Reklama

Leszczyński: Plucie na moją osobę jest absurdalne [WYWIAD]

Kamil Warzocha

05 lipca 2025, 09:42 • 12 min czytania 49 komentarzy

Rafał Leszczyński wraz z początkiem lipca przeszedł ze Śląska Wrocław do Wisły Płock. Nie byłoby może w tym nic niesamowitego, gdyby nie otoczka, jaka powstała wokół jego transferu. Wrocławscy kibice zaczęli wyzywać go od najgorszych, twierdząc, że jest zwykłym najemnikiem. Na portalu X pojawiła się też wywołująca burzę informacja, że jeden z najbardziej doświadczonych piłkarzy w szatni domagał się premii za utrzymanie. Ale jak było naprawdę? Co działo się za kulisami, o co chodziło z premią i jak spadek Śląska zdiagnozował od środka jego bramkarz w ostatnich trzech latach? Zapraszamy.

Leszczyński: Plucie na moją osobę jest absurdalne [WYWIAD]

Ostatnio przeglądałem mnóstwo komentarzy na twój temat i wygląda na to, że nie jesteś już mile widziany przez kibiców Śląska Wrocław. Zarzuca ci się bycie najemnikiem, który chciał tylko grać w Ekstraklasie, i to, że ubiegałeś się o premię za utrzymanie.

Reklama

Prawda jest taka, że po meczu z Puszczą dostaliśmy ogólną wiadomość z klubu, że będą przeprowadzane rozmowy po powrocie do treningów. Spokojnie czekaliśmy z chłopakami na to, co się wydarzy. Z tego co pamiętam, wróciliśmy w poniedziałek, a we wtorek Darek Sztylka powiedział mi, że mój kontrakt jest nie do dźwignięcia jak na 1. ligę. I że klub chce mnie sprzedać, zarobić jakiekolwiek pieniądze, skoro wyrobiłem sobie jakąś markę w Ekstraklasie. Przyjąłem tę decyzję ze spokojem, choć byłem trochę rozczarowany faktem, że nikt nie zapytał „Hej, Rafał, może chcesz zostać, dogadamy się?”. Nie było takiego tematu.

Śląsk postawił cię przed faktem dokonanym?

Dokładnie, dlatego nie mam do siebie pretensji. Ludzie mogą pisać, że jestem wkładem do koszulki, że spadłem z ligi. Okej, to drugie jest prawdą i jest mi z tego powodu wstyd, bo Śląsk na to nie zasłużył. A z drugiej strony dostałem jasny komunikat, że jestem na sprzedaż. Nie miałem nic do gadania. Tak też się stało, a dyrektor Sztylka powiedział na tym spotkaniu po powrocie do treningów, że wie o zainteresowaniu mną Wisły Płock i pytał, jak ja się na to zapatruję.

Czyli to nie tak, że chciałeś jak najszybciej uciec z tego okrętu, byle zostać w Ekstraklasie? 

Nie, nie było tak. Śląsk chciał kompletnie zejść z mojej umowy i nie było z jego strony inicjatywy, żeby na przykład dogadać się w kwestii obniżki. Pół słowa nie padło w tej kwestii. I okej, zostałem w Ekstraklasie. Skoro tak musiało być, skoro klub, z którym spadłem, sprzedał mnie do ligi wyżej, mogę się z tego tylko cieszyć. Podkreślę: jeśli już miało się to wydarzyć, dobrze, że jest to ekstraklasowa Wisła Płock.

A o co chodzi z tą premią za utrzymanie?

Jeśli ktoś mówi, że ja chodziłem za taką premią, to okej, była taka rozmowa. Ale to nie było tak, jak się o tym mówi. To był temat przegadywany w wąskim gronie, z osobami, które miały w klubie coś do powiedzenia. Pozwól, że nie będę rzucał nazwiskami. Rozmawialiśmy przed meczem ze Stalą Mielec, jeszcze przed wyjazdem. Zostaliśmy zaproszeni do rozmów jako rada drużyny i z naszej inicjatywy wyszło, że skoro zbliża się mega ważny mecz, właściwie o sześć punktów, może fajnym pomysłem byłoby dodatkowe zmotywowanie szatni. Ale nie premią za utrzymanie, tylko premią za dany mecz, który mógł nas zbliżyć do celu. Chodziło w tym o to, że jeśli główny cel, czyli wtedy utrzymanie, zostanie zrealizowany, premia za konkretne spotkanie byłaby zamrożona do momentu wypłat z Ekstraklasy. Tylko wtedy, gdy Śląsk się utrzyma.

