Kiedy, jeśli nie teraz – pytają kibice Manchesteru United. – Będzie tak, jak ostatnio zawsze bywało – mogą im odpowiedzieć fani Manchesteru City i znajdą na to dowody, nie zmuszając się nawet do sięgania pamięcią w zbyt odległe rewiry. Na przykład do październikowego spotkania, w którym Erling Haaland i spółka rozszarpali lokalnego rywala. Na Old Trafford każdy ma swój konkretny cel do zrealizowania i czeka nas mecz, jakie lubimy. Bez miejsca na kalkulacje.
Niesamowite, ale minęło już dziesięć lat, od kiedy sir Alex Ferguson przeszedł na emeryturę. I od tamtego dnia United nie są w stanie wyprzedzić na koniec sezonu ligowego City. Nawet, gdy pod wodzą Ole Gunnara Solskjaera zajęli drugie miejsce, to mistrzem byli The Citizens.
Norwegowi nie udało się zbudować imperium, pójść za ciosem, Ralf Rangnick stał się anegdotą do zapomnienia. Erik Ten Hag jest wciąż na początku drogi. Jej zwieńczeniem ma być drużyna, która gra energetyczny, intensywny futbol, a szefem jest on we własnej osobie. Żadnych gwiazdeczek, podziałów, pojedynczych liderów, tylko ciężka praca i zespół. Kto nie zgadza się z takim układem, ten nie ma czego szukać na Old Trafford.
Holender doskonale wie, że nic nie da ci takiego prestiżu, nic nie popchnie tak mocno do przodu twoich działań, jak wygrana w derbach. Oczywiście nie musi ona mieć długofalowych efektów, ale w kontekście kilku najbliższych, bardzo ważnych tygodni, zagwarantuje potrzebny spokój.
Dlatego ma prawo cieszyć się z pewności siebie, jaką Czerwone Diabły złapały w ostatnich kilkunastu meczach, jakby one wszystkie były idealnym podprowadzeniem pod sobotni spektakl, kilkunastoma próbami generalnymi. Bo tak naprawdę MUTD zaczął grać dobrze właśnie od klęski 3:6 w derbach. Od tamtej chwili poniósł zaledwie jedną porażkę. Jest na fali wznoszącej. Tymczasem Pep Guardiola mówi wprost: – Jeśli pokażemy to co przeciwko Southampton, przegramy.
Katalończyk chce obudzić swoich piłkarzy. Drużynę marzeń, w której nawet wielkie nazwiska siadają często na ławce rezerwowych. To trudny sezon dla City. Nieoczekiwanie wyrósł im nowy rywal w walce o mistrzostwo. Arsenal Mikela Artety zaskoczył całą Anglię, oprócz Guardioli. Pep wiedział od lat, że jego były asystent to materiał na świetnego menedżera. Ale nikt nie słuchał, uznaliśmy te pochwały za czystą kurtuazję kolegi.
Dla kibiców Manchesteru United to Liverpool jest największym przeciwnikiem. Bo choć United od City dzieli niespełna siedem kilometrów, a sąsiedzi w ostatnich latach włożyli parę trofeów do gabloty, to jednak rywalizacja z Liverpoolem toczy się w zupełnie innej kategorii – o miano najbardziej utytułowanego klubu w Anglii.
Derby Manchesteru, jeszcze pod innymi nazwami obu ekip, w XIX wieku, były po prostu meczami pomiędzy lokalnymi zespołami, z biegiem lat nabierały większego znaczenia, w poprzednim stuleciu „plemienność” w futbolu nakręciła się mocniej, około lat 60., a dodatkowa intensyfikacja w kwestii znaczenia potyczek United z City to już obecny wiek, po roku 2010, gdy zespół z Etihad zaczynał być mocarstwem.
