Reklama

Nikt nie goni. Bayern z problemami, ale… i tak pewniakiem do tytułu?

Wojciech Górski

22 sierpnia 2025, 14:02 • 11 min czytania 2 komentarze

– To prawdopodobnie jedna z najmniej licznych kadr, w jakich grałem – zżyma się przed startem sezonu Harry Kane. Bayern Monachium przystępuje do niego niegotowy, obity na rynku transferowym, z zaledwie – nie licząc nastolatków – 18 piłkarzami z pola w kadrze. Część z nich leczy kontuzje, ale Bawarczykom i tak większość ekspertów jeszcze przed pierwszym meczem Bundesligi przypisuje kolejny tytuł mistrzowski. Rywale Bayernu zajęci są swoimi problemami.

Nikt nie goni. Bayern z problemami, ale… i tak pewniakiem do tytułu?

Lista piłkarzy ofensywnych, których ma do dyspozycji na inaugurację sezonu Vincent Kompany, nie powala na kolana swoją długością:

Reklama
  • Michael Olise,
  • Luis Diaz,
  • Serge Gnabry,
  • Harry Kane.

I to właściwie tyle. Jasne, w teorii w kadrze meczowej są jeszcze nastolatkowie – 17-letni Lennart Karl i rok starszy Jonah Kusi-Asare. Przez chwilę brany pod uwagę był jeszcze 19-letni Paul Wanner, ale i jego w dzień meczu z Lipskiem oddano do PSV Eindhoven. Ale czy którykolwiek z nich będzie w stanie odciążyć w czasie długiego sezonu podstawowych zawodników? Można mieć spore wątpliwości, zwłaszcza, że choćby wspomniany Wanner w zeszłym sezonie zaliczył obiecujące wejście na wypożyczeniu do Heidenheim, ale w natłoku spotkań kompletnie zgasł.

Opisany stan, to efekt czystek kadry, jakie latem nastąpiły przy Saebener Strasse. Pozbywanie się bowiem piłkarzy, których czas – z różnych względów – w Monachium się skończył, poszło Maxowi Eberlowi całkiem sprawnie. Latem z honorami pożegnano Thomasa Muellera, klubowy budżet nie obciąża już wysoka pensja Leroya Sane, 25 mln euro udało się zarobić na Kingsleyu Comanie, na Mathysie Telu – jeszcze więcej, bo 35 mln euro. Na wypożyczenie wypchnięto też nieprzydatnych Bryana Zaragozę i Joao Palhinhę.

Problem w tym, że wyrwę w ofensywie, jaka powstała po odejścia Muellera, Comana, Sane i Tela zastąpiono na razie jednym zawodnikiem – Luisem Diazem. Drugim transferem do ofensywy jest 19-letni Tom Bischof, ale to gracz bardziej z pogranicza ósemki niż dziesiątki, a do tego ze znakiem zapytania, czy jego jakość wyróżniającego się gracza w Hoffenheim, będzie spełniała standardy Bayernu Monachium.

Bayern Monachium. Nieudane polowania na Wirtza i Woltemade

Monachijczykom czkawką odbija się dziś długie polowanie na Floriana Wirtza i Nicka Woltemade. Pod pierwszego podchody robili od lat, a zintensyfikował je w ostatnich miesiącach Uli Hoeness, publicznie wyrażając życzenie, by Florian dołączył do Bayernu. Honorowy prezydent klubu spotykał się z rodzicami piłkarza, opowiadał, że to jedyny zawodnik, dla którego Bawarczycy byliby w stanie rozbić bank. Tyle, że ostatecznie Wirtz dał Bayernowi kosza, wybierając Liverpool.

Monachijczycy wdrożyli więc „plan B”, chcąc sięgnąć po Nicka Woltemade, rewelację zeszłego sezonu w Stuttgarcie i gwiazdę młodzieżowych mistrzostw Europy. Ten, gdy tylko usłyszał o zainteresowaniu Bawarczyków, spakował walizki i wyszedł wyglądać najbliższego autobusu do Monachium. Ale kiedy Stuttgart zaśpiewał za swojego zawodnika cenę 75 mln euro, Eberl mógł zareagować tylko w stylu:

– Nie no, tyle to nie.

