Fran Tudor miał pauzować trzy mecze, ale pauzował dwa i najwyraźniej wystarczy, bo trzecie spotkanie Komisja Ligi odpuściła mu na rzecz sześciomiesięcznego zawieszenia – przez ten czas musi być grzeczny. Prawnie się to oczywiście broni, życiowo… Oj, można dyskutować.
W dzisiejszym komunikacie KL czytamy: Rozpatrzono wniosek zawodnika Rakowa Częstochowa, Frana Tudora, o zawieszenie kary za samoistną czerwoną kartkę w meczu Warta Poznań – Raków Częstochowa w 18. kolejce. Zawodnikowi zawieszono 1 mecz kary na okres 6 miesięcy. Zawodnik odbył karę dwóch meczów, nie odwoływał się od otrzymanej kary finansowej w wysokości 7 tysięcy złotych i uiścił ją już w całości.
Co ważne – Raków nie odwoływał się od kary, tylko zgodnie z art. 165 przepisów dyscyplinarnych PZPN, wniósł o zawieszenie prawomocnej kary dyscyplinarnej, a to co innego. Mówiąc prościej: klub nie uznał, że kara piłkarzowi się nie należała, tylko poprosił o jej złagodzenie. W dwóch paragrafach wspomnianego artykułu można przeczytać:
§2. Zawieszenie lub darowanie kary dyscyplinarnej, w przypadku wniosku złożonego przez ukarany podmiot, nie może nastąpić wcześniej, niż po wykonaniu połowy kary.
§3. Zawieszenie wykonania prawomocnej kary dyscyplinarnej może nastąpić na okres próby nie krótszy niż 6 miesięcy i nie dłuższy niż 5 lat i może być połączone z nałożeniem na ukaranego obowiązków.
Pod tym kątem wszystko więc się zgadza. Tudor odpoczął dwa mecze, czyli przekroczył połowę kary, wniesiono o złagodzenie i trzecie spotkanie Chorwatowi zawieszono – na dolną granicę widełek w postaci sześciu miesięcy.
Tyle prawo, a co z życiem i po prostu zdrowym rozsądkiem? No tutaj jest już gorzej. Przypomnijmy bowiem, co zrobił Tudor:
A co zrobił Kapuadi w meczu z Zagłębiem Lubin:
Nikt nie powinien mieć wątpliwości – mocniej przeskrobał Tudor. Odwrócił się do Szczepańskiego i pieprznął go w twarz. Taki miał cel i ten cel osiągnął w sposób – niestety – widowiskowy. Kapuadi zaś też naruszył nietykalność cielesną swojego rywala, ale w zupełnie innym stylu – nie był świadomy tego, co się zaraz stanie, trudno tutaj mówić o premedytacji, bardziej wyglądało to na boiskowy przypadek.
Mimo tego efekt dyscyplinarnych rozstrzygnięć jest następujący: Tudor dostał dwa mecze kary, a trzeci ma zawieszony. Kapuadi nie mógł być dostępny przez trzy spotkania. Wisła oczywiście odwołała się od zasadności kary, ale nie otrzymała zrozumienia. A mogła, na Kapuadiego wcale nie musiał spać automat trzech meczów zawieszenia, bo przepisy stanowią jasno: Organ dyscyplinarny może nadzwyczajnie złagodzić karę, jeżeli wymierzenie nawet najłagodniejszej kary przewidzianej dla danego przewinienia dyscyplinarnego niewspółmierne do wagi popełnionego przewinienia dyscyplinarnego.
Tutaj należy jednak podkreślić: Wisła odwołując się, zwróciła się nie do Komisji Ligi, tylko do Najwyższej Komisji Odwoławczej PZPN, czyli tak, jak wymagają przepisy.
Znów – niby ma to ręce i nogi, skoro decyzje podejmowały dwa różne organy, ale zdrowy rozsądek jednak też będzie alarmował, żeby zwrócić na niego uwagę. To trochę bowiem tak, jakby różne sądy w danym kraju wydawały niewspółmierne do siebie wyroki i żyły jako zupełnie osobne byty. A jednak prawo musi stanowić całość i jeśli mamy jak na dłoni sytuację, kiedy jeden piłkarz wali drugiego w łeb, a trzeci czwartego ledwo zahacza, co ostatecznie jest ocenione na niekorzyść w tym drugim przypadku, to po prostu jest to niepoważne.
Komplikuje się sprawy, które nie powinny być skomplikowane. Ten przewinił bardziej, to ten pauzuje dłużej. A dziś jest przecież odwrotnie.