Batman w zakamarkach Gotham miał u swego boku Robina. Frodo w trudnej wędrówce do Mordoru mógł liczyć na Sama. Vincenta w akcjach specjalnych ubezpieczał Jules, Han Solo latał po kosmosie z Chewbaccą, a Sherlock w śledztwach posiłkował się wsparciem Watsona. Co łączy każdą z tych par? Jeden korzystał na obecności drugiego, obaj czerpali ze współpracy wzajemne korzyści. Znaleźć dobrego partnera to sztuka, takiego do tańca również, a jeszcze trudniej stworzyć duet idealny. Wymienionym postaciom to się udało, los spoił ich w najlepszy możliwy sposób. Messi z Alvarezem idą tym samym śladem, bo Julian Alvarez to uzupełnienie, którego kapitanowi Albicelestes mogło brakować w kadrze od wielu lat.
Kim jest ów młodzian, wyjątkowy podopieczny Leo na jego stare lata, który na mundialu strzelił aż cztery gole, w tym dwa w półfinale?
Zapraszamy. Oto jego historia.
Julian Alvarez – kim jest jedno z odkryć mundialu w Katarze?
Spis treści
Pająk
Rafael Varas, skaut z Calchin, mini-miasteczka w prowincji Cordoba: – Wszyscy o nim mówili. Nazywali go “enanito” [mały chłopiec], ale on wszystkich niszczył. Sędziowie przyjeżdżali na mecze i od razu pytali, czy gra. Widziałem, jak kopał piłkę, kiedy miał dwa lata. Już wtedy miał “to coś”. Nie wiem, jak to wytłumaczyć. To chyba talent boski.
Dla braci Alvarezów był po prostu “el Aranitą”, pająkiem, bo był tak dobry w prowadzeniu futbolówki, jakby miał więcej niż dwie nogi. Słyszeli o nim wszyscy w trzytysięcznym Calchin, później w całej prowincji. Julian chciał naśladować swoje starsze rodzeństwo, chodził grać z nim w piłkę na podwórku. Gdy miał niecałe cztery lata, trafił do szkoły, gdzie nikomu nie uszły uwadze jego umiejętności.
Jako mały dzieciak Julian Alvarez robił na boisku takie rzeczy, jakie kiedyś Messi w tym samym wieku: – Kiedy zobaczył piłkę, biegł za nią, dopóki jej nie zdobył. Potem trzymał ją przy nodze i przebiegał z jednej na drugą stronę boiska. Piłka była prawie tak duża jak on. Żartowałem, widząc to wszystko, że stoimy w obliczu talentu jedynego w swoim rodzaju. Nie wiedziałem wtedy, jak prawdziwe okażą się te słowa – mówił Rafael Varas.
Twierdzili, że jest inny. Zawsze stojący trochę na uboczu, ot, grzeczne dziecko nie szukające atencji wśród rówieśników. Powtarzał jednak z wielkim uśmiechem na ustach, że chciałby w przyszłości zostać profesjonalnym piłkarzem. Trafić do River Plate, a potem Barcelony, pod patronat Messiego, którego wielbił ponad miarę. Czas płynął, a on ciągle był najlepszy. Omal nie skorzystała z tego nie Barcelona, a Real Madryt. Pierwsi nigdy do niego dotarli, zaś ci drudzy mieli zwyczajnego pecha: – Gdyby przepisy się nie zmieniły i były takie same jak w momencie, gdy Messi przybył z Newell’s Old Boys do Barcelony w 2001 roku, Julian przeszedłby do Realu Madryt – powiedział Piero Foglia, który prowadził Club Deportivo Atalaya w stolicy prowincji Cordoba.
Madryt
Foglia znał się na argentyńskich talentach. Miał też oczy i uszy wszędzie tam, gdzie odbywały się mecze drużyn młodzieżowych. Jeśli ktoś wyróżniał się na terenie Cordoby, jego nazwisko musiało trafić do na jego biurko. Z Alvarezem nie było inaczej. A właściwie było, bo nie każdego wyjątkowego chłopca poleca się Realowi Madryt: – Zobaczyłem Juliana, gdy miał 11 lat. Jeden z moich kolegów, który sędziuje mecze, polecił mi go odwiedzić. Byłem zachwycony. Od razu zaproponowałem współpracę, dałem rodzicom czas do namysłu. Miałem na niego plan, ale wszystko się zmieniło, kiedy do Argentyny przyleciał Ramon Martinez.
Martinez był wówczas dyrektorem sportowym Realu Madryt. Powiedział do Foglii: – Jeśli widziałeś kogoś, kto się mocno wyróżnia, proszę, opowiedz mi o tym.
Stało się. Julian Alvarez poleciał do Hiszpanii, żeby rozegrać turniej w barwach “Królewskich”. Ustrzelił dublet w pięciu meczu, w finale z Realem Betis miał zwycięską asystę. Zrobił na trenerach ogromne wrażenie. Wszyscy w akademii bardzo go chcieli, ale… “Pająk” miał tylko 11 lat. Według nowo wprowadzonych przepisów przez FIFA musiał mieć 16, żeby wyprowadzić się z domu bez opieki rodziców. Ci, zwłaszcza w tamtym etapie życia, nie mogli pozwolić sobie na porzucenie codziennych obowiązków w Argentynie. Z boisk w Madrycie Julianowi zostało zatem tylko kilka wspomnień i zdjęcia z Sergio Ramosem czy Gonzalo Higuainem.
Wyświetl ten post na Instagramie
Fakt, że Alvarez zaliczył obecność na boiskach w Europie, był pomocny na przyszłość. Różne kluby wzięły go pod lupę. Scenariusz został rozpisany, przeznaczenie ustanowione.
– Wiele klubów chciało Juliana, ale on nie był gotowy na opuszczenie domu. Gdyby rzucił się na głęboką wodę, mógłby bardzo cierpieć. Czekał na właściwy moment, co nie przeszkadzało mu, żeby pojawiać się na testach tu i tam. Jeździł na nie po to, żeby wiedzieć, jak funkcjonują poszczególne kluby. Z większym doświadczeniem, wraz z rodzicami, chciał podjąć optymalną decyzję – tłumaczył Foglia.
Dobroć
Julian Alvarez wybrał nastoletnie życie z dala od blasku fleszy. Czekał na odpowiedni moment. Do 15. roku życia wychowywał się w rodzinnym miasteczku znanym z ciężkiej, rolniczej pracy. „Praca, nauka, dobre samopoczucie” to jego flagowe hasła. W herbie: byk, fabryka, trybik, książka, kłos pszenicy. Calchin było idealnym miejscem, żeby nauczyć się skromności, pokory, zawziętości. Alvarez dorastał w warunkach, jakie dobrze zna Erling Haaland: – Zawsze był lepszy od swoich kolegów z drużyny i przeciwnika, ale nie tylko pod względem piłkarskim. To, jak trenował, jak się zachował poza boiskiem… Jego pokorna mentalność była czymś rzadko spotykanym – wspomina Rafael Varas, który zna Juliana od 20 lat.
Kontynuuje: – Był bardzo skromny, nigdy nie walczył nieczysto z rywalami. Były mecze, w których zawodnicy ciągnęli go za koszulkę, pchali lub faulowali, ale on nigdy im nie oddawał, nigdy się z nimi nie kłócił, nigdy nie pytał, dlaczego go uderzyli. Nic w tym stylu. Nigdy też nie kłócił się z sędziami. Jego koledzy z drużyny i przeciwnicy zawsze go szanowali, a nawet gratulowali mu takiej postawy. Kiedy strzelił gola lub pięknie dryblował, dosłownie wszyscy bili brawo.
Varas mógł zachwycać się nie tylko talentem swojego podopiecznego, ale także jego dobrym sercem. Pewnego dnia otrzymał bowiem prezent, którego absolutnie nie miał prawa się spodziewać. Nadawcą był Julian, kurierem jego tata, Gustavo: – Jestem pracownikiem sektora publicznego. Popołudniami sprzedaję produkty do supermarketów. Miałem samochód, który był za mały na wszystkie moje rzeczy. Pewnego piątku rozmawiałem z ojcem Juliana na temat koszulki z autografem, którą przysłał mi Julian z dedykacją: „Mojemu pierwszemu trenerowi, Rafaelowi Varasowi, który towarzyszył mi w stawianiu pierwszych kroków”. To było piękne.
Okazało się, że koszulka jest jedynie swego rodzaju wstępem do większej radości: – Następnego dnia ojciec Juliana zadzwonił do mnie ponownie i powiedział: „Idę do twojego domu”. Przyszedł, a za oknem usłyszałem trąbienie klaksonem nowej furgonetki! Nie miałam pojęcia, co się dzieje. Zacząłem płakać. Nie miałem słów, żeby podziękować Julianowi. Chyba nadal nie mam. Tego samego dnia później on we własnej osobie zadzwonił do mnie. Byliśmy na linii przez jakieś 10 minut, ale miałem problem, żeby wydusić z siebie więcej niż kilka słów. Byłem tak wzruszony. Gest Juliana i jego rodziny mnie nie dziwi, znam dobroć tych ludzi, ale już sam prezent mnie zaskoczył – przyznał Varas kilka tygodni temu na łamach TheAthletic.
