Reklama

Ile zwrotów akcji może pomieścić jeden mecz? Sprawdzili piłkarze Barcelony i Atletico

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

25 lutego 2025, 23:59 • 5 min czytania 47 komentarzy

Dzisiejsze starcie półfinałowe Barcelony z Atletico w Pucharze Króla składało się właściwie z samych zwrotów akcji. Było ich tyle, że można by nimi obdzielić ze dwadzieścia innych meczów. Blaugrana zaczęła fatalnie, potem w wielkim stylu wygrzebała się z tarapatów, by w samej końcówce znowu oberwać od nieustępliwych madrytczyków. Koniec końców stanęło na remisie 4:4, a my tylko żałujemy, że na rewanż przyjdzie nam czekać przeszło miesiąc. Jasny gwint, ależ to było kapitalne widowisko. 

Ile zwrotów akcji może pomieścić jeden mecz? Sprawdzili piłkarze Barcelony i Atletico

Znakomity początek w wykonaniu Atletico

Gospodarze zaczęli spotkanie gorzej niż źle. To była całkowita katastrofa. Wystarczy powiedzieć, że już po sześciu minutach Atletico miało na swoim koncie dwubramkową przewagę. Mało tego – mimo że otwierająca bramka dla ekipy z Madrytu padła już w pierwszej minucie meczu, to przyjezdni zdążyli wcześniej zmarnować jedną dogodną okazję do wyjścia na prowadzenie. I to najlepiej podsumowuje poziom organizacji Barcelony w defensywie, podobnie jak poziom koncentracji u poszczególnych obrońców Blaugrany. Katalończycy wyszli na boisko z głowami w chmurach, a Julian Alvarez i Antoine Griezmann bezlitośnie to wykorzystali. Zaimponował zwłaszcza Argentyńczyk, który najpierw sam wpakował piłkę do siatki, a zaraz potem popisał się znakomitą asystą do Francuza.

Przypominało to trochę legendarny pojedynek Andrzeja Gołoty z Lennoxem Lewisem. I chyba wiadomo, kto jest kim w ramach tej analogii. Barcelona przyjęła potężne ciosy, padła na deski i wydawało się, że może się już z tego nie podźwignąć do końca meczu. A w zasadzie – do końca dwumeczu. Hansi Flick kipiał z wściekłości przy linii bocznej, podczas gdy Diego Simeone wyglądał wręcz na zdumionego, że spotkanie aż do tego stopnia ułożyło się po myśli jego podopiecznych.

Jest tylko jeden problem – Atletico od tego momentu przestało grać. Totalnie oddało pole Blaugranie.

Już po paru minutach Los Colchoneros odebrali zresztą pierwszy sygnał ostrzegawczy od Barcelony, gdy stuprocentową sytuację strzelecką w sobie tylko znany sposób spartolił Ferran Torres, jednak nawet to nie obudziło przyjezdnych, którzy chyba poczuli się usatysfakcjonowani wypracowaniem dwubramkowej zaliczki w ekspresowym tempie. No i pewnie trochę się wypompowali po super-intensywnym wejściu w mecz, gdy porozstawiali przeciwników po kątach. Tymczasem Barcelona z każdą minutą nabierała impetu i nie kazała zbyt długo czekać swoim fanom na bramkę kontaktową. Czego nie dokonał Torres, to udało się Pedriemu – pomocnik Barcelony w 19. minucie pokonał Juana Musso i był to wyraźny sygnał, że Katalończyków nie należy jeszcze w tym meczu skreślać.

Reklama

Wielki comeback Barcelony

Jednak chyba nawet najwięksi optymiści wśród kibiców zgromadzonych na Estadio Olimpico de Montjuic nie spodziewali się, że jeszcze przed przerwą Barca wyjdzie na prowadzenie. A z kolei nawet najwięksi defetyści wśród zwolenników Atletico nie wyobrażali sobie, jak fatalnie ich ulubieńcy spiszą się w defensywie przy stałych fragmentach gry. Bo to właśnie dośrodkowania ze stojącej piłki okazały się dla Blaugrany kluczem do odwrócenia losów rywalizacji. Najpierw Raphinha perfekcyjnym dograniem z rzutu rożnego obsłużył Paua Cubarsiego, a później dołożył do kolekcji podobną asystę przy trafieniu Inigo Martineza.

Zwłaszcza bramka tego drugiego będzie zapewne długo analizowana przez sztab szkoleniowy Los Colchoneros. I coś nam się wydaje, że Diego Simeone dobitnie przekaże zawodnikom odpowiedzialnym za tę defensywną wtopę, by już więcej podobnych pomyłek nie popełniali.

No sami zobaczcie – Martinez był w polu karnym zupełnie osamotniony:

W ten oto sposób Barcelona w typowym dla siebie, szalonym stylu uwinęła się z remontadą jeszcze w pierwszej odsłonie spotkania. I zastanawialiśmy się, jak gracze Flicka podejdą do drugiej połowy – czy spróbują dalej dociskać Atletico, czy może zdejmą nogę z gazu przynajmniej na jakiś czas?

Reklama

Padło na ten drugi wariant. Po zmianie stron madrytczycy ponownie doszli do głosu, starając się wykorzystać hektary wolnej przestrzeni za plecami wysoko ustawionych obrońców Blaugrany, co tak wspaniale wyszło im w pierwszej fazie meczu. Goście wykreowali sobie nawet kilka całkiem niezłych okazji do wyrównania, ale za każdym razem czegoś im brakowało, by postawić kropkę nad i. Albo szwankowało ostatnie podanie, albo wykończenie. I tu należy odnotować jedną naprawdę znakomitą interwencję Wojciecha Szczęsnego, który uchronił swoją ekipę przed utratą trzeciej bramki krótko po przerwie.

Zwariowana końcówka meczu

A skoro już przy polskich wątkach jesteśmy, to w 68. minucie spotkania na murawie zameldował się Robert Lewandowski. I po zaledwie paru chwilach spędzonych na boisku kapitan reprezentacji Polski świętował zdobycie bramki na 4:2. Choć, bądźmy uczciwi, 95% roboty w tej akcji wykonał Lamine Yamal, który fenomenalnie urwał się obrońcy i obsłużył starszego kolegę z zespołu perfekcyjnym dograniem “Lewy” musiał po prostu przystawić szuflę do pustaka. Ale tego się między innymi oczekuje od klasowej dziewiątki – że znajdzie się we właściwym miejscu o właściwym czasie. No i Lewandowski był na posterunku. Zresztą niedługo potem Raphinha poszukał Polaka jeszcze piękniejszym zagraniem z bocznego sektora boiska, lecz tym razem obrońcy Atletico powstrzymali “Lewego” przed oddaniem skutecznego strzału.

Tak czy owak, wydawało się, że czwarta bramka dla gospodarzy pomału kończy nam dzisiaj emocje. Jednak nic bardziej mylnego. Okazało się, że Atletico ma jeszcze w baku wystarczająco dużo paliwa, by pokusić się o kolejny zryw w końcowej fazie meczu. Zaczęło się od trafienia Marcosa Llorente, które ewidentnie natchnęło ekipę Los Colchoneros do walki o wyrównanie. No i przyjezdni dopięli swego w doliczonym czasie gry, gdy Szczęsnego pokonał Alexander Sorloth.

Krytykowaliśmy już wcześniej obrońców Barcelony, ale to co oni nawywijali tