Słowo “gdyby” w słowniku polskiego kibica piłki nożnej występuje bardzo często. Nie oszukujmy się, każdy z nas lubi trochę pogdybać. Nie bez powodu co jakiś czas pojawia się gdzieś post: “gdyby ten karny Kuby Błaszczykowskiego był powtórzony, Polska zagrałaby pewnie w finale Euro“. Przed kolejną serią gier Ekstraklasy uruchommy trochę wyobraźni i przenieśmy się do alternatywnej krainy – Gdybylandii, gdzie wiele rzeczy potoczyło się inaczej.
Ta zapowiedź będzie trochę na serio, a trochę nie. Uwypukli kilka ciekawostek, ale też będzie trochę abstrakcji. Dlatego przed zanurzeniem się w lekturę, zalecamy włączyć trochę wyobraźni i przenieść się do Gdybylandii. Na co dzień Ekstraklasa dostarcza nam dużo rozrywki, więc my też się trochę nią pobawmy.
Zapowiedź 17. kolejki Ekstraklasy
Warta Poznań – Jagiellonia Białystok (piątek, 18:00)
Zaczniemy nietypowo. Co by było, gdyby Warta Poznań grała domowe mecze w odnowionym “Ogródku” (dla niewtajemniczonych taką nazwę ma stadion tego klubu w Poznaniu)? I nie chodzi tu teraz o to, żeby zastanawiać się nad tym, czy miałaby lepsze wyniki, bo nie jesteśmy omnibusami, ale w jakim miejscu byłby ten klub, gdyby miał stadion spełniający standardy Ekstraklasy. Mało się o tym mówi, a ich obiekt od wielu lat był i dalej jest w opłakanym stanie. Nie tylko stadion, ale też boisko treningowe, gdzie jak popadało, to było bajoro, główna płyta, na której przebywały ptaki i dziobały trawę.
I do tego budynek klubowy, który wyglądał jak ruina. Wyglądał, bo ruszyła kilka dni temu rozbiórka tego miejsca, które z roku na rok wyglądało coraz gorzej. Idealne warunki do rozwoju miał tam jedynie… grzyb na ścianach. Bo ciągle tam przeciekał dach. Wyobrażacie sobie, że w waszym ulubionym klubie puchar za mistrzostwo kraju jest ustawiony na stole (takim rodem ze Szkoły Podstawowej) w holu budynku klubowego, gdzie każdy może wejść, dotknąć, a nawet zabrać trofeum? Taki obrazek mogliście czasem zobaczyć w Warcie. Kibice “Zielonych” mocno nad tym faktem ubolewają i gdybają, co by było, gdybyśmy dostali z miasta pieniądze i mieli swój dom.
A co by było, gdyby Jaga grała tak samo dobrze na wyjazdach, jak u siebie? Byłaby absolutnym dominatorem tej ligi. Nikt by jej nie podskoczył. Przyjemnie się patrzy na grę Jagiellonii. Gdyby ta zapowiedź była pisana rok temu, padłoby pytanie, a co by było, gdyby ta drużyna w końcu była jakaś, miała swój styl i nie męczyła buły? Dzisiaj mamy odpowiedź i widzimy odzwierciedlenie postawy boiskowej w tabeli.
Górnik Zabrze – Pogoń Szczecin (piątek, 20:30)
Co by było, gdyby Erik Janza nie usłyszał kiedyś od pani doktor w szkole: “Erik, jeśli nie schudniesz, będziesz miał poważne problemy z sercem”? Na to pytanie jesteśmy w stanie odpowiedzieć – Górnik nie miałby dziś jednego z najlepszych lewych obrońców lidze i świetnego kapitana. Ostatnio Słoweniec w rozmowie z “TVP Sport” wyznał, że był grubym dzieciakiem i w wieku 12 lat ważył 86 kilogramów. Wspomniane słowa lekarki mocno na niego wpłynęły, wziął się za siebie i z pomocą ojca w krótkim czasie zgubił 20 kg, a później zaczął chodzić na treningi piłki nożnej. Tak, miał 14 lat, kiedy poszedł na pierwsze zajęcia. W tym miesiącu wywalczył awans z kadrą Słowenii na EURO 2024. Kapitalna i inspirująca historia Janzy.
