Reklama

Czy Raków przepłaca za Tomasza Pieńkę? Dużo znaków zapytania

Przemysław Michalak

27 lipca 2025, 13:36 • 4 min czytania 21 komentarzy

Chodził, chodził i wychodził. Raków Częstochowa od miesięcy chciał kupić Tomasza Pieńkę i wreszcie dopiął swego. Jeśli wierzyć medialnym doniesieniom, po zrealizowaniu ewentualnych bonusów, kwota transakcji może się zamknąć w okolicach rekordu transferowego między klubami Ekstraklasy. Aktualnie należy on do Bartosza Slisza, za którego Legia Warszawa zapłaciła Zagłębiu Lubin 1,8 mln euro.

Czy Raków przepłaca za Tomasza Pieńkę? Dużo znaków zapytania

Wobec tego z miejsca nasuwa się pytanie: czy Raków dobrze wydał te pieniądze? Na dziś wydaje się, że przynajmniej lekko nadpłacił, zwłaszcza że kontrakt z Zagłębiem wygasał Pieńce za rok. Pozytywem samym w sobie jest fakt, że możemy odnotować kolejny duży transfer wewnętrzny i miliony złotych przepływają między naszymi klubami.

Reklama

Sygnałów ostrzegawczych da się dostrzec wiele, ale są też przesłanki dające nadzieję, że za jakiś czas ocena tego ruchu będzie pozytywna.

Tomasz Pieńko – hit czy kit Rakowa Częstochowa?

Pieńko jest zawodnikiem, który mając dobry dzień z miejsca przykuwa uwagę. Ma lekkość ruchów, swobodę w dryblingu, ten pierwiastek „piłkarskości”, który trzeba otrzymać z góry i nie można go wytrenować.

Problem w tym, że 21-latek od trzech sezonów regularnie gra na poziomie Ekstraklasy i nie zaliczył dotychczas chociażby pół rundy na ponadprzeciętnym poziomie. To ciągle piłkarz momentów, nadal niespełniona obietnica na zobaczenie czegoś więcej. Sezon 2023/24 był wręcz katastrofą w jego wykonaniu, bo poprzestał na jednej asyście w trzydziestu występach. Minione rozgrywki były już znacznie lepsze, choć wciąż skrajnie nierówne. Gdy jesienią trenerem został Marcin Włodarski, Pieńko mecz po meczu w bliźniaczo podobnych akcjach zapewniał zwycięstwa nad Radomiakiem Radom i Górnikiem Zabrze. Pojawiła się nadzieja, że oto nadchodzi przełom. Potem jednak chłopak zachorował, wypadł na trzy kolejki i znów długo szukał formy.

Trwało to aż do końcówki sezonu, gdy już pod wodzą Leszka Ojrzyńskiego dał konkrety w ważnych meczach w kontekście utrzymania. Pomogło to, że zaczął podchodzić do rzutów karnych, ale nie odbieramy mu tego, że na Jagiellonii potrafił zachwycić. Ponownie wracamy do tego, że to była chwila, brakowało pójścia za ciosem. W czerwcu na Euro U-21 był tylko rezerwowym, a jego wejścia z ławki za każdym razem potwierdzały, że akurat w jego przypadku Adam Majewski się nie mylił.

Nierówny jak Pieńko. Obawy mogą być uzasadnione

W moim odczuciu niezmiennie główny problem Pieńki stanowi mentalność. Sprawia on wrażenie zawodnika „letniego”, który nie lubi być boiskowym liderem i źle się czuje, dźwigając ciężar odpowiedzialności za drużynę. Nie ma w nim tego ognia i chęci nieustannego pokazywania rywalowi, że jest od niego lepszy, co widać chociażby u Mariusza Fornalczyka.

Inne obawy związane z jego funkcjonowaniem w Rakowie? Fizyczność oraz odnalezienie się w znacznie bardziej wymagającym środowisku i o wiele większej rywalizacji. Nikt już specjalnie nie będzie na niego chuchał i dmuchał, a wydaje się, że Pieńko potrzebuje poczucia, że trener mocno w niego wierzy i da mu szeroki margines błędu w kontekście obecności w składzie w następnych tygodniach. U Marka Papszuna tego nie będzie, on tak z zawodnikami nie pracuje. Albo jesteś gotowy i spełniasz oczekiwania, albo wyjazd na ławkę, wchodzi następny. Przykłady Patryka Makucha czy Leonardo Rochy pokazują, że samo zapłacenie za ciebie nawet milionowych kwot nie gwarantuje ci na starcie w Rakowie dużego kredytu zaufania i serii meczów na „rozkręcenie się”.

Tomasz Pieńko na pewno ma spory potencjał

Plusy? Oczywiście, są i one

No dobrze, przyjrzeliśmy się ciemniejszej stronie medalu, a co może sugerować, że Pieńko jednak da radę? Przede wszystkim to, że swoją główną charakterystyką zdaje się pasować do sposobu gry Rakowa. To nie jest typowy skrzydłowy, więc jako jedna z dwóch „dziesiątek” powinien czuć, że znajduje się w tej układance na właściwym miejscu. W optymistycznym scenariuszu mógłby okazać się nieco bardziej dynamiczną wersją Iviego Lopeza lub Bartosza Nowaka. Pytanie, czy spełni tu oczekiwania Papszuna jeśli chodzi o grę bez piłki w defensywie, wychodzenie do pressingu i tym podobne.

Jeśli Pieńko pokaże charakter i zaliczy progres w tak wymagającym środowisku, będzie to oznaczało, że jest gotowy na naprawdę poważne granie. Jeśli nie, Raków zostanie z kosztownym problemem, bo dał mu pięcioletni kontrakt, a wiek powoli przestaje być jego atutem. W klubie na pewno liczą, że kiedyś zostanie sprzedany z wyraźną nawiązką, ale w takim razie musiałby zacząć grać pierwsze skrzypce pod Jasną Górą w ciągu roku, najdalej dwóch.

CZYTAJ WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE NA WESZŁO:

Fot. Newspix

21 komentarzy

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Ekstraklasa

Reklama
Reklama