Reklama

Mecze o mistrzostwo? Starcia gigantów w Ekstraklasie

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

16 marca 2025, 13:28 • 8 min czytania 68 komentarzy

W walce o mistrzostwo Polski liczą się realnie trzy drużyny (Lech, Raków, Jagiellonia), teoretycznie należy doliczyć do nich jeszcze dwie (Legia, Pogoń), a reszta to już tylko czysta matematyka. Jak wyliczył nasz redakcyjny statystyk AbsurDB, w historii polskiej piłki jeszcze nie zdarzyło się, by jednego dnia spotkały się ze sobą tak mocne zespoły. Raków Częstochowa – Legia Warszawa. Jagiellonia Białystok – Lech Poznań. Ta kolejka ma aurę końcówki sezonu 2016/17, gdzie w dwóch bezpośrednich starciach ważyły się losy całego podium. Dziś sytuacja jest inna, do końca pozostanie jeszcze dziewięć serii gier, ale bez dwóch zdań to kluczowa kolejka w kontekście walki o tytuł. Kto chce po niego sięgnąć, nie powinien zejść dziś z boiska pokonany.

Mecze o mistrzostwo? Starcia gigantów w Ekstraklasie

Jeszcze w lipcu, po letnim sparingu z Puszczą, Marek Papszun szokował: – Nie mamy drużyny. Jest w budowie. To, można powiedzieć, strzępek tego, co ja widzę na przyszłość. To, jakim składem dysponujemy i to, co prezentujemy, to dla mnie na tę chwilę jest nie do przyjęcia.

Raków awansował do Ligi Europy, sporo zarobił, więc nie spisał pomistrzowskiego sezonu na straty, ale w lidze nie utrzymał się na topie. Eksperyment z Dawidem Szwargą nie wypalił, drużyna się rozregulowała, z miesiąca na miesiąc wyglądała marniej; w efekcie Medaliki musiały ponownie uśmiechać się do Marka Papszuna. Fakt, że znów walczą o mistrzostwo Polski, zwłaszcza po tak krytycznej diagnozie na starcie pracy nowego-starego trenera, już sam w sobie jest sporym sukcesem. Tytuł byłby czymś, czego nikt w Częstochowie przed sezonem nie zakładał.

Jagiellonia z kolei pisze historię polskiej piłki. Efektywne godzenie ligi i pucharów jawiło się w naszych realiach jak coś nieprawdopodobnego, powstawały teorie o pocałunkach śmierci, a najbardziej renomowani trenerzy, dysponujący w dodatku ogromnymi budżetami, wykładali się na meczach w weekend, gdy trzeba było grać też w czwartek.

Młody Adrian Siemieniec i skromna budżetowo Jagiellonia pokazują, że to nie musi być wcale wielka filozofia. Dopiero co – abstrahując już od okoliczności – przyklepał awans do ćwierćfinału Ligi Konferencji. Czy Duma Podlasia musi sięgać po złoty medal, żeby uznać, że za nią kolejny spektakularny sezon? Raczej nie. Obrona tytułu po tak kapitalnej przygodzie w Europie brzmi jak coś wręcz niewiarygodnego.

Reklama

Lech Poznań znacznie różni się od Rakowa i Jagiellonii. To obecnie jedyna ekipa, która sięgając po srebrny medal mogłaby powiedzieć, że straciła sezon. Zeszłoroczne rozgrywki kompletnie zawaliła. Teraz szybko wypisała się z Pucharu Polski. Nie grała w Europie. Ma najbardziej jakościowy skład, najwięcej ligowych gwiazd na konkretnych pozycjach, względnie szeroką kadrę, dobrego trenera…

To na Lechu ciąży dziś największa presja.

I to Lech może dziś jednocześnie najwięcej ugrać.

Zapowiedź Jagiellonia – Lech. Mecz o mistrzostwo Polski?

Jeśli Jagiellonia przegra dziś u siebie, będzie miała pięć punktów straty do Lecha i gorszy bilans bezpośrednich spotkań. A przypomnijmy – w pierwszym starciu obu drużyn Kolejorz zdemolował Jagiellonię, wygrał z nią 5:0.

To w ogóle było symboliczne starcie dla Dumy Podlasia, odcięcie etapu, pewne katharsis. Jaga zakończyła tym meczem beznadziejne półtora miesiąca, które na tle całego sezonu wygląda jak coś zupełnie wyciągniętego z kontekstu – Jaga przegrała w tym krótkim czasie siedem meczów (!), a od tamtej pory, dla pokazania jak absurdalna była to seria, doznała łącznie czterech porażek przez sześć miesięcy. Białostoczanie oberwali od Lecha, a później jak gdyby nigdy nic po prostu wrócili na dobre tory.

