Czasy się zmieniają, selekcjonerzy też się zmieniają, ale Andrzej Dawidziuk nadal jest w komisjach. W jednej, konkretnej komisji, która decyduje o tym, kto będzie stał między słupkami reprezentacji Polski. I nawet nie byłby to problem, gdyby nie fakt, że wspomniany człowiek co chwilę wydaje inny werdykt w sprawie tych samych ludzi.

Marcin Bułka przed chwilą był wystarczająco dobrym bramkarzem, żeby walczyć z Łukaszem Skorupskim o rolę „jedynki” w drużynie narodowej. Ba, gdyby tę walkę wygrał, nie byłaby to wielka kontrowersja. Parę miesięcy później Bułka okazuje się już niewystarczająco dobry, żeby załapać się do czwórki golkiperów powołanych do reprezentacji Polski. W tej roli zastąpił Kamila Grabarę, który jeszcze kilka miesięcy temu był niewystarczająco dobry, żeby pełnić rolę czwartego bramkarza.
Teraz walczy z Łukaszem Skorupskim o rolę „jedynki” w drużynie narodowej. I jeśli tę walkę wygra, nie będzie to wielka kontrowersja.
Zmieniali się selekcjonerzy, okoliczności, ale nie zmienia się jedno. Andrzej Dawidziuk to główny trener bramkarzy w sztabie szkoleniowym reprezentacji Polski. Trenerzy pytani o hierarchię w bramce często nie tyle odsyłali, ile odwoływali się do jego decyzji czy rekomendacji. Nie odsyłali, bo Dawidziuk publicznie kolejnych sprzecznych decyzji nie tłumaczy. Chyba najwyższy czas, żeby to zrobił, bo coraz ciężej połapać się, o co w tym wszystkim chodzi.
Reprezentacja Polski i bramkarze. Andrzej Dawidziuk i hierarchia bramkarzy – czy ktoś poza nim ją rozumie?
Andrzej Dawidziuk na powrót zaczął pracę w kadrze trzy lata wstecz. Przeżył Czesława Michniewicza, Fernando Santosa, Michała Probierza. Jan Urban też mu nie podziękował. Dołączył do sztabu Józefa Młynarczyka, lecz to Dawidziuk trzyma lejce i — po raz kolejny — kręci kołem losującym hierarchię w bramce reprezentacji Polski. Czy to temat palący, wielka chryja? W żadnym razie. Głównie dlatego, że mamy komfort posiadania przynajmniej trzech równorzędnych golkiperów i sporego zaplecza solidnych pretendentów.
Nie traktujmy tego jednak jako sprawy kompletnie nieistotnej. Pozycja trzeciego czy czwartego bramkarza drużyny narodowej ma znaczenie i prestiż. Mówimy o kadrowiczu, reprezentancie kraju, co przekłada się choćby na to, jak postrzegany jest dany golkiper na coraz trudniejszym (patrz: próby sprzedaży czołowych bramkarzy Ekstraklasy w ostatnim okresie) rynku.
W normalnych okolicznościach numer trzy i cztery to drogowskaz na przyszłość. Są dobrani według logicznego i zrozumiałego klucza, prezentują potencjał, w który wierzymy; który pozwala snuć wobec nich plany na przyszłość. Jeśli prawdopodobny pierwszy golkiper kadry w następnych latach — Kamil Grabara — za Czesława Michniewicza łapie się do ścisłej czołówki, potem wypada z szerokiej listy (bo przecież nie zawsze powoływani są ci sami czterej bramkarze), żeby teraz wrócić jako numer dwa i za wszystko odpowiada ten sam trener bramkarzy to…
Można się poczuć skołowanym.
Marcin Bułka — niedawno główny rywal Łukasza Skorupskiego, teraz zbyt słaby na powołanie
Przez lata sprawa była prosta, bo w kadrze bronił ktoś z trójki:
- Artur Boruc,
- Łukasz Fabiański,
- Wojciech Szczęsny.
Siłą rzeczy rzadziej zwracaliśmy uwagę na to, kto jest za nimi. Zwłaszcza że przez większość czasu dwaj z nich rywalizowali o miejsce w składzie między sobą. Andrzej Dawidziuk już za kadencji Czesława Michniewicza szeptał jednak: rotacja! I zaczęło się robić ciekawie, bo minuty zaczęli łapać Łukasz Skorupski oraz Bartłomiej Drągowski. Rotacja ustała, kiedy selekcjonerem został Fernando Santos, lecz wróciła za kadencji Michała Probierza, zwłaszcza po tym, jak Szczęsny zrezygnował z gry w kadrze.
Można byłoby jeszcze zrozumieć, że tak, jak Skorupski był szykowany na następcę Szczęsnego, tak teraz czasami będzie trzeba ogrywać Bułkę, żeby on wkrótce zastąpił Skorupskiego. Ciąg logiczny urywa się jednak w momencie, w którym okazuje się, że Bułka, który szedł w górę hierarchii, nagle okazuje się słabszy od Kamila Grabary, który niby „był obserwowany”, ale w taki sposób, żeby przypadkiem go do kadry nie powołać.
Ogrywaliśmy więc „dwójkę”, która nagle stała się — strzelmy — „dziesiątką”. I odwrotnie: dotychczasowa „dziesiątka” teraz wskoczyła na podium. Po co więc była rotacja, zamieszanie, stworzenie wrażenia realnej szansy na to, że jeśli Skorupski się potknie, wskoczy gotowy i ograny Bułka? Wie to tylko Andrzej Dawidziuk. Trener bramkarzy musi skrywać jeszcze kilka tajemnic. Odstawmy na bok nieodzownego w kadrze Bartłomieja Drągowskiego. Uznajmy, że gdyby stworzyć idealną czwórkę bramkarzy, faktycznie znalazłby się w tym gronie.
Co jednak z szopką związaną z „bramkarzami treningowymi”? Dawidziuk i Michniewicz zabrali do Kataru Kacpra Tobiasza, który od tamtej pory nie zakręcił się nawet wokół kadry. W porządku, słabsza forma. Co w takim razie kierowało Dawidziukiem i Probierzem, który na „czwórkę” na Euro wytypowali Oliwiera Zycha? On też nigdy potem nie zbliżył się do kadry narodowej. Ba, nawet w młodzieżówce nie pełnił istotnej roli. Na mistrzostwa nie pojechał tylko przez kontuzję, zastąpił go Mateusz Kochalski, który potem… wypadł z kadry na rok.
Andrzej Dawidziuk powinien wyjaśnić, jak to jest z bramkarzami reprezentacji Polski
Można zrozumieć, że każdy selekcjoner ma swój preferowany styl gry, do którego trzeba dopasować odpowiedniego golkipera. Tylko czy faktycznie byliśmy świadkami wybierania bramkarza według profilu? Niekoniecznie. Grał ten, na którego akurat wypadło. Na kolejne pozycje byli natomiast powoływani ci, którzy akurat byli pod ręką.
Po meczu z Holandią słuszne będzie postawienie pytania: czy Łukasz Skorupski po zawaleniu bramek w dwóch meczach z rzędu nie powinien usiąść na ławce rezerwowych? Tyle że jeśli odpowiedź będzie pozytywna, to nasza polityka zarządzania hierarchią bramkarzy sprawiła, że facet, który przez ostatni rok był na taki moment szykowany, będzie oglądał rewanż z Finami z kanapy. Decyzją tego samego człowieka, który jeszcze przed chwilą na wspomniany moment go szykował.
Jaką wiarygodność ma trener bramkarzy, którego rady, pomysły i działania są wzajemnie sprzeczne?
Czy ktoś — najlepiej Andrzej Dawidziuk — jest nam w stanie wytłumaczyć, co tu się wydarzyło? Tylko prosimy: w sensowny sposób. Bo gadka o tym, że Marcin Bułka nie ma co liczyć na powołania po wyjeździe do Arabii Saudyjskiej, jest o tyle bezsensowna, że jednocześnie nie przeszkadza nam powoływanie napastnika z Kataru oraz pomocnika z USA. W świetle tego, kto w ostatnich latach wyjeżdża do Saudi Pro League, możemy uznać, że każda z tych lig powinna uchodzić za większą egzotykę.
Prosimy więc trenera bramkarzy o odpowiedź na bardzo proste pytanie. Kto i dlaczego może przyjeżdżać, a kto i dlaczego nie powinien przyjeżdżać na zgrupowanie drużyny narodowej?
WIĘCEJ O REPREZENTACJI POLSKI NA WESZŁO:
- Stadion Śląski. Finansowy trup [PATOLIGA]
- Panowie, na nich! Przed nami mecz o wszystko
- Selekcjoner na cenzurowanym, czołowe postaci na ławkach. Finowie przed meczem z Polską
- Powołania z Ekstraklasy. Komu dawali szansę nasi selekcjonerzy?
SZYMON JANCZYK
fot. FotoPyK