Za wyniki reprezentacji Polski obrywa Michał Probierz. Za grę reprezentacji obrywa Michał Probierz. Gdzieniegdzie pojawiają się jednak głosy: hola, może skoro selekcjonerzy zawodzą jeden po drugim, trzeba jednak pomówić o wykonawcach? I tak, i nie. Odpowiedzialności z piłkarzy zdejmować nie można, ale to rola trenera jest w tym wszystkim kluczowa. Nie jesteśmy Portugalią, Francją czy inną potęgą, żeby lecieć na autopilocie. Polska od dawna potrzebuje trenera, który z jednostek zlepi drużynę. Probierz nim nie jest.
Półtora roku po zatrudnieniu Michała Probierza co zgrupowanie mierzymy się z podobnymi problemami. Na kolejnych konferencjach słuchamy o: odwadze, mentalności, potrzebie strzałów z dystansu, wierze w awans, konieczności poprawy stałych fragmentów gry oraz — oczywiście — o tym, że kierunek, w którym zmierzamy, jest właściwy i słuszny, nawet jeśli problem stanowi doprecyzowanie, o jakim właściwie kierunku mowa.
Nie działa to, co nie działało wcześniej. Jeśli coś się poprawiło, to atmosfera, lecz chyba nie po to płacimy dwieście tysięcy złotych miesięcznie trenerowi, żeby rozliczać go z tego, że dwudziestu gości czuje się z nim w hotelu lepiej niż z portugalskim mrukiem, od którego śmierdziało fajkami.
Zatrudniliśmy trenera, żeby różnicę robiła jego wiedza trenerska. Psychologiczne aspekty tego zawodu są ważne, ale nie stoją na pierwszym miejscu. Bez klarownego pomysłu na grę oraz przygotowania taktyczno-trenerskiego daleko nie zajedziemy, bo czasy się zmieniły. Samą jakością zawodników można przepchnąć mecz czy dwa, w końcu jednak trafiasz na kogoś, kto staje ością w gardle, bo w przeciwieństwie do ciebie ma na stołku łebskiego gościa, który niweluje wady i uwypukla zalety drużyny.
Czy Michał Probierz kimś takim jest? Nie ma na to żadnych dowodów, bo nie było jeszcze meczu, po którym powiedzielibyśmy: facet, ale to wymyśliłeś, szacuneczek!
Reprezentacja Polski potrzebuje trenera, który zbuduje zespół. Michał Probierz nim nie jest
Nie potrafię obwiniać piłkarzy reprezentacji Polski za to, że dostarczają nam wątpliwej jakości produkt. Nie umiem spojrzeć na nasz terminarz, następnie na nasz skład i z pełnym przekonaniem stwierdzić, że zestaw zawodników, którym dysponujemy, gwarantuje nam gładką przeprawę z Litwą, Maltą, a może nawet i Finlandią. Nie dlatego, że nie dostrzegam wyraźniej różnicy poziomów, gdy urządzimy pojedynek na kluby czy nawet ligi — to niepodważalne. Zwrócę jednak uwagę na to, jak wyprodukowaliśmy tych zawodników i w jaki sposób przebili się oni do miejsc, w których są. Miejsc może i coraz słabszych, ale jednak wciąż ewidentnie lepszych niż koledzy z Litwy, Malty czy nawet Finlandii.
Całkiem niedawno o kulisach portugalskiego futbolu bardzo ciekawie opowiadał mi Bruno Baltazar. Zwracał uwagę na wysoki poziom rozumienia gry w tamtejszym społeczeństwie, który jest następstwem częściowo świadomego, częściowo podświadomego procesu szkolenia i funkcjonowania w sportowym środowisku, przez które przewija się większość Portugalczyków. Tłumaczył rewolucję taktyczną, którą wywołali ludzie pokroju Jose Mourinho i Vitora Frade.
