Siedem punktów więcej w lidze hiszpańskiej, bezbłędna Liga Mistrzów, trzecie wygrane El Clasico z rzędu i Superpuchar kraju zgarnięty na oczach największego rywala pokazują, że Real Madryt jest dzisiaj w dużo lepszym miejscu niż Barcelona. Vinicius już do przerwy cieszył się z hat-tricka, korzystając z przeciekającej i naiwnej defensywy Katalończyków. Ten mecz uwypuklił wszystkie niedoskonałości, na jakie narzekamy w Barcelonie od wielu, wielu miesięcy. Ale czego oczekiwać po drużynie, która atakuje Real ze środkiem pola z Sergim Roberto…
Wszyscy na świecie wiedzą, w jakich okolicznościach Vinicius i Rodrygo mogą najbardziej uwypuklić swoje atuty. Grzechem śmiertelnym jest pozostawienie im mnóstwa przestrzeni i zachęcenie do kontrataków. Jeśli tylko dostaną miejsce, aby się rozpędzić, niebezpieczeństwo jest gwarantowane. Zatem jak Barcelona zaczyna El Clasico? Wysoką, nieszczelną linią defensywy, która po stracie piłki jest zupełnie niezorganizowana. Na efekty nie trzeba było długo czekać – Vinicius raz, Vinicius dwa i po dziesięciu minutach mieliśmy już 2:0 po koncercie Brazylijczyka. Obsługiwali go Bellingham oraz Rodrygo, a Vini tylko wykonywał wyroki.
https://twitter.com/ELEVENSPORTSPL/status/1746611277936337349
Kto ogląda Barcelonę, tego nie powinien dziwić tak słaby początek meczu. Ledwie trzy dni wcześniej Katalończycy zakończyli serię 21 spotkań, gdy nie potrafili wygrać więcej niż choćby jedną bramką. To były długie tygodnie, gdy oczy bolały, a ich starcia najczęściej były ratowane w końcówce po przespanych, sennych początkach. Dochodziło do tego, że spokojny Xavi musiał uciekać się do „suszarki” w szatni i przeklinać na Roberta Lewandowskiego, pytając kiedy – do jasnej cholery – zacznie wreszcie biegać, aby jakkolwiek dotrzeć do drużyny. Polak był tylko przykładem, bo problem istniał globalnie we wszystkich formacjach. Ale skoro powtarzał się co kilka dni, to czego oczekiwać w rywalizacji z naprawdę klasową ekipą jaką jest Real Madryt.
Zwycięstwo dwoma bramkami nad Osasuną mogło być zwodnicze, bo w rzeczywistości pierwsza godzina gry znów była rozczarowaniem drużyny Xaviego. Dopiero kiedy klub z Pampeluny się odkrył, udało się go wypunktować. Barcelona w finale Superpucharu Hiszpanii zdecydowała odkryć się od pierwszych minut i zaprosić przeciwnika do zabawy. To znaczy po prostu pozwolić mu się bawić. Ten mecz był idealnym scenariuszem dla Viniciusa Juniora – tylko do przerwy miał hat-tricka, bo dokończył dzieła rzutem karnym. Ronald Araujo zobaczył Brazylijczyka uciekającego na wolne pole, położył rękę na jego szyi, a będący blisko arbiter natychmiast zareagował. Problem w tym, że w przerwie Blaugrana nie wyciągnęła żadnych wniosków. Sam początek drugiej połowy to kolejne dwie fantastyczne sytuacje Viniego, który mógł zostać jeszcze większym katem Barcelony.
https://twitter.com/ELEVENSPORTSPL/status/1746611970382430292
Kiedyś rzuciłem potężną głupotę w TVP Sport: powiedziałem, że Xavi ma potencjał na większą karierę trenerską niż Carlo Ancelotti i pewnie mało padło bardziej odklejonych, na siłę kontrowersyjnych tez w kontekście tej rywalizacji. To już kolejne starcie, kiedy włoski trener ośmiesza swojego młodszego kolegę w planowaniu i zarządzaniu meczem. Nie chodzi o samą różnicę umiejętności i klasę piłkarską, ale właśnie o budowanie całego projektu. Ancelotti zasłużenie przedłuża kontrakt, ma inspirujący wpływ na tę drużynę, dokonuje wyważonej zmiany pokoleniowej, wprowadza nowe nazwiska, a Real przez połowę sezonu przegrywa tylko jedno spotkanie. Xavi natomiast od miesięcy plącze się w niezrozumiałych decyzjach, nie potrafi zmianami ani pomysłami natchnąć zespołu, a podsumowanie jego pracy dostajemy właśnie podczas takich wieczorów. Barca i tak będzie w czołówce ligi i powalczy o trofea, bo ma zbyt utalentowaną kadrę – wiele meczów wygra po prostu jakością indywidualną, ale nie widać tam za grosz weny trenerskiej czy wizjonerskiej ręki menedżera.