Czy dzisiejsze starcie również może mieć równie mocną symbolikę, tylko że w drugą stronę? Jeśli Lech przegra, nadal będzie w grze, a obaj rywale (przy zwycięstwie Rakowa) będą w zasięgu jednego meczu. Gdyby jednak drużyna Siemieńca zeszła dziś bez punktów, będzie jej cholernie ciężko nawiązać jeszcze walkę z Lechem.

Reklama

Jaga musiałaby liczyć wtedy na potknięcia Kolejorza – nie jedno, a przynajmniej dwa – w założeniu, że sama wygrywa wszystko do końca sezonu, godząc to wszystko z prestiżowymi starciami w pucharach. No, sami widzicie, jak to brzmi: może być ciężko. Zwłaszcza, ze w lidze Lecha nie czeka żadna ścieżka zdrowia, wręcz przeciwnie. Rzućmy okiem na jego terminarz: Śląsk (wyjazd), Korona (dom), Motor (wyjazd), Cracovia (dom), Radomiak (wyjazd), Puszcza (dom), Legia (wyjazd), GKS (wyjazd), Piast (dom).

W ogóle w ostatnim czasie – mimo feralnej 20. kolejki, gdy każdy z kandydatów do tytułu solidarnie zrzekł się punktów – czołówka punktuje nad wyraz solidnie, co też nie napawa optymizmem tych, którzy musieliby gonić pierwsze miejsce.

  • Lech: 0:1 z Rakowem, 3:1 z Zagłębiem, 3:0 z Pogonią, 3:1 ze Stalą (9/12 punktów)
  • Jagiellonia: 3:0 z Motorem, 2:2 z Cracovią, 1:0 z GKS-em, 1:0 z Widzewem (10/12 punktów)
  • Raków: 1:0 z Lechem, 1:0 z Górnikiem, 3:1 z Lechią, 3:0 z Piastem (12/12 punktów)

Lech jest świetny w dużych meczach

Lech zdał egzamin w meczu z Pogonią Szczecin – wtedy najsilniejszą ekipą, rozpędzoną, grającą u siebie. Poznaniacy zagrali z pomysłem, trochę wbrew swojemu DNA – wycofali się, liczyli na kontry, grali na rozpędzonego Hakansa, a nie utrzymywali się przy piłce, jak mają to w swoim zwyczaju. Potwierdzili, że – mimo wcześniejszych wahań formy – wciąż są kandydatem numer jeden do mistrzostwa Polski.

Potwierdzali to też w innych dużych meczach. O zdewastowaniu Jagiellonii już wspomnieliśmy, o Pogoni również, do tego doliczyć należy demolkę Legii u siebie (5:2). Na minus spotkania z Rakowem, w których ugrali tylko jeden punkt, ale mimo to właśnie Lech uchodzi za ekipę, która najlepiej wypada w bezpośrednich starciach z rywalami do trofeum.

A Jaga? Z Rakowem – remis, z Legią – remis, z Pogonią – remis, z Cracovią – remis i porażka. To bardzo słaby bilans, nawet jeśli, jak mówi znana reguła, mistrza zdobywa się raczej na boiskach w Lubinie, Radomiu czy Kielcach. W takich starciach idzie mistrzom Polski świetnie – choćby ostatnio grali przeciętnie z GKS-em czy Widzewem, a mimo to dowieźli komplety punktów.

Wracając do meczów z dużymi rywalami na polskim podwórku – do bilansu doliczyć należy proforma odpadnięcie w Pucharze Polski z Legią, choć za nie akurat – ze względu na dyspozycję sędziów – trudno obarczać drużynę z Podlasia, która swoją drogą odebrała w ostatnich dniach pismo z PZPN, z którego wynika, że Piotr Lasyk i Szymon Marciniak wypaczyli tamten wynik, więc Jagiellonia może czuć się już oficjalnie poszkodowana.

Trudno wygrać w Białymstoku

Lech jest na fali. Każdemu z ostatnich trzech rywali strzelał po trzy gole. Frederiksen ma niebywały komfort – może posadzić na ławce wyłącznie ze względów sportowych Walemarka czy Pereirę. Sousa to jeden z kandydatów po tytuł MVP. Ishak prezentuje stałą, wysoką formę. Środek pola pracuje na wysokich obrotach. Nawet ciężka kontuzja Gisliego Thordarsona (czeka go operacja barku i do sześciu miesięcy pauzy) nie spędza snu z powiek szkoleniowca Lecha. Islandczyk zdradził spory potencjał, szybko się zaaklimatyzował, ale jest też piłkarzem, od którego zaczyna się kompletowanie składu.