— Daj zawodnikom piłkę. Jak najwięcej kontaktów z piłką, jak najlepsze rozumienie gry, momentów, faz – wszystkiego, co dzieje się na boisku — to jego zdaniem wyróżnia portugalskich trenerów i ich podejście do budowania zespołu.
W innej rozmowie Chico Ramos snuł opowieść o rodakach, szkoleniowcach, zwracając uwagę na ich wybitną wiedzę taktyczną, która sprawia, że zespół błyskawicznie przepoczwarza się na modłę trenera, realizując jego pomysły. Żeby jednak było to możliwe, potrzeba grupy ludzi, u których świadomość taktyczna i rozumienie gry stoją na tak wysokim poziomie, że drużyna jest masą do modelowania, którą można ugniatać na wszelkie sposoby.
Michał Probierz
Właśnie dlatego wymieniłem Portugalię jako zespół, który mógłby jechać na autopilocie. Jeśli masz pod ręką na tyle dobrych i świadomych piłkarzy, oni sami znajdą rozwiązania większości sytuacji. Z tym problem ma Polska, która wykształciła jednostki będące w stanie obronić się na całkiem niezłym klubowym poziomie, lecz głównie w roli trybików umiejętnie wplecionych w zespół. Wypytałem Baltazara o to, co zaczerpnąłby od polskich zawodników, jak w ogóle mógłby opisać ich oraz cały nasz futbol.
— Polski zawodnik jest silny, agresywny, bardziej skoncentrowany i zawzięty. Wziąłbym od niego etykę pracy, mentalność. Nazwałbym to żołnierskim drygiem. Pole do rozwoju widzę w metodach treningowych, podejściu do gry, spojrzeniu na piłkę — tłumaczył.
Jak Portugalia szkoli trenerów? “Mourinho to mentor dla każdego” [REPORTAŻ]
Nie patrzmy na niego jak na mędrca, nie kontrujmy: ha, to jak ci poszło w polskiej lidze? Nie o to chodzi. Przecież to, co powiedział Baltazar, nie jest odkryciem na miarę dopłynięcia Kolumba na San Salvador. To rozpowszechniony i powtarzany wielokrotnie opis, bardzo zgodny ze stanem faktycznym. Tak dochodzimy do sedna problemu i kluczowej części odpowiedzi na pytanie: dlaczego Polska potrzebuje dobrego trenera?
Reprezentacja Polski potrzebuje pomysłu trenera. Nie mamy piłkarzy, którzy sami wygrają mecz
Na szczeblu reprezentacji naszych piłkarzy otaczają ich własne kopie, nie ludzie, którzy mają wysoko rozwinięte cechy, których brakuje im samym. Stracone lata w procesie szkolenia sprawiły, że choć nasze wybitne jednostki potrafiły wznieść się tam, gdzie nie ma Litwinów, do których ciągle wracamy, to jednak pod pewnymi względami wciąż bliżej im do nich niż do Portugalczyków. Uzmysławia to szczególnie przerwa na kadrę, gdy nasi piłkarze są odarci z tego, co najlepsze w poszczególnych klubach.
O mało którym polskim piłkarzu powiemy, że jego rozumienie gry robi ogromne wrażenie. Widzimy to za każdym razem, gdy utyskujemy na to, co gra reprezentacja, zwłaszcza gdy jest ona pozbawiona Piotra Zielińskiego, uchodzącego u nas za zawodnika z innej planety. Nie tylko dlatego, że technicznie stoi na — nazwijmy to — portugalskiej półce. Przede wszystkim dlatego, że stoi na niej także pod względem świadomości taktycznej.
Gdybyśmy, wzorem Portugalczyków, mieli pod tym względem kadrę złożoną z Zielińskich, moglibyśmy liczyć na to, że rozwiązania w meczach takich, jak ten z Litwą, pojawią się same. Ot, piłkarze rozwikłają wszelkie boiskowe zagadki, jakie stawia przed nimi rywal i bez większego wpływu faceta siedzącego na trenerskiej ławce stworzą tak wiele szans, że nawet jednobramkowe zwycięstwo będzie efektem tego, że bramkarz rywali zagrał mecz życia, a nie tego, że rykoszet uratował nam tyłek.
