Reklama

Niesamowity Augustyniak! Legia Warszawa wyrwała zwycięstwo!

Antoni Figlewicz

23 października 2025, 20:56 • 6 min czytania 45 komentarzy

No warto było czekać w napięciu do końca! Fajnie tak zobaczyć, jak Legia Warszawa jednak nie odpuszcza meczu w europejskich pucharach, po prostu. Chociaż fragmentami, chociaż w porywach.. W takich momentach jeszcze bardziej może zaboleć tamto spotkanie z Samsunsporem, bo zdaje sobie człowiek sprawę, że samą jakością składu można było wyrwać więcej. Edward Iordanescu pewnie znów powie, że jego zespół miał kontrolę nad meczem – jak zawsze. Ale po wygranej w tak przyjemnych okolicznościach z Szachtarem Donieck nie będziemy się tych słów specjalnie czepiać, nawet jeśli prawdziwe będą tylko w niewielkim stopniu.

Niesamowity Augustyniak! Legia Warszawa wyrwała zwycięstwo!

Ukraińcy wyszli na boisko w składzie, który trener Arda Turan poddał drobnej rotacji. Nie zmienia to jednak faktu, że Szachtar miał prawo być dla Legii groźnym przeciwnikiem. Nie jest tym samym klubem co kiedyś, zresztą nieprzypadkowo gra w Lidze Konferencji zamiast w nieco bardziej prestiżowych rozgrywkach.

Reklama

Natomiast – my już widzieliśmy Legię w pucharach w tym sezonie. Widzieliśmy ją w lidze, nawet kilkanaście razy. I nie mieliśmy przekonania, że przyjechała do Krakowa po swoje.

Tym bardziej ma prawo nas niezmiernie cieszyć ostateczny rezultat rywalizacji, która pikanterii nabierała głównie na trybunach. Sam mecz był bowiem momentami trochę nudnawy i mógł potoczyć się dla polskiego zespołu gorzej. Dobrze więc, że Legia miała Rafała Augustyniaka.

„Wołyń pamiętamy”. W tej fladze nie ma nic złego! [CZYTAJ WIĘCEJ]

Szachtar Donieck – Legia Warszawa 1:2. Brawo, po prostu brawo!

Zacznijmy jednak od tego, że Edward Iordanescu – najgorętsze nazwisko polskiej piłki klubowej w ostatnich dniach – nie był dziś kompletnie śniętym Rumunem. A to klasnął, a to krzyknął, czasem kogoś pochwalił, czasem machnął na sędziego zły na jakąś decyzję. Generalnie – trochę to wyglądało tak, jakby chciał nam udowodnić, że naprawdę dalej wierzy i dalej chce tu być. No i dobrze, jeśli faktycznie tak czuje, to w porządku.

Nie zobaczyliśmy przy linii rumuńskiej odpowiedzi na Diego Simeone, ale nie można odmówić Iordanescu choć odrobiny zaangażowania, przynajmniej z poziomu trybuny prasowej i jakiejś powierzchownej obserwacji.

Tak samo, jak nie można zarzucić jego piłkarzom, że przywoływana przed meczem przez Pawła Wszołka „męska rozmowa” to było jedynie czcze gadanie. Może i bez niej gra wyglądałaby, głównie w pierwszej połowie i samej końcówce rywalizacji, równie przyzwoicie, ale już uwierzmy w magię „męskich rozmów”. Coś mogło drgnąć.

Na początku meczu Legia wyglądała na drużynę, której się chce – nawet jeśli próba Rajovicia z dziesiątej minuty była zła, a chwilę później Elitim z wywalczonego przez siebie rzutu wolnego uderzył równie kiepsko. Były znaki, trzeba w nie było tylko uwierzyć.

Rafał Augustyniak uwierzył. W szesnastej minucie sam zabrał piłkę rywalom na ich połowie i świetnym strzałem z dystansu pokonał zdziwionego Kirila Fesiuna. Może i bramkarz Szachtara mógł zrobić więcej, ale był tak zaskoczony, że czasu na reakcję zabrakło. No i sam strzał był tak dobry.

Gospodarze tacy sobie. Do czasu…

Kojarzycie jeszcze dwa zdania z początku tego tekstu dotyczące kontroli nad meczem? Jak nie, to przypomnimy:

– Edward Iordanescu pewnie znów powie, że jego zespół miał kontrolę nad meczem – jak zawsze. Ale po wygranej w tak przyjemnych okolicznościach z Szachtarem Donieck nie będziemy się tych słów specjalnie czepiać, nawet jeśli prawdziwe będą tylko w niewielkim stopniu.

