Reklama

Misiura: Jaram się Ekstraklasą. Podziękuję Papszunowi za bycie inspiracją [WYWIAD]

Kamil Warzocha

06 lipca 2025, 08:20 • 20 min czytania 35 komentarzy

Mariusz Misiura to jeden z najciekawszych, a jednocześnie chyba najmniej docenianych trenerów ostatnich lat w polskim futbolu. W Zniczu Pruszków zrobił awans na zaplecze i spokojnie drużynę utrzymał, mimo bycia skazywanym na pożarcie. Potem trafił do Wisły Płock i od razu wywalczył z nią Ekstraklasę po barażach. Za 44-latkiem stoją jednak nie tylko sukcesy, ale też styl i rozwój zawodników. Porozmawialiśmy z nim o przygotowaniach do sezonu w roli beniaminka, filozofii trenerskiej, naukach przenoszonych do Polski z zagranicy, kulisach transferowych (np. jak przekonał Kamińskiego, Jimeneza, Pacheco), budowaniu relacji z ludźmi w stylu hiszpańskim, inspiracji Markiem Papszunem czy weteranach w ekipie „Nafciarzy”.

Misiura: Jaram się Ekstraklasą. Podziękuję Papszunowi za bycie inspiracją [WYWIAD]

Ponad miesiąc temu, tuż po awansie, mówił trener, że Wisła Płock ma stratę nawet kilku miesięcy w przygotowaniach względem stawki w Ekstraklasie. Teraz jest bardziej optymistycznie?

Reklama

Wtedy miałem na myśli wiele obszarów. Patrząc na pracę drużyny, wiedziałem, że każdy zawodnik, który wywalczył awans, jest gotowy na Ekstraklasę. Poza tym spójrzmy na to, jaki problem mają kluby, które spadły, żeby wrócić do elity. To pokazuje siłę zaplecza. Ostatnio taki Ruch czy ŁKS, naprawdę duże firmy, nawet nie załapały się do baraży, a Warta Poznań zaliczyła kolejny spadek…

To też pokazuje, że posiadanie dużego budżetu to żadna gwarancja sukcesu. Każdy z tych klubów żyje w innych realiach finansowych, a wy jako Wisła Płock, mimo awansu, nie byliście pod tym względem na podium 1. ligi.

Zimą walczyliśmy z Ruchem o jednego piłkarza i zostaliśmy przebici. Te opinie, że Wisła Płock ma nie wiadomo jaki budżet, były nieprawdziwe. Wiedząc, kto i ile zarabia, byliśmy budżetowo piątym-szóstym klubem. Ale to daje naprawdę dużą satysfakcję. Ludzie tutaj mądrze pracują i w przemyślany sposób wydają złotówki. Pomaga fakt, że szukamy piłkarzy pod konkretne profile.

W takim razie, skoro nie jesteście najbogatszym beniaminkiem i zapewne trudno wam rywalizować z innymi klubami Ekstraklasy o piłkarzy, jak udało się przekonać Marcina Kamińskiego?

Najlepiej spytać Marcina, choć muszę przyznać, że już nasza pierwsza rozmowa była niesamowita. Zazwyczaj, jak dzwoni się pierwszy raz, trwa to kilka minut. Wymienia się grzecznościami, umawia na kolejny telefon, bardziej szczegółowy. Natomiast z Marcinem mieliśmy od razu pół godziny wymiany zdań. A jak do nas przyjechał , jeszcze przed podpisaniem kontraktu, kilka minut przy stole zamieniło się w prawie dwie godziny.

Pracując cztery lata w Niemczech, będąc po pracy w szkole trenerów, rozumiem, co znaczy tak długi pobyt w Bundeslidze i 2. Bundeslidze. Łatwo mi było znaleźć z Marcinem realny, wspólny język. Poza tym nie patrzę na piłkarza przez pryzmat peselu i myślę, że tych kilka lat pracy w Polsce to udowodniło. W Zniczu dawałem szansę zawodnikom, na których część stawiała już krzyżyk. Takim jak Kuba Wójcicki, Paweł Moskwik czy Piotr Misztal. A to byli ludzie, którzy mieli w sercu ogień.