I od niej, niestety trzeba odbić się na Pogoń, która przed własną publicznością przegrała ostatnio ze Stalą Mielec, choć prowadziła w pewnym momencie 2:1. Gdyby tak “Portowcy” w końcu oszukali przeznaczenie i zdobyli mistrzostwo kraju? Czy to możliwe? Gdy w końcu złapią powtarzalność wynikową i zaczynają wygrywać mecz za meczem, to nagle wpadają w niezrozumiały dla wszystkich kryzys. Przecież tak było dobrze? Wydaje się, że mają drużynę skrojoną pod walkę o tytuł, ale finalnie zawsze czegoś im brakuje. Gdyby tak w końcu tego czegoś im nie zabrakło?
Stal Mielec – ŁKS Łódź (sobota, 12:30)
“Gdyby problemy zmieniały się w banały” – nawinął kiedyś Rahim w utworze Paktofoniki “Gdyby”. No właśnie, a co by było, gdyby władze ŁKS-u w końcu doszły do takiego wniosku, że Kazimierz Moskal nie jest i nigdy nie był ich problemem, i zrobił wynik ponad stan (nawet dwa razy ta sztuka mu się udała)? Co by było, gdyby ŁKS zrozumiał w końcu, że nie ma kadry na Ekstraklasę i warto nie być w gorącej wodzie kąpanym? Ten klub szuka problemów tam, gdzie ich nie ma. Gdyby to, co uważają za problem, czyli niska liczba punktów w tabeli, zamienić w banał i wizję długofalową, ten klub byłby w zupełnie innym miejscu w przyszłości. Bo już w kontekście gdybania, nie ma co się znęcać nad obroną ŁKS-u, bo to zapewne jutro zrobi Szkurin.
W uniwersum polskiej piłki krąży taki żart, że Stal Mielec karmi swoich napastników specjalnym granulatem, a co by było, gdyby im go zabrać? To niesamowite, że większość zespołów w tej lidze nie ma nawet pół dobrego napastnika, a w Mielcu wyczarowują ich z kapelusza. Aczkolwiek jeszcze dwa sezony temu mieli w ataku Dominika Steczyka i Oskara Zawadę – ich nie karmili granulatem. Hamulić przyszedł nie wiadomo skąd i w pół roku nastrzelał tyle goli dla Stali, że mocno przyczynił się do utrzymania i klub jeszcze na nim zarobił. Szkurin nie sprawdził się w Rakowie, a tu robi, co chce. I dzięki niemu Kamil Kiereś wciąż ma pracę, mimo że kibice jeszcze miesiąc temu domagali się jego zwolnienia.
Piast Gliwice – Puszcza Niepołomice (sobota, 15:00)
Tu zaczniemy z grubej rury, gdyby Piast Gliwice wygrał wszystkie mecze, które zremisował, byłby… liderem Ekstraklasy. Odkrywcze, prawda? I odwróćmy to w drugą stronę – gdyby jednak przegrał, to miałby mniej punktów od ŁKS-u, co nawet w naszej Gdybylandii brzmi na coś niemożliwego. Aleksandar Vuković mówi, że żarty o “Remisie Gliwice” nie śmieszą go i podkreśla na każdym kroku, że na każdy mecz jego zespół wychodzi po to, żeby wygrać. Trenerze, a może los wam robi na przekór? Co by było, gdyście, choć raz wyszli na mecz z nastawieniem, żeby go zremisować? Nie pomyślał pan o tym? Może to jest ten brakujący składnik “Wygranium X” i w końcu wygracie? Tylko że wtedy jest szansa na to, że też możecie przegrać, a jak wszyscy dobrze wiemy lepszy remis niż… wiadomo gdzie i wiadomo co. Piast jest w kropce. Może ten remis nie jest wcale taki zły?
Puszcza Niepołomice w tym w sezonie większość goli zdobyła po stałych fragmentach gry (rzut wolny, karny, rożny, wyrzut z autu). Gdyby im zabrać tą tajną broń, okazałoby się, że mają gorszą ofensywę od ŁKS-u. Aczkolwiek nie ma aż takiej przepaści w tej statystyce, jak z pozoru mogłoby się wydawać. “Żubry” zdobyły 20 goli w 16 meczach, z czego 11 to stałe fragmenty gry. Mają drugi najgorszy współczynnik strzelonych bramek z gry po… Piaście Gliwice. I teraz wyobraźmy sobie alternatywną rzeczywistość, w której Piast lub Puszcza wygrywają 4:3 i żaden gol nie pada po stałym fragmencie gry. Totalna abstrakcja.
