Sporo było gderania, dlaczego Roberta Lewandowskiego nie ma w TOP10 gali Przeglądu Sportowego – w końcu został mistrzem Hiszpanii, królem strzelców La Liga (inna sprawa, że najsłabszym od 20 lat), a jak go zabraknie, to zatęsknimy. Wypowiedział się nawet selekcjoner Probierz, że „najgorsze u nas jest to, że od razu się kogoś wyśmiewa i mocno krytykuje”. Cała para szła więc w Lewandowskiego, a o takim Piotrze Zielińskim mało kto pamiętał.
Tymczasem pomocnik w 2023 roku został mistrzem Włoch. O ile dla Barcelony w ostatnich latach tytuł też nie był oczywistością, o tyle Napoli poleciało – z Zielińskim na pokładzie – w kosmos. Poprzedni tytuł to sezon 89/90. Od tego czasu jeśli w Neapolu była radość, to z krajowych pucharów czy jednego superpucharu. Nie trzeba tłumaczyć, że w porównaniu do mistrzostwa mała to euforia.
Zieliński w tymże mistrzowskim sezonie był istotnym elementem. Od stycznia nie wziął udziału tylko w jednym ligowym spotkaniu kampanii 22/23 – w reszcie grał, czy to w pierwszym składzie, czy to z ławki (ale zdecydowanie częściej w galowej jedenastce). Absolutnie nie był więc pasażerem na gapę, trudno tak mówić o zawodniku, który miał najwięcej kluczowych podań w całej Serie A.
Nie rozmawiamy o Bereszyńskim, w końcu też wtedy piłkarzu Napoli, ale z trzema spotkaniami na koncie, tylko o Zielińskim. Gościu, który ma tam swoje murale i jest więcej niż bardzo doceniany.
Tymczasem u nas – przy okazji takiego plebiscytu – jakby nie istniał. Nie tylko w tym roku, bo Zieliński nigdy nie załapał się do TOP10, ostatni Zieliński w tym zestawieniu to Adrian, sztangista, przyłapany potem na stosowaniu dopingu. A miał pomocnik sezon w Serie A z ośmioma golami i jedenastoma asystami, miał też rok w eliminacjach do mundialu 2018, kiedy tylko w jednym spotkaniu nie posłał ostatniego podania.
Co więcej jeśli patrzymy tegoroczny plebiscyt, zawodnik ten mógłby być mniej obciążony występkami reprezentacyjnymi. Zwracaliśmy uwagę już na to, że jeśli ktoś odważniej wypowiada się na temat występów kadry i potrafi przyznać do błędu, to prędzej on niż Lewandowski (po Mołdawii w Kiszyniowie: „Myślę, że to ja obudziłem zespół z Mołdawii. Biorę to na siebie”).
Choć oczywiście nie zmienia to faktu, że w kompromitujących eliminacjach brał czynny udział.
Niemniej jego absencja w tym roku wzięła się z kilku powodów – po pierwsze, naturalnie kibice są zmęczeni polską reprezentacją. Nawet jeśli Zieliński był tym jednym z nielicznych odważnych, to jednak sportowo gór nie przenosił, też dostał wpierdziel od Mołdawii i Albanii, też obecnie nie ma go na Euro. Kibice mają tej ekipy dość i cóż, trudno się dziwić.
Po drugie, Serie A dla statystycznego głosującego nie jest pewnie ulubioną formą spędzania wolnego czasu. Pewnie ktoś taki wiedział, że Zieliński tam istnieje i nawet coś wygrał, ale skoro nie został królem strzelców ani nawet królem asyst, no to z czym do ludzi. Kluczowe podania to jednak domena ludzi głęboko wsiąkniętych w całą tę piłkę nożną. Gdyby Zieliński faktycznie strzelał jak na zawołanie, wówczas mógłby być bardziej zauważony. A tak – bez szans i nic to, że nie gra na dziewiątce.
Po trzecie medialność Zielińskiego w porównaniu do medialności Lewandowskiego jest żadna. Ten drugi wyskakuje w kolejnych reklamach (aczkolwiek w mniejszej liczbie niż kiedyś), mówi się o jego partnerce, życiu prywatnym. Zielińskiego w reklamówkach nie uświadczymy, mało kto wie i mało kogo interesuje z kim jest związany, czy ma dzieci, czy nie ma. Też jest to wiedza odległa i tajemna.
A można się obrażać, można to przyjmować, bez znaczenia – plebiscyty zawsze będą konkursem popularności.
Po czwarte Zieliński zmienił się dopiero w ostatnim w czasie. Wcześniej był jednak zahukanym Piotrusiem, który – również na boisku w biało-czerwonej koszulce, a to kibica interesuje najbardziej – nie brał na siebie odpowiedzialności. Dopiero teraz to się zmieniło i świetnie, czego dowodem opaska kapitańska pod nieobecność Lewandowskiego (odrzućmy temat liczby występów, nikt inny na nią nie zasługiwał).
Ale znów: pierwsza opinia często jest najważniejsza, potem odklejoną łatkę mało kto dostrzega.
Nie jest natomiast więc tekst absolutnie nastawiony na jakieś oburzenie, że Zielińskiego nikt nie docenił, absolutnie. Wiele rzeczy złożyło się i składać dalej będzie na jego absencje w takich zestawieniach. Natomiast jeśli jesteśmy na łamach portalu głównie piłkarskiego i w trakcie noworocznych podsumowań, to trzeba napisać: Zieliński na pewno nie miał gorszego 2023 niż Lewandowski. Trzeba przecież pamiętać, że napastnik zachwycał głównie jesienią 2022, a po powrocie z mundialu obniżył już loty, czego końcowy efekt widzimy teraz.
Oczywiście Napoli teraz też ma swoje problemy i w przeciwieństwie do Barcelony nawet nie trzyma się czołówki w lidze, dlatego między innymi nie piszemy z pewnością, że Zieliński był lepszy od Lewandowskiego, ale zdecydowanie nie był gorszy.
To przy okazji weekendowej dyskusji zdawało się umykać. A warto, by tak się nie działo, bo mowa o świetnym sportowcu.
CZYTAJ WIĘCEJ:
- Czarne kalendarium. Jak upadała reprezentacja Polski?
- Selekcjoner załamanych rąk to klęska PZPN-u. Straciliśmy dziewięć miesięcy
- Niesławny kapitan. Dlaczego Lewandowski wypadł z TOP 10 najlepszych polskich sportowców?
Fot. Newspix