Sam proponował wcześniej około 50 mln euro plus kilka kolejnych w bonusach. Władze Stuttgartu, podpuszczane dodatkowo przez Lothara Matthaeusa, który publicznie deklarował, że Woltemade jest wart przynajmniej 80-100 mln euro, nie schodziły jednak z ceny.

– Matthaeus ma coś z głową – wypalił w końcu Hoeness, oskarżając legendarnego piłkarza, że podobne wypowiedzi prowadzą do sabotowania transferów Bayernu.

Koniec końców ukochany klub Uliego na kilka dni przed końcem okienka transferowego zostaje właściwie z ręką w nocniku. Z kołdrą zbyt krótką nawet na jeden front, a co dopiero na trzy. Bo, nie mówiąc już o potrzebie odpoczynku, co w sytuacji w której któryś z ofensywnych piłkarzy (ot, dajmy na to, lubiący wypaść na parę tygodni Gnabry) nabawi się urazu? Na razie jednak rzeczywistość jest taka, żeprzez kilka miesięcy Kompany będzie musiał radzić sobie w okrojonym składzie, czekając na powrót do zdrowia Jamala Musiali.

Sytuacja w defensywie wygląda lepiej, ale tylko nieco lepiej – Erica Diera udało się zamienić na Jonathana Taha, lecz kadra jest bardzo wąska – Alphonso Davies i Hiroki Ito cały czas leczą kontuzje, a na prawej obronie wciąż prawdopodobnie będzie musiał grać przesunięty ze środka pola Konrad Laimer. Każdy uraz, o który w takim natłoku meczów nie będzie trudno, sprawi, że bawarska układanka zacznie się sypać jak domek z kart.

– To prawdopodobnie jedna z najmniej licznych kadr, w jakich grałem. Ale to nie zależy od zawodników – przyznawał ostatnio Harry Kane, dyplomatycznie, ale dobitnie dając do zrozumienia, że sam martwi się tym, jak wygląda stan liczbowy piłkarzy Bayernu Monachium. A według najnowszych informacji, jeśli się powiększy, to tylko o ewentualne wypożyczenia. Jedynie na takie ruchy zgodę od zarządu dostał Eberl, co raczej przekreśla szanse na sprowadzenie z Lipska Xaviego Simonsa. Bardziej realna wydaje się możliwość wypożyczenia z Chelsea Christophera Nkunku, który w Bayernie mógłby pokryć kilka pozycji.

Bayern przystępuje więc do sezonu niegotowy, ale i tak jeszcze przed inauguracją rozgrywek wszyscy dopisują mu kolejny tytuł mistrzowski. Problem jest bowiem jeden – nie za bardzo kto ma Bawarczyków w tym sezonie gonić.

Rozkupiony Bayer Leverkusen

Bayer Leverkusen, który w ostatnich dwóch latach rzucał monachijczykom wyzwanie, został kompletnie przemeblowany. Z zespołu wyciągnięto najważniejsze ogniwa – bramkarza i kapitana Lukasa Hradecky’ego, lidera obrony Jonathana Taha, mózg zespołu Granita Xhakę, szybkiego jak wiatr Jeremiego Frimponga oraz niezastąpionego magika Floriana Wirtza. To, razem z odejściem trenera Xabiego Alonso, sprawia, że Bayer stał się zupełnie nową drużyną.

U progu nowego sezonu nie ma właściwie większej zagadki, niż to, na co będzie stać zespół z Leverkusen. Zwłaszcza, że nowym trenerem został Erik ten Hag, co do którego wielu kibiców też nie ma pełnego przekonania. Przed nim zadanie wyjątkowo niewdzięczne – będzie po części zarządzał grupą piłkarzy, którzy przed chwilą pełnili drugoplanową rolę w zespole niemieckiej rewelacji, a po części grupą nowych nabytków – piłkarzy młodych, zdolnych, ale jeszcze niezweryfikowanych na najwyższym poziomie.