Słabsze piłkarsko nacje — ale nie tylko, ogólnie: słabsze piłkarsko zespoły — bardziej niż reszta potrzebują wpływu trenera. Pep Guardiola może stwierdzić, że w ostatniej tercji oddaje inwencję zawodnikom, bo oni wiedzą najlepiej. Może, bo pracuje z najlepszymi jednostkami. W przypadku drużyn z niższej półki znacznie więcej zależy od ram taktycznych oraz ich wykonania. Jeśli zespół zostanie odpowiednio wyposażony w wiedzę oraz pomysły, a następnie będzie skoncentrowany i skuteczny w realizacji planu — zwiększy szanse na sukces.
Dokładnie to oglądaliśmy w Warszawie. Szkoda tylko, że w wykonaniu Litwinów. To ich atutem, nie naszym, był pomysł trenera. Nie mam pojęcia, czy Edgaras Jankauskas w ogólnym rozrachunku jest lepszym szkoleniowcem niż Michał Probierz. Z tym gościem za sterami Litwa przerżnęła przecież niemal wszystkie spotkania. W meczu z Polską widziałem jednak zespół, który coś sobie założył i bardzo dobrze założenia wypełniał. Spójrzmy nawet na strukturę obydwu drużyn, za raportem Hudl WyScout.
Polska w meczu z Litwą – średnie ustawienie zawodników oraz linie podań
Litwa w meczu z Polską – średnie ustawienie zawodników oraz linie podań
Która z nich wydaje wam się bardziej uporządkowana i ułożona? Która sprawia wrażenie chaotycznej, w której wszystko się miesza? Po części może to wynikać z faktu, że to my musieliśmy więcej główkować i szukać rozwiązań ofensywnych, gdy głównym zadaniem rywali było utrzymanie linii, formacji, pozycji, żeby w defensywie funkcjonować jako spójna bryła. Druga rzecz to jednak to, że nam po prostu brakowało rozwiązań i świadomości, jak się do tej bryły dobrać.
Wątpliwości narastały jeszcze przed meczem. Okazało się, że pozbawieni odwagi i kreatywności Piotra Zielińskiego, nie skorzystamy też z Kacpra Urbańskiego, numeru dwa pod względem tych cech. Tyle że z wyboru. Pamiętacie, jak Paulo Sousa świadom tego, że z Andorą czeka nas festiwal dośrodkowań, wystawił w składzie trzech napastników? Przyniosło to czternaście strzałów tej trójki i osiemnaście kontaktów z piłką w polu karnym rywala. Tymczasem Probierz mając do dyspozycji dwóch napastników typu target man, którzy byliby idealnymi adresatami licznych wrzutek, posłał na boisko tego, który akurat w takiej roli czuje się najgorzej.
Kogoś dziwi, że Karol Świderski dotknął piłki w polu karnym tylko dwa razy, w obydwu przypadkach na skraju szesnastki, szukając podania? Niespecjalnie. Takich niespodzianek, które nikogo nie zaskakiwały, było multum. Michał Probierz w ostatnim czasie zwracał uwagę na to, że Polska poprawiła posiadanie piłki. Nie do końca wiadomo, o jaki postęp w tym zakresie trenerowi chodzi. Może i częściej mamy futbolówkę przy nodze, ale czy wiemy, co z nią zrobić?
