Była to najwyższa średnia z wszystkich lig europejskich, a dodatkowo 2. Bundesliga z wynikiem na poziomie 22 tysięcy kibiców zajęła szóste miejsce. Ostatni raz taki wynik drugi szczebel rozgrywkowy w jakimkolwiek kraju osiągnął w…1952 i była to angielska Division Two. Grono klubów, które spadły w tym stuleciu z Bundesligą jest imponujące. W sezonach, w których przychodziło na jeden z ich meczów ponad 50 tysięcy widzów spadły: Norymberga, Kaiserslautern, Kolonia, Fortuna Düsseldorf, Borussia Mönchengladbach, Sankt Pauli, Eintracht i Hamburg. 60 tysięcy osób bywało też na degradowanych: Stuttgarcie i TSV 1860 Monachium. Ruch jest zatem pod tym względem bardzo “niemieckim” klubem.

Rekordy dawnych czasów

Nawet jeżeli weźmiemy pod uwagę wyniki XX wieku, grono klubów, które spadały z taką frekwencją na jednym meczu jest dość ograniczone. Stosunkowo często miało to oczywiście miejsce w Anglii do końca lat siedemdziesiątych. Zdarzyło się to wówczas Tottenhamowi, West Bromwich, Birmingham, Sheffield Wednesday, Liverpoolowi (w 1954 roku), Chelsea, Evertonowi, Aston Villi, Manchesterowi United, Sunderlandowi oraz aż czterokrotnie Manchesterowi City. W Niemczech także do lat siedemdziesiątych zdarzało się to poza wymienionymi wyżej klubami także Tasmanii i Tennis Borussii Berlin, które notowały wielką widownię na derbach Berlina, oraz Hanowerowi. Także lokalne derby wielkiego miasta były przyczyną olbrzymich widowni na dość egzotycznych dziś klubach takich, jak Wiener AC w 1948 roku, Tungsram Budapeszt w 1955, Blauw-Wit Amsterdam w 1960. Jednak nawet tę trójkę przebija Pachtakor Taszkient z dzisiejszego Uzbekistanu, który w 1975 roku spadł w sezonie, w którym na jego mecze przychodziło 50 tysięcy osób. W latach 1974-1988 widownię taką w sezonach spadkowych notowały także rumuńskie kluby: Rapid i Progresul Bukareszt oraz Politehnica Timisoara przy czym tylko ten ostatni osiągnął ją poza derbami swojego miasta.

Od 1989 roku spadku w sezonie, w którym przyciągnęły 50 tysięcy osób na mecz, zaznało zatem tylko dwanaście klubów niemieckich, dwa włoskie oraz jeden angielski i hiszpański. W całej zaś historii futbolu poza meczami derbowymi dokonało tego kolejnych jedenaście klubów z Anglii, jeden z Niemiec, Związku Radzieckiego i jeden z Rumunii.

Ruch pobił rekord Zawiszy, a może pobić Warty, jeśli pomoże… Wisła

W Polsce dotąd rekord należał do Zawiszy. 12 maja 1967 roku na jego mecz ze Stalą Rzeszów przyszło 40 000 widzów. Myliłby się ten, kto sądził, że taki hit piłkarski przyciągał wtedy takie tłumy. Otóż tego dnia kończył się na stadionie przy okazji meczu etap Wyścigu Pokoju z Poznania, który był jednym z najważniejszych wydarzeń sportowych roku gdziekolwiek się nie odbywał. Gospodarze byli na miejscu spadkowym, ale udało im się wygrać 2-1. Ostatecznie jednak bydgoski klub spadł. Do Ekstraklasy powrócił dopiero w 1977 roku i zaczął od domowych zwycięstw z Szombierkami i Arką. Spowodowało to boom na Wojskowych, a że rywalami była Wisła i Górnik, znów przyszło ponad 40 tysięcy osób. Niestety także wówczas Zetka spadła, mimo że miała tyle samo punktów, co dwa kluby z Bytomia i Ruch.

Przed Ruchem stoi zatem wielkie wyzwanie. Po pierwsze – przełamać tradycję, która wskazuje, że kluby w jego sytuacji często po spadki pogrążają się na lata w niebycie. Po drugie – pobić rekord drugiego szczebla rozgrywek. Tu poprzeczka zawieszona jest bardzo wysoko. 8 maja 1971 roku drugoligowy mecz Warty Poznań z ŁKS-em oglądało około 50 tysięcy ludzi. Który z piłkarzy poznańskich przyciągnął takie tłumy na Stadion im. 22 Lipca? Otóż żaden. Ludzie przyszli na Szurkowskiego, bo także wtedy – tak jak w Bydgoszczy w 1967 roku – na stadionie odbywał się finisz Wyścigu Pokoju.

Tak ówczesne przeżycia opisywał dziewiętnastoletni wówczas Adam Topolski w artykule Piotra Leśniowskiego “Jak Warta rosła w siłę”:

Dla chłopaka, który przeszedł do Warty z małego ośrodka, to był szok. Taka publiczność, Wyścig Pokoju i ja. Ciarki przechodziły po plecach. Szkoda, że spadliśmy zaledwie rok po awansie.

Kibice wyszli ze stadionu mieszanymi uczuciami. Poznaniak Czechowski był drugi, a Ryszard Szurkowski – trzeci. Wygrał Belg Marcel Omloop. Warta zremisowała 1-1 z faworytem z Łodzi. Kolejne dni przyniosły odmianę nastrojów: Szurkowski świetną jazdą w NRD i Czechosłowacji wygrał cały Wyścig Pokoju przed Czechowskim, a Warta spadła do trzeciej ligi.

O taką frekwencję w 1. lidze na Ruchu może być ciężko, choć bardzo przydać się może do tego brak awansu Wisły Kraków do Ekstraklasy, której kibice pewnie pomogą wypełnić Stadion Śląski.

WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

Kocha sport, a w nim uwielbia wyliczenia, statystki, rankingi bieżące i historyczne, którymi się nałogowo zajmuje. Kibic Górnika Wałbrzych.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

8 komentarzy

Loading...