Reklama

Tylko jeden taki dzień w dziejach polskiej piłki. Czy Legia i Jaga nawiążą do sukcesu sprzed 55 lat?

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

06 marca 2025, 15:03 • 9 min czytania 25 komentarzy

18 marca 1970 roku Lucjan Brychczy zapewnił Legii Warszawa triumf nad Galatasaray w ćwierćfinale Pucharu Europy, podczas gdy Włodzimierz Lubański i Jan Banaś powiedli Górnika Zabrze do awansu do półfinału Pucharu Zdobywców Pucharów. To niewątpliwie jeden z najbardziej chwalebnych dni w dziejach polskiej piłki klubowej, a zarazem jedyny przypadek równoczesnego triumfu dwóch naszych klubów na tak zaawansowanym etapie zmagań w rozgrywkach międzynarodowych. W dotychczasowej historii polskiej piłki zdarzyło się zresztą zaledwie trzy razy, by dwa zespoły przetrwały na europejskiej arenie do wiosny. Legia i Jagiellonia dokonały tego jako czwarte.

Tylko jeden taki dzień w dziejach polskiej piłki. Czy Legia i Jaga nawiążą do sukcesu sprzed 55 lat?

Oby zatem nie skończyło się tylko na dwóch “polskich” czwartkach w wiosennej części zmagań w Lidze Konferencji. Ale zanim zaczniemy się tym martwić, powspominajmy poprzednie przypadki, gdy dwóm ekipom znad Wisły udało się jednocześnie zawędrować daleko w pucharach.

1970 – Legia Warszawa, Górnik Zabrze

Sezon 1969/70 do dziś może uchodzić – i zapewne długo się to nie zmieni – za najbardziej udany dla polskich klubów w całej historii ich występów na arenie międzynarodowej. W Pucharze Europy świetnie poradziła sobie wówczas Legia Warszawa, napędzana przez takich gwiazdorów jak Kazimierz Deyna, Robert Gadocha, Lucjan Brychczy, Janusz Żmijewski czy Bernard Blaut. Wojskowi dotarli do półfinału rozgrywek, eliminując po drodze rumuńskie UT Arad, AS Saint-Étienne oraz Galatasaray SK. Powstrzymał ich dopiero Feyenoord Rotterdam, dowodzony przez legendarnego Ernsta Happela i również naszpikowany gwiazdami.

Wprawdzie Legia zremisowała z Holendrami 0:0 przed własną publicznością, ale na wyjeździe poległa 0:2. W finałowym starciu Feyenoord zwyciężył zaś na San Siro z Celtikiem Glasgow, zapoczątkowując w ten sposób erę holenderskiej dominacji w Pucharze Europy spod znaku totaalvoetbal.

Wiktor Bołba wspominał na łamach “Naszej Legii”, że domowa konfrontacja Legii z Feyenoordem miała niebagatelne znaczenie dla rozwoju ruchu kibicowskiego w Polsce. Fani gości pojawili się bowiem w Warszawie wyposażeni w rozmaite klubowe gadżety – szaliki, transparenty, a nawet spektakularne cylindry w klubowych barwach. Dla warszawskich kibiców było to coś nowego. – Cylindry te zwracały powszechną uwagę już w środę rano, kiedy holenderska grupa manifestowała swoje przywiązanie do klubu w centrum Warszawy – relacjonował Lech Cergowski na łamach “Przeglądu Sportowego”.

Reklama

Równolegle Górnik Zabrze spisał się znakomicie w Pucharze Zdobywców Pucharów. Ekipa z Górnego Śląska zaczęła europejską przygodę od wyeliminowania Olympiakosu Pireus, potem wyrzuciła za burtę Rangersów, a w ćwierćfinałach uporała się z Lewskim Spartakiem Sofia. Z kolei w półfinałowej rywalizacji z Romą nawet trzy spotkania nie wystarczyły do wyłonienia zwycięzcy. Szczególnie ekscytujący był jednak mecz numer dwa, rozegrany na Stadionie Śląskim w Chorzowie. Gospodarze długo przegrywali wówczas 0:1, lecz Włodzimierz Lubański uratował ich przed odpadnięciem, wykorzystując rzut karny w samej końcówce spotkania. Na początku dogrywki ten sam Lubański zapewnić zaś zabrzanom prowadzenie 2:1. Teraz to rzymianie znaleźli się pod presją, ale także i oni udowodnili, że potrafią walczyć o swoje do końca. Francesco Scaratti pokonał Huberta Kostkę w 120 minucie gry, co oznaczało konieczność rozegrania trzeciego starcia.