Dyrektor sportowy Simon Rolfes bowiem nie próżnował i na transfery przychodzące wydał latem aż 116 mln euro. Nie licząc bramkarzy, najmłodszy z dziewięciu nowych nabytków ma zaledwie 23 lata, a choć od talentu w zespole będzie aż kipiało – w składzie pojawili się Malik Tillman, Jarell Quansah, Ibrahim Maza (19-latek typowany jest do zastąpienia Wirtza) czy Ernest Poku, każdy z nich będzie dopiero udowadniał swoją wartość na takim poziomie. I nawet jeśli zespół ten Haga zaskoczy, pewnie będzie potrzebował czasu.

To wszystko sprawia, że Bayer łatwo typować w kontekście największych rozczarowań sezonu – równie dobrze może bić się o europejskie puchary, co nagle wylądować w dolnej części tabeli.

Stagnacja Borussii Dortmund?

Mocarskich aspiracji nie widać też w Borussii Dortmund, która przez wiele lat była etatowym numerem dwa w Niemczech. W ostatnim sezonie rzutem na taśmę uratowała awans do Ligi Mistrzów, lecz wygląda na to, że w zarządzie wciąż nie ma pełnego przekonania do Niko Kovaca i Sebastian Kehl niekoniecznie chce budować zespół pod modłę Chorwata.

Zresztą okienko transferowe w Dortmundzie najlepiej chyba opisać tym obrazkiem:

Latem oddano do Chelsea Jamiego Gittensa, sprowadzając z Birmingham Jobe’a Bellinghama – i jeśli chodzi o transfery, to właściwie tyle.

Po odejściu Gittensa obsada boków boiska w BVB wygląda po prostu słabo – na skrzydłach mogą grać jedynie Karim Adeyemi i (zazwyczaj kontuzjowany) Julien Duranville, na wahadłach – zawodzący w zeszłym sezonie Yan Couto oraz raczej ograniczeni ofensywnie Julian Ryerson i Daniel Svensson. Ramy Bensebaini wspomagać ma bardziej środek defensywy, bowiem Kovac chciałby grać na trójkę środkowych obrońców, choć gotowego do gry ma tylko… jednego.

To zresztą w ogóle sprawa, której warto przyjrzeć się bliżej. Nie licząc 20-letniego Filippo Mane (ten w seniorskiej piłce rozegrał na razie 90 minut), Borussia ma w kadrze trzech środkowych obrońców – Nico Schlotterbecka, Niklasa Suelego i Waldemara Antona. Mało? No mało, ale to dopiero początek problemów. Dwóch pierwszych z powodu kontuzji wypada bowiem przynajmniej do października, a uraz leczy też Emre Can, który z braku laku mógłby zostać przesunięty na środek defensywy.

Oznacza to, że chcąca grać na trójkę środkowych obrońców Borussia do sezonu przystępuje właściwie z jednym nominalnym graczem z tej pozycji – Waldemarem Antonem.

Solidniej wygląda obsada środka pola (Felix Nmecha, Jobe Bellingham, Pascal Gross, Marcel Sabitzer, Julian Brandt), a polisą na życie kolejny raz ma być Serhou Guirassy, który w zeszłym sezonie strzelił 38 goli, a udział przy akcji bramkowej brał średnio co 90 minut. Jeśli będzie mógł liczyć na wsparcie Maximiliana Beiera, to Dortmund w kolejnym sezonie jakoś sobie poradzi – ale trudno widzieć w nim zespół, mogący grać o mistrzostwo Niemiec.

Zagadkowy Lipsk. Na co stać zespół Ole Wernera?

