Reklama

Totalne lanie. Demolka Lecha na 99,9% daje Ligę Konferencji!

Kamil Warzocha

22 lipca 2025, 22:50 • 4 min czytania 75 komentarzy

Zapewnić sobie fazę grupową Ligi Konferencji po 45 minutach eliminacji? Lech Poznań porwał się na speedrun wszech czasów i nie mamy zamiaru asekurować się okolicznościami meczu oraz klasą rywala, jak na typowych zrzędów przystało. Owszem, na korzyść mistrza Polski ułożyło się niemal wszystko, ale pierwsze wrażenie nie było takie, że na Bułgarskiej zobaczymy deklasację. Na dobry wynik trzeba było zapracować.

Totalne lanie. Demolka Lecha na 99,9% daje Ligę Konferencji!

Duży udział miał w tym oczywiście sędzia, Jasper Vergoote. Młody gość, dopiero 33 lata, więc nie jest za późno, żeby popracować nad wzrokiem i jeszcze uratować karierę międzynarodową. Nie ma bata, że Belg wejdzie wyżej niż do Ligi Konferencji, jeśli będzie prowadził zawody tak jak dzisiaj. To już naprawdę szkoda spoconego stroju, lepiej dać sobie spokój i sędziować sprzed monitora VAR, skoro właściwie każdą kluczową sytuację na wagę bramki interpretuje się niewłaściwie:

Reklama
  • najpierw rzut karny za faul Milicia, mimo wszystko trochę z kapelusza, dla Breidablik,
  • później absurdalna decyzja z żółtą kartką, zamiast wlepienia czerwonej za faul na Ishaku, który wychodził sam na sam z bramkarzem (interwencja VAR),
  • i na koniec brak reakcji na faul na Miliciu w polu karnym – też musiał reagować VAR.

Całe szczęście, że na wczesnym etapie eliminacji Ligi Mistrzów mamy wideo-weryfikację. Inaczej pisalibyśmy o skandalu za skandalem, a i tak jakiś niesmak pozostał, nawet mimo spacerku, jaki miał dzisiaj Lech.

Choć sędzia był na poziomie Breidablik, Lech dokonał destrukcji 7:1

Pewnie byłoby inaczej, gdyby nie czerwona kartka. Ba, gdyby nie błędy indywidualne mistrza Islandii, nie zobaczylibyśmy takiej różnicy. Ale też nie ma co przesadzać i umniejszać sukcesu, jakim jest rozstrzygnięcie dwumeczu już po pierwszej połowie. Wiadomo było, kto tutaj jest faworytem, ale żeby skończyć na takiej różnicy? Niedawnemu uczestnikowi Ligi Konferencji wcisnąć aż siedem goli? Nie da się tego zrobić na stojąco, za machnięciem czarodziejskiej różdżki.

Lech wykorzystał każdy element, w jakim Islandczycy po prostu niedomagali. Doskok do rywala w okolicach szesnastki? No gdzie, tylko w teorii. Gdy swoją bramkę zdobył Pereira, miał tyle miejsca i czasu, że nawet w treningu by tyle nie dostał. Milić strzelający gola głową po wrzutce Portugalczyka? Pokaz siły fizycznej, nieuchwytnej dla rywali. Trzy rzuty karne za głupotę? Nie nasza wina, trzeba brać i się cieszyć, że dają.

W międzyczasie zawodnikom Lecha udało się pokazać też trochę finezji. Nieźle z dystansu przymierzył Jagiełło, wspomniany Pereira skończył ładną akcję ze skrzydła, a Bengtsson finalizował super klepkę z udziałem kilku kolegów. Jasne, że o część z tych rzeczy pewnie byłoby trudniej, gdyby do Poznania przyjechał wyżej notowany przeciwnik. Ale skoro nawet z takimi potrafiliśmy mieć problemy i wtedy punktowaliśmy za brak zrobienia show, tu nie będziemy narzekać, że Breidablik coś Lechowi podarował.

Mimo tak wyjątkowego wyniku, nie będzie to spotkanie z wielką historią. Nie było zwrotów akcji i niesamowitych emocji. Mecz tak naprawdę ustawiła czerwona kartka z 32. minuty, po której kwestią czasu było dokręcanie śruby przez piłkarzy Lecha. Choć chyba oni sami nie spodziewali się, że będzie tak łatwo. Ba, Ishak w swojej dorosłej karierze prawdopodobnie pierwszy, a raczej ostatni raz miał taką sytuację, że skompletował hat-tricka tylko z rzutów karnych. Niech to wybrzmi, jak absurdalny, a jednocześnie jak przyjemny to był wieczór dla całego środowiska „Kolejorza”.

Na koniec jeszcze jedno: trudno nie docenić faktu, że Lech pobił swój rekord bramkowy w europejskich pucharach. Nigdy wcześniej nie strzelił tyle, ile dzisiaj. I aż szkoda, że ewidentnie zdjął nogę z gazu, bo gdyby naprawdę zależało mu na kopaniu leżącego, dwucyfrówka nie byłaby żadnym problemem. Ale i tak jest fajnie, zadanie wykonane, za tydzień do Islandii można wysłać rezerwy rezerw. Szkoda jedynie Afonso Sousy, który dziś przedwcześnie zszedł z boiska z powodu kontuzji. Oby nie okazało się, że 7:1 stanie w cieniu „eliminacji” jednej z największych gwiazd zespołu.

Lech Poznań – Breidablik 7:1 (5:1)

  • 1:0 – Milić 4′
  • 1:1 – Gunnlaugsson 28′ (z karnego)
  • 2:1 – Ishak 37′ (z karnego)
  • 3:1 – Pereira 42′
  • 4:1 – Ishak 45+3′ (z karnego)
  • 5:1 – Bengtsson 45+6′
  • 6:1 – Jagiełło 77′
  • 7:1 – Ishak 85′ (z karnego)

WIĘCEJ O LECH-BREIDABLIK:

Fot. Newspix

75 komentarzy

W Weszło od początku 2021 roku. Filolog z licencjatem i magister dziennikarstwa z rocznika 98’. Niespełniony piłkarz i kibic FC Barcelony, który wzorował się na Lionelu Messim. Gracz komputerowy (Fifa i Counter Strike on the top) oraz stały bywalec na siłowni. W przyszłości napisze książkę fabularną i nakręci film krótkometrażowy. Lubi podróżować i znajdować nowe zajawki, na przykład: teatr komedii, gra na gitarze, planszówki. W pracy najbardziej stawia na wywiady, felietony i historie, które wychodzą poza ramy weekendowej piłkarskiej łupanki. Ogląda przede wszystkim Ekstraklasę, a że mieszka we Wrocławiu (choć pochodzi z Chojnowa), najbliżej mu do dolnośląskiego futbolu. Regularnie pojawia się przed kamerami w programach “Liga Minus” i "Weszlopolscy".

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Liga Konferencji

Reklama
Reklama