PZPN miał dobrze bawić się w Holandii, donoszą tamtejsze media. René van der Gijp, niegdyś piłkarz, a teraz dziennikarz, w programie Vandaag Inside opowiadał o zabawie działaczy.

Van der Gijp wskazywał, że w lokalu The Harbour Club zjawiła się delegacja 45 osób, która – jego zdaniem – miała biesiadować bardzo mocno, a kelnerzy mieli nie nadążać z donoszeniem kolejnych szotów. Der Gijp mówił: – Wódka lała się strumieniami, a towarzystwo „opracowywało strategię” na dzisiejszy mecz. W bojowych nastrojach opuścili lokal późną wieczorową porą.
Do tych rewelacji odniósł się PZPN na łamach Sport.pl: – Niektórzy holenderscy dziennikarze najwyraźniej nie potrafią pogodzić się z wynikiem spotkania i w taki sposób dają upust swoim emocjom. Nie zmienia to faktu, że nasza reprezentacja pokrzyżowała im szyki, a nas taki wynik cieszy i utrzymuje bojowe nastroje wokół drużyny. Subiektywna ocena zdarzeń jednego z komentatorów jest nadużyciem i próbą szukania sensacji. Fakty są takie, że dzień przed meczem dla oficjalnej delegacji oraz gości specjalnych zawsze organizowana jest uroczysta kolacja w restauracji – to powszechny zwyczaj w każdej federacji piłkarskiej. Całe spotkanie przebiegało w spokojnej i kulturalnej atmosferze. Każdy uczestnik zamawiał indywidualnie posiłki oraz napoje, a część osób wybrała wino lub koktajle. Delegacja liczyła blisko 50 osób, co naturalnie wymagało zaangażowania kilku kelnerów. Wrażenie „pełnych tac” i obfitości zamówień wynika wyłącznie z liczebności grupy.
Cóż, jak na standardy obecnego PZPN-u nie jest to nawet aferka. A że historię piszą zwycięzcy – czyli w tym wypadku ci, którzy zremisowali – oczywiście racja jest po stronie polskiego związku!
CZYTAJ WIĘCEJ O PZPN:
- Kulesza 2024: „Nie znam Mejzy”. Kulesza 2021: śpiewa z nim Barkę?
- Zemsta betonu! Nadchodzi zamach na dwóch wiceprezesów PZPN?
Fot. FotoPyk