Dotarliśmy do samego końca – „w niewielkim stopniu”. W pierwszej połowie Szachtar w gruncie rzeczy nawet nie pierdnął. Miał może jedną okazję i zdecydowanie większe posiadanie piłki, ale generalnie nie zagroził bramce Kacpra Tobiasza. Legia miała, jak to się ładnie mówi, więcej z gry. Była jedna fajna kontra, przy okazji której z dobrej strony pokazał się Krasniqi – popędził za piłką na lewym skrzydle i w sobie tylko znany sposób pięknym podaniem obsłużył będącego już w polu karnym Elitima.

Kolumbijczyk chyba trochę się zdziwił, że futbolówka trafiła prosto pod jego nogi. Ze strzałem odczekał zbyt długą chwilę i zablokował go któryś z obrońców.

To było jednak przed zmianą stron. W drugiej połowie wszystko nagle się zmieniło.

Nie można było grać dobrze przez cały mecz?

Pytanie uznajemy za retoryczne, nie będziemy się nad nim rozwodzić. Nie możemy się jednak oprzeć wrażeniu, że Legia przegięła w drugiej połowie pałkę – za łatwo dała się zepchnąć do obrony i niepotrzebnie skupiła się głównie na tym, by nie stracić gola. Kontrataków już nie było. Była za to kontrola i niekiedy wręcz dominacja Szachtara. Tyle że taka trochę „iordaneskowa”.

Oprócz gigantycznej przewagi w posiadaniu piłki – które samo w sobie kontrolą nie jest – Ukraińcy całkowicie zneutralizowali ofensywę Legii ograniczając jej pole do kontrataków. Prawdziwe mistrzostwo w kategorii „zmiana obrazu gry”. Wszystko podlane paroma groźnymi atakami, strzałami, spychaniem zespołu z Warszawy głęboko w jego pole karne. I golem na 1:1, który padł dlatego, że paść musiał.

Tego typu przewaga nie może nie zakończyć się trafieniem. Ale to poniżej dawało Ukraińcom jedynie remis, nie za wiele jak na całkowite wyłączenie rywali z gry.

Niesamowity Rafał Augustyniak! Gra do końca zawsze się opłaca

Końcówka należała jednak do Legii – Szachtar jakby spuścił z tonu, dał warszawiakom wpadać w swoje pole karne i jego okolice, co z kolei zaowocowało paroma groźnymi wrzutkami czy momentami, w których obrońcy w pomarańczowych koszulkach po prostu wybijali piłkę i czekali na kolejny atak.

W końcu, w doliczonym czasie gry, gościom udało się wywalczyć rzut wolny (brawo Kuba Żewłakow!) niemal na samej linii szesnastego metra. Pozycja wręcz wymarzona do tego, by nabiec, sieknąć z całej siły i utonąć w objęciach kolegów. A dziś nie było do realizacji takiego scenariusza nikogo lepszego niż Rafał Augustyniak. Facet, który nabiegł, sieknął i utonął w objęciach kolegów.

Bez wielkiej filozofii i kombinowania, bez wystawiania piłki. Brutalna siła, ot co.

Ten mecz idealnie podsumowują oba gole Augustyniaka. Zawodnika, którego Legia w tym momencie i przy takich problemach potrzebowała. Żaden z niego wirtuoz, ale na prostych rozwiązaniach to on się zna. I dziś – siłą prostoty i mięśni jego nóg – Legia wyrwała zwycięstwo w Krakowie.

Szachtar Donieck – Legia Warszawa 1:2 (0:1)

  • 0:1 – Augustyniak 16′
  • 1:1 – Meirelles 61′
  • 1:2 – Augustyniak 90’+4

CZYTAJ WIĘCEJ PRZY OKAZJI MECZU LEGII NA WESZŁO:

Fot. Newspix

45 komentarzy

Wolałby pewnie opowiadać komuś głupi sen Davida Beckhama o, dajmy na to, porcelanowych krasnalach, niż relacjonować wyjątkowo nudny remis w meczu o pietruszkę. Ostatecznie i tak lubi i zrobi oba, ale sport to przede wszystkim ciekawe historie. Futbol traktuje jak towar rozrywkowy - jeśli nie budzi emocji, to znaczy, że ktoś tu oszukuje i jego, i siebie. Poza piłką kolarstwo, snooker, tenis ziemny i wszystko, w co w życiu zagrał. Może i nie ma żadnych sportowych sukcesów, ale kiedyś na dniu sąsiada wygrał tekturowego konia. W wolnym czasie głośno fałszuje na ulicy, ale już dawno przestał się tego wstydzić.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Liga Konferencji

Reklama
Reklama