Widzew Łódź – Radomiak Radom (sobota, 17:30)
W poniedziałek Pedro Henrique pobił rekord Ekstraklasy. Oficjalnie możemy go nazywać królem słupków, spojeń i poprzeczek. W tym sezonie sześć razy już trafił w obramowanie bramki. Nikt wcześniej, nie zrobił tego częściej od Brazylijczyka, a przypomnijmy, że nie skończyła się jeszcze nawet runda jesienna. Poprzedni rekordziści mieli do dyspozycji cały sezon, a Henrique wystarczyło 16 meczów. Gdyby napastnik Radomiaka zamiast w obramowanie wpakowywałby piłkę do siatki, byłby w tej chwili liderem klasyfikacji strzelców z dorobkiem 14 goli.
Kibice Widzewa zapewne w tym kontekście, gdybają, gdzie byłby Widzew, gdyby urazy nie męczyły ich kluczowych zawodników, a w szczególności lidera Bartłomieja Pawłowskiego, który powoli dochodzi do siebie. Ostatnio nawet gola strzelił po wejściu z ławki w starciu z Lechem. I patrząc też przez pryzmat tego, jakie wejście do RTS-u ma Daniel Myśliwiec (śr. 1,91 pkt na mecz), zapewne krążą po głowie takie myśli, a co by było, gdyby Widzew prędzej zwolnił Janusza Niedźwiedzia.
Korona Kielce – Lech Poznań (sobota, 20:00)
A co by było, gdyby John van den Brom po kolejnym przegranym meczu przyznał, że drużyna przeciwna była lepsza? Stałaby się mu jakaś krzywda? Ostatnio Widzew zagrał fenomenalne spotkanie przy Bułgarskiej, a Holender umniejszał ekipie Daniela Myśliwca, podkreślając, że Lech podarował im punkty. Atmosfera u “Kolejorza” najlepsza nie jest – traci już siedem punktów do lidera. Szybkie odpadniecie z europejskich pucharów, miało im wyjść na dobre w kontekście walki o tytuł. Jednak czy byłoby gorzej, gdyby łączyli grę z pucharami? Bo patrząc na ubiegły sezon – efekt podobny, choć wtedy grali co trzy dni.
Korona pod względem punktowym nie wygląda najlepiej, bo ma tylko jeden punkt przewagi nad będącą w strefie spadkowej Puszczą Niepołomice. Jednak przyjemnie patrzy się na kielecką ekipą, która praktycznie z każdym nawiązuje równą walkę, a ostatni mecz przegrała… w połowie września. Fakt, idzie trochę drogą Piasta – trzy remisy z rzędu, a osiem łącznie, jednak gdyby nie tak wiele kompromisów, to byłaby zdecydowanie wyżej w tabeli.
Cracovia – Ruch Chorzów (niedziela, 12:30)
A co gdyby ten mecz odwołać? Komu on potrzebny? A do tego o godz. 12:30 w niedzielę? No ludzie kochani. Dobrze się to nie zapowiada, ale pogdybać i rozmarzyć się można. Gdyby ta Cracovia była ciekawą drużyną, która dostarczałaby nam rozrywki i wiedzielibyśmy, czego się po niej zapowiedzieć? Gdyby Kamil Glik znów był skałą? Gdyby Kallman nie był Kallmanem? Gdyby wyrzuty z autu Knapa dawały gole? Ehh.. sporo tego, a można tak wymieniać i wymieniać.
I tak samo można z Ruchem. Co by było, gdyby Daniel Szczepan potrafił strzelać gole? Gdyby Filipowi Starzyńskiemu chciało się tak, jak kiedyś? Ale też można pójść tym samym tokiem rozumowania, co w przypadku ŁKS-u. Bo Jarosław Skrobacz został ofiarą swojego sukcesu. Dokonał rzeczy niemożliwej – w bardzo krótkim terminie zrealizował plan dziesięcioletni klubu, czyli powrót do Ekstraklasy. I stracił pracę, choć miał do dyspozycji zawodników nie najwyższej jakości piłkarskiej. Lepił z węgla i papy. Zastąpił go Jan Woś i stwierdził, że dobrym pomysłem jest odkurzenie Łukasza Monety, którego Ekstraklasa zweryfikowała wiele lat temu. Co by było, gdyby Moneta nie był jeźdźcem bez głowy?
