Niecałe dwa lata. Ponad dwadzieścia miesięcy. Prawie sześćset pięćdziesiąt dni. Blisko siedemdziesiąt meczów. Tyle minęło od ostatniego oficjalnego meczu Wisły Kraków z udziałem Jakuba Błaszczykowskiego. I wreszcie, stało się, nadszedł ten moment, on wrócił. Wniosek jest jeden: Biała Gwiazda jest już w pełni gotowa na finisz bitki o Ekstraklasę.
Błaszczykowski pobiegał dziesięć minut, niczym szczególnym się nie zaznaczył, ale po takim czasie nikt też nie oczekiwał od niego wielkich cudów. Już w 2o21 roku Zbigniew Boniek wyzłośliwiał się zresztą, że z niegdyś wyśmienitego skrzydłowego reprezentacji Polski zostało raptem „trzydzieści procent piłkarza z przeszłości”, więc ten powinien „zakończyć karierę, wcisnąć się w garnitur i zawiązać krawat”.
Dobra, nie czas na bzdury.
Podbeskidzie – Wisła Kraków 0:3. Biała Gwiazda gotowa na bój o Ekstraklasę!
Jak widać, choć od tamtych słów minął szmat czasu, a rehabilitacja po feralnej kontuzji dłużyła się w nieskończoność, zawodnik Wisły Kraków ma jednak jeszcze swoje ambicje sportowe. I to nie tylko takie związane z oficjalnym pożegnaniem w biało-czerwonym trykocie podczas czerwcowego meczu towarzyskiego z Niemcami.
Błaszczykowski chce wywalczyć awans do Ekstraklasy.
I ma na to szansę.
Odkąd Białą Gwiazdę prowadzi Radosław Sobolewski, w całej I lidze nikt nie punktuje lepiej. Niedawno przydarzyły jej się bolesne wpadki z Puszczą, Ruchem i ŁKS-em, które znacznie utrudniły drogę do bezpośredniego awansu, a może nawet ją pogrzebały, ale w gronie ekip, które niedługo najprawdopodobniej znajdą się na miejscach premiowanych grą w barażach o Ekstraklasę, to Wisła Kraków jawi się jako faworyt.
Najlepszy dowód?
To starcie z Podbeskidziem, które ma jeszcze jakieś tam szanse na wbicie się do pierwszej „szóstki”. Pomińmy cofniętego gola Kamila Bilińskiego i kilka fenomenalnych parad Mikołaja Biegańskiego przy dawno już rozstrzygniętym wyniku: goście wyglądali na tle gospodarzy jak drużyna z wyższej ligi. Gra im się kleiła, taktyka się zgadzała, choć nie stworzyli jakiejś nieprawdopodobnej liczby sytuacji i mieli swoje problemy. Nade wszystko: nie było panikarstwa.
Podbeskidzie – Wisła Kraków 0:3. Katastrofalna forma Górali
Najlepiej widać było to nie tylko po klasowych wykończeniach Dawida Szota i Angela Rodado, ale też po po spokoju, w jakim Biała Gwiazda najpierw poradziła sobie z problemami, jakie generował na skrzydłach tercet Simonsen-Goku-Sitek przy szczególnie niepewnej postawie Bartosza Jarocha, a następnie zgrabnie wykastrowała Podbeskidzie, oddając mu piłkę i cofając się do głębszej defensywy, czym tylko wyeksponowała słabości drużyny Dariusza Żurawia.
Dariusza Żurawia…
Katastrofalna ostatnimi czasy jest jego banda. Dziewięć ostatnich meczów i zaledwie jedno zwycięstwo, do tego nad słabiutką Chojniczanką. Coś tu się kompletnie zepsuło, bo jeszcze 10 marca Podbeskidzie potrafiło wygrać 6:0 z Chrobrym Głogów. Cóż, równa pochyła 50-letniego szkoleniowca, który dopiero potrafił rzucić, że Podbeskidzie „nie dorosło, żeby powalczyć o coś konkretnego w I lidze”. Wydaje się za to, że dorosła do tego Wisła Kraków. Ponownie z Jakubem Błaszczykowskim na pokładzie.
Podbeskidzie Bielsko-Biała 0:3 Wisła Kraków
Szot 45+4, Rodado 53′, 70′
Czytaj więcej o I lidze:
- Studnie bez dna. Czy jesteśmy skazani na dotowanie klubów piłkarskich?
- Odrodzenie po łódzku. Miasta i obu klubów
Fot. Newspix