Na neutralnym terenie w Strasburgu padł remis 1:1, więc sędzia Roger Machin zaprosił do siebie delegatów obu ekip, zarządzając rzut monetą. A właściwie, będąc precyzyjnym, rzut żetonem. Stanisław Oślizło postawił na kolor zielony i dopisało mu szczęście, podczas gdy Fabio Capello z Romy musiał obejść się smakiem.

– A więc sprawiedliwości stało się zadość! – podsumował rozemocjonowany Jan Ciszewski. W obozie Górnika panowało bowiem powszechne przekonanie, że słynny Helenio Herrera, trener Romy, próbował zakulisowo szkodzić polskiemu klubowi i stosował różne nieczyste sztuczki, by ułatwić swojej drużynie awans do finału.

Ten sam Oślizło trafił zresztą później do siatki w finale Pucharu Zdobywców Pucharów, gdy Górnik zmierzył się w Wiedniu z Manchesterem City. Na niewiele się to jednak zdało, ponieważ Obywatele zwyciężyli 2:1. – Nie wiem, czy myśleliśmy w ogóle o tym, że możemy dokonać czegoś historycznego – przyznał Stanisław Oślizło na łamach Weszło. – Robiliśmy przez cały sezon coś, czego uczył nas trener, czego wymagali od nas działacze, kibice. Większość fanów to byli pracownicy ośmiu kopalń Zabrzańskiego Zjednoczenia Przemysłu Węglowego, którzy po trudnej pracy na kopalni rekompensowali sobie to przychodzeniem na nasze mecze i oglądaniem dobrego widowiska. Do tego Górnik przyzwyczaił swoich kibiców, przez kolejne lata zdobywając tytuły mistrza kraju, puchary.

Reklama

screen: Mazowiecka Biblioteka Cyfrowa

1971 – Legia Warszawa, Górnik Zabrze

Kolejna odsłona pucharowych zmagań również wypadła nieźle w wykonaniu polskich klubów, choć nie aż tak okazale, jak ta z wiosny 1970 roku.

Legia Warszawa, która ponownie reprezentowała Polskę w Pucharze Europy, tym razem zakończyła swoją przygodę na ćwierćfinale. Wojskowi najpierw okazali się lepsi od IFK Göteborg, potem uporali się ze Standardem Liege, lecz z Atletico Madryt nie dali już sobie rady. Zadecydowała obecnie już nieistniejąca zasada przewagi bramek wyjazdowych – Los Colchoneros zatriumfowali 1:0 przed własną publicznością, w Warszawie górą była Legia, ale tylko 2:1. Z większości relacji prasowych wynika, że o odpadnięciu Wojskowych z Pucharu Europy zadecydowała nadzwyczaj marna postawa w pierwszym spotkaniu. Atletico zaprezentowało się bowiem wówczas bardzo kiepsko i zrobiło naprawdę niewiele, by zwyciężyć, ale Legia zagrała jeszcze gorzej. Niestety, moment przebudzenia nastąpił w tym dwumeczu za późno.

Tymczasem Górnik ponownie wojował w Pucharze Zdobywców Pucharów. Zabrzanie najpierw zdemolowali duńskie AaB, następnie gładziutko ograli tureckie Göztepe, a w ćwierćfinale los dał im okazję do wielkiej zemsty za przegrany finał poprzedniej edycji turnieju. Górnik trafił bowiem na Manchester City. I zaczął rywalizację kapitalnie, bo od wygranej 2:0 w Chorzowie. Problem w tym, że u siebie Obywatele odgryźli się triumfem w identycznym wymiarze bramkowym. A zatem, kolejny raz w przypadku Górnika, dwumecz przeobraził się w trójmecz. Jednak w tym przypadku rzut monetą nie był potrzebny do rozstrzygnięcia losów awansu.

Schorowany trener i asystent-skandalista. Pierwsza złota era Manchesteru City

Trzecie spotkanie, rozegrane w Kopenhadze, zakończyło się zwycięstwem City 3:1.