Sportowo w ostatnich latach fani Manchesteru United nie mają zbyt wielu argumentów, oręż, po jaki mogą sięgać, zawsze sprowadza się do dyskusji o byciu kibicem sukcesu, o tradycji, ale prawda jest taka, że na koniec dnia liczy się wynik meczu. Sobotnie starcie na Old Trafford jest istotne. Manchester United ma jeden cel: awans do Ligi Mistrzów. I trzeba przyznać, że jest na dobrej drodze, by go zrealizować. Trzy punkty w derbach pozwoliłyby doskoczyć do City, bardzo blisko, sprawić, że lokalny rywal poczuje oddech na plecach. Byłyby przy okazji wspaniałym prezentem dla Arsenalu, uciekiniera z peletonu. Z kolei City musi wygrać, żeby nie tracić z pola widzenia właśnie Kanonierów. Czy może być lepszy scenariusz na gotowe emocje?
Z jednej strony mocno wątpię w to, że będziemy świadkami powtórki z października, gdy hat tricki Phila Fodena i Erlinga Haalanda zniszczyły United. Ten Hag mówił wtedy o intensywności gry – różnica w poziomach tego właśnie parametru przesądziła, zdaniem Holendra, o takim rozstrzygnięciu.
Ale dzisiaj sytuacja jest zupełnie inna. Ten Hag ma kilka mocnych postaci gotowych stawić czoła machinie Guardioli. Casemiro pokazuje, że nie przyszedł do Manchesteru United, by odcinać kupony, Christian Erkisen gra jak za dawnych lat w Tottenhamie, a Marcus Rashford wszedł na bardzo wysoki poziom, strzela gola za golem. Bruno Fernandes to wciąż olbrzymie pokłady kreacji, odejście CR7 tylko mu posłuży. Pomocnik ma szanse wrócić do ustawieć bazowych, z jakimi przybył do Anglii z ligi portugalskiej.
Odgadnięcie końcowego wyniku tego spotkania to szaleństwo. United świetnie grają na Old Trafford w tym sezonie, polegli tutaj tylko dwa razy, zaś City praktycznie nie przegrywają na wyjazdach – zdarzyło im się to raz na poprzednich 26 kolejek Premier League, uwzględniając poprzedni sezon.
City mają niesamowitego Haalanda, któremu zaledwie trzech trafień brakuje do wyniku, który w ostatnich sezonach dawał tytuł króla strzelców. Ale United w minionych kilku tygodniach dobrze radzą sobie w defensywie. Od powrotu Premier League po mundialu zachowali już trzy czyste konta w lidze.
Ten Hag dobrze zna wszystkie atuty Guardioli. Kiedy ten drugi prowadził Bayern Monachium Holender był tam trenerem drużyny rezerw. Nie sposób uwierzyć, że praca Pepa nie miała wpływu na myślenie o futbolu Ten Haga. Czy zdoła przechytrzyć dużo bardziej doświadczonego kolegę? Aby tak się stało, jego zespół musi wygrać batalię o środek pola i odciąć od podań Haalanda. Brzmi jak plan, realizacja jest jednak o wiele trudniejsza.
Ten Hag cieszy się sporym zaufaniem wśród kibiców United. To jak poradził sobie z Ronaldo, pokazuje doskonale, że Old Trafford ma menedżera obdarzonego charyzmą. Zresztą liczby bronią Holendra – żaden trener United nie dobił tak szybko do dwudziestu zwycięstw.
City nie będą się jednak bać takich historyjek. Nie przegrywali ostatnio na Old Trafford, co więcej, nie tracili tutaj bramek podczas trzech ostatnich wizyt, a trzy wcześniejsze potyczki derbowe w lidze to były dla nich komplety punktów. Nikt w erze Premier League nie zdobył terytorium United tak często, jak rywal zza miedzy.
To m.in dzięki przyjściu Guardioli poziom całej ligi poszedł w górę. Jego rywalizacja z Juergenem Kloppem stała się alertem dla innych, zmusiła do poszukiwania rozwiązań, doskonalenia. Manchester United jest beneficjentem tego podnoszenia poprzeczki przez klub z Etihad, nawet jeśli kibice Czerwonych Diabłów niechętnie to zaakceptują. Erik Ten Hag został zatrudniony dlatego, że w czerwonej części Manchesteru też chcą mieć swojego Guardiolę. Sobota to dobry dzień, by potwierdzić, że ta teoria ma jakiś sens.
PRZEMYSŁAW RUDZKI (CANAL+/KANAŁ SPORTOWY)
Czytaj więcej o zagranicznej piłce: