Kiedy przechodził do Sevilli, wielu w niego wątpiło. Podkreślali, że zawodnik o tak kiepskiej technice nie ma prawa przebić się w raju dla wirtuozów futbolu. Bo czy ktoś, kto w reprezentacji jazdę na dupie przeplata faulami, ewentualnie niecelnymi przerzutami, nauczy się nagle grać w piłkę? Dziś ci, którzy tak twierdzili – a była ich większość – mogą tylko powiedzieć: „przepraszam, myliłem się”. Rok temu nie było faceta w poważnej piłce, dziś nazwisko „Krychowiak” zna już – choć nie umie wymówić – każdy hiszpański kibic. Dziś El Polaco del Sevilla to lider i mentalny kapitan jednej z najatrakcyjniej grających drużyn na świecie. Jaka to piękna historia!
***
Unai Emery przed meczem nie chciał narzucać na niego dodatkowej presji. Ku zdziwieniu organizatorów – nie wziął go nawet na konferencję. A przecież najłatwiej byłoby „sprzedać” właśnie Polaka tuż przed tak ważnym meczem w jego ojczyźnie. Emery wolał jednak, by Krychowiak potraktował finał jak każde inne spotkanie. Po prostu – by się nie przemotywował, co u zawodnika grającego na tej pozycji i prezentującego tak agresywny, zdecydowany styl, wiązałoby się z pewnym ryzykiem. Zamiast Polaka z dziennikarzami spotkali się Fernando Navarro i Jose Antonio Reyes. Z 20-minutowej konferencji dało się zapamiętać jedynie przejęzyczenie przy nazwisku Seleznova, którego kapitan Sevilli nazwał „Seleznikovem”. Ani jeden, ani drugi nie sprawiali wrażenia ludzi, którzy wyrwani ze snu w środku nocy potrafiliby wymienić stoperów jutrzejszego przeciwnika. Liczą się jedynie nawyki i zachowania boiskowe, którymi katował ich na wideo Unai Emery i jego sześcioosobowy sztab od analizy.
27. maja. Warszawa powoli zaczyna wyglądać, jak przed trzema laty, gdy zaczynało się rozkręcać Euro 2012. Na latarniach od kilkunastu dni wiszą bannery zapowiadające finał Ligi Europy. W centrum robi się coraz bardziej czerwono. Coraz częściej słychać też język hiszpański. 32 samoloty przemierzyły 2600 kilometrów, przywożąc część z ośmiu tysięcy sevillistas. Po internecie hulają hashtagi #WARsovia, a ulica Francuska na Saskiej Kępie jest już francuska tylko z nazwy. Bardziej przypomina dzielnicę Nervión utożsamianą z drużyną Sevilli. Tymczasem dziennikarze zachwycają się wielkością i położeniem Stadionu Narodowego. Większość ich tekstów puentuje słowo „espectacular”. Po meczu komentator Tele Cuatro stwierdzi: „witam państwa z najpiękniejszego stadionu, na jakim byłem”.
– Czy najpiękniejszy? Na pewno jeden z najbardziej efektownych, ale my – Hiszpanie – wiemy to już po Euro 2012. Żadna niespodzianka – mówi Kiko, legenda Atletico, uznany ekspert hiszpańskiej telewizji. – Możemy porozmawiać o Krychowiaku? – pytam. – O kim? – zdziwienie. – El Polaco del Sevilla – doprecyzowuję. – A, Kryczo! Ale pięć minut może nie wystarczyć. Oglądałem prawie wszystkie mecze Sevilli w tym sezonie – mówi Kiko i rozpoczyna wychwalanie Polaka. Odkrycie roku. Jedenastka sezonu La Liga. Człowiek, którego niedawno nikt nie znał, a którego rozwój – w bezpośrednim tłumaczeniu – nie ma sufitu. – Idealny typ do dla „Cholo” Simeone – podkreśla Kiko, a zapytany, czy Krychowiak miałby skład w Atletico, wzrusza ramionami. – Oczywiście, dlaczego nie? Skoro gra w Sevilli, która dziś powalczy o Ligę Mistrzów, to dlaczego nie mógłby grać w Atletico? Dziś Krychowiak byłby w jedenastce każdej drużyny na świecie – puentuje.
