Może i trochę niepostrzeżenie, ale Atletico Madryt dalej pozostaje w grze o potrójną koronę. Wprawdzie trudno traktować ekipę Los Colchoneros jako faworytów dwumeczu z Realem Madryt w Lidze Mistrzów, a i szanse Królewskich oraz Barcelony na mistrzostwo kraju wydają się na ten moment większe, jednak Diego Simeone ma w rękawie asa w osobie Juliana Alvareza. Argentyńczyk dał się poznać jako kolekcjoner trofeów ze smykałką do ważnych trafień w starciach z topowymi rywalami. Jeśli ktoś ma zatem pociągnąć Atletico do wyeliminowania Realu z Champions League, to właśnie Pająk, który kilkanaście lat temu… sam mógł zostać piłkarzem Los Blancos.
O krok od Realu Madryt
Julian Alvarez przyszedł na świat w miasteczku Calchín, położonym w argentyńskiej prowincji Córdoba. Jego rodzinna miejscowość kojarzona jest przede wszystkim z uprawą lucerny – no, a przynajmniej była, bo dziś o Calchín wspomina się w argentyńskich mediach w pierwszej kolejności jako o “ziemi, która wydała Juliana Alvareza”. Sam napastnik jest zaś nazywany “dumą” i “bohaterem” Calchín, aczkolwiek najpopularniejszymi z jego przydomków pozostają te, które w jakiś sposób nawiązują do pająków – La Araña lub El Hombre Araña (Spider-man). Już w dzieciństwie Alvarez był zresztą nazywany “Pajączkiem”, głównie przez swoich braci. Nie mogli oni bowiem wyjść z podziwu, obserwując sprawność, z jaką mały Julian śmiga po boisku, prowadząc piłkę tuż przy nodze.
Jak gdyby posiadał pajęcze odnóża.
– Po raz pierwszy zobaczyłem Juliana na własne oczy, gdy miał jedenaście lat – w reportażu The Athletic opowiada Piero Foglia, dyrektor Club Deportivo Atalaya, ekipy ze stolicy prowincji Córdoba, półtoramilionowego miasta o tej samej nazwie. – Wspomniał mi o nim znajomy sędzia piłkarski. Chciałem, by Julian zaczął trenować z nami. Traktowałem to jako projekt. Gdyby chłopak chciał podążyć ścieżką zawodowego piłkarza, znaleźlibyśmy dla niego miejsce w klubie. I tak się złożyło, że wtedy Argentynę odwiedził Ramon Martinez, przedstawiciel Realu Madryt. Zapytał o wyróżniających się chłopaków z regionu. Wspomniałem mu o Julianie.
Martinez przyjrzał się więc bliżej boiskowym wyczynom Alvareza i postanowił zaprosić go do Girony, gdzie obiecujący jedenastolatek miał reprezentować Real w mocno obsadzonym turnieju dziecięcym. Wyprawa doszła do skutku, a Julian zaprezentował się fantastycznie – do tego stopnia, że Królewscy byli zdecydowani, by ściągnąć go do swojej akademii tak szybko, jak zezwalają na to przepisy. Sęk w tym, że cała operacja mogłaby dojść do skutku pod warunkiem, że do Hiszpanii przeprowadziliby się również rodzice chłopca. Tymczasem państwo Alvarezowie nie byli na to gotowi, przenosiny do Europy nie wchodziły w grę. Działacze Realu mieli zatem związane ręce, a Julian powrócił do Calchín. I wciąż nie było wówczas jasne, czy rozmowy z Realem stanowiły w jego przypadku zwiastun wielkiej kariery, czy może okażą się jedynie dziecięcą przygodą i pozostaną anegdotą, którą Alvarez po latach będzie bez końca wszystkich zanudzał przy trunku i grillu.
– Gdyby w 2011 roku obowiązywały takie same przepisy FIFA, jak wtedy, gdy Leo Messi przenosił się z Newell’s Old Boys do Barcelony, to nie mam wątpliwości, że Alvarez trafiłby do akademii Realu Madryt – uważa Piero Foglia. Jednak Argentyńczyk nie jest wcale przekonany, czy wyszłoby to Julianowi na zdrowie. Jego zdaniem chłopak zwyczajnie nie był jeszcze gotowy na opuszczenie rodziny i przyjaciół. Nie ma zresztą przypadku w tym, że Alvarez dopiero jako szesnastolatek związał się oficjalnie z River Plate. O jego olbrzymim potencjale wiedział każdy szanujący się łowca talentów w kraju, zabiegali o niego między innymi przedstawiciele Boca Juniors, a jednak Julian długo wzbraniał się przez wyfrunięciem z gniazda. Najbliżsi także nie mieli zamiaru go popędzać.