Zagłębie Lubin – Legia Warszawa (niedziela, 15:00)
Nazywane przez nas w programie Liga Minus “Waldki” to kolejna drużyna, o której nie chce się ani gadać, ani pisać, bo musisz wtedy ciągle się powtarzać. A co by było, gdyby Zagłębie zagrało dobrze kilka meczów z rzędu? Gdyby “Miedziowi” mieli swój styl? Gdyby nie byli nudną drużyną? Bo oni raz wygrają, raz zremisują, a raz przegrają. I to sobie przeplatają. Nie ma tam ani ładu, ani składu. Ostatnio wygrali z ŁKS-em? To, co teraz w łeb? Remis? Zwycięstwo? Maszyn losująca jest pusta, prosimy o zwolnienie blokady…
A co, gdyby Legia złapała w końcu złapała stabilność w defensywie i grałaby bez Pankova? Gdyby tak Maciej Rosołek wstał i coś mu głowie przeskoczyło? Gdyby Josue skupił się tylko na grze w piłkę, a nie kłótniach i prowokacjach? Gdyby Artur Jędrzejczyk był traktowany tak samo jak każdy inny zawodnik przez sędziów? Polski świat piłkarski byłby wręcz idealny. Nigdy się to pewnie nie wydarzy, ale pogdybać można.
Śląsk Wrocław – Raków Częstochowa (niedziela, 17:30)
A teraz wyobraźmy sobie taki scenariusz, że na początku lata Raków Częstochowa kupił od Śląska Wrocław Erika Exposito. Mistrz Polski ma wtedy napastnika z prawdziwego zdarzenia – w realnej rzeczywistości brzmi to jak science-fiction – gra zapewne w fazie grupowej Ligi Mistrzów i być może walczy o 3. miejsce, które da awans do Ligi Europy. Na Ekstraklasę pewnie nie miałoby to przełożenia, bo co by się nie wydarzyło, to i tak polskie zespoły zawsze będą miały problem z łączeniem gry w lidze z pucharami. Chyba że… dołożymy do tego jeszcze jedno “co by było, gdyby” – Raków nie dręczyły urazy? Wszyscy zdrowi, Arsenić szefuje w obronie, a o Ivim Lopezie, który ma całe więzadła w kolanie, to nawet nie ma co wspominać – drużyna kompletna, X-kom nie wyrabiałby z wysyłaniem myszek i klawiatur do dziennikarzy chwalących Raków. Zbyt idealne, żeby mogło być prawdziwe.
I druga strona medalu, co by było, gdy Exposito nie było w Śląsku? Alternatywna rzeczywistość, w której Jacek Magiera nie jest chwalony, a najpewniej znowu zwolniony, żeby na koniec tego lub następnego sezonu ponownie zostać zatrudniony. Do tego kapibary nie miałyby co jeść. A jedzenie kamienia z czajnika przez partnerkę Mateusza Żukowskiego, nie byłoby już śmieszną ciekawostką, a kolejnym kamieniem do ogródka cieniującej drużyny z Wrocławia. Nie byłoby też tych sold-out’ów, kolejnych rekordów frekwencji i Wrocław znowu byłby smutnym miastem z klubem, który dołuje na każdym kroku. Na szczęście dla kibiców Śląska tak nie jest. Gdybylandia to świat nie dla WKS-u. Wystarczy, że jest Exposito, jest impreza. I z takim nastawieniem pewnie szykują się na ten niedzielny hit z Rakowem.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Obidziński: Zysk Rakowa z gry w Europie to okazja do reinwestycji w młodych zawodników [WYWIAD]
- Wojewoda dolnośląski dalej swoje. Widzew zawinił, ukarana Legia
- Jabłoński: Chciałem odejść z Korony, ale nie zrobiłem tego z dwóch powodów
Fot. Newspix