Przed spotkaniem z Marcinem wysłałem mu filmik z jego zagraniem. To było prosta sytuacja, zablokowanie groźnego dośrodkowania. Zrobił po nim gest, który pokazywał, jak bardzo się z tego cieszy. Coś tak małego dało mi sygnał, że ten człowiek wciąż ma ambicje i cieszy się piłką. Powiedziałem w klubie, żeby zrobili wszystko, żeby go ściągnąć. Mamy bardzo dobrą defensywę, w ostatnich 17 meczach 1. ligi straciliśmy 13 goli, ale musimy się rozwijać. Wierzę, że z Marcinem zrobimy ten krok naprzód.

To duży transfer jak na wasze możliwości i fakt bycia beniaminkiem. Nawet mimo wieku Kamińskiego, bo mówimy przecież o 33-latku.

Nie patrzyłem na wiek, tylko na profil, doświadczenie. Ogółem to, co Marcin ma do zaoferowania. Cieszę się, że mi zaufał, bo jak powiedziałeś – nie jesteśmy finansowym potentatem, ale możemy przekonać pracowitością, wizją, projektem i ludźmi, którzy tworzą ten klub. To nasza wizytówka i cieszę się, że Marcin ją docenił. To też jest fajne o tyle, że on wymusi zmianę niektórych standardów. Pamiętam, jak do Znicza przyszedł Igor Lewczuk. Wtedy podniosły się standardy na przykład żywienia, stosowania odżywek, tego typu rzeczy. Teraz analogicznie w Płocku, dzięki Kamińskiemu, rozwój w niektórych obszarach może być szybszy.

Na pewno nie przyspieszy rozwoju bazy treningowej. Tej jeszcze nie widział, a mógłby doznać szoku po standardach z Schalke.

Tu mogę powiedzieć, że za dwa miesiące nie będziemy mieli czego się wstydzić. Dostaniemy nowy obiekt do treningu, podgrzewaną płytę, boiska… Cała ta infrastruktura na szczęście ruszyła do przodu, choć przez okres wakacyjny będziemy musieli jeszcze trochę pocierpieć i dojeżdżać 20 minut na Borowiczki, tak jak przez cały poprzedni sezon. Nie jest to komfortowe, ale być może te trudności nas dodatkowo ukształtowały.

Czuje trener różnicę, jeśli chodzi o budowanie kadry rok temu, a teraz? Niby powinno być łatwiej, ale byliście w dziwnym położeniu – kiedy kończyliście sezon, Dariusz Sztylka był jedną nogą w Śląsku Wrocław, przez dwa tygodnie był wakat, aż na pokład w połowie czerwca wszedł ktoś zupełnie nowy, Radosław Kucharski. Wydaje mi się, że trochę czasu i komfortu na takich zawirowaniach mógł trener stracić.

W momencie, gdy okazało się, że Warta spadła z Ekstraklasy i mój kontrakt tam nie wchodzi w grę, zgłosiły się trzy-cztery zespoły. Kluczem było dla mnie to, żeby ktoś uwierzył w mój projekt, pomysł na grę w systemie 3-5-2, odpowiednie profile piłkarzy, a także aby dał mi możliwość ułożenia tego strukturalnie w klubie. To udało się w Płocku od początku pracy ze sztabem i zostało przyjęte przez dyrektorów, prezesów. Teraz w Ekstraklasie musimy tę ścieżkę profilową jeszcze bardziej zawęzić. Żeby to nie byli w 60% zawodnicy spełniający kryteria, tylko na przykład w 80%. Jesteśmy wymagający, ale też zdajemy sobie sprawę, że to kosztuje.

Jeśli chodzi o środkowego obrońcę, szukaliśmy kogoś dobrze wprowadzającego piłkę, o dobrych parametrach wzrostowych, zarządzającego linią obrony, asekurującego kolegów, przydatnego przy SFG. Wszystkie te kryteria spełniał „Kamyk”, dlatego był u nas wysoko na liście. Patrzymy mocno na aspekty piłkarskie, dopiero potem na motoryczne, nigdy odwrotnie. Tu mogę pochwalić współpracę z nowym dyrektorem sportowym, który to rozumie. Chciał poznać te profile jak najszybciej, jest na prawie każdym treningu, odprawie. Jak mam proponowanych jakichś zawodników, często jest tak, że spełniają rygorystyczne kryteria. Mamy więc dobre rozpoznanie, ale na razie odbijamy się od rynku pod względem finansowym.

