Jak donosi legia.net, Legia Warszawa postawiła krzyżyk na Marcu Gualu, informując go, że nie będzie pierwszym wyborem w sezonie 25/26 i dobrze byłoby, gdyby poszukał sobie nowego klubu. Wydaje się, że i dla stołecznego zespołu, i dla samego napastnika, byłoby to najlepsze rozwiązanie.

Marc Gual to postać trudna do jednoznacznej oceny. Nie jest na tyle słaby, by stwierdzić, że to oczywiste rozczarowanie. Coś tam strzela. Miewa niezłe mecze. Miewa też pojedyncze zagrania, po których mówisz „wow” i które wiralowo roznoszą się po mediach społecznościowych.
Ale, no właśnie – miewa. Jest przy tym tak regularny, jak polska kolej, kiedy spadnie śnieg. Raz zagra dobrze, a raz słabo, raz nieźle, a raz bezbarwnie. Nigdy nie wiadomo, który Gual nam się wylosuje. I jeszcze pół biedy, gdybyśmy częściej oglądali tę lepszą wersję. Ale czy tak w istocie jest? Nie mamy takiego przekonania.
Marc Gual odejdzie z Legii?
Dziewięć bramek w lidze w zeszłym sezonie. Na wszystkich trzech frontach – dziewiętnaście. Gol co 172 minuty. Pierwszy sezon w Legii – osiem trafień w Ekstraklasie, jedenaście na wszystkich polach. Znów – to nie jest tragiczny bilans, ten z ostatnich rozgrywek jest nawet całkiem niezły.
Problem z Gualem jest taki, że widząc go zawsze zastanawiasz się: co byłoby, gdyby Legia miała jednak poważniejszego napastnika? Nie jest to gwiazda ligi, a – przyznacie – dziewiątka z Warszawy powinna do takiego grona się zaliczać. W Jagiellonii bez wątpienia miał taki status, a w Legii – zawodzi przez kilka kolejek, potem się odradza, przez chwilę błyszczy, by znów popadać w przeciętność.
Na dłuższą metę to nie ma sensu.
Na legia.net czytamy, że Hiszpan usłyszał w wewnętrznych rozmowach, że najlepszą opcją dla niego będzie zmiana otoczenia. Jego kontrakt wygasa po sezonie, więc z perspektywy stołecznego klubu to ostatni dzwonek, żeby przytulić za niego sensowne pieniądze. Wydaje się, że każda kwota powyżej miliona euro powinna zostać przyjęta z pocałowaniem ręki. Mowa przecież o 29-latku, a sam fakt, że w rynek poszła informacja o skreśleniu go, nie poprawia pozycji negocjacyjnej warszawskiego klubu.
Hierarchia napastników w Legii
Na dziś wydaje się, że Hiszpan jest trzecim, a za chwilę czwartym wyborem Edwarda Iordanescu. Dostał dwie szanse z Aktobe (drugą głównie ze względu na problemy polityczne Szkurina), ale w obu spotkaniach rozczarował, a cała Legia wyglądała blado w ofensywie. W Superpucharze nie zagrał, cały mecz z Banikiem przesiedział też na ławce rezerwowych.
Pierwszy do gry zdaje się być na ten moment zwyżkujący Szkurin, drugi Jean-Pierre Nsame, który strzelił arcyważnego gola w Ostrawie. Kameruńczyk był już przewidziany do odpalenia, ale wstawił się za nim trener i postanowił dać kolejną szansę. A przecież do rywalizacji dołącza jeszcze Mileta Rajović, który w wyścigu o miejsce na dziewiątce ustawi się na pole position. Do tego jeszcze Alfarela, którego rumuński trener widzi bardziej na skrzydle, ale przecież to nominalna dziewiątka…
Gdzie w tym wszystkim miejsce dla Guala? Nie twierdzimy, że Legia ma wśród napastników gwiazdozbiór, bo koniec końców są to piłkarze, którzy już raz zawiedli (Szkurin, Nsame, Alfarela) oraz nowa i niezweryfikowana jeszcze w Ekstraklasie postać (Rajović). To jednak ludzie, którym warszawski klub zechce dać drugą szansę, wierząc, że jeszcze uda się ich odpicować. A Gual, no cóż, szans dostał już wiele. Wydaje się też, że Hiszpan nie pasuje swoim profilem do koncepcji Rumuna, który widzi na szpicy bardziej finiszerów, a nie gości od kombinacyjnej gry.
Gual ma papiery na to, żeby być gdzieś gwiazdą. Może w mniejszym klubie o mniejszej presji, jak w Jagiellonii. Wyprowadzka z Warszawy prawdopodobnie wyjdzie na dobre także jemu. Kontynuowanie tego układu byłoby na dłuższą metę – i dla Legii, i dla Guala – pogodzeniem się z przeciętniactwem.
WIĘCEJ O LEGII WARSZAWA NA WESZŁO:
- Reprezentant Polski coraz bliżej Legii. Grek podał szczegóły
- Kibice Legii Warszawa zawieszają strajk. “Nasze działania przyniosły skutek”
- Liga dla pucharowicza. Przekładanie na zawołanie
Fot. FotoPyK