Jeśli będziecie chcieli wytłumaczyć komuś, czym są mieszane uczucia, to spróbujcie wyobrazić sobie, co przeżywa teraz Mateusz Dróżdż. I nie, wcale nie mamy na myśli tych dziwnych tweetów, jakie wysyła do niego Jarosław Królewski. Cracovia przegrywa w Katowicach, więc niby nie ma się z czego cieszyć. Ale ta porażka ma też – jakkolwiek spojrzeć – swoją pozytywną stronę, bo oddala Dawida Kroczka od automatycznego przedłużenia kontraktu.

Umowa aktualnego szkoleniowca „Pasów” jest skonstruowana tak, że przedłuży się automatycznie w momencie, gdy jego zespół skończy w górnej części tabeli, czyli na miejscu ósmym bądź wyżej. Obecnie jest właśnie ósmy (dziś wyprzedził go GKS Katowice), a za plecami czyha między innymi będąca w gazie Korona. Z wyłącznie sportowej perspektywy – to żadna różnica, czy zespół z Krakowa skończy sezon na ósmej czy dziewiątej pozycji. Z perspektywy przyszłego sezonu, będzie mieć to jednak kolosalne znaczenie.
Bo coś nam się wydaje, że Cracovia wolałaby zacząć przyszłe rozgrywki bez obecnego szkoleniowca na ławce. Coś w zespole „Pasów” ewidentnie się wypaliło. Jesień miał fantastyczną, należał do ligowej czołówki, ale już wiosną wygrał zaledwie trzy mecze. Miał walczyć o puchary, a skończył w samym środku stawki, w sąsiedztwie zespołu, który zimował w strefie spadkowej. Gdybyśmy stworzyli tabelę w oparciu o wyłącznie wiosenne mecze, drużyna Kroczka byłaby w niej na piętnastej pozycji. Wyprzedzałaby jedynie Stal, Puszczę i Widzew. A – napiszmy to raz jeszcze – jesienią wymiatała i wiosną miała grać o puchary.
To dlatego w Krakowie, jakkolwiek dziwnie to brzmi, mogą dostrzec pozytywne aspekty tej porażki.
GKS Katowice – Cracovia 2:1. Więcej sytuacji „Pasów”
Czy wygrał dziś lepszy zespół? Nie mamy takiego wrażenia. Cracovia skończyła spotkanie ze współczynnikiem goli oczekiwanych na poziomie 1,95, a GKS – 0,84. To mniej więcej odzwierciedla szanse, jakie tworzyły sobie obie ekipy. Najlepiej „Pasy” wyglądały w pierwszej połowie, w drugiej oddały pole gry, trochę brakowało im pomysłu, a GKS przepchnął wynik na swoją korzyść.
Henrich Ravas zaczął mecz tak, jakby bardzo chciał, żeby drużyna gospodarzy szybko trafiła do siatki. Najpierw wrzutkę po aucie wybił prosto pod nogi piłkarza GKS-u, by po chwili główkę Kuuska wybić… znowu pod nogi piłkarza GKS-u. Z drugiego prezentu katowiczanie już skorzystali, konkretnie Kuusk, który dobił swoje uderzenie. Partnerem Ravasa w zbrodni okazał się Perković, który tak bardzo chciał wyjaśnić sytuację, że wybił futbolówkę z rąk bramkarza. Niemniej – gdyby Kuusk miał takiego asystenta w swojej drużynie, kończyłby sezon z dwucyfrową liczbą bramek. I to jako środkowy obrońca!
Po tym słabym otwarciu Cracovia rzuciła się do odrabiania strat i na przerwę schodziła z bramkowym remisem. Minchev celował po okienku, lecz włożył w swoją próbę za dużo siły, Rózga próbował strzelić Kallmanem (wyglądało to jak kapitalna interwencja Kudły, ale w rzeczywistości piłka się od niego odbiła, niemniej – brawo za ustawienie), obiecującą główkę posłał Ghita. Do siatki po zespołowej akcji trafił Al-Ammari, a moralną asystę przy tym trafieniu może zapisać sobie Kallman, który sprytnie przepuścił futbolówkę, co okazało się kluczowe dla tej sytuacji.
Druga połowa… No cóż, to już było trochę pierdzenie w taboret, tak ze strony jednych, jak i drugich. O wyniku przesądziła główka Repki, ale – jak wspomnieliśmy – to nie tak, że GKS spuentował tym trafieniem lepszy okres swojej gry. Podopieczni Góraka mogą być jednak zadowoleni z tego, że pokazali charakter. Tak jak w poniedziałek w Kielcach dali sobie wydrzeć zwycięstwo w samej końcówce, tak teraz to oni przesądzili o zwycięstwie w ostatnim kwadransie.
Zmiany:
Legenda
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Już tylko Komisja Licencyjna może zdegradować Lechię Gdańsk
- To już pewne! Śląsk i Stal lecą z Ekstraklasy
- Przesądzone? Polski talent krok od wyjazdu do Bundesligi! [NEWS]
Fot. newspix.pl