Na transfery gotówkowe nie możecie sobie za bardzo pozwolić.

Dokładnie, a chodzi też o zarobki. Nie możemy zapłacić komuś trzy razy więcej niż ma zawodnik, który przed chwilą zrobił awans. Pozostajemy realistami. Na tę chwilę musimy ugruntować swoją pozycję w Ekstraklasie i patrząc na to, jakie inni mają budżety, spokojnie rok-dwa pograć, żeby dorównać bogatszym.

Puszcza Niepołomice pokazała ostatnio, że nie mając nie wiadomo jakiego budżetu i piłkarzy, da się utrzymać w Ekstraklasie. Chociaż miałem wrażenie, że trener ostatnio nie wyraził pozytywnych emocji co do stylu gry Tomasza Tułacza w elicie.

Każdy ma swój sposób, a potem dochodzi do konfrontacji z rzeczywistością. Ja szanuję Puszczę za to, że się utrzymała. Styl obronił się w pierwszym sezonie, w drugim już nie. Uważam, że dynamika futbolu jest tak zmienna, że jako trenerzy musimy być czujni. Nie możemy zachłysnąć się sukcesem, zwłaszcza po awansie do Ekstraklasy, gdzie kluby ściągają coraz lepszych zawodników pod konkretny system narzucony przez trenera. To pokazuje, że się rozwijamy, a w Zniczu czy Wiśle pokazałem ze swoim sztabem, że też na mniejszym budżecie jesteśmy w stanie nadążać za konkurencją. Przypominają mi się słowa dyrektora sportowego reprezentacji Niemiec z 2014 roku, że oni źle szkolą, mimo że przed chwilą wygrali mundial. To pokazuje, że trzeba ciągle pracować i patrzeć z dystansem.

Jak bliski jest styl gry Wisły Płock względem tego, co trener wyniósł z Hiszpanii i Niemiec? Tutaj są jakieś konkretne elementy, które mogą dać coś ekstra w Ekstraklasie?

Moglibyśmy przyjąć zakład o dobrą kolację, czy powiesz mi, który zespół w ciągu ostatniego roku strzelił więcej goli z ataku pozycyjnego niż Wisła Płock. Nie używaj tylko nazw trzech najlepszych zespołów w Polsce, bo to inne realia w jakości.

Patrząc tylko na 1. ligę, nie wiem, czy więcej, ale podobną liczbę goli pewnie miała Wisła Kraków.

Myślę, że moglibyśmy przyjąć zakład! W każdym razie cieszy mnie, że zawodnicy, którzy do nas przychodzą, mają radość z grania. Warto zauważyć, że w tym roku zdobyliśmy tylko jedną bramkę po SFG. Reszta zespołów z top 6 miała w granicach 8-10, często wygrywając mecz jednym golem po stałym fragmencie. Tym bardziej cieszę się, że to, co powiedziałem kibicom na moim otwarciu, później się sprawdzało. Powiedziałem, że damy im radość na trybunach, że naszą piłkę będzie dobrze się oglądać, że będą emocje. Tak było. Przyciągnęliśmy większą liczbę ludzi i doprowadziliśmy do wyprzedania stadionu.

To właśnie wynik pracy za granicą. To zwracanie uwagi na grę ofensywną, która ma przyciągać. A jak bronimy, to wysoko i nie stawiamy autobusu. Staramy się grać ładnie dla oka, mimo że mamy bardzo duże ograniczenia. Najlepsi, którzy wydają dziesiątki milionów, mają problemy, że zbudować dobrze funkcjonujący, porywający zespół. My tych środków nie mamy, nie jesteśmy czarodziejami, ale wierzymy, że odpowiednim treningiem jesteśmy w stanie podnieść jakość.

Tu dam przykład Jimeneza, który przed moim przyjściem strzelił dwa gole i nikt nie chciał z nim przedłużyć kontraktu. Na moją prośbę to zrobiono i przekonałem go do powrotu do Polski, mimo że miał duże wątpliwości. To się obroniło: strzelił 12 goli. A Łukasz Sekulski, o którym mówiło się, że nie da się z nim grać wysokiego pressingu? Ostatnie mecze na wiosnę pokazały, że był intensywny bez piłki i je odbierał, oprócz strzelania goli.