Dośrodkovia w reprezentacji Polski. Wszystkie nasze wrzutki w meczu z Litwą
Jeśli coś w naszym ataku pozycyjnym rzuca się w oczy, to jest to dezorganizacja drugiej linii. Nasi pomocnicy funkcjonują jak odrębne byty, które nawet zbyt często nie wymieniają ze sobą podań. Jakub Moder z Jakubem Piotrowskim podawali sobie sześć razy. Moder i Sebastian Szymański dobili do dziesięciu wspólnych zagrań. Piotrowski z Szymańskim zaliczyli ich pięć. Próżno szukać w tym najczęstszych kombinacji naszego zespołu, tymi zwykle było powolne rozgrywanie na boki, bez potrzebnych w takich meczach szybkich zmian ciężaru gry. Rozsypane ustawienie, brak przygotowania do faz przejściowych – to, a nie rozumienie i czucie gry wyróżnia naszą drugą linię.
— Boki były szeroko, daleko byliśmy od siebie ustawieni, nie było schematu, żeby zrobić trochę przewagi, zagrać dwóch na jednego. Powinniśmy szukać przestrzeni z przodu, bo tacy przeciwnicy będą ustawieni głęboko. Nas ciągle jest mało, jesteśmy daleko od pola karnego, jesteśmy ustawieni po łuku — diagnozował w mixed zone Robert Lewandowski.
Robert Lewandowski przemówił w szatni. Miał jedną pretensję
Niestety, co mecz z podobną potęgą rozmawiamy o tym samym. Już nawet Jakub Moder z utęsknieniem wracał do Paulo Sousy, za czasów którego po raz ostatni rozjeżdżaliśmy słabszych od siebie. Sousa nie był idealny, ale potrafił uzbroić piłkarzy w wiedzę i rozwiązania, które przynosiły efekty. Kolejni selekcjonerzy szli raczej w narrację o mentalności, odwadze, niejako przerzucając odpowiedzialność w meczach, w których trzeba dominować, na rywala. Oni sami lepiej czuli się, gdy mogli grać reaktywnie czy wcielać się w rolę motywatorów.
To nie dziwi, skoro po Sousie pracowali u nas albo przedstawiciele polskiej myśli szkoleniowej, która z natury największy problem ma w chwili, gdy musi przejąć kontrolę, albo obcokrajowiec, Fernando Santos, który… był pod tym względem bardzo polski. Znów Baltazar: – Sukcesy z kadrą święcił Luiz Felipe Scolari, który wygrał tym, że zjednoczył zespół, naród, miał świetny kontakt z zawodnikami, był urodzonym motywatorem. Słyszałem historie, że jego zajęcia były ubogie, nieciekawe, a jednak doprowadził kadrę do finału Euro i czwartego miejsca na mundialu. Fernando Santos jest podobny, to lider, który inspiruje.
Santos nas nie inspirował po pierwsze przez barierę językową, po drugie przez to, że nie za bardzo mu się chciało, po trzecie – i bardzo istotne – dlatego, że inspirować można gości, którzy dorastali w takim systemie szkolenia, jak portugalski i, jak już zauważyłem, ich wiedza pozwala samemu znajdować rozwiązania. Nam trzeba jednak rozwiązania włożyć do głowy. Nas trzeba trenować.
Sztuka wymówek Michała Probierza. Inni też nie potrafią!
Na konferencji prasowej przytoczono zresztą Probierzowi słowa Lewandowskiego. Jak na nie zareagował? Więcej konkretów dostaliśmy od Roberta, co martwiące, bo jeszcze ciężej zrozumieć, o co chodzi kadrze Probierza, gdy sam Probierz nie potrafi tego sensownie objaśnić.
— To kwestia słów wyrwanych z kontekstu. Mieliśmy sytuacji bardzo dużo, bo posiadaliśmy piłkę, tworzyliśmy wiele poprzez boczne sektory. Dwóch ofensywnych pomocników za nisko schodziło po piłkę, w przerwie zwracaliśmy na to uwagę. Lepsze zespoły zawsze mają z teoretycznie słabszymi ten problem, jak ktoś się tak nisko wycofa — kluczył selekcjoner.
