Przemysław Frankowski udzielił wywiadu „L’Equipe”, w którym opowiedział o swoich początkach w Lens, nauce gry na nowej pozycji, a także fanatycznych kibicach Les Sang et Or.
– Gdy przyjechałem do Lens, nikt mnie nie znał. Ludzie mówili „WTF, co to za zawodnik. Polak, który przybył z Ameryki”. Ale to mi tylko ułatwiło zadanie. Przyjechałem bez żadnego statusu, miałem wszystko do zdobycia. Byłem gotowy, by grać we Francji. Pierwsze cztery-pięć miesięcy było trudnych, bo niewielu zawodników mówiło po angielsku. W szatni się prawie nie udzielałem. Na szczęście szybko zaprzyjaźniłem się z Seko. Grał wcześniej w Anglii i łatwiej mi się z nim rozmawiało – powiedział Przemysław Frankowski na łamach „L’Equipe”, co na Twitterze cytuje profil Trójkolorowa Piłka.
Frankowski trafił do Lens w sierpniu 2021 roku. W niespełna dwa lata od anonimowego zawodnika wyrósł na czołowego wahadłowego Ligue 1. W tym sezonie wystąpił w 37 meczach, w których zdobył cztery bramki i zanotował dwie asysty. Ze swoją drużyną zajmuje trzecie miejsce w lidze, dające prawo gry w eliminacjach Ligi Mistrzów.
– Nigdy nie grałem na wahadle. Najważniejsze to znać zawodników, którzy są wokół ciebie. Na przykład na prawej stronie z Graditem i Sotocą, trzeba było zrozumieć ich styl gry, ruchy. Kiedy masz dwóch-trzech tak dobrych piłkarzy, jak oni obok siebie, rośniesz niesamowicie. Atmosfera w Lens jest fantastyczna, kibice są wspaniali. Kocham ich. To szaleństwo, kiedy gramy u siebie. Czasami, gdy robisz dużą akcję, słyszysz tę wrzawę i czujesz się poniesiony. To uderza cię prosto w serce. Gramy w dwunastkę lub trzynastkę – dodał Polak.
WIĘCEJ O FRANCUSKIM FUTBOLU:
- Wszyscy przeciw wszystkim. Niekończące się kłopoty Paris Saint-Germain
- Oskarżenia o gwałt, zdrada i szkodliwy fake news. Achraf Hakimi symbolem toksycznej męskości
- Dlaczego Olympique Lyon popadł w przeciętność?
Fot. Newspix