Od Realu Madryt do Znicza Pruszków. Czy Mariusz Misiura i jego pomysły podbiją Polskę?

Ale to, co udało się przełożyć z zagranicy do Polski, a cieszy mnie najbardziej, to chyba budowanie relacji. To na przykład wpajanie zawodnikom, żeby mieli otwarte głowy, pokazywanie, że mogą wycisnąć więcej. Oczywiście nie z każdym da się dogadać, ale uważam, że mam wokół siebie świetnych ludzi, którzy wiedzą, co robią i w razie czego znajdują rozwiązania. Mój sztab poświęca czas od rana do wieczora na analizy, plany, podnoszenie umiejętności, na to wszystko, co na dłuższą metę daje wyniki.

Dobrze, że podkreślił trener te relacje i współpracę z ludźmi. To bierze się z Hiszpanii? Tam do różnych kwestii podchodzi się przecież inaczej, luźniej. Pod tym względem w środowisku wyróżnia się trener Urban, bo ma opinię człowieka, do którego ma się respekt, ale też którego trudno nie lubić. To jest też jakiś kierunek albo punkt odniesienia dla trenera?

Uważam, że rozwijamy się jako naród. Do tej pory było tak, że jak ktoś jest starszy, trzeba zwracać się do niego z szacunkiem, często per pan, per trener. A jak tego nie robisz, to znaczy, że nie darzysz kogoś szacunkiem. Hiszpania mi pokazała, że szacunkiem jest coś innego. Tam nie ma problemu, jak do trenera powiesz po imieniu, jak z nim zażartujesz, uściskasz go. Potem, gdy trzeba oddać życie za tę osobę, taki zawodnik to robi. To jest dla mnie definicja szacunku. Nie puste formułki, tylko relacja budowana na różnych reakcjach. Od tych luźnych po takie, gdy sytuacja jest poważna.

Co z tego, że zawsze będę mówił do kogoś „panie trenerze”, skoro potem w decydującym momencie za nim nie pójdę? Albo gdy ja jako trener nie będę miał czasu dla piłkarza, zbuduję jakiś mur? To nic nie da. Ja wolę, żeby na przykład Dani Pacheco mówił do mnie „Mariusz”, żebyśmy mogli sobie pożartować, ale jak przychodziło co do czego, robił wszystko, żeby awansować do Ekstraklasy.

Pamiętam, że jak przekonywałem Daniego do transferu tutaj, mówiłem mu: – Słuchaj, Górnik cię skreślił, powiedział, że nie grasz już na tyle dobrze w obronie, żeby być w elicie. Ale ja ci pokażę, że możesz, chodź do nas, spróbujemy tam wrócić, bo ja w ciebie wierzę. Taka relacja budowana od początku, poparta oczywiście merytoryką, ma sens. Później Dani mógł zobaczyć, że to nie są puste słowa. Zagrał tyle minut, że wcześniej u żadnego trenera tyle nie miał. Czyli człowiek, który coś mu obiecał, dotrzymał słowa.

Staram się tak robić z każdym, choć mam świadomość, że nie każdego da się uszczęśliwić. Są niestety osoby, które płacą cenę rzadszego grania. Ale najważniejsze to szacunek i współpraca, ta jedność, w niej jest siła. Zależy mi na dobrych relacjach z dyrektorami, z pracownikami, z marketingiem, bo potem masz ten jeden dokument wysłany szybciej, który sprawia, że wszystkim pracuje się lepiej.

 

Tak jak trener powiedział, rozwijamy się, ale z perspektywy szeroko pojętego polskiego futbolu, w czym powinniśmy czerpać od Hiszpanów?

Nie tylko od Hiszpanów, ale powiem od razu: brakuje nam gry 1 na 1. W Polsce tak bardzo chcemy być odpowiedzialni, tak bardzo boimy się łatwo straconych bramek, tak łatwo przychodzi oceniać, że proste straty to zła organizacja, że zabijamy potencjał zawodników. Oczywiście nie chciałbym, żeby teraz Marcin Kamiński dryblował jako ostatni obrońca. Ale mając na boisku Pacheco, Jimeneza czy Salvadora, chcę, żeby ciągle próbowali pojedynków i nie mam problemu z tym, że stracą piłkę. Po to są zawodnicy na innych pozycjach, żeby ich asekurować.

