Rotterdam ma kilka symboli. Prężnie działający port, Erazm i jego rozprawy filozoficzne, no i De Kuip. Stadion, który uchodzi za kultowy, legendarny i niezniszczalny. Nie pokonali go nawet nazistowscy Niemcy i ich szalony plan. Dziś jest zabytkiem i jak na eksponat radzi sobie całkiem nieźle. Dalibyście wiarę, że ten staruszek, na którym Polska zagra dziś z Holandią, ma już prawie dziewięćdziesiąt lat?

Z zewnątrz De Kuip wcale nie robi wielkiego wrażenia. Trybuny są długie i płaskie. Od murawy oddziela je fosa, których na nowoczesnych obiektach już się nie buduje. Maszty oświetleniowe postawione są poza bryłą rotterdamskiej areny. Jeśli coś ona przypomina z zewnątrz, to najbardziej stadion 974 z mistrzostw świata w Katarze. Ten, który postawiono z portowych kontenerów.
A to tutaj…
- rozegrano aż dziesięć finałów europejskich pucharów, co stanowi rekord wśród europejskich stadionów
- Feyenoord sięgnął po Puchar UEFA w 2002 roku
- rozegrano finał Euro 2000, mimo że Holandia ma dwie stolice i organizowała turniej do spółki z Belgią
- reprezentacja „Oranje” zagrała ponad sto pięćdziesiąt spotkań
I to tutaj wreszcie naprzeciwko Depaya i reszty wyjdą dziś Biało-Czerwoni.

Fosa oddzielająca trybuny od murawy
De Kuip – kosmiczne tempo budowy
Co było jednym z największych problemów stadionów wybudowanych przed drugą wojną światową? To, że ich dachy postawione były na kolumnach, które zasłaniały widok siedzących na krzesełkach kibiców. De Kuip był pod tym względem wizjonerski. Nie dość, że mógł pochwalić się dwupoziomowymi trybunami, to jeszcze miał dach zawieszony na stalowej konstrukcji.
Pomysłodawcą budowy był Leen van Zandvliet, czyli ówczesny prezes Feyenoordu. Kiedy w wywiadzie dla „Nieuwe Rotterdamsche Courant” z 1931 roku ogłaszał budowę areny na prawie 75 tysięcy miejsc, nie brano go do końca poważnie. Wielu uznało, że tak okazała inwestycja nie ma szans spiąć się finansowo. Sam van Zandvliet przekonywał, że obiekt będzie służył nie tylko klubowi z portowego miasta, ale też reprezentacji Holandii i był kąpany w gorącej wodzie, bo szybko namówił członków klubu na przeforsowanie swojego pomysłu, zaczął intensywnie pracować nad projektem budowlanym i nakazał rozpocząć budowę, zanim były gotowe… wszystkie rysunki projektowe.
Prace nad stadionem potrwały zaledwie dziesięć miesięcy. Został ukończony tak szybko, że gmina nie zdążyła nawet wybudować do niego dróg dojazdowych. Otwarcie datuje się na 1937 rok. Dla porównania, dwa lata wcześniej powstał na Górnym Śląsku stadion Ruchu Chorzów, który dziś jest rozbierany i już do niczego się nie nadaje.
Modernizacje
Jak możecie się domyślać, De Kuip przeszedł w międzyczasie duże modernizacje. W 1958 roku dobudowano do niego maszty oświetleniowe. Gdy dojeżdżamy na stadion, od razu rzucają się one w oczy. Wyglądają trochę tak, jakby tuż przy stadionie zbudowano cztery wieże z liniami wysokiego napięcia.

Na początku lat dziewięćdziesiątych konstrukcja stadionu była w opłakanym stanie. Beton gnił i pękał. Ekspertyzy wykazały, że obiekt nie spełnia współczesnych wymogów bezpieczeństwa i jakości. Realnie rozważano jego zamknięcie i rozbiórkę. Ajax budował wtedy nowoczesną Amsterdam ArenA (otwartą w 1996 roku), a Rotterdam myślał, że zamiast inwestować w starzejący się De Kuip, lepiej postawić coś od zera.
Ostatecznie jednak presja kibiców Feyenoordu sprawiła, że zamiast buldożerów wybrano modernizację. 16 listopada 1994 roku uroczyście otwarto nowy De Kuip – z dachem, fosą zamiast płotów, poprawionymi trybunami, skyboxami i budynkiem Maasgebouw, w którym znajdują się muzeum, biura oraz restauracja. Po tym, jak już uratowano stadion, wpisano go na listę zabytków miasta Rotterdam.
Przetopienie stadionu na czołgi
Pod jednym względem możemy zbić piątkę z mieszkańcami tego uroczego portowego miasta. Podobnie jak choćby Warszawa, Rotterdam także został zrównany z ziemią przez Niemców niemalże w całości. Rzecz działa się w trakcie drugiej wojny światowej, a konkretnie 14 maja 1940 roku. Kilka godzin po śmiercionośnych bombardowaniach, Holandia skapitulowała i znalazła się pod okupacją III Rzeszy.
W podobnym czasie Hitler prowadził inwazję na Danię, Norwegię, Belgię, Luksemburg i Francję. Planował zająć całą Europę. De Kuip, położony na południe od rzeki Nowej Mozy, akurat ocalał, ale już rok później pojawiła się realna groźba, że stadion przestanie istnieć nie z powodu bomb, lecz… pieców hutniczych.
W 1941 roku władze okupacyjne rozważały jego rozbiórkę. Potrzeby wojenne III Rzeszy były ogromne: stal służyła do produkcji czołgów Panzer, dział artyleryjskich, amunicji, części samolotów i okrętów podwodnych. Konstrukcja De Kuip, oparta na setkach ton wysokogatunkowej stali, wyglądała z niemieckiej perspektywy jak ogromny magazyn surowca, który można by przetopić i wykorzystać w przemyśle zbrojeniowym.
Paradoks polegał na tym, że główny fundator stadionu, przedsiębiorca Daniël George van Beuningen, jeszcze w czasie I wojny światowej dorobił się fortuny… eksportując materiały do Niemiec. Stadion, którego budowę współfinansował, sam mógł paść ofiarą niemieckiej gospodarki wojennej.
Do rozbiórki ostatecznie nie doszło. Historycy podają kilka powodów: duża wartość użytkowa stadionu dla społeczności Rotterdamu, kwestie logistyczne związane z demontażem tak ogromnej konstrukcji oraz fakt, że okupant wykorzystywał De Kuip jako miejsce organizacji różnych imprez. Stadion przetrwał więc wojnę, choć przez lata po 1945 roku wspominano, jak blisko było, by skończył jako element niemieckich czołgów i U-Bootów.

