Kogo o autograf może prosić piłkarz za sto milionów? Na kogo grzecznie z koszulką do podpisania czeka najdroższy albo prawie najdroższy piłkarz w historii, ten, do którego zwykle z podobną prośbą ustawiają się kolejki? Gdy zdradzimy wam, że cała akcja miała miejsce po meczu Real – Roma, a chodziło o gracza “Giallorossich”, puzzle powinny wam wskoczyć same na właściwe miejsca. Proszącym Gareth Bale, a podpisującym Il Capitano, Francesco Totti, idol nawet dla idoli.
Oj śrubuje swoją legendę Król Rzymu na wszelakie sposoby, będzie innym legendom w jego towarzystwie głupio. W rzeczonym sparingu podobno założył siatkę młodziutkiemu Odegaardowi, w zeszłym sezonie strzelał w Lidze Mistrzów mimo wieku, w którym większość graczy niańczy wnuki jeśli jeszcze gra, to najwyżej w golfa z Dudkiem, udała mu się też sztuka niemożliwa: potrafił sprawić, by coś tak oklepanego jak selfie stało się na jeden krótki moment fajne, a może kiedyś powiemy – kultowe. A teraz to, kolejna pozycja w litanii wyrazów szacunku i dowodów tego, że szacunek jest w pełni zasłużony.
Walijczyk już po gwizdku wymienił się z Tottim koszulkami, ale tego było mu mało, chciał jeszcze podpisu. Nie próbował tego załatwić jakimiś niestandardowymi, dyskretnymi kanałami, ale wszedł w rolę kibica, czatował na Francesco pod autobusem Romy i tak osobiście poprosił go o podpis.
Bale czekający pod autobusem Romy
Dla nas – wielce sympatyczna historia. Z obu stron, bo właśnie dobrze, że Bale nie próbował załatwić tego przez jakichś dajmy na to wspólnych znajomych, agentów, a podszedł do Tottiego jak podchodzi kibic do idola, z szacunkiem fana. Bo może i Walijczyk dzisiaj zarabia więcej, może kosztował sto baniek, może jest na piłkarskim szczycie, ale dziecięce marzenia pozostają bez względu na wszystko. Pamiętajmy, że w czasach największej świetności Il Capitano (bo Francesco czasy świetności ma zawsze, można je tylko stopniować) był jeszcze dzieciakiem, juniorem, który podziwiał grę Króla Rzymu i pewnie nawet w śmiałych marzeniach nie myślał, że kiedyś zagrają razem. A tu proszę.
Dziwią nas jednak głosy niektórych w Hiszpanii, że to było nie na miejscu. Że gracz o takim statusie nie powinien się w ten sposób zachowywać, że mu nie wypada, że tym pomniejsza swoją wartość. Że Ronaldo jakoś nie stoi po autograf Messiego, tak jak Messi nie stoi w kolejce po podpis Ronaldo – rozumiecie o co chodzi. Sam Floro Perez miał się wypowiedzieć w tym tonie, a nawet jeśliby założyć, że to plotka, to jednak i tak pokazuje pewien tok myślenia u znacznej liczby osób.
Kompletnie się nie zgadzamy. Według nas to idealny wzór dla młodych, bo przecież podobno kiedyś w sporcie chodziło też o zasady, wartości, szacunek. A czym, jeśli nie wzorcem boiskowego szacunku, jest zachowanie Walijczyka?