Stadion w Niepołomicach jest mały, skromny, folklorystyczny, a w pewnych miejscach wręcz prowizoryczny. I co z tego? Dla uroku Ekstraklasy to bardzo dobrze, że Puszcza wraca do siebie. Niewiele jest w polskiej piłce smutniejszych obrazków niż ten, w którym jakaś drużyna rozgrywa swoje mecze na obcym stadionie, w dodatku za dużym, przy akompaniamencie głuchego echa i w towarzystwie pustych krzesełek. Dla Żubrów to już przeszłość. Jakkolwiek to brzmi, od teraz ich obiekt będzie pękał w szwach.
2 marca, 12:15. Ta data przejdzie do historii Niepołomic. 17-tysięczne miasteczko spod Krakowa po raz pierwszy zorganizuje mecz na poziomie Ekstraklasy. Stadion wypełni się do ostatniego krzesełka, czyli przyjdzie na niego dwa tysiące osób. Zapotrzebowanie na bilety na to wiekopomne wydarzenie było dużo, dużo większe.
To oczywiste, że obiekt w Niepołomicach odstaje od innych stadionów w lidze.
Ale jaki sens w tym, by akurat Puszcza, mały klub z małego miasta, grała na dużym i nowoczesnym stadionie?
Ekstraklasa wraca do Niepołomic. Jak zmodernizowano stadion?
Kiedy tylko Żubry awansowały do Ekstraklasy, stało się jasne, że będą modernizować skromny obiekt przy Kusocińskiego, żeby spełnić wymogi Komisji Licencyjnej. PZPN miał zastrzeżenia przede wszystkim do…
- pojemności stadionu,
- dostosowania go do potrzeb telewizji.
Według podręcznika licencyjnego obiekt na poziomie Ekstraklasy powinien posiadać nie mniej niż 4500 krzesełek. Puszcza wciąż nie spełniła tego wymogu, jej stadion niezmiennie ma dwa tysiące miejsc, czyli tyle, ile w pierwszej lidze. To póki co nie jest problem, bo PZPN dał klubowi z Małopolski trzy lata na zwiększenie pojemności do ustalonej przepisami liczby. Ten i przyszły sezon niepołomiczanie mogą dograć bez rozbudowy trybun, choć ta została już zaplanowana, ale o tym za chwilę.
Najwięcej Niepołomice musiały zrobić, żeby dopieścić telewizję, bo o ile federacja mogła przymknąć oko na krzesełka, o tyle wymagania Canal+ wykładającego na ligę ogromne pieniądze (za prawo do pokazania jednego meczu płaci około milion złotych!) były nienegocjowalne. Przed modernizacją stadion Puszczy był kompletnie niegotowy na zrealizowanie transmisji na poziomie Ekstraklasy. Począwszy od tego, że… pod siedzibę klubu nie dało się podjechać wozem transmisyjnym.
Pobliska droga prowadząca na stadion była zwyczajnie zbyt wąska, żeby długi tir Live Parku mógł w nią skręcić z drogi krajowej, a w dodatku pod samym obiektem brakowało wystarczająco dużego parkingu, na którym można byłoby rozstawić sprzęt. To tym podkrakowskie miasto zajęło się w pierwszej kolejności.
W drugiej głowiono się, jak przygotować miejsce dla kamer. W pierwszoligowym standardzie ustawiano je na metalowych wieżyczkach stojących przy linii boiska, ale Canal+ życzył sobie, by – dla komfortu widza – były one bardziej oddalone od pola gry. I nie była to bynajmniej żadna fanaberia – pierwszoligowe spotkania w Niepołomicach, transmitowane jeszcze przez Polsat, były zwyczajnie nieprzyjemne do oglądania (i wcale nie dlatego, że nie podobał nam się styl drużyny Tułacza).
To stanowiło pewien problem, bo starych rusztowań nie dało się cofnąć – tuż za nimi stał plac zabaw. Jak rozwiązano ten problem? Ano tak, że plac zabaw… zdemontowano. Nie jest to duża strata, bo mowa o skromnym miejscu, a przecież niespełna kilometr dalej dzieci mogą pobawić się na nowoczesnej krainie zabaw wybudowanej za 1,5 miliona złotych. Dzięki temu wzdłuż boiska stanęło pięć nowych wieżyczek – trzy duże, zdobione drewnem, co ma dodawać puszczańskiego klimatu. Co ciekawe, podobne rozwiązanie zastosowano na stadionie Rakowa, choć tam nie rzuca się ono w oczy, bo wieżyczki są elementem jednej z trybun. Do tego należy doliczyć dwie małe konstrukcje ustawione w narożnikach na tzw. kamery goal line (nie mylić z technologią goal line).