De Kuip przetrwa wszystko
Stadion Feyenoordu przetrwał też pomysł igrzysk olimpijskich, o których w latach osiemdziesiątych marzyli Holendrzy. Według wstępnych planów, na miejscu De Kuip miał powstać stadion na tę imprezę. Obiekt przeżył też całkiem kolejne po latach 90. idee o postawieniu w jego miejscu nowoczesnej areny z prawdziwego zdarzenia. W drugiej dekadzie XXI wieku klub wyszedł z pomysłem, który miał wywrócić Rotterdam do góry nogami – Feyenoord City.
Projekt zakładał coś więcej niż tylko stadion. To miała być cała rewitalizacja południowych nabrzeży Nowej Mozy – z nowymi mieszkaniami, biurowcami, sklepami, infrastrukturą. Stadion – ultranowoczesna arena na około 63 tysiące miejsc, częściowo wysunięta na wodę – miał być sercem tej dzielnicy. W Holandii mówiło się, że byłby to najbardziej ambitny plan stadionowy w historii kraju.
Koszty? Początkowo szacowane na 441 milionów euro. Szybko jednak okazało się, że to zbyt optymistyczne wyliczenia. W kolejnych analizach mówiono już o ponad 500 milionach, a całe przedsięwzięcie wraz z inwestycjami towarzyszącymi przekraczało miliard euro. Co ciekawe, jako jedną z potencjalnych dat zakończenia prac wskazywano 2025 rok. Ale pojawiały się kolejne przeszkody – rosnące koszty materiałów, brak pewności co do źródeł finansowania, a także spory polityczne w Rotterdamie. Do tego doszedł cios w postaci pandemii, która uderzyła w finanse klubu i spółki zarządzającej stadionem.
W maju 2022 roku Feyenoord ogłosił, że wycofuje się z projektu. Klub jasno stwierdził, że nie widzi możliwości sfinansowania budowy w zaplanowanej formie i że na razie pozostaje na De Kuip. Dodał też, że nie planuje jego dalszej przebudowy – modernizacja starego stadionu jest dziś oceniana jako nierealna.
Albo prawie wszystko
Atmosfera na De Kuip ma opinię jednej z najbardziej gorących w Europie. Kibice Feyenoordu twierdzą, że podczas meczów stadion się kołysze. I nie chodzi tylko o metaforę – konstrukcja podobno rzeczywiście lekko drży, kiedy kilkadziesiąt tysięcy ludzi ryczy jednocześnie.
– Ale atmosfera na meczach kadry i atmosfera na meczach Feyenoordu to dwa różne światy. Będzie raczej piknikowo, teatralnie, obiekt nie będzie płonął, choć pięćdziesiąt tysięcy osób na trybunach pewnie zrobi wrażenie – przekonuje Filip Bednarek, obecnie bramkarz Sparty Rotterdam, którego spotykamy na stadionie.
De Kuip przetrwał wiele – wojnę, nazistowskie plany, rozbiórki i wielkie projekty na papierze. Czy wytrzyma także najazd polskich kibiców i grę Roberta Lewandowskiego?
Na nasze nieszczęście, polska piłka wielokrotnie pokazała nam, że stary beton trzyma się zaskakująco mocno.
Z ROTTERDAMU JAKUB BIAŁEK
WIĘCEJ KORESPONDENCJI Z HOLANDII:
- Za kadrą etap wyciszania afery. Wszyscy znów się uśmiechają
- Miasto, które przestało istnieć. Rotterdam, czyli feniks z popiołów
- Holendrzy nie znają… Zielińskiego. Ale i tak boją się Polski
Fot. FotoPyK / własne