To samo tyczy się młodych piłkarzy. Zachęcaliśmy ich do dryblingów, bo ludziom to się podoba. Przy czym mam świadomość, że płaci się za to drogą cenę. Jeśli częściej tracisz piłkę, musisz być dobrze przygotowany do faz przejściowych i więcej biegasz. Później ktoś może spojrzeć na statystyki i zarzucić nam, że mieliśmy mniejsze posiadanie piłki. Ale to błędne myślenie. Wciąż za bardzo patrzymy na suche liczby, zamiast na kontekst. Bo ja mogę mieć mniejsze posiadanie o 5%, ale jednocześnie zawodników, którzy na połowie przeciwnika ryzykują. Tego oczekuję.

Poza tym, mając mniejsze posiadanie, też można kontrolować przebieg meczu.

Dokładnie. Pamiętam, jak w 2016 roku pisałem pracę na kursie UEFA. Poruszałem ten temat. Zawodnik przez 90 minut trwania meczu jest średnio przy piłce około 2,5 minuty, resztę czasu bez niej. Kluczem jest poruszanie się, właśnie ta kontrola. Uważam, że ten element w Polsce mamy na bardzo wysokim poziomie. Patrząc na zachowania Rakowa Marka Papszuna, Legii za rządów Goncalo Feio czy Arki Dawida Szwargi, to jest wręcz świetny poziom.

Ja bym jednak szukał balansu między perfekcyjnym poruszaniem się bez piłki, a szaleństwem z piłką. Dlatego teraz namawiam dyrektora sportowego, żebyśmy znaleźli trochę szaloną „dziewiątkę”, która dostarczy rozrywki, będzie dryblowała i wbiegała w wolną przestrzeń. To ma być piłkarz, który na 10 prób może w większości stracić piłkę, ale w tej mniejszości zrobić coś magicznego.

Przychodzi mi na myśl Kay Tejan, który grał w ekstraklasowym ŁKS-ie. Wypisz, wymaluj, profil pod takie potrzeby.

To prawda, choć z tego co słyszałem, były z nim problemy poza boiskowe. Ale fantazja była, to fakt.

Czyli trener potwierdza, że trwają poszukiwania napastnika. To jest pozycja w tej chwili najbardziej potrzebująca transferu, skoro nie ma już z wami Lewandowskiego?

Tak bym chyba nie powiedział. U nas na „dziewiątce” grali Sekulski, Salvador, Krawczyk i Al-Hamawi. Mamy tutaj czterech piłkarzy.

Ale powiedzmy sobie szczerze: nie każdy bramkostrzelny.

Wydaje mi się, że w naszym zespole to się fajnie rozkłada. Każdy dokłada jakieś liczby i my często grając pionowymi „dziewiątkami”, osiągamy efekt trzech „dziesiątek”. Bo tam chcemy grać najwięcej, właśnie w strefie między linią obrony i pomocy rywala. Dzięki temu tak to działało, aczkolwiek zdaję sobie sprawę, że teraz pewnie będziemy grali głównie z zespołami, które nas zdominują. A do tego trzeba napastnika dobrze czującego się w szybkim ataku. Żeby być bardziej wszechstronni i nieobliczalni, musimy mieć kogoś takiego. Bo nie chcemy być nijacy.

Chcemy mieć sprecyzowany sposób na grę tak jak w 1. lidze. Na ile to się uda od razu – nie wiem, ale będziemy do tego dążyć. Jeśli po dwóch-trzech miesiącach uznamy, że na jakichś pozycjach musimy bardziej popracować albo zwiększyć rywalizację, zrobimy to. Ważne, żeby mieć swoją tożsamość.

Umarłby trener za swoją filozofię trenerską? Czy jednak zakłada margines na poważniejsze korekty, gdyby coś szło bardzo nie tak?

Wierzę w holistyczne podejście. Czyli dzisiaj Wisła Płock nie może być dobra wyłącznie w ataku pozycyjnym, bo po stracie piłki musisz być bardzo dobrze przygotowany do przejścia z ataku do obrony. Jeśli to potrafisz, idziesz dalej: do obrony pola karnego. Potem stałe fragmenty gry, na które w Polsce kładzie się nacisk. A więc, chcąc nie chcąc, musisz też przygotować się do SFG. Grając w silniejszej lidze, stojąc naprzeciwko uformowanym zespołom, które w dużym obszarze czasowym dominują, holistycznie musimy również przygotować się do niskiej obrony.