Niecodzienny problem: walka o działkę
To właśnie postawienie jednej z kamer w narożniku kosztowało działaczy Puszczy najwięcej nerwów. Żeby konstrukcja spełniała swoją funkcję w stu procentach, należało ustawić ją na terenie, który należał do sąsiadującej ze stadionem prywatnej posesji. Przy modernizacji generalnie trzeba było dogadać się z kilkoma sąsiadami i nikt – poza wspomnianymi z narożnika – nie robił większych problemów. A ci konkretni wyczuli pieniądz i postawili absurdalne, zaporowe warunki.
Mianowicie – za użyczenie kawałka nieużywanego gruntu zażyczyli sobie kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie, wiedząc, że klub i gmina są na musiku. I rzeczywiście byli – bez zgody przedsiębiorczych sąsiadów Puszcza nie mogła spełnić warunków licencyjnych na grę w Ekstraklasie. Mimo długiego przeciągania liny i negocjacji nie udało się wypracować żadnego kompromisu, a cena… tylko rosła. Wydawało się, że sytuacja jest patowa i jedynym rozwiązaniem jest nieustanna gra w gościach lub wybudowanie stadionu w innym miejscu.
I wtedy gmina sięgnęła po ostateczne rozwiązanie: zapowiedziała, że rozpocznie starania o wywłaszczenie tego terenu. Dopiero wizja starcia z machiną urzędową sprawiła, że sąsiedzi zmiękli i zgodzili się na czasową dzierżawę terenu, byle tylko nie tracić tych ziem. A w tym układzie już klub i miasto rozdawały karty w negocjacjach i finalnie rozmowy zatrzymały się na kwocie trzech tysięcy miesięcznie płaconych przez dziesięć najbliższych lat.
To i tak kapitalny biznes dla sąsiadów, którzy za skrawek terenu zgarną w dziesięć lat tyle, co za wynajem mieszkania w Krakowie (łącznie 360 tysięcy złotych). Mimo szczęśliwego końca, Puszcza wolałaby oszczędzić sobie takich atrakcji, bo przez przeciągające się rozmowy straciła cały rok, podczas którego nie przeprowadzała żadnych prac na samym stadionie – bo po co miała je rozpoczynać, skoro mogły okazać się zaraz kompletnie niepotrzebne?
Plan na przyszłość: rozbudowa do 4500 miejsc
Cała reszta to już kosmetyka. No, może poza trybunami – tymi wzdłuż boiska i za bramką – gdzie wymieniono stalowe konstrukcje pod krzesełkami. Powiększono strefę VIP do 250 miejsc (różni się ona od pozostałych sektorów tym, że mieści się na środku), podciągnięto światłowód z myślą o telewizji, wybudowano metalowe schody łączące parking dla wozów transmisyjnych ze stadionem.
Wszystkie prace na samym stadionie wykonano dosłownie w ostatnich tygodniach. W budżecie Niepołomic na 2025 rok przeznaczono na nie dwa miliony złotych. To jednak nie koniec wydatków miasta na infrastrukturę sportową. Burmistrz Michał Hebda już teraz zapowiada, że rozpocznie wkrótce przebudowę trybuny za bramką, do której dobuduje dodatkowe pięćset krzesełek. Jeśli ponadto Puszcza zostanie w Ekstraklasie na kolejny sezon, postara się o budowę kolejnej trybuny, za drugą z bramek, na której będzie mogło zasiąść dwa tysiące widzów.
Po skutecznym doprowadzeniu do końca obu pomysłów, klub z Niepołomic spełni wszystkie wymogi licencyjne dotyczące infrastruktury i – dopóki przynajmniej przepisy się nie zaostrzą – będzie mógł bezproblemowo grać u siebie w meczach na najwyższym poziomie. Mamy jednak wrażenie, że akurat ten wymóg licencyjny PZPN mógłby Puszczy odpuścić. Średnia widzów na domowych meczach w pobliskim Krakowie z tego sezonu to 2293 osoby. Średnia w Niepołomicach z ostatniego sezonu w pierwszej lidze, zakończonego awansem: 1208 widzów.
Na premierowy mecz w Ekstraklasie czteroipółtysięcznik z pewnością bez problemu by się wypełnił, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że na co dzień dodatkowa trybuna będzie świecić pustkami. Puszcza chciałaby jednak mieć nad sobą takie problemy, bo to oznaczałoby, że utrzyma się w najwyższej lidze. Swój stadion – klimatyczny i folklorystyczny – powinien być jej kolejnym atutem.
WIĘCEJ O PUSZCZY NIEPOŁOMICE:
- Nie będzie meczu Polonia – Legia. Puszcza pisze piękną historię. „Przebijamy szklany sufit”
- Kewin Komar uniewinniony. „Działał w warunkach obrony koniecznej”
- Puszcza ma nowego napastnika. To reprezentant Białorusi
Fot. newspix.pl / Facebook Michał Hebda – Burmistrz Miasta i Gminy Niepołomice