Zupełnie nie wiadomo także na co będzie stać RB Lipsk. Zespół koncernu Red Bulla w zeszłym sezonie zawiódł jeszcze bardziej niż Dortmund i w tym sezonie w europejskich pucharach nie zagra… w ogóle. To oczywiście handicap jeśli chodzi o rozgrywki ligowe, ale przeszkoda do działania na rynku transferowym. Lipsk stracił bowiem Benjamina Seskę, swojego najlepszego piłkarza zeszłego sezonu, a przeprowadzając transfery działał trochę jak Bayer Leverkusen.

RB w pewien sposób wróciło do korzeni, sprowadzając zawodników młodych i perspektywicznych. Tak jak Bayer wydało ponad 100 mln euro na graczy, których nazwiska w pierwszym odruchu nie rzucają na kolana i nie gwarantują jakości tu i teraz. Ale mogą okazać się gwiazdami już za chwilę – to napastnik Romulo, skrzydłowi Yan Diomande i Johan Bakayoko oraz środkowi pomocnicy Andrija Maksimović i Ezechiel Banzuzi.

Inną niewiadomą jest adaptacja w nowych realiach trenera Ole Wernera. Ten z Werderem Brema awansował do Bundesligi, później osiągał w niej przyzwoite rezultaty, a poprzedni sezon skończył tylko jedno miejsce za Lipskiem. Jednak to co dla Werderu jest sufitem, dla Lipska ma być jedynie podłogą.

Potencjalne czarne konie: Eintracht Frankfurt i VfB Stuttgart

Kto może więc wykorzystać problemy wielkich? Naturalnym kandydatem wydaje się Eintracht Frankfurt, a więc rewelacja poprzedniego sezonu. Przed nią dwa główne wyzwania: łączenie Bundesligi z grą w Lidze Mistrzów i nauka funkcjonowania bez Omara Marmousha i Hugo Ekitike.

Ta dwójka zdobyła w zeszłym sezonie dla Eintrachtu 42 bramki, a także mocno wpływała na jego styl gry. Eintracht grał reaktywnie, szybko, bezpośrednio, wykorzystując szybkość Marmousha i wszędobylskość oraz technikę Ekitike. Po odejściu Egipcjanina, wiosna była już mniej udana, ale i tak wystarczyło to do zajęcia przez Eintracht trzeciego miejsca.

Teraz Dino Toppmoeller będzie musiał dostosować zespół do nowych realiów, ale wydaje się, że z przodu znaleziono bardzo sensownego następcę odchodzącej dwójki – Jonathana Burkardta. Ten od lat gwarantował bramki dla Mainz (w zeszłym sezonie strzelił ich 19), a gdyby nie poważna kontuzja kolana – z Moguncji wyfrunąłby już dawno. To co prawda inny typ napastnika, ale taki, o którego skuteczność nie powinno być zmartwień. W przeciwieństwie do choćby Elye Wahiego, ale jeśli i ten w końcu odpali – Eintracht znów będzie groźny.

We Frankfurcie stworzono bowiem drużynę młodą i żądną sukcesu. To skład z gatunku tych, które mają potencjał, by po paru latach przypomnieć go sobie z gromkim: „O panie, ale pakę zmontowali!”. W ekipie Toppmoellera talent wylewa się zewsząd – uwagę zwraca świetny Arthur Theate, do Bundesligi bez kompleksów weszli obrońcy Nnamdi Collins i Nathaniel Brown, absolutnie fantastycznym i niezwykle dojrzałym jak na swój wiek piłkarzem jest 21-letni Hugo Larsson, środkowy pomocnik ze Szwecji, błysnąć potrafią 19-letni Can Uzun, rok starszy Jean-Matteo Bahoya czy 22-letni Fares Chaibi.

Włączając w to ciekawy transfer sprawdzonego w Bundeslidze (i gwarantującego liczby) Ritsu Doana – Eintracht wydaje się mocnym kandydatem, by kolejny raz powalczyć o ligowe podium. Ale czy jest w stanie szarpać się z Bayernem o tytuł mistrzowski? Na przestrzeni pojedynczego meczu – może i byłby w stanie dotrzymać mu tempa, ale na przestrzeni całego sezonu – tu już wątpliwości są poważniejsze.

