Real Madryt miał dzisiaj idealne okoliczności, żeby znacznie poprawić swoją sytuację w LaLiga. Barcelona bez meczu, Atletico z porażką – nic, tylko obić Rayo Vallecano i ze spokojem przejść do rewanżu z Los Colchoneros w Lidze Mistrzów. Ale spokojnie dziś nie było, ba, do ostatnich chwil nie dało się przekreślić niespodzianki.
Bo Real, jak to Real czasami potrafi, był nieskuteczny. Rzadko zdarza się, żeby marnowanie okazji na potęgę totalnie psuło Królewskim mecz. Zazwyczaj, gdy tak się dzieje, rozmiar zwycięstwa jest po prostu niższy, ale nawet tych bardziej dramatycznych w skutkach przypadków nie da się już wykluczać.
Kto jest kibicem Mbappe i spółki, w cyrku się nie śmieje.
Real prosił się o kłopoty
Ostatnie starcie z Realem Betis musiało przypomnieć piłkarzom z Madrytu, że jednobramkowe prowadzenie to właściwie żadna zaliczka. Zwłaszcza gdy przychodzi do grania z dobrymi ekipami, takimi jak choćby Rayo Vallecano, które drużynie z Sewilli depcze po piętach. Głupotą byłoby kogoś takiego zlekceważyć i Real tego nie robił, ale…
Brakowało puenty. Tego gola więcej, żeby kibicowi Realu nie robiło się gorąco przy każdym ataku gości. Owszem, w pierwszej połowie Królewscy wkręcali w ziemię defensorów Rayo. Zabawił się w efektowny sposób Mbappe, potem to samo w polu karnym powtórzył Vinicius, jakby z chęcią powiedzenia: “patrz, ja to robię lepiej”. Ale też ci sami piłkarze mogli, a może wręcz powinni byli wypracować dla zespołu chociaż jeszcze jedno trafienie. Real powinien mieć trzy albo nawet cztery gole na koncie przed przerwą, ale zamiast skończyć robotę po 45 minutach, prosił się o karę za nieskuteczność, a potem minimalizm.
Bo Rayo potrafiło się odgryźć. Sama bramka kontaktowa pokazała, ile jakości piłkarze trenera Pereza potrafią wykrzesać w pojedynczych momentach. Ładna klepka, strzał z dystansu, Madryt w obawach. Do stolicy nie przyjechali goście, którzy zamierzali tylko tańczyć, jak zagra im Real.
Rayo Vallecano miało swoje argumenty
Ale nawet niezły występ Rayo nie wystarczył. Goście mieli mnóstwo pół-okazji, takich zalążków, które były albo w porę blokowane, albo kończyły się na złych decyzjach w polu karnym. Duża w tym rola linii defensywnej Realu, która z jednej strony pracowała na problemy (patrz: scenariusz na samobója z podaniem Asencio do Łunina), a z drugiej skutecznie broniła się do samego końca. Gdy Mbappe zszedł z boiska, a Vinicius częściej zaczął machać rękami , niż pracować na kolejnego gola, to właśnie obrońcy do pary z bramkarzem najbardziej musieli się wykazać.
Powiedzmy sobie szczerze: to nie był dobry mecz Realu. Nie zdziwiłby nas finał z drugą bramką dla Rayo rosnącego z biegiem meczu, dlatego w tej części Madrytu mogą się cieszyć, że nie skończyli podobnie jak sąsiedzi.
Królewskim nie wypada jednak grać w ten sposób, i to na swoim stadionie.
Co prawda tym razem obyło się bez poważniejszy konsekwencji i jakby tego nie krytykować, takie mecze z niewygodnym rywalem trzeba umieć przepychać, czasami kosztem stylu. Ale w głowie mamy też myśl, że Real ma problem z odpowiednią prezencją, wypracowaniem dominacji i przekonującymi zwycięstwami od tygodni. Mecz z Rayo nie jest zatem wyjątkiem, a raczej kolejnym w 2025 roku ostrzeżeniem, że przed Carlo Ancelottim wciąż sporo pracy na ostatnią część sezonu.
Real Madryt – Rayo Vallecano 2:1 (2:1)
- 1:0 – Mbappe 30′
- 2:0 – Vinicius 34′
- 2:1 – Diaz 45′
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Lechia ma sporo atutów, ale robi dużo, by spaść
- Zmiana trenera na zapleczu Ekstraklasy. Miedź zwalnia Mamrota i ma następcę! [NEWS]
- Piłkarz Atletico naubliżał sędziemu. “Synu tysiąca dziwek, twoja matka to p***a!”
- Historia z B klasy w I lidze. Bramkarz zagrał w polu!
- No proszę, Marek Papszun jednak lubi futbol?
Fot. Newspix