Pamiętacie koszmarny bilans przegrywającego Lecha Poznań? Cały poprzedni sezon Niels Frederiksen męczył się, gdy jego zespół przegrywał. Sprawdzał, testował, kombinował, ale gdy Kolejorz pierwszy stracił bramkę, zapunktował ledwie raz. Fakt, że w najważniejszym momencie, lecz jednak — tylko raz. W Gdańsku mistrz Polski na dobre pożegnał się z dawnymi demonami, w efektowny sposób odwracając wynik meczu z Lechią.

Gdy pochylałem się nad tym problemem wiosną, zaznaczałem, że to absolutna abstrakcja. Bardzo rzadko czołowy zespół ligi był aż tak nieskuteczny w pogoni za rywalem. W zasadzie nigdy. Niemniej Lechowi i tak należy się pokłon uznania za to, że rozprawił się z dawną bolączką akurat teraz, akurat w Gdańsku, gdy nie układało się nic:
- zmarnowany rzut karny,
- zmiana fatalnego Timothy’ego Oumy,
- dwubramkowe prowadzenie Lechii.
Konia z rzędem temu, kto w tym momencie powiedział — spokojnie, Lech wrzuci czwórkę i sprawi, że na dobre zapomnimy o inauguracji z Cracovią.
Ekstraklasa. Lech Poznań odwrócił wynik meczu z Lechią, siedem goli w Gdańsku!
Nauczeni doświadczeniem poznańscy kibice szykowali się raczej na scenariusz odwrotny. Trudno ich obwiniać za brak wiary, bo pierwszą połówką Lech nie przekonał do siebie nikogo. Parę osób zdążyło cmoknąć nad tym, jakie zdolności i potencjał ma Timothy Ouma po jego dobrym występie z Breidablikiem. Wystarczyło jednak postawić przed Kenijczykiem poważniejsze wyzwanie i okazało się, że był fatamorganą. W trzydzieści minut zaliczył mnóstwo strat, miał problem z opanowaniem piłki, wreszcie po niechlujnym przyjęciu spowodował kontratak, po którym zarobił żółtą kartkę.
Można niby przyznać, że miał udział przy akcji, która przyniosła gościom nieuznaną bramkę, lecz sporo było w tym przypadku, chaosu. Zresztą — sędzia Bartosz Frankowski cofnął się wówczas do starcia Ivana Żelizki z Mateuszem Skrzypczakiem w polu karnym i odgwizdał jedenastkę dla Lecha. Mikael Ishak kopnął źle, dając Szymonowi Weirauchowi szansę na interwencję, z której golkiper Lechii chętnie skorzystał i w ten sposób wszyscy zapomnieliśmy już o nieuznanym golu Antonio Milicia.
Kolejne dziesięć minut sugerowało z kolei, że nie zapomnimy o Tomasie Bobcku, który był brutalnie skuteczny. Za pierwszym razem skorzystał z nieco kuriozalnej kompilacji pomyłek oraz rykoszetów, które sprawiły, że stanął oko w oko z Bartoszem Mrozkiem. Za drugim razem genialnym prostopadłym podaniem obsłużył go Kacper Sezonienko (naprawdę!), a napastnik ze Słowacji poradził sobie z obrońcami, ponownie dochodząc do sytuacji, w której miał przed sobą jedynie bramkarza Lecha.
Lechia zrobiła swoje, aczkolwiek mogła więcej. Mrozek dwukrotnie świetnie zatrzymał rywali – raz odbił piłkę nogą i złapał ją tuż przed linią bramkową, potem zbił futbolówkę na słupek. Równie przytomnie bronił Weirauch, który odbijał wszystko, co Leo Bentgsson — głównie on — posyłał w kierunku bramki i gospodarze schodzili na przerwę z dużą pewnością siebie.
Gisli Thordarson jokerem Lecha Poznań. Wszedł i zrobił trzy gole
Było to zgubne, bardzo zgubne. Niels Frederiksen przestawił jednego klocka i maszyna znów sunęła po torach. Gisli Thordarson, który zastąpił Oumę, zaliczył zgoła odmienne trzydzieści minut niż jego kolega z szatni:
- precyzyjnym strzałem zamienił wybitą przed pole karne piłkę na kontaktowego gola dla Lecha,
- kapitalnie popracował fizycznie, zastawił się, wszedł w szesnastkę i prostopadłym podaniem obsłużył Filipa Szymczaka, którego strzał niefortunnie odbił Weirauch – był już remis,
- w polu karnym przytomnie dzióbnął piłkę nogą, wystawiając ją Filipowi Jagielle, którego uderzenie odbiło się od Skrzypczaka – wtedy zrobiło się 2:3.
Lechowi Poznań wybitnie wychodziły stałe fragmenty gry, bardzo dobrze działały wybloki. W ten sposób Skrzypczak wywalczył rzut karny, korzystając z pracy Antonio Milicia w kontakcie z rywalem. Potem to Skrzypczak świetnie ściągał na siebie przeciwników, wiążąc ich, odbierając im możliwość ruchu. Gospodarze zaniedbali ten element w obronie, za każdym razem szli w kontakt, ryzykując wybloki i tak też Lech trafił po raz czwarty, bo Skrzypczak pozwolił Ishakowi uwolnić się i zamienić na gola dobrą wrzutkę Joela Pereiry.
Druga strona medalu była jednak taka, że Lech przy obronie stałych fragmentów gry tak skuteczny nie był. To dlatego końcówka była emocjonująca – po zbiórce i wrzutce Ivana Żelizki świetnie w górę wybił się Bobcek, który przeskoczył Milicia i skompletował hat tricka. My nie narzekamy, sinusoida stałych fragmentów gry zapewniła nam siedem goli. Trener Frederiksen pewnie jednak nie jest z tego tak zadowolony, bo póki co sukces w zakresie pracy nad tym elementem gry osiągnął tylko w połowie.
Lechia Gdańsk – Lech Poznań 3:4 (2:0)
- 1:0 – Tomas Bobcek 22′
- 2:0 – Tomas Bobcek 30′
- 2:1 – Gisli Thordarson 48′
- 2:2 – Szymon Weirauch (sam.) 55′
- 2:3 – Mateusz Skrzypczak 64′
- 2:4 – Mikael Ishak 70′
- 3:4 – Tomas Bobcek 87′
Zmiany:
Legenda
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE NA WESZŁO:
- Pogoń zmazała plamę. Motor rozbity w Szczecinie!
- Derby poobiedniej drzemki. Farfocel Placha daje Górnikowi zwycięstwo
- Oczekiwania kontra rzeczywistość. Czy trzeba się obawiać o Pogoń Szczecin?
fot. Newspix