Patrzyłem na to tak, że to sytuacja win-win dla klubu i zawodników. Obiecujesz coś chłopakom, jeśli uda się utrzymać i klub będzie miał pieniądze z praw telewizyjnych. Jeśli nie, nawet przy wygraniu premiowanych meczów jako klub nie płacisz nic. To była jedna, jedyna rozmowa o premii. Pamiętam też, jak przechodziłem korytarzem i spytałem prezesa, czy byłaby szansa o tym pogadać. Powiedział, że tak, ale do tej rozmowy nigdy nie doszło. Taki był jednak zamysł. Chodziło o dodatkowy bodziec, żeby powalczyć, bo – umówmy się – spadek w roli wicemistrza kraju to ogromny wstyd i rozczarowanie. To nie przystoi ani mnie, ani chłopakom.

Kibice Śląska przesadzają?

Teraz takie wylewanie wiadra pomyj na moją osobę, czy wręcz plucie, jest absurdalne. Nie wiem, co miał na celu ten, kto przekazuje nieprawdziwe wersje wydarzeń z moją osobą. Mam swój typ, ale zostawię to dla siebie. Na pewno boli mnie to wszystko, bo uważam, że spędziłem w Śląsku świetne trzy lata. Były mecze lepsze i gorsze, ale zawsze dawałem z siebie tyle, ile mam. Dla tego klubu starałem się oddać całe serce. A to, że teraz ktoś obraca sytuację przeciwko mnie, jest nie fair.

Jako doświadczony zawodnik chciałem dać innym bodziec w meczach o dużym ciężarze gatunkowym, a dwie wygrane z rzędu naprawdę mogły nas mocno zbliżyć do wyjścia ponad kreskę. Zresztą podobne sytuacje już miały miejsce i takie premie za konkretny mecz są na całym świecie.

To było w porozumieniu z trenerami?

Te premie za mecze w rundzie wiosennej były tematem rozmów w obrębie rady drużyny. Pamiętajmy, że Polacy są w trochę innej sytuacji niż piłkarze zagraniczni. Ci drudzy muszą pozostać na tych samych warunkach i nie oszukujmy się – dobro klubu nie zawsze przedkładają nad swoje. Nie chcę niczego komuś zarzucać, ale to widać po rozmowach w szatni. Gdy jest spadek, to zawsze wina bardziej spada na Polaków.

Dziwisz się? Akurat wokół Śląska powstała ostatnio toksyczna atmosfera z odchodzącymi piłkarzami. Nie Polakami, ale jednak. Pokorny ociągał się z powrotem do gry i czekał do czerwca na zmianę klubu, Al-Hamlawi uciekł ze zgrupowania, ty zostałeś odebrany jako zwykły najemnik, a pewnie z kimś innym wyjdzie coś jeszcze. Zostałeś podłączony do niechlubnej grupy.

Wiadomo, zdarzyły mi się złe mecze. Tak jak z Cracovią, kiedy sprokurowałem rzut karny i podałem jej rękę w odrobieniu wyniku. Można też mówić, że zawaliłem bramkę na Rakowie, choć tam była już końcówka meczu przy wyniku 0:2. Małe były szanse, że uda się coś zmienić, więc nie powiedziałbym, że wtedy zawaliłem zespołowi punkty. Takie rzeczy, gdzie piłka przechodzi po stopie i wpada do siatki, zdarzają się raz na tysiąc. To był moment dekoncentracji, myślałem już wtedy w pośpiechu, gdzie zagrać. Ale okej, biorę to na siebie. Nie mam z tym problemu i wiem, że mogło być lepiej.

Natomiast co do stawiania mnie w jednym rzędzie z chłopakami, których wymieniłeś – nie, nie zgadzam się z tym. Proponując pomysł z premią za dany mecz, chciałem dobrze dla drużyny oraz klubu. I powtórzę: chodziło o premię nie za utrzymanie, bo jako wicemistrz Polski nigdy nie zabiegałbym o taką. To byłby wstyd i absurd. Nie rozumiem, dlaczego ktoś sprzedał informacje odbiegające od prawdy, a mam też pytania od zdziwionych chłopaków, o co w tym chodzi, skąd ta nagonka na moją osobę.

Jest mi przykro, bo zawsze starałem się dawać Śląskowi tyle, ile miałem. Dobro klubu naprawdę leżało mi na sercu i z perspektywy czasu jestem dumny, że mogłem go reprezentować. No i jestem bardzo wdzięczny, bo właśnie w Śląsku dali mi poważną szansę w Ekstraklasie.

Śląskowi dużo zawdzięczasz.

Mam tego świadomość i starałem się jakoś odwdzięczać nie tylko tym, co na boisku. Wydaje mi się, że wewnątrz nigdy nie było ze mną problemów. Jeśli trzeba było jechać na jakiś marketing – chętnie brałem w tym udział. Jeśli była propozycja pojechania do kogoś – pewnie, też nie było problemu, gdy chodziło o rzeczy, które nie były wynikiem zapisu w umowie. Zawsze starałem się coś dodatkowo wykonać.