To jest ta mądrość, czyli umiejętność właściwego reagowania na każdy moment. W zależności od spotkania, akcenty do uwypuklenia będą różne. Dlatego te profile zawodników, które zrobiliśmy, są tak ważne. One dają nam poczucie, że mamy odpowiednie narzędzia w postaci konkretnych zachowań piłkarzy, niezależnie od charakteru spotkania.

Okazało się w ogóle, że w 1. lidze byliśmy zespołem, który dokonywał najwięcej zmian w składzie – 182. W Polsce często panuje przekonanie, że jak wygrasz mecz, powinna grać dalej ta sama jedenastka. U nas po zwycięstwach potrafiliśmy robić pięć zmian. W ten sposób obaliliśmy mity. Mamy w kadrze ponad dwudziestu zawodników i ci, którzy w danym okresie nie grają, nie chcą być ciągle tylko piłkarzami do treningu.

Trenerzy z takim podejściem są i to nawet topowi w Europie.

Tak, ale ja nie chcę taki być. Wierzę w zawodników i to, że chcą się rozwijać. A żeby sprawdzić ten rozwój, muszę go postawić na placu boju. Stąd częste zmiany, właśnie z wiary, że ktoś inny też da radę. Taki Borowski na początku sezonu nawet nie był w kadrze meczowej, a w finale baraży grał w wyjściowym składzie i po jego akcji strzeliliśmy gola. To pokazuje, że budowa drużyny to proces. Niekończąca się opowieść, która sprawia, że nigdy nie będziemy do końca zadowoleni.

W pewnych momentach, jak trener mówi o futbolu, da się wyczuć „papszunowatość”. Oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczenia, bo to najlepszy polski trener ostatnich lat. Pamiętam zresztą trenera słowa z innego wywiadu, że chętnie wyszedłby z Papszunem na kawę i pogadałby u futbolu.

To człowiek, który pewnie nie jest świadomy, jak duży wpływ miał na moją karierę. W 2016 roku, kiedy pracowałem w Realu Madryt i Michał Świerczewski szukał kogoś do Rakowa, miałem z nim dwie rozmowy o pracę. Ostatecznie wybrał trenera Papszuna i byłem bardzo zły, ale po czasie zobaczyłem, jak świetny to był wybór. Zrozumiałem też, że muszę jeszcze ciężej nad sobą pracować i byłem ciekawy, co tak wyjątkowego ma w sobie Papszun. To była systematyczność w budowaniu, dążenie do perfekcji. Potem, gdy pracowałem w Chinach i Hiszpanii, towarzyszyła mi taka sportowa złość. To mi pomogło. Chciałem chłonąć więcej wiedzy i przez to, że ją mam, razem ze sztabem mogę w Polsce przeżywać piękne momenty.

W ostatnich trzech latach zrobiliśmy awans z drugiej do pierwszej i z pierwszej ligi do Ekstraklasy. Wydaje mi się, że to nie zdarza się często. Zwłaszcza ten sukces ze Zniczem, który nawet w drugiej lidze miał jeden z mniejszych budżetów. W takich chwilach cieszę się, że nie zostałem wybrany jako trener Rakowa, bo z perspektywy czasu wiem, że nie byłem gotowy. W drugiej kolejce, jak będziemy grać z Rakowem, podziękuję Markowi za bycie inspiracją. Kibicuję mu, żeby awansował do pucharów, a jeśli zostanie selekcjonerem, też będę mu życzył jak najlepiej i zrobię wtedy wszystko, żeby zawodnik z mojej drużyny miał możliwość trafić pod jego skrzydła.

Droga trenera jest w ciekawym, może nawet kluczowym punkcie. Wydaje mi się, że zbliżający się sezon może zaważyć o pewnym zaszufladkowaniu. To znaczy: trener Misiura albo świetny do awansów, ale niekoniecznie na Ekstraklasę. Albo top, radzi sobie na każdym szczeblu, trzeba dać mu szansę w czołówce. Czuje trener, że to taki moment próby?