Gabriel Rodriguez, słynny skaut River Plate, opowiada na łamach Coaches’ Voice: – Dziesięć minut testów. Tyle wystarczyło, byśmy podpisali kontrakt z Alvarezem.
Kolekcjoner trofeów
Minęło jednak jeszcze kilka lat, nim Alvarez stał się pełnoprawnym członkiem pierwszej drużyny Los Millonarios, choć trener Marcelo Gallardo szansę debiutu w seniorach dał mu już jesienią 2018 roku. Osiemnastoletni napastnik od razu zanotował zresztą pierwszy znaczący sukces w karierze, jakim był triumf w Copa Libertadores. River Plate w finałowym dwumeczu pokonało swoich wielkich oponentów – Boca Juniors – po remisie 2:2 na wyjeździe i triumfie 3:1 przed własną publicznością. “Pająk” pojawił się na murawie w dogrywce rewanżowego starcia. Kiedy był na boisku, River Plate rozstrzygnęło finał na swoją korzyść.
Prawdziwym przełomem w karierze Argentyńczyka okazał się natomiast rok 2021. Wtedy to Alvarez wyrósł na lidera River Plate, zapisując na swoim koncie 20 goli w 35 ligowych występach i prowadząc drużynę do mistrzostwa kraju. Cytowany już Gabriel Rodriguez uważa, że Julian potrzebował tych paru lat balansowania między składami młodzieżowymi a pierwszym zespołem Los Millonarios. Brakowało mu bowiem przebojowości – był grzeczny, skromny, cichy, zamknięty w sobie. Starał się trzymać na uboczu. Dlatego paru jego mniej uzdolnionych kolegów szybciej rozwinęło skrzydła w seniorskim futbolu. Gdyby jednak Alvarez został przedwcześnie rzucony na głęboką wodę, to mógłby – najzwyczajniej w świecie – zatonąć. Rozsądniej było zaczekać, aż chłopak sam odważy się wypłynąć na szerokie wody. – Julian nie wierzył – lub nie chciał wierzyć – że jest crackiem. Nie dorastał z myślą, że zostanie supergwiazdą – uważa Matias Manna, analityk w sztabie reprezentacji Argentyny.
– Obecność w tak wielkim klubie jak River otwiera ci oczy na wiele spraw – przyznał z kolei sam Alvarez w podcaście Voces del Deporte. – Będąc w River, musisz bez przerwy wygrywać. Tego oczekują od ciebie kibice – to nie jest ich życzenie, oni tego wymagają. Starałem się tego nauczyć od momentu, gdy przybyłem do Buenos Aires. A kiedy już wypracujesz w sobie tę potrzebę zwyciężania zawsze i wszędzie, to nigdy jej nie tracisz. River to bardzo ważny etap mojej kariery i mojego życia.
– Trener Gallardo bardzo umiejętnie mnie prowadził. Rozwijał mnie. Początkowo nie odgrywałem wielkiej roli w zespole, ale w końcu na mnie postawił. Dzięki niemu rozwijałem się krok po kroku, otrzymując odpowiednie narzędzia. Był dla mnie jak piłkarsko ojciec – dodał napastnik.
Co na to Gallardo?
– Każdy trener świata chciałby mieć zespół złożony z piłkarzy takich jak Julian Alvarez – przekonuje szkoleniowiec. – On do każdego meczu podchodzi w taki sposób, jakby to było jego pierwsze spotkanie w życiu. Zwyczajnie cieszy się futbolem. To podejście jest bardzo zaraźliwe.
Eksplozja formy w 2021 roku wreszcie nadała większego rozmachu karierze “Pająka”. 31 stycznia 2022 roku – w dniu urodzin – Alvarez podpisał kontrakt z Manchesterem City. Obywatele zapłacili za niego 14 milionów funtów odstępnego i pozostawili w ojczyźnie do wakacji. No a Argentyńczyk po przenosinach na Etihad Stadium ponownie objawił niezwykłą zdolność do przyciągania trofeów krótko po debiucie. City w sezonie 2022/23 sięgnęło bowiem po potrójną koronę – mistrzostwo Anglii, puchar kraju oraz długo wyczekiwany triumf w Lidze Mistrzów. I choć uwaga mediów koncentrowała się przede wszystkim na Erlingu Haalandzie, ustanawiającym kolejne rekordy strzeleckie, to Alvarez również wypracował sobie mocną pozycję w hierarchii Pepa Guardioli. Rozegrał w sumie 48 meczów we wszystkich rozgrywkach, co sytuowało go na siódmym miejscu wśród zawodników najczęściej wykorzystywanych przez hiszpańskiego managera Obywateli.
Jasne, argentyński napastnik często musiał się godzić z rolą zmiennika, zdarzało mu się grać ogony, ale i tak udało mu się zdobyć kilka pamiętnych goli. Choćby przeciwko Realowi Madryt w Champions League albo w ligowych starciach z Liverpoolem, Chelsea czy Tottenhamem.