Team-player
Wielka zmiana w życiu Juliana Alvareza nastąpiła dopiero w chwili, gdy skończył 15 lat. Trafił do River Plate, ale to nie był jedyny klub z Argentyny, który wpadł na jego trop. Klub wyjątkowy, będący jednym z pierwszych przystanków Diego Maradony: – Szukałem bramkarza, ale kiedy go zobaczyłem, onieśmielił mnie. Sposób, w jaki grał, technika prowadzenia piłki, schodzenie głębiej między formacjami, wszechstronność… Kapitalny zawodnik. Taki, który tworzył futbol. Spytałem szefostwo, czy mogą go pozyskać i zaoferować mu nocleg na tydzień, żeby mógł przyjechać na testy do Buenos Aires. Nie mogli jednak sobie na to pozwolić. Wcześniej pracowałem w River Plate, miałem tam kolegów. Jednemu z nich, Gabrielowi Rodriguezowi, powiedziałem, że znalazłem Juliana, że jest crackiem, i szkoda byłoby go stracić. Zaprosili go i od razu usłyszałem “Tak, to jest crack” – opowiadał Alfredo Alonso, wtedy skaut Argentinos Juniors.
Gabriel Rodriguez, skaut River Plate, jeden z najlepszych w kraju, przyznał z kolei, że musiał popełnić kłamstwo. Nigdy nie widział 15-letniego chłopca na oczy, więc musiał zaufać nosowi kolegi. Sam miał doskonałe oko do młodych talentów, wynalazł choćby Pablo Zabaletę, Hernana Crespo, Manuela Lanziniego czy Erika Lamelę. Nie mógł pozwolić sobie na błąd, miał znakomitą renomę. Ale zaryzykował. Zadzwonił do taty Juliana i powiedział, że widział go w akcji wiele razy. Że zaproszenie na testy obejmuje nocleg i wyżywienie, a w razie powodzenia jego syn zostanie włączony do najlepszych struktur akademii z kursem języka angielskiego. Gdy wreszcie Rodriguez sam go zobaczył, nie miał żadnych wątpliwości: – Pokazał mi w 10 minut, tak, 10, że ma wszystko, żeby zostać piłkarzem River Plate.
Rodriguez dodał: – Ma świetną wizję, bardzo dużo widzi. Uważam, że to jego największa zaleta. Tu w Argentynie mówimy, że jakiś zawodnik rozumie grę, że zanim otrzyma piłkę, wie już, gdzie jest ustawiony partner z jego zespołu. Wie już kilka sekund wcześniej, co chce zrobić. Nie każdy gracz to ma, a dla Juliana jest to coś, co go mocno wyróżnia. Co więcej, ma bardzo dużą dynamikę na pierwszych metrach. Ze swoim przyśpieszeniem zostawia rywali w tyle z łatwością. To idealne połączenie. Jako że zawsze był graczem zespołowym, każdy mógł korzystać z jego talentu. Przy nim inni wyglądali lepiej.
Introwertyk
W zespołach młodzieżowych River Plate Julian Alvarez nie był gwiazdą. Był dobry, rozwijał się, ale jego talent nie eksplodował w zupełnie nowym otoczeniu. Wiele dał mu letni okres przygotowawczy w 2018 roku, konkretnie młodzieżowy turniej Dallas Cup dla największych klubów z różnych kontynentów. Wówczas Alvarez strzelił dużo bramek, miał wyraźny wpływ na dojście do strefy medalowej.
Debiut w pierwszym zespole zaliczył jednak dopiero miesiąc przed ukończeniem 19 lat, w grudniu 2018 roku. Nie było to byle jakie spotkanie, bo finał Copa Libertadores, do którego dotarło również Boca Juniors. Alvarez wszedł na 23 minuty w dogrywce, a River Plate wygrało po golu w 122. minucie. Potem, już w 2019 roku, środowisko w klubie zaczęło dostrzegać, jaką “Pająk” ma mentalność. Na progu przejścia z juniorskiej do seniorskiej piłki Julian Alvarez pokazał, jakim jest człowiekiem.
– W czasie turnieju Dallas Cup nabrał pewności siebie. Jest introwertykiem, więc na wiele rzeczy może reagować trochę inaczej. Nie mówię, że jest nieśmiały lub wycofany. To szanowany i dobrze wychowany dzieciak, który chyba nawet nie potrafi sprawiać problemów. Nie tylko trenerowi, ale także innym zawodnikom. Ma wzorowe zachowanie. Możliwe, że przez swoją grzeczność wolniej się rozwijał, nie rozpychał się łokciami, ale to nic złego. Nie chciał być numerem 1 w zespole, nigdy tego nie szukał. Ale właśnie po tym turnieju w pełni zdał sobie sprawę, jakie ma umiejętności. Zobaczył, ile może zaoferować. To był moment zwrotny – wspomina Gabriel Rodriguez.