Skoro po raz kolejny Xavi chciał blokować Viniciusa wystawieniem Ronalda Araujo na boku obrony, to Ancelottiemu mogło przyjść do głowy, aby przesunąć go w inne sektory i nie przyklejać do linii bocznej. Nie było też sztuką znalezienie słabego punktu i atakowanie go przy każdej możliwej okazji, bo kapitan Barcelony Sergi Roberto zdecydowanie odstawał piłkarsko od całego zestawu ludzkiego na boisku. Szkoleniowiec Barcy chciał nawiązać do zeszłorocznych osiągnięć i zdominować środek pola czwórką środkowych pomocników, ale krótko mówiąc – nawet nie był blisko, aby osiągnąć ten sam efekt zaskoczenia. To było potężne lanie piłkarskie, ale i taktyczne ze strony Carletto.
https://twitter.com/ELEVENSPORTSPL/status/1746632015460385255
Nawet najlepsi zawodnicy Blaugrany mieli dziś swój kiepski wieczór, jak chociażby Ronald Araujo. Urugwajczyk był objeżdżany od początku, nie miał żadnej kontroli nad Viniciusem, często oglądał jego plecy, sprokurował absurdalny rzut karny, a po przerwie jeszcze osłabił drużynę, gdy zobaczył drugą żółtą kartkę, a Barcelona zamiast odrabiać straty, pozostała na murawie w dziesiątkę. Przyzwyczaili się, że zwykle to oni bawią się futbolówką i dominują, ale to było dla nich szczególnie upokarzające, gdy musieli cofnąć się do defensywy i patrzeć jak to Real Madryt ze swobodą dominuje i każe im biegać. W przeszłości nawet kiedy Los Blancos mieli El Clasico w garści, nie korzystali z okazji, aby ośmieszyć odwiecznego rywala. Tym razem nie było miejsca na litość.
Nic w tej rywalizacji nie zmieniłaby obecność Gaviego, Ter Stegena, Joao Cancelo czy jakiegokolwiek innego transferu. Barcelona ma najlepszą kadrę od lat, ale nie potrafi zrobić z tego użytku właśnie za sprawą trenera. Xavi nie jest w stanie wykorzystać tego potencjału piłkarskiego ani inspirować drużyny w trudnych momentach. Tutaj od początku nawalił planem na mecz, ale też nie był w stanie zareagować. Toni Kroos oraz Jude Bellingham zagrali ten recital na własnych zasadach, wypuszczając co rusz na wolne pole błyskotliwych Brazylijczyków. Tchouameni zamknął środek pola, Carvajal wyłączył Alejandro Balde, niewiele było nadziei na zmianę scenariusza w Rijadzie.
https://twitter.com/ELEVENSPORTSPL/status/1746617117116399916
Cień szansy pojawił się przy kontaktowym golu Roberta Lewandowskiego, lecz Katalończycy nie skorzystali nawet z tego chwilowego momentu entuzjazmu. Szybko przygasił go Vinicius. Polak nie mógł się wykazać w tym spotkaniu, najczęściej kamera nawet nie pokazywała jego sektora gry, ale akurat bramkę zdobył przednią. I to w trzecim spotkaniu z rzędu. Saudyjskie powietrze ewidentnie mu służy, bo w czterech meczach w Superpucharze Hiszpanii za każdym razem wpisywał się na listę strzelców. Niewielkie to jednak pocieszenie, skoro całościowo ten kataloński projekt ma jeszcze tak wiele do naprawy.
W Arabii Saudyjskiej zobaczyliśmy drużynę pędzącą po mistrza Hiszpanii i przekonaną o swojej jakości, gdzie zgadza się prawie wszystko. A po drugiej stronie ekipę z wielkimi indywidualnościami, ale z bardzo małym poczuciem zespołowości. Na dzisiaj te dwa kluby dzieli przepaść. I nie chodzi tylko o to, że po raz trzeci z rzędu Carlo Ancelotti świętuje w rywalizacji z Xavim. Gdziekolwiek nie spojrzymy – na ligę, na Champions League, na Superpuchar, na bezpośrednie rywalizacje – tam ostatnio lepiej wyglądają Królewscy. I oczywiście w piłce wszystko zmienia się w zawrotnym tempie, ale tego wieczoru to mistrz przyjął ucznia na konkretny, bolesny wykład futbolu.
Real Madryt wzbogaca imponującą gablotę o kolejne trofeum. Real zrewanżował się za poprzedni rok i wygrał Superpuchar Hiszpanii.
REAL MADRYT – FC BARCELONA 4:1 (3:1)
Gole: Vinicius 7, 10 i 39, Rodrygo 64 – Lewandowski 33.
Fot. Newspix.pl