Zostać numerem jeden
W 2023 roku Alvarez był już zatem zawodnikiem nadzwyczaj utytułowanym. Mógł się poszczycić mistrzostwem Anglii i Argentyny, a także jako jeden z zaledwie czternastu piłkarzy w historii połączył triumfy w Copa Libertadores i Lidze Mistrzów. Do tego wypada dodać szereg mniej znaczących sukcesów w krajowych i kontynentalnych pucharach czy superpucharach oraz wygrane Klubowe Mistrzostwa Świata. A przecież wciąż nie zauważamy tutaj słonia w menażerii, czyli osiągnięć “Pająka” w drużynie narodowej. Alvarez zadebiutował w kadrze w czerwcu 2021 roku, perfekcyjnie wstrzeliwując się w moment, gdy wkroczyła ona w jeden z najpiękniejszych okresów w całej swej – bogatej przecież – historii. Podczas zwycięskiego Copa America 2021 napastnik był jeszcze pionkiem na szachownicy Lionela Scaloniego, spędził na boisku tylko pół godziny w mało znaczącej potyczce grupowej z Boliwią, jednak później jego rola w ekspresowym tempie wzrosła.
W trakcie mistrzostw świata w Katarze należałoby go już raczej określić – kontynuując szachowe porównania – skoczkiem albo laufrem. Alvarez świetnie się bowiem odnalazł w zespole skonstruowanym wokół Leo Messiego. Trafił do siatki w meczach z Polską i Australią, a także ustrzelił dublet w półfinałowej konfrontacji z Chorwacją. W fazie pucharowej przyćmił Lautaro Martineza czy Paulo Dybalę. Doceniano go nie tylko za ofensywne popisy, ale również za pracowitość w defensywie.
– To mi u niego imponuje najbardziej – przyznał Pep Guardiola, cytowany przez “The Telegraph”. – Jeśli chodzi o agresję, intuicję, poruszanie się, kreowanie przestrzeni – Julian to geniusz. Tworzy na boisku połączenia, z których korzystają wszyscy. Kupowaliśmy młodego gracza, a otrzymaliśmy piłkarza z najwyższej półki. Jestem tym zaskoczony i zachwycony.
Z kolei sam Alvarez wspominał w rozmowie z ESPN: – Przed wyjazdem do Kataru nasi portugalscy piłkarze oraz Rodri spierali się o to, kto może zdobyć mistrzostwo świata. Oceniali szanse kolejnych europejskich reprezentacji. Nagle do rozmowy włączył się trener Guardiola i powiedział: “Wiecie, kto ma największą szansę, by wrócić z mistrzostwem świata, a w ogóle się nie odzywa? Ty!” – po czym wskazał na mnie palcem.
Ta anegdotka całkiem nieźle oddaje przebieg kariery Alvareza. Niby trzymający się na uboczu, ale z masą argumentów w zanadrzu.
W sezonie 2023/24 Argentyńczyk się zresztą nie zatrzymał, jeśli chodzi o poszerzanie kolekcji trofeów. Najpierw wywalczył z Manchesterem City kolejne mistrzostwo Anglii, spędzając na murawie przeszło 1000 minut więcej, niż w poprzedniej kampanii, a później po raz drugi świętował z drużyną narodową zwycięstwo w Copa America. Stało się jednak jasne, że na Etihad Stadium trochę brakuje dla niego miejsca. Wprawdzie Guardiola robił co mógł, by nie marnować potencjału Argentyńczyka, ale sprowadzało się to w dużej mierze do wystawiania go na pozycjach, które nie są dla Alvareza w pełni naturalne. Tymczasem Julian uznał, że nie chce być dalej tylko “rzetelnym”, “pożytecznym” czy “solidnym” uzupełnieniem dla Erlinga Haalanda. Nadszedł czas, by zostać hetmanem.
Nie bez znaczenia były też kwestie rodzinne. Jak informowało The Athletic, Alvarez zabrał ze sobą do Wielkiej Brytanii najbliższych, co nie było proste od strony proceduralnej. Piłkarzowi marzyła się więc przeprowadzka do kraju o – ujmijmy to – swobodniejszej łączności z Argentyną.
Padło na Hiszpanię i Atletico Madryt, które wyłożyło za Argentyńczyka przeszło 80 milionów funtów. I dziś można się oczywiście zastanawiać, czy City nie pokpiło sprawy, przystając na prośbę Alvareza o transfer. Zwłaszcza że już kilka miesięcy później Obywatele wydali niemałe pieniądze na zakup Omara Marmousha. Okazało się zatem, że drugi napastnik z wysokiej półki jednak jest w klubie potrzebny, a Egipcjanin – w przeciwieństwie do Alvareza – jeszcze nie udowodnił swojej klasy w rywalizacji o najwyższą stawkę.