Bardzo lubię Kuna Aguero. Staram się robić podobne rzeczy na boisku, co on. Jego znajdowanie przestrzeni połączone ze strzelaniem goli robi wrażenie.
Julian Alvarez w 2019 roku dla dziennika “La Nacion”
Matias Manna, aktualnie członek sztabu szkoleniowego w reprezentacji Lionela Scaloniego, powiedział: – Juliana znam od kilku lat. Nigdy nie chciał lub nie wierzył, że jest crackiem. Nie dorastał z myśleniem, że jest supergwiazdą. Po prostu cieszył się piłką. Pod względem takiego podejścia ma punkty wspólne z Messim.
Trzy lata, 122 mecze, 54 bramki, 31 asyst. W całym 2021 roku, ostatnim przed nowym rozdziałem w jego życiu, 24 trafienia i 15 ostatnich podań w 46 występach (udział przy golu średnio co 84 minuty). Takie liczby sprawiły, że do drzwi “Los Millonarios” zapukał Manchester City. Z walizką, do której zapakował ponad 20 mln euro.
Uczeń
– Julian w każdym meczu grał tak, jakby to był jego pierwszy występ w karierze. To jest zaraźliwe. Łączy pracowitość z dziecinną radością. Dlatego jest teraz tam, gdzie jest. Kiedy grał dla nas po raz ostatni, powiedziałem mu: “Czuję dumę, że mogłem przyłożyć cegiełkę do twojego rozwoju przez trzy lata i dzielić tyle fajnych wspomnień, dziękuję ci” – przyznał ze wzruszeniem Marcelo Gallardo, który w latach 2014-2022 poprowadził River Plate w 424 meczach.
Uczeń Gallardo w 2022 roku zdążył zostać zarówno uczniem Pepa Guardioli, jak i Lionela Messiego. Owszem, Julian Alvarez zadebiutował w reprezentacji Argentyny już w czerwcu 2021 roku, ale dopiero w ostatnich kilkunastu miesiącach poznaje smak bycia pełnoprawnym i ważnym członkiem zespołu. Gdy gra od 1. minuty, niemal zawsze wpisuje się na listę strzelców. Nie inaczej jest w angielskim uniwersum, w którym “Pająk” z Calchin wprawia Guardiolę w zdumienie od samego początku. Choć Argentyńczyk musiał wejść na znacznie wyższy poziom, podtrzymuje swoje osiągi z River Plate. Strzela, asystuje, czaruje. W Premier League po prostu się odnalazł, a zapewne mógłby to zrobić wszędzie.
– W grze obronnej jest podobny do Gabriela Jesusa. Gabriel jest w tym prawdopodobnie najlepszy, ale Julian jest blisko. To mi imponuje, to chcę zaznaczyć w pierwszej kolejności. Jeśli chodzi o agresję, intuicję, poruszanie się bez piłki i z nią – Julian to geniusz. Na boisku tworzy połączenia, z którego każdy może skorzystać. Mamy wrażenie, że pozyskaliśmy młodego zawodnika z najwyższej półki na wiele lat. Jesteśmy zachwyceni – podkreślił Guardiola.
20 meczów, siedem goli i dwie asysty. W tym koncert w Lidze Mistrzów z Sevillą (bramka i dwie asysty), dublet z Nottingham Forest, trafienia z Chelsea i Liverpoolem. Będzie tego więcej, co do tego chyba nikt nie ma wątpliwości. Przygoda Alvareza ma już kilka mniejszych rozdziałów wartych uwagi, idzie w świetnym kierunku, ale ten najpiękniejszy moment właśnie trwa. Uczeń mistrzów może rozpocząć 2023 rok jako mistrz świata…
– Portugalczycy i Rodri dyskutowali przed turniejem o tym, kto może wygrać mundial. Wymieniali reprezentacje z Europy. Trener [Guardiola] włączył się do rozmowy, powiedział: “Wiesz, kto ma największe szanse i w ogóle się nie odzywa? Ty! – w rozmowie z ESPN powiedział napastnik Manchesteru City, przed którym najważniejsze spotkanie w karierze. Spotkanie, po którym znów będzie mógł włożyć maskę Spider-Mana.
***
Źródła: theathletic.com, skysports.com, manchestereveningnews.co.uk, talksport.com
WIĘCEJ O MISTRZOSTWACH ŚWIATA W KATARZE:
- Reportaż z meczu o trzecie miejsce: Cały arabski świat za Marokiem. Nawet sędzia!
- Trela: Efekt Dembele. Jak niemiecka luka w szkoleniu wpłynęła na reprezentację Francji
- Niepasujący wyglądem, ale pasujący grą. Mac Allister wśród Latynosów
- Dlaczego nikt już nie śmieje się z Antoine’a Griezmanna?
Fot. Newspix