Frederiksen mówi odważnie: – Nie widzę argumentów, dlaczego mielibyśmy nie wygrać tego meczu.

Jaga może odgrażać się tym, że nie tak łatwo o wygraną w Białymstoku. W tym sezonie sztuka ta udała się tylko trzem zespołom – Bodo/Glimt, Ajaksowi i Cracovii. Ostatnie z tych spotkań odbyło się 22 sierpnia. W zeszłym sezonie w stolicy Podlasia także utworzyła się prawdziwa twierdza. Mistrz Polski przegrał na niej bowiem jedynie dwa mecze. Ale jeden z nich… właśnie z Lechem. W sezonie 22/23 Kolejorz także wywiózł z Białegostoku komplet punktów.

Spodziewamy się, że Jaga – żeby uniknąć powtórki z rozrywki – bardzo szybko siądzie na swojego rywala. To istotne o tyle, że – jak zauważa przed meczem kibicowski portal KKSLech – zespół z Poznania nie wygrał w tym sezonie jeszcze żadnego meczu, w którym jako pierwszy tracił bramkę. A było takich spotkań sześć – z Widzewem, Puszczą, Górnikiem, Lechią, Rakowem i Resovią w Pucharze Polski. Ba! Lech żadnego z tych meczów nawet nie zremisował, a więc mówimy o naprawdę dużym problemie.

A Jagiellonia jak mało kto potrafi przycisnąć w pierwszych minutach. Tylko tej wiosny już czterokrotnie prowadziła po kwadransie gry. Jeden z tych meczów, z Radomiakiem, wygrała w zasadzie w dziesięć minut (prowadziła już wtedy 3:0, skończyło się 5:0). Można więc zakładać, że rzuci się na Lecha, wiedząc, że rywal znacznie traci na mocy, kiedy musi podnosić się po pierwszym ciosie. Inna sprawa, że za Dumą Podlasia wycieńczający trening biegowy w Belgii i ogólnie znacznie bardziej intensywny sezon. Dacie wiarę, że Lech zagrał o… osiemnaście spotkań mniej?

Raków – Legia. Gdzie dwóch się bije…?

Trudny wyjazd Lecha do Białegostoku to też idealna informacja dla Rakowa Częstochowa, który po raz pierwszy w tym sezonie może skończyć kolejkę patrząc na wszystkich z góry. Żeby to się wydarzyło, Kolejorz nie może sięgnąć po komplet punktów, a drużyna Papszuna wygrać u siebie z Legią.

Brzmi to jak całkiem realny scenariusz. Raków wygrał cztery z czterech ostatnich spotkań. W poprzednich dwóch meczach imponował w ofensywie, za co warto go pochwalić (zwłaszcza, że wielokrotnie narzekaliśmy). Z Legią też nie powinien mieć wielkich problemów, bo to jedna z najgorzej (!) broniących drużyn w całej stawce. Widać to chociażby po statystyce xG Conceded, która zlicza, jak dobre sytuacje tworzą sobie przeciwnicy drużyny Goncalo Feio w meczach z nią.

 

Źródło: StatsBomb

Innymi słowy – tylko cztery zespoły w stawce dopuszczają swoich rywali do strzałów z tak groźnych pozycji i są to Puszcza, Stal oraz Motor. Legioniści są też czwartą najgorszą drużyną, jeśli chodzi o bronienie stałych fragmentów gry. Jej bramkarze oczywiście nie pomagają, lecz w świetle tych faktów trudno zwalać na nich całą winę. Stołeczni źle bronią, nadziewają się na kontry, a Rakowowi w to graj, zwłaszcza że sam dopuszcza swoich przeciwników do najmniejszej liczby bramkowych okazji.

To zapewne zasługa Goncalo Feio, który przecież ma za sobą pracę w Rakowie. Śmiejemy się, trochę za Markiem Papszunem, który nazwał swojego kolegę (?) po fachu „wybitnym nauczycielem wszystkich szkoleniowców i Polaków”, nawiązując do wymiany szpileczek sprzed pierwszego meczu Rakowa z Legią, gdy Portugalczyk podkreślał, że nie tylko on czegoś nauczył się od Papszuna, ale i Papszun wiele rzeczy wyciągnął od niego.

Gdzie dwóch się bije, tam trzeci skorzysta? Liga z pewnością byłaby ciekawsza, cytując klasyka, gdyby doszło do takiego rozstrzygnięcia.

WIĘCEJ O WIELKIEJ NIEDZIELI W EKSTRAKLASIE:

Fot. newspix.pl

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa