Do pewnego czasu – bohater najgłośniejszego ruchu tego szalonego okienka transferowego, naprawdę dużej transakcji na rynku wewnętrznym. Potem – piłkarz jakich wielu, zdecydowanie mniej ekscytujący od zagranicznych gwiazd, które wybrały Ekstraklasę. Wkrótce – transferowa wtopa, która kompletnie nie spełnia pokładanych w niej nadziei? Mariusz Fornalczyk zalicza jak na razie dosyć twarde lądowanie w Łodzi. A los nie chce młodemu piłkarzowi Widzewa pomóc.

Gdyby komuś w Ekstraklasie miało się poszczęścić, gdyby ktoś miał mieć odrobinę farta, to pewnie nikt nie będzie miał nic przeciwko temu, by padło na jednego z najbardziej utalentowanych młodych piłkarzy. Mariusz Fornalczyk jeszcze w końcówce ubiegłego sezonu był wymieniany jako łakomy kąsek na otwierającym się rynku transferowym. Wtedy jeszcze nie byliśmy gotowi na szaleństwo, jakie zafunduje nam armia dyrektorów sportowych pracujących w naszej najwyższej klasie rozgrywkowej…
Gotowy na nowe wyzwanie mógł być jednak Fornalczyk, ale, jak to czasem w przypadku nowych wyzwań bywa, z jego gotowości szybko niewiele zostało. Bo pojawiła się presja wielkich oczekiwań oparta o wielkie pieniądze, które Widzew na niego wydał. Przez ich pryzmat trudno patrzeć na zawodnika tego typu.
Mariusz Fornalczyk bez taryfy ulgowej. Kwota transferu robi mu krzywdę?
22-latkowi trudno opędzić się od łatki „gwiazdy” lub chociaż „przyszłej gwiazdy” Widzewa. Półtora miliona euro nie wykłada się na byle grajka, ale… no właśnie, Fornalczyk na razie wygląda jak piłkarz niezbyt wyjątkowy. Ma momenty, czasem popisze się jakimś efektownym rajdem, przyspieszy, wywalczy rzut wolny. Ruszy, zerwie. Ale nie miał być piłkarzem momentów.
W jego odbiorze nie pomaga też wkład w najważniejsze ofensywne statystyki – największe z dział, które wyciągają już przeciwko niemu niektórzy zawiedzeni słabym początkiem kibice.
Zero goli.
Zero asyst.
Dziewięć ekstraklasowych występów.
Bilans na tyle nieefektowny, co zwyczajnie beznadziejny dla zawodnika o inklinacjach ofensywnych. Bilans budzący pytania o zasadność transferu, odpowiednią opiekę trenera czy wręcz jakość Fornalczyka. Z każdym takim pytaniem wątpliwości jest tylko więcej.
Niby dużo się nie zmieniło, ale…
Nikt nie będzie w ostateczności rozliczał Fornalczyka z liczby podjętych dryblingów, kiedy Widzewowi brakuje punktów, a nie efektów wizualnych. Ludzie zapamiętują jego mecze w koszulce ekipy z Łodzi bardziej dzięki żywiołowej gestykulacji czy boiskowej złości na niepowodzenia. Bez poprawy wyników i wkroczenia czerwono-biało-czerwonych do ekstraklasowej czołówki trudno będzie skrzydłowemu przekonać do siebie tych nadal nieprzekonanych. Bo nic to, że widać pewien progres w jego grze względem pierwszych pięciu kolejek – słaby wynik i porażki nie pozwolą mu się przebić z walecznością czy dynamiką, ani nawet z udanymi dryblingami. Kibice cenią te cechy, ale nie wtedy, gdy nic one nie dają.
Oglądając Mariusza Fornalczyka z Arką widziałem w nim piłkarza, którego ściągał w zamyśle dyrektor Nikolicius. Dobry mecz przyćmił jeszcze lepszy Angel Baena, który mógł rywalizację kończyć z asystą po doskonałej akcji. Akcji Fornalczyka, który po prostu biegł, jakby jutra miało nie być. Jak taki trochę Forrest Gump. Jak Mariusz Fornalczyk wyczekiwany w Łodzi.
Dzień konia Angela Baeny. Widzew Łódź wygrywa z Arką Gdynia [CZYTAJ RELACJĘ]

Na tle innych zawodników grających na jego pozycji Mariusz Fornalczyk wyraźnie wyróżnia się dryblingiem. A co za tym idzie również wywalczonymi faulami
W Widzewie niespecjalnie zmieniła się też jego charakterystyka względem ubiegłego sezonu i gry dla Korony. Nadal główne atuty są te same, nadal to ten sam Mariusz Fornalczyk. Ale zespół wokół jest już nieco inny, co sprawia też, że nieco inny jest wpływ skrzydłowego na mecze swojej drużyny. Stąd może średnio mniej strat w przeliczeniu na mecz, stąd mniejszy udział w konstruowaniu ataków i, mimo wszystko, mniej dobrych dryblingów niż wcześniej.

Mariusz Fornalczyk gra w gruncie rzeczy tak samo, jak wcześniej. Brakuje mu jednak twardych liczb
Idę jednak o zakład, że wszystkie wykresy i maleńkie cyferki nie znaczą za wiele nawet dla samego Fornalczyka, który aż kipi sportową złością. Bardzo, ale to bardzo chce, a jednak nie może. – Z czasem się rozkręci, da nam bramki i asysty, dryblingi, dośrodkowania. Nie mam żadnych wątpliwości, że Mariusz niebawem będzie gwiazdą ligi – mówił niedawno w rozmowie z TVP Sport Mindaugas Nikolicius, dyrektor sportowy Widzewa.
No i patrząc na trzeźwo, jest na takie odpalenie Fornalczyka przestrzeń. Niewiele potrzeba, byśmy zobaczyli go dającego zespołowi bardziej wymierne korzyści, jak z Arką. Zresztą – to nie w golach i asystach tkwiła jego siła w Kielcach. Niektórzy piłkarze są od zupełnie innej roboty, ale tę docenia się dopiero wtedy, gdy gra również wszystko inne.
CZYTAJ WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE NA WESZŁO:
- Jarosław Przybył tłumaczy karnego dla Rakowa. To dlatego zmienił decyzję
- Wrze po meczu Rakowa z Legią. Ekspert wydał werdykt po decyzji sędziego
- Trener Legii Warszawa oburzony sędziowaniem. „Oglądałem ten moment 20 razy”
- Raków – Legia: ej, PZPN, może zajmiecie się w końcu sędziowaniem?
- Co to było?! Paździerz w Częstochowie zakończony remisem
Fot. Newspix