Bernardo Silva powiedział niedawno otwarcie, że tęskni za grą z Argentyńczykiem.
– To mógł być nasz błąd – przyznał Guardiola. – Nie wiem. Ale nie lubię trzymać w zespole piłkarzy, którzy nie są usatysfakcjonowani liczbą otrzymanych minut.
Kolejne trofea tuż-tuż?
Jedno jest pewne – Diego Simeone nie ma powodów do narzekania i z pewnością nie żałuje fortuny przeznaczonej na zakup Alvareza. O ile Joao Felix, który trafił dawniej do Atletico za jeszcze większą kwotę, nigdy się tak naprawdę nie wkomponował w upodobania taktyczne “Cholo”, tak Julian pasuje do nich jak ulał. – O takim napastniku marzyłem. Jest skromny, ma świetny charakter, niesamowite umiejętności i gwarantuje nam gole – podsumował Simeone.
Transfer za 126 milionów, a potem frustracje i rozczarowania. Skomplikowane losy Joao Felixa
Oczywiście nie ma tych bramek tak znowu wiele (10 w LaLiga, 6 LM), jeśli porównać dorobek Argentyńczyka do wspomnianego Haalanda czy Roberta Lewandowskiego albo Harry’ego Kane’a. Ale też “Pająk” w Atletico nie występuje na szpicy i nie skupia się wyłącznie na szukaniu sobie pozycji strzeleckich. Simeone na ogół wystawia go w duecie z Antoinem Griezmannem, zapewniając obu graczom pewną swobodę w kreacji, ale też obarczając ich obowiązkami związanymi z mocnym pressingiem i pracą w destrukcji. Jeśli chodzi o liczbę skoków pressingowych, dokonania Alvareza są nadzwyczaj imponujące. Co po części wynika właśnie z taktyki Los Colchoneros, ale też z indywidualnych decyzji Argentyńczyka, który z upodobaniem rzuca się przeciwnikom do gardła. Nic więc dziwnego, że “Cholo” aż tak go wychwala.
– Najbardziej komfortowo czuję się wtedy, gdy gram blisko bramki przeciwnika. Wtedy mogę demonstrować najlepszą wersję siebie jako napastnika – zaznacza jednak Alvarez. Wyraźnie sygnalizując, że harówka w pressingu harówką, ale frajdę dostarczają mu też te momenty, gdy to partnerzy pracują na jego gole.
– Gole to coś, o czym ludzie dyskutują – zauważa Jose Maria Gimenez, obrońca Atletico, cytowany przez “Marcę”. – Ale Julian to przede wszystkim praca bez piłki, pressing, inteligentne zajmowanie pozycji na boisku. On wygrał już w futbolu wszystko, ale wciąż jest tym, który najwięcej biega. Jest dziś naszą siłą.
Ostatnie tygodnie są dla Alvareza szczególnie udane. W 2025 roku zapisał on już na swoim koncie między innymi:
- gola w wyjazdowych derbach z Realem (1:1)
- gola w domowym spotkaniu z Osasuną (1:0)
- gola w domowym meczu z Athletikiem Bilbao (1:0)
- gola i asystę w półfinałowym meczu Pucharu Króla z Barceloną (4:4)
Argentyńczyk błyszczy więc w spotkaniach z topowymi przeciwnikami i pojedynczymi zagraniami przesądza o losach wyrównanych rywalizacji, co jest wyjątkowo cenne w przypadku gracza, który zapewnia przy okazji tak wiele korzyści bez piłki przy nodze. Między innymi dlatego Atletico wciąż pozostaje w grze o potrójną koronę.
Oczywiście Los Colchoneros nie są faworytami dwumeczu z Realem Madryt w 1/8 finału Ligi Mistrzów. Szanse Królewskich i Barcelony na triumf w LaLiga oraz Pucharze Króla także wydają się w tej chwili wyższe. Ale ekipa dowodzona przez Simeone ma w swoich szeregach Alvareza, niestrudzonego łowcę trofeów. Byłoby w sumie sensacją, gdyby “Pająk” w tym sezonie nie złapał w swoją sieć chociaż jednego pucharu. Jak zwykle – nie robiąc wokół tego zbędnego szumu i zamieszania.
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Kokaina, romanse i Los Angeles Lakers. Jack Nicholson w Mieście Aniołów
- Na spontanie po mistrzostwo Anglii. Wielka improwizacja Kevina Keegana
- Mistrzowie-widmo. Niezauważone triumfy Evertonu
- Apetyt Sevilli, wahania Capello, ręka Messiego. 18 lat temu LaLiga wymknęła się spod kontroli
fot. NewsPix.pl