Dla mnie nie do końca tak jest. Dam takie porównanie: zespół, który ma budżet pięć razy budżet większy od nas, zakończy sezon na 13. miejscu. Czy to sprawi, że jeśli ja skończę miejsce niżej, zdam test? A ten ktoś w bogatszym klubie nie? To ocenianie przez pryzmat wyniku… Dam jeszcze jeden przykład. Mamy finał baraży z Miedzią Legnica, jest rzut karny, Łukasz Sekulski strzela, potem wygrywamy, jest awans i wszyscy mówią: świetna robota. A załóżmy, że Sekulski tej jedenastki nie wykorzystuje i do Ekstraklasy wchodzi Miedź. To by znaczyło, że pracujemy gorzej? No, nie.

Wyznacznikiem tego, jak pracujesz, są lata. Wchodząc dzisiaj do Ekstraklasy, widzę piłkarzy, których w przeszłości poznałem na trzecim lub drugim szczeblu. Wierzę, że współpraca ze mną pomogła im przy osiągnięciu elity i to jest dla mnie wyznacznik dobrej pracy. A to, czy wygram jeden, drugi, trzeci mecz nie powinno definiować, czy gdzieś się nadaję, czy nie. Choć zdaję sobie sprawę, że wszystko sprowadza się do wyniku sportowego, ale w tym temacie podobał mi się wywiad, w którym Giannis Antetokounmpo tłumaczył, ile sezonów w NBA zagrał Michael Jordan, a ile z nich wygrał. W tym kontekście, że brak sukcesu nie oznacza z automatu porażki sportowca.

Dlatego wierzę w inne rzeczy: w zbudowanie drużyny, w bycie wyrazistym zespołem. Nie mam takiego ego, żeby dzisiaj koniecznie udowadniać, że nadaję się na Ekstraklasę. Moi zawodnicy mają to pokazać. Część tych, którzy przez ostatni rok-dwa grali w 1. lidze, może spokojnie grać na najwyższym szczeblu. Tak uważam. Jeśli to się sprawdzi, będę się cieszył. A nie z tego, że stanę w pierwszej linii. Podjąłem nietypową ścieżkę pracy i po latach razem ze świetnymi ludźmi wyszarpaliśmy sobie najwyższy szczebel. Jaram się Ekstraklasą, podoba mi się, jak to wygląda. Ale nie patrzę na to jak na sprawdzian, tylko jak na kolejny sezon, w którym chcę cieszyć się dobrymi meczami.

Bolało trenera odejście Gradeckiego?

Jest mi przykro. Nie chcę jednak zagłębiać się w ten temat, bo uważam, że osoby trzecie przyczyniły się do nieobecności „Gradka” w Wiśle Płock. Nie mały na celu ani dobra jego, ani dobra klubu, ale muszę to zaakceptować. Cieszę się jednak, że mamy Rafała. Cenię go, widziałem jego mecze w poprzednim sezonie. Z Dariuszem Sztylką mieliśmy zakłady o lunch, kto wygra. Ja dla zasady chciałem go denerwować i mówiłem ciągle, że Śląsk przegra.

W takim razie trener trochę oskubał Dariusza Sztylkę.

Tak, chociaż potem złapał serię i zrobiło się gorąco!

A co resztą kadry? Kiedy będzie skompletowana?

Walczymy z czasem. Ci, którzy przyszli w pierwszych dniach lipca, potrzebują lepszego przygotowania fizycznego. Wierzę też, że do pierwszej kolejki wzmocnimy się trzema zawodnikami, ale to może wydarzyć się dopiero tydzień przed ligą. Jak się dobrze rozsiądziemy w Ekstraklasie, mam nadzieję, że będziemy fajnie funkcjonować.

Z takiego Oskara Tomczyka coś jeszcze będzie? Wiadomo, że nie ma już obowiązku młodzieżowca, ale pewnie będziecie chcieli wypromować jakiegoś młodego piłkarza.

Oskar dostał od nas najwięcej minut z młodzieżowców, a był z nami tylko w jednej rundzie. Później osoby trzecie zadecydowały, że lepszy dla niego będzie wyjazd do Włoch. Tam zagrał 34 minuty. Uważam, że dzisiaj najlepiej zrobiłoby mu wypożyczenie do klubu nie z pierwszych stron gazet. Nie z Ekstraklasy, może nawet nie z 1. ligi. To powinno być miejsce, gdzie Oskar mógłby grać i pokazać swój potencjał. Wszyscy wierzymy, że ma wysoki sufit, ale jeśli zapytamy, kiedy ostatnio zagrał świetny mecz, musimy szukać głęboko. Trzeba odstawić ten szum wokół niego i dać mu cieszyć się piłką.