Kto jeszcze może sprawić niespodziankę?

Problemy faworytów powinien też wykorzystać VfB Stuttgart, któremu w zeszłym sezonie mocno we znaki dały się występy w Lidze Mistrzów oraz przemeblowana linia obrony. To wszystko skończyło się zajęciem dopiero 9. miejsca, ale gracze VfB powetowali to sobie triumfem w DFB Pokal, dzięki któremu wywalczyli prawo gry w Lidze Europy.

Najważniejsze – w drużynie został Sebastian Hoeness, twórca ostatnich sukcesów, choć chętnych, by podkraść go ze Stuttgartu nie brakowało. Po drugie – zespół właściwie się nie osłabił, wyjąwszy odejście Enzo Millota i zakończenie wypożyczenia El Bilala Toure. W ich miejsce już jednak sprowadzono Tiago Tomasa (to jego powrót do Stuttgartu) oraz Chemę Andresa z Realu Madryt.

A przecież było kogo utrzymywać – grubą kasę za Woltemade wykładał Bayern, Angelo Stillerem miał interesować się nawet Real, a Deniz Undav, Josha Vagnoman czy Maximilian Mittelstaedt też byli wymieniani jako potencjalnie łakome kąski na rynku transferowym. VfB do nowego sezonu przystępuje jednak niemal w niezmienionym składzie i bogatsze o sezon pełen cennych doświadczeń.

Kto jeszcze może liczyć się w czołówce ligowej stawki? Problem, by w przyszłym roku znów walczyć o puchary może mieć pozbawione Burkardta FSV Mainz (w el. Ligi Konferencji przegrało nawet pierwszy mecz z Rosenborgiem). Mniej stratę Ritsu Doana powinien odczuć za to Freiburg, który już sprowadził w jego miejsce innego Japończyka, Yuito Suzuki, płacąc 10 mln euro Broendby. Spokój, z jakim budowany jest projekt Juliana Schustera powinien być jego sprzymierzeńcem.

Niewesoło wygląda sytuacja Werderu, który jednocześnie musi mierzyć się z utratą trenera (Ole Wernera), największej gwiazdy (Marvina Duckscha) i bramkarza (Michaela Zeterera). Ambicje, by doszlusować do czołówki niezmiennie mają za to VfL Wolfsburg i TSG Hoffenheim. W drugim z klubów postanowiono przedłużyć kredyt zaufania Christianowi Ilzerowi, w pierwszym – doszło do kolejnej zmiany. Klub Kamila Grabary poprowadzi 40-letni Paul Simonis, mający za sobą zaledwie rok samodzielnej pracy – jako szkoleniowiec Go Ahaed Eagles wygrał Puchar Holandii i zajął siódme miejsce w Eredivisie.

WOJCIECH GÓRSKI

CZYTAJ WIĘCEJ O NIEMIECKIEJ PIŁCE NA WESZŁO:

Fot. Newspix

2 komentarze

Uwielbia futbol. Pod każdą postacią. Lekkość George'a Besta, cytaty Billa Shankly'ego, modele expected Goals. Emocje z Champions League, pasja "Z Podwórka na Stadion". I rzuty karne - być może w szczególności. Statystyki, cyferki, analizy, zwroty akcji, ciekawostki, ludzkie historie. Z wielką frajdą komentuje mecze Bundesligi. Za polską kadrą zjeździł kawał świata - od gorącej Dohy, przez dzikie Naddniestrze, aż po ulewne Torshavn. Korespondent na MŚ 2022 i Euro 2024. Głodny piłki. Zawsze i wszędzie.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Niemcy

Niemcy

Flop Chelsea ma trafić do MLS. Agenci prowadzą rozmowy

Braian Wilma
3
Flop Chelsea ma trafić do MLS. Agenci prowadzą rozmowy
Niemcy

Kownacki światowym viralem. Jego zespół zmiażdżył rywala

Braian Wilma
9
Kownacki światowym viralem. Jego zespół zmiażdżył rywala
Reklama
Reklama