Wśród Hiszpanów nikt nie ma co do tego wątpliwości. Tam zauważyli, że Krychowiak – mimo swoich braków – to człowiek o wybitnej inteligencji piłkarskiej. Łatwiej to dostrzec, gdy obserwuje się go przez 90 minut z trybun właśnie w ekipie Sevilli. Wtedy dopiero widać, w jaki sposób „Krycha” porusza się po boisku. Nie tylko, jak wyglądają jego crossy – a wyglądają coraz lepiej – ale też, jaką pozycję zajmuje, gdy drużyna prowadzi grę i jak steruje kolegami, głównie M’Bią. W Sevilli nikt od Krychowiaka nie wymaga rozgrywania czy otwierających podań, skoro te zapewnią Vitolo i Reyes. On ma po pierwsze – orać całą przestrzeń przed obrońcami, schodząc często między stoperów, po drugie – łatać dziury, które tak często powstają po wyjściach bocznych defensorów, Tremoulinasa i Vidala. Rozgrywaniem zajmują się inni – przede wszystkim MVP spotkania, Ever Banega. I wreszcie po trzecie – ma wchodzić w pole karne przy stałych fragmentach. Tam albo walczyć o główkę, albo o piłkę wybitą przez obrońców.
Dziś zrealizował wszystko, czego od niego oczekiwano. – Klasa światowa – streścił występ Polaka sam Banega.
– Jeżeli Sevilla zatrzyma Konoplankę, to wykona 3/4 pracy potrzebnej do zwycięstwa – przewidywał przed meczem Julio Maldonado, jeden z najbardziej znanych hiszpańskich dziennikarzy. Czy to się udało? Nie do końca. Każdy kontakt z piłką przyszłego skrzydłowego którejś z topowych światowych drużyn stanowił zagrożenie. Żywy przykład na to, co znaczy „robić różnicę”. Ostre dośrodkowania, genialny strzał zatrzymany tuż pod poprzeczką przez Rico – cały Konoplanka, z którym ofensywnie usposobiony Vidal nie dawał sobie rady. Stąd decyzja Emery’ego o wpuszczeniu Coke. Decyzja, o której dyskutowano w Sevilli przez ostatnich kilka dni. Kto powinien zagrać? Vidal czy Coke? Zaryzykować czy zabezpieczyć się przed największym zagrożeniem? Emery zagrał va banque, potem lekko się wycofał, ale koniec końców triumfował. Rzucił all-in, mając mocne karty. Dnipro, szalenie groźne z kontry, nie wytrzymało na dłuższą metę chorego tempa narzuconego przez Sevillę i kontrolowanego przez Krychowiaka. Potwierdziły się słowa prezesa Castro: – Dnipro pełne entuzjazmu? Entuzjazmu Sevilli nikt nie pobije.
***
Dziadek namalowany na oprawie Sevilli pamięta kilka ważnych wydarzeń. Po raz pierwszy pojawił się na derbach Andaluzji w 2005 roku. Potem na finałach Pucharu UEFA w Eindhoven i Glasgow. Był też na finale Copa del Rey i wreszcie przed rokiem w Turynie. Dziadek z oprawy Sevilli – choć z perspektywy polskiego kibica nie wygląda zbyt imponująco – kojarzy się ze zwycięstwami. Zwycięstwami, które w tych rozgrywkach, stały się dla jego klubu regułą. 2006, 2007, 2014, 2015. Zmieniają się tylko aktorzy. Dziś w rolach pierwszoplanowych wystąpiło dwóch. Jeden niedawno był rybakiem i kontrolerem biletów. Drugi znów potwierdził, że jest piłkarzem klasy światowej. Ale po raz pierwszy zrobił to w swoim kraju.
TOMASZ ĆWIĄKAŁA
Fot. FotoPyK