Oskar jest szybki, ma coś w rodzaju instynktu w polu karnym, jest pazerny na bramki. On sam siebie musi przekonać, że może grać na wysokim poziomie. To nie może być tylko mówienie o potencjale i treningach, a sezonie, gdzie zrobisz 10 bramek czy 10 asyst, 1500 minut w jednej rundzie. W pewnym momencie na miejsce tego, który ma potencjał, przychodzą inni, który oprócz potencjału dają też liczby. Trzymam za niego kciuki, jesteśmy przed rozmową, zobaczymy po obozie. Chociaż z tego, co wiem, jest dla niego jakaś propozycja. Ja zrobię wszystko, żeby pomóc Oskarowi. Jeśli nie będziemy w stanie mu zapewnić minut na pozycji „9” i „10”, powiemy mu to. Czas pokaże.

To teraz, na koniec, w drugą stronę. W Wiśle Płock jest teraz duża grupa doświadczonych piłkarzy, a po transferach Leszczyńskiego i Kamińskiego może się okazać, że wasz skład wyjściowy będzie w większości złożony z zawodników z ponad 30 latami na karku. Nie mówię, że to złe, ale może być dość nietypowe i budzić obawy kibiców.

Dopóki będą intensywni i będą realizować założenia, iść do pressingu, jak do pożaru – nie mam z tym problemu. Jeżeli będziemy widzieć, że ktoś czegoś nie robi albo będzie szukał wymówek, obojętnie, jaki to rocznik i jaki status – wyląduje na ławce. Wydaje mi się, że u nas wiek nie gra roli. To są bardziej osobowości. Weźmy nawet takiego Bojana Nasticia. Chłopak zdobył z Jagiellonią mistrzostwo Polski, kontuzja, odpalony. Przychodzi do nas, robi awans, gra często na blokadach z własnej woli. W takich okolicznościach fakt, że ma trójkę z przodu, nie ma znaczenia. Bo on się poświęca i daje z siebie sto procent.

Zresztą lubię pracować z doświadczonymi zawodnikami, którzy mają swoje zdanie, bo dzięki temu ja też się rozwijam. Może oni nie zawsze są łatwi w prowadzeniu, ale wiesz, że koniec końców, gdy wychodzą na boisko, po prostu się starają. Mamy zawodników dużo młodszych, którzy skupiają się na życiu pozasportowym, potrafią szybko się obrazić czy za dużo uwagi przykładają do kolorowych fryzur albo pięknych tatuaży. Ale ja mam grupę wyselekcjonowanych piłkarzy, którzy grają na maksa.

Patrząc choćby na różne parametry fizyczne, w 1. lidze byliśmy w top 3. Jak dorzuciliśmy statystyki klubów Ekstraklasy, okazało się, że też jesteśmy w czołówce. Spełniając pewne wymogi motoryczne i mając umiejętności, będziemy chcieli wszystkim udowodnić, że Wisła Płock to nie jakaś grupa dziadków.

WIĘCEJ O WIŚLE PŁOCK:

35 komentarzy

W Weszło od początku 2021 roku. Filolog z licencjatem i magister dziennikarstwa z rocznika 98’. Niespełniony piłkarz i kibic FC Barcelony, który wzorował się na Lionelu Messim. Gracz komputerowy (Fifa i Counter Strike on the top) oraz stały bywalec na siłowni. W przyszłości napisze książkę fabularną i nakręci film krótkometrażowy. Lubi podróżować i znajdować nowe zajawki, na przykład: teatr komedii, gra na gitarze, planszówki. W pracy najbardziej stawia na wywiady, felietony i historie, które wychodzą poza ramy weekendowej piłkarskiej łupanki. Ogląda przede wszystkim Ekstraklasę, a że mieszka we Wrocławiu (choć pochodzi z Chojnowa), najbliżej mu do dolnośląskiego futbolu. Regularnie pojawia się przed kamerami w programach “Liga Minus” i "Weszlopolscy".

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Ekstraklasa

Reklama
Reklama