Wcześniej zaserwował nam także przegląd aplikacji z wynikami, czego spodziewał się każdy, kto poznał chwyty Michała Probierza. Luksemburg wygrał ze Szwecją, Czechy jednym golem pokonały Wyspy Owcze? Dla trenera to punkt obowiązkowy w budowaniu pomnika niedasizmu. Selekcjoner niestety nie zagłębił się w to, czym różnił się mecz Czechów od naszego. Licznik expected goals czeskiej kadry przekroczył trójkę, oddali tylko jeden – w porównaniu z naszymi jedenastoma – strzał sprzed pola karnego.
Michał Probierz, gdy ktoś powie mu, że Czesi z Wyspami Owczymi nie strzelali z dystansu
Oni gola stracili po stałym fragmencie gry, czyli wtedy, gdy zwykle słabeusze dogryzają i sprawiają kłopoty. Najgroźniejsza akcja Litwinów to kontratak, na który sami się wystawiliśmy. Nam naliczono dwanaście zablokowanych strzałów, Czechom trzy. Nic dziwnego, że jakość pojedynczej próby Czechów była trzykrotnie wyższa niż w przypadku naszych uderzeń, co tylko potwierdza, że strzelamy na wiwat, na sztukę, bez przygotowania i wypracowania sytuacji poprzez odgórnie narzucony pomysł.
Matty Cash po Litwie nawiązywał do meczów FA Cup, do starć angielskich potęg z underdogami, wskazując, że i wyspiarskie potęgi się męczą. Nie da się jednak postawić znaku równości między tymi sytuacjami, nie da się zrównać mąk czeskich z polskimi, bo podobny jest jedynie efekt końcowy, nie całokształt. Odwoływanie się do pojedynczych sytuacji, które pasują do narracji to błąd poznawczy. Na tej samej zasadzie możemy kontrować: Gruzini, z którymi sąsiadujemy w rankingu Elo, właśnie rozbili Armenię w dwumeczu – 3:0 i 6:1. Dzieli ich trzysta punktów we wspomnianym zestawieniu, nas i Litwę czterysta, więc jak to się nie da?
Zamiast takiego odbijania piłeczki, czepiania się słówek i przerzucania się tezami, chcielibyśmy raz dostać bardzo konkretną opowieść o nas, którą Michał Probierz konsekwentnie spłyca do sloganów, którymi zwykł ubarwiać rzeczywistość. Ani efekty pracy selekcjonera, ani narracja, którą wysyła w świat, nie pozwalają nam żyć w przekonaniu, że za kulisami powstaje plan, któremu warto dać czas i w który warto uwierzyć.
Sztab reprezentacji Polski nie pomaga Michałowi Probierzowi?
Zresztą, kto miałby za niego odpowiadać? Wspomniani już wcześniej Portugalczycy podkreślali, że siłą tamtejszych fachowców jest także umiejętność doboru sztabu szkoleniowego. Sztab Michała Probierza nie budzi zaufania. Topowi asystenci i specjaliści z poszczególnych sztabów klubowych dawno już wyszli z cienia. Wiemy, jacy ludzie są lub byli kluczowi dla Macieja Skorży, Marka Papszuna czy nawet Nielsa Frederiksena, więc i ekipa selekcjonera reprezentacji Polski szybko zyskałaby uznanie, gdyby byli w niej eksperci.
Kim są ludzie Probierza? Robert Góralczyk w ostatnich pięciu latach nie trenował nikogo, był za to dyrektorem sportowym. Ale w porządku, przez trzy i pół roku pomagał Adamowi Nawałce, tym się może obronić. Michał Bartosz przez całą swoją karierę towarzyszył Probierzowi, zaczynając od Cracovii. Sebastian Mila nie zdążył się sprawdzić nawet w roli asystenta, ale do kadry wskoczył. Hubert Małowiejski, szef banku informacji, to ten sam człowiek od lat na tym samym stanowisku. Jako analityk widnieje jeszcze Rafał Lasocki, selekcjoner młodzieżówek.