Czułeś, że w szatni Śląska są piłkarze, którzy za ten klub nie zawalczą? I co tam się w ogóle wydarzyło, że spadliście z ligi?

Trudno odpowiedzieć mi na to pytanie. Przez wiele wieczorów siedziałem i myślałem, dlaczego to się dzieje. Do tej pory nie wiem. Mam wrażenie, że bardzo często tworzyliśmy dwie-trzy sytuacje, z których nie strzelaliśmy bramki, a potem przytrafiał się jakiś błąd w defensywie, dostawaliśmy gola i spirala złych wydarzeń z początku sezonu nakręcała się, powodując brak pewności siebie. Było wtedy ciężko.

Na taką spiralę sposób powinien znaleźć trener.

Było dużo sytuacji, które miały na celu to odwrócić. Rozmowy, nie rozmowy, ostrzejsze słowa, merytoryczne próby wyjaśniania… Trudno to wyjaśnić. A jeśli ktoś mi zarzuca, że miałem wywalone na to, co stanie się ze Śląskiem, wystarczy wrócić do meczu w Radomiu. Przy 1:0 mieliśmy kilka doskonałych okazji, żeby ten wynik podwyższyć, a potem kończymy z remisem. W szatni padły tak mocne zdania, że może lepiej na tym zakończę.

Ale teraz mówisz o rzeczach boiskowych. Nie sądzisz, że na spadek miało wpływ ogółem to, co działo się w klubie? Mówiło się dużo o tym, że Śląsk nie wyciąga wniosków, że ludzie nim władający poczuli się jak wicemistrzowie, mimo że to było coś znacznie ponad stan, zamiast pozostać na ziemi, przy sezonach, w których walczyło się o utrzymanie. Owszem, byliście wicemistrzem, ale nic na to nie wskazywało.

Uważam, że wskazywała liczba 63 punktów. To raczej nie wzięło się z przypadku, a z faktu, że mieliśmy zgraną ekipę, która z roku na rok była bardzo podobna. Myślę, że to było coś, co dawało nam przewagę. Świetnie się dogadywaliśmy, jeden szedł za drugim w ogień. Pamiętam, jak to wyhamowało i przegraliśmy z Ruchem Chorzów. Stwierdziłem, że trzeba coś zrobić. Zaprosiłem chłopaków do siebie i miałem 16 zawodników na pięćdziesięciu metrach kwadratowych. Następnego dnia był jeszcze grill na Oporowskiej i nagle po tym przyszły cztery zwycięstwa. Dlatego czasami trzeba usiąść i szczerze ze sobą porozmawiać.

A to, co było potem – nie wiem, może transfery? Być może doszło do zbyt dużej rewolucji? Zanim drużyna się dotarła, minęło sporo czasu.

Dużo mówiło się o braku Erika Exposito.

Okej, ale jeśli jesteś wicemistrzem, czemu nie robisz wszystkiego, żeby go zatrzymać? W tamtej formie klubu nie było na niego stać, rozumiem. Ale myślę, że na wszystkich innych, którzy później doszli do zespołu, klub miał pieniądze. Dlaczego nie zdecydowano, że zostawiamy to, co mamy, dokładamy tylko dwóch-trzech jakościowych piłkarzy i gramy dalej? Między sobą rozmawialiśmy później o tym, dlaczego nie zostały poczynione konkretne ruchy. Pewnie gdyby do nich doszło, rozmawialibyśmy teraz w innej rzeczywistości.

Przyjście Ante Simundzy nie wlało wystarczającego optymizmu na wiosnę?

Przede wszystkim dużo dała przerwa od grudnia do stycznia. Każdy się zresetował i miał w głowie cel: utrzymanie. To było widać od pierwszych dni, po uśmiechach i lepszej chemii w szatni. To było ważne, bo czego nie robiliśmy w pierwszej rundzie, często kończyliśmy wpierdzielem. Taki mecz na Lechii – jedziemy z nimi, mamy trzy setki, nie strzelamy. Potem oni robią swoje i przegrywamy. Takich meczów było mnóstwo, a nie mieliśmy tak niskiej jakości, na jaką wskazywałyby wyniki.

A może niektórzy za bardzo poczuli się wicemistrzami, wierząc w złudzenie, że wszystko będzie przychodzić łatwiej?

Nie chciałbym wypowiadać się za innych, choć na pewno były takie momenty, kiedy czuło się, że wszystko jest przeciwko nam. Pamiętam mecz z Widzewem, Arnau jest faulowany, nie dostajemy rzutu karnego. Później słyszymy w Canal+, że powinniśmy go mieć. Potem te starcia z St. Gallen i wiadomo, jakie okoliczności. Myślę, że właśnie ten dwumecz przelał czarę goryczy i mocno podciął nam skrzydła. Na takiej zasadzie, że czego nie zrobimy, i tak będzie źle.

