To był związek bez przyszłości, więc Cracovia późno, bardzo późno, ale w końcu go zakończyła. “Pasy” po sześciu remisach z rzędu wreszcie dały sobie spokój z pokojowym punktowaniem i sięgnęły po pełną pulę. Kiedy miały to zrobić, jak nie w starciu z Górnikiem Zabrze, który od dłuższego czasu wyjątkowo im leży.
Krakowianie w ostatnich siedemnastu meczach z Górnikiem aż 10 razy wygrali, czterokrotnie zremisowali i tylko w trzech przypadkach przegrywali, a dziś jeszcze poprawili ten bilans.
Gospodarze znacznie więcej szumieli. Ismaheel w pewnym momencie wrzucił Jugasa na taką karuzelę, że Czech do teraz może mieć problemy z błędnikiem, ale co z tego, skoro na koniec znów zabrakło mu wykończenia. Czeskiego kolegę zaasekurował Gustav Henriksson, który był dziś prawdziwym liderem pasiastej defensywy, osłabionej brakiem Ghity i Kakabadze. Dość powiedzieć, że Szwed zablokował aż sześć strzałów. Zadanie miał nieco ułatwione, bo zawodnicy Górnika w ataku pozycyjnym przeważnie bili głową w mur. Albo bez sensu wrzucali, albo gdy nawet nieźle pograli kombinacyjnie, to na koniec reszta gdzieś się chowała i trudno było zakończyć akcję konkretną sytuacją.
Górnik Zabrze – Cracovia 0:1. Pokaz niemocy z przodu
W drugiej połowie najlepszą okazję zmarnował Luka Zahović, który z bliska obił słupek po akcji Sarapaty. Oprócz tego Madejski musiał odbić strzały Podolskiego i aktywnego po wejściu Sowa. I tyle, w pozostałych przypadkach zabrzanie z pasją walili głową w mur, aż żal się ich robiło.
W Cracovii dobrą robotę wykonywali często samotni z przodu Kallman z Van Burenem. Ten drugi miał jednak chwile zaćmienia w okolicach własnej bramki. Sytuacja Zahovicia wzięła się z jego złego zgrania głową. Można też dyskutować, czy na pewno sędziowie powinni tak łatwo przejść do porządku dziennego nad zagraniem ręką Holendra pod koniec pierwszej połowy.
Akcja bramkowa to trochę kunsztu Hasicia, rozegranie Maigaarda i rykoszet Janickiego, który tak przeciął podanie Kallmana, że skierował piłkę do własnej bramki. Później wystarczyło, że Cracovia zwarła się w tyłach i rywal wył z bezsilności.
Jeśli piłkarze i sztab Pasów poważnie traktują słowa prezesa Mateusza Dróżdża, że celem na wiosnę powinny być europejskie puchary, był to absolutnie ostatni dzwonek, żeby się przełamać. Doliczając dwie porażki przed serią remisów, Cracovia na ligowe zwycięstwo czekała już od ośmiu kolejek. Gdy wygrywała w Gdańsku, nie pogasły jeszcze wszystkie znicze, które dopiero co zapalaliśmy na grobach swoich bliskich. Szmat czasu.
Górnik ciągle nie potrafi złapać odpowiedniego rytmu i wiosną gra przeciętnie łamane na słabo. Wygląda na to, że trudno będzie podopiecznym Jana Urbana powalczyć o coś więcej niż ciepełko środka tabeli.
Zmiany:
Legenda
Fot. Newspix