Mecz rozegrany w Danii uchodzi za jeden z najsłabszych pucharowych występów Górnika w tamtych latach. Pozostałe starcia zabrzan z Manchesterem City były mniej lub bardziej wyrównane, ale akurat w tym przypadku Obywatele wywalczyli zwycięstwo nadspodziewanie łatwo.

– Przyjaźń pomiędzy piłkarzami Górnika i Manchesteru City przetrwała przez dekady. Tony Book i ja spotkaliśmy się z zawodnikami z Zabrza dziesięć lat temu. Wciąż mam zegarek kieszonkowy, który wtedy dostaliśmy na pamiątkę. Pamiętam cały czas kilka polskich słów: „dzień dobry”, „dziękuję”. Szacunek pomiędzy zawodnikami naszych klubów był ogromny. W ogóle relacja Anglików z Polakami jest wyjątkowa. W Londynie stoi pomnik upamiętniający polskich lotników walczących w II Wojnie Światowej. Byle komu się pomników nie stawia. To symbol szacunku, jaki Brytyjczycy mają dla młodych polskich mężczyzn, którzy w walce oddali swoje życia – opowiadał nam w 2020 roku Mike Summerbee, który bronił barw Manchesteru City w latach 60. i 70.

screen: Łączy nas Piłka

2012 – Wisła Kraków, Legia Warszawa

Trzeba było przeszło czterech dekad i niezliczonych reform rozgrywek, by ponownie dwa polskie kluby przetrwały na europejskich salonach do wiosny. Zawodnicy Legii Warszawa i Wisły Kraków do rywalizacji w fazie grupowej Ligi Europy 2011/12 przystępowali jednak w całkowicie odmiennych nastrojach. Wojskowi znajdowali się na fali – w eliminacjach pokonali ekipę Spartaka Moskwa i to w okolicznościach, których wspomnienie pewnie do dziś wywołuje gęsią skórkę u sympatyków warszawskiego zespołu. Tymczasem wiślacy byli zdruzgotani po eliminacyjnej porażce z APOEL-em Nikozja. Po raz kolejny w erze Bogusława Cupiała nie ziściło się ich marzenie o występie w fazie grupowej Champions League. Jak się zresztą okazało, była to już ostatnia – dodajmy, że desperacka – próba przebicia się do Ligi Mistrzów

Początek zmagań obu przedstawicieli Ekstraklasy w Lidze Europy zdawał się potwierdzać, że Legia i Wisła zmierzają w odmiennych kierunkach. Okej, zawodnicy Macieja Skorży zaczęli od porażki w starciu z PSV Eindhoven, ale potem wygrali trzy mecze z rzędu – jeden z Hapoelem Tel Awiw, dwa z Rapidem Bukareszt – co w praktyce zapewniło im wyjście z grupy. Natomiast Biała Gwiazda cierpiała. Najpierw zebrała baty od Odense, potem od Twente, a w czwartej kolejce od Fulham. Wcześniej krakowianie wygrali wprawdzie u siebie z londyńczykami 1:0, ale trudno było ten rezultat traktować jako choćby promyczek nadziei na zajęcie miejsca premiowanego awansem. Co tu dużo gadać – wszystko wskazywało na to, że Wisła skończy na ostatnim miejscu w stawce, na dodatek z fatalnym bilansem bramkowym.

Na początku listopada 2011 roku władze Białej Gwiazdy postanowiły pozbyć się trenera Roberta Maaskanta. Już wtedy można było odnieść wrażenie, że krakowski zespół po prostu się rozsypuje i nadchodzą dla niego naprawdę niełatwe czasy. Okazało się jednak, że Wisłę stać jeszcze na jeden zryw w Europie.

Drużyna spod Wawelu – już z Kazimierzem Moskalem na ławce trenerskiej – najpierw nieoczekiwanie pokonała na wyjeździe Odense, a potem wygrała przed własną publicznością z Twente. Jak gdyby tego wszystkiego było mało, Baye Djiby Fall w trzeciej minucie doliczonego czasu gry wyrównał stan ostatniego spotkania grupowego między Fulham a Odense na 2:2. Jego trafienie niczego nie dało Duńczykom, ale Wiśle umożliwiło skok na drugie miejsce w tabeli.

– Po takim początku… mimo trzech porażek, wszystko się zmieniło. To niesamowite – nie posiadał się z radości Maor Melikson. – Ta wygrana rekompensuje te wszystkie porażki – przyznał Sergei Pareiko. – Wygraliśmy dla drużyny, kibiców i całego Krakowa – dodał Marko Jovanović.