Michał Probierz, Michał Bartosz i Sebastian Mila
Może w tym gronie osób najzwyczajniej w świecie brakuje kogoś, kto ogarnąłby temat na poziomie przystającym do drużyny narodowej? Ostatnio rozmawiałem z Przemysławem Łagożnym, który ledwie skończył trzydziestkę, tymczasem już wylądował w sztabie Thorstena Finka, niegdyś genialnego piłkarza i trenerskiego obieżyświata (z sukcesami). Tenże Fink stwierdził, że musi odświeżyć otoczenie, więc wpakował do niego np. Łagożnego, któremu szybko powierzył tak kluczowy element, jak odprawy dla zespołu.
Polski trener przebija się na zachodzie. Z Łotwy do Belgii – historia Przemysława Łagożnego
Jak świat długi i szeroki trenerzy otaczają się kompetentnymi, jak najlepszymi pomagierami, którzy uzupełniają ich braki i stanowią istotny wkład w końcowy sukces zespołu. O ludziach Michała Probierza nie możemy tak powiedzieć głównie dlatego, że ich nawet nie znamy. Nie zasłynęli z sukcesów w poprzedniej pracy, nikt nie rozmawiał o nich tak głośno, jak mówiło się o Dawidzie Szwardze, Goncalo Feio czy nawet Macieju Kędziorku, gdy ci wspierali Marka Papszuna oraz Macieja Skorżę.
Praca sztabu Michała Probierza wygląda tak, jakby każdy, nawet najbardziej absurdalny pomysł, nie spotykał na drodze do realizacji żadnego sprzeciwu. Nie zgadza się nic, począwszy od selekcji po plan na mecze. Z całym szacunkiem, ale jeśli efektem burzy mózgów w sztabie jest powołanie Mateusza Kowalczyka w momencie, gdy ten chłopak nie pokazał jeszcze niczego wielkiego, albo wystawienie Maxiego Oyedele w wyjściowym składzie na Portugalię, to nie świadczy to najlepiej o uczestnikach tejże burzy.
A pamiętacie jeszcze plan budowania defensywy reprezentacji Polski na Patryku Pedzie? Rany, to nie jest pojedyncze pudło. Michał Probierz i – jak zakładam – jego sztab, uparcie wymyślają futbol na nowo wtedy, kiedy nie trzeba, a wtedy, gdy trzeba zaoferować coś świeżego i rozwiązać rzeczywisty problem, pomysłów brakuje. Skoro Probierz tak bardzo chciał mieć swoje odkrycie, mógł zacząć od rzeczy najprostszej i odkryć jak zaskoczyć Mołdawię czy Litwę.
Reprezentacja Polski za kadencji Michała Probierza nie jest nawet tym, co wyłania się z chaosu, ona po prostu jest chaosem. Selekcjoner nie ma odpowiedzi, tylko wymówki. Tak, zmieniamy ludzi na ławce zbyt często, ale to nie może być jedynym argumentem na trzymanie na posadzie kogoś, kto się w tej roli nie sprawdza. Czas wybrać Polsce trenera, który rzeczywiście nad drużyną popracuje, zamiast tylko mówić, że to robi.
WIĘCEJ O REPREZENTACJI POLSKI NA WESZŁO:
- Tracimy czas z Michałem Probierzem. Wciąż jest 12 października 2023 roku
- Trela: Michał Probierz i najcieplejsza posadka polskiej piłki
- Czy znów potkniemy się na rywalu z nizin europejskiej piłki?
- Cała prawda o kadrze: Probierz to kolega Kuleszy, dlatego ma pracę
- Paczul: 1:0 z Litwą załatwiłby miś Yogi. Probierz nic nie zbudował
- Do jedenastu razy sztuka? A gdzie tam! Analiza rzutów rożnych Polaków
SZYMON JANCZYK
fot. FotoPyK