A końcówka sezonu? Ociąganie się Pokornego z powrotem na boisko nie budziło jakichś emocji? Mieliście w szatni piłkarza, któremu ewidentnie nie zależało, żeby wypełnić minuty i automatycznie przedłużyć kontrakt. Nie chce mi się wierzyć, że jeśli się starasz, a widzisz, że ktoś inny raczej ucieka z okrętu, nie ma to żadnego wpływu.

Peter miał dłuższą przerwę. Moim zdaniem, nawet jakby zdecydował się zagrać, nie byłby gotowy fizycznie. Potrzebowałby miesiąca treningów, żeby dać jakość. A to, czy był zdrowy, czy nie, szczerze mówiąc – tego nie wie nikt. Taka jest prawda. Nie byłem też w jego ciele, a organizmy są różne. Jedni są hipochondrykami, a inni grają mimo złamanego palca. Na pewno forma, w jakiej to wszystko nastąpiło, nie była najlepsza. Ale jako zespół wiedzieliśmy, że Petera nie ma długo i raczej byliśmy oswojeni z myślą, że nam nie pomoże.

A zdziwiło cię to, co zrobił Al-Hamlawi z ucieczką ze zgrupowania? Nie dotyczy cię to już, ale przed chwilą był twoim kolegą z szatni.

Nie dotyczy, ale byłem na sparingu, po którym to się wydarzyło. Byłem obserwować chłopaków. Zdziwiło mnie dość mocno, bo takie zachowania nigdy do niczego dobrego nie prowadzą. Zrobił sobie krzywdę, nabruździł w swoich papierach. Mi coś takiego nie przyszłoby do głowy, bo uważam, że dialog to podstawa, żeby rozwiązywać problemy.

Zostawiając Śląsk, zdecydowałbyś się na Wisłę Płock nawet wtedy, gdyby Gradecki został w klubie?

Myślę, że tak.

A może Wisła od razu ci zadeklarowała, że przychodzisz w zastępstwie i nie było tematu rywalizacji?

Nie chcę zdradzać takich zakulisowych rzeczy, ale klub podjął jakąś decyzję i cieszę się, że mogę tu być. Skoro Śląsk zdecydował się na sprzedaż, dobrze, że padło na Wisłę Płock. Mam nadzieję, że damy radość kibicom. Są tu naprawdę dobrzy fachowcy, którzy gwarantują jakość. A sam zespół, który widziałem w kilku treningach, daje takie poczucie, że w Płocku może być spokojny sezon, że nie będzie trzeba drżeć o utrzymanie. Jeśli jakość z treningów uda się przełożyć na mecze, uważam, że miejsca 8-10 będą w naszym zasięgu.

Ale na pewno musiałeś pomyśleć, że jednak Wisła Płock ma duże szanse na spadek z automatu w roli beniaminka.

Tak, taka myśl kiełkowała, natomiast świat należy do odważnych. Miałem jeszcze jedną opcję, ale zdecydowałem się na Płock.

Czujesz się już pełnoprawnym bramkarzem ekstraklasowym? Jeszcze dwa lata temu to nie było oczywiste, byłeś bardziej piłkarzem z pogranicza 1. ligi i Ekstraklasy.

Tak. Myślę, że te sezony, które rozegrałem w Śląsku, pokazały, że spokojnie mogę na tym poziomie rywalizować. Dlatego wierzę, że mogę zapewnić tutaj coś ekstra.

WIĘCEJ O WIŚLE PŁOCK:

Fot. Newspix/WisłaPłock.pl, Marta Hućko

49 komentarzy

W Weszło od początku 2021 roku. Filolog z licencjatem i magister dziennikarstwa z rocznika 98’. Niespełniony piłkarz i kibic FC Barcelony, który wzorował się na Lionelu Messim. Gracz komputerowy (Fifa i Counter Strike on the top) oraz stały bywalec na siłowni. W przyszłości napisze książkę fabularną i nakręci film krótkometrażowy. Lubi podróżować i znajdować nowe zajawki, na przykład: teatr komedii, gra na gitarze, planszówki. W pracy najbardziej stawia na wywiady, felietony i historie, które wychodzą poza ramy weekendowej piłkarskiej łupanki. Ogląda przede wszystkim Ekstraklasę, a że mieszka we Wrocławiu (choć pochodzi z Chojnowa), najbliżej mu do dolnośląskiego futbolu. Regularnie pojawia się przed kamerami w programach “Liga Minus” i "Weszlopolscy".

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Ekstraklasa

Reklama
Reklama