I tylko szkoda, że na tym sukcesy polskich klubów w Lidze Europy dobiegły końca.

W 1/16 finału Wisła stoczyła wyrównany dwumecz ze Standardem Liege, a Legia ze Sportingiem CP, ale finalnie oba polskie kluby wylądowały za burtą.

***

Warto również wspomnieć o sezonie 1975/76, kiedy to Śląsk Wrocław dotarł do 1/8 finału Pucharu UEFA, a Stal Mielec zawędrowała w tych rozgrywkach o jeden szczebelek wyżej. Tylko że kalendarz tak się wówczas poukładał, że wrocławianie pożegnali się z Europą już na początku grudnia. Nie dotrwali do wiosny – nawet tej umownej, futbolowej. Sytuacja powtórzyła się zresztą trzy lata później, gdy Śląsk wyleciał z Pucharu UEFA na tym samym etapie. Równolegle Wisła Kraków wyeliminowała Zbrojovkę Brno z Pucharu Europy, pieczętując w ten sposób awans do ćwierćfinału. Tam krakowianie polegli w konfrontacji z Malmö FF.

Tylko raz w dziejach polskiego futbolu zdarzyło się, by dwaj nasi przedstawiciele tego samego dnia odnieśli zwycięstwo w Europie w drugiej części sezonu.

Najlepsze dni polskich klubów w pucharach. Wyczyn Legii i Jagi wysoko

“Polskie” dni wiosną w europejskich pucharach:

  • 4 marca 1970 roku
    • Galatasaray SK 1:1 Legia Warszawa (ćwierćfinał PE)
    • Lewski Sofia 3:2 Górnik Zabrze (ćwierćfinał PZP)
  • 18 marca 1970 roku
    • Legia Warszawa 2:0 Galatasaray SK
    • Górnik Zabrze 2:1 Lewski Sofia
  • 1 kwietnia 1970 roku
    • Legia Warszawa 0:0 Feyenoord Rotterdam (półfinał PE)
    • AS Roma 1:1 Górnik Zabrze (półfinał PZP)
  • 15 kwietnia 1970 roku
    • Feyenoord Rotterdam 2:0 Legia Warszawa
    • Górnik Zabrze 2:2 p.d. AS Roma
  • 10 marca 1971 roku
    • Atletico Madryt 1:0 Legia Warszawa (ćwierćfinał PE)
    • Górnik Zabrze 2:0 Manchester City (ćwierćfinał PZP)
  • 24 marca 1971 roku
    • Legia Warszawa 2:1 Atletico Madryt
    • Manchester City 2:0 Górnik Zabrze
  • 16 lutego 2012 roku
    • Legia Warszawa 2:2 Sporting CP (1/16 finału LE)
    • Wisła Kraków 1:1 Standard Liege (1/16 finału LE)
  • 23 lutego 2012 roku
    • Sporting CP 1:0 Legia Warszawa
    • Standard Liege 0:0 Wisła Kraków

Czy doczekamy się w tym sezonie dwóch polskich ćwierćfinalistów europejskich pucharów po raz pierwszy od lat 70. minionego stulecia?

Cóż – szanse są i to wcale nie takie małe. Wprawdzie to tylko Liga Konferencji, zawody numer trzy w europejskiej hierarchii, ale cała historia występów naszych klubów w rozgrywkach międzynarodowych jest tak uboga w sukcesy, że chyba nie jesteśmy w pozycji, by spoglądać na Ligę Konferencji po macoszemu.

CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:

fot. NewsPix.pl

Za cel obrał sobie sportretowanie wszystkich kultowych zawodników przełomu XX i XXI wieku i z każdym tygodniem jest coraz bliżej wykonania tej monumentalnej misji. Jego twórczość przypadnie do gustu szczególnie tym, którzy preferują obszerniejsze, kompleksowe lektury i nie odstraszają ich liczne dygresje. Wiele materiałów poświęconych angielskiemu i włoskiemu futbolowi, kilka gigantycznych rankingów, a okazjonalnie także opowieści ze świata NBA. Najchętniej snuje te opowiastki, w ramach których wątki czysto sportowe nieustannie plączą się z rozważaniami na temat historii czy rozmaitych kwestii społeczno-politycznych.

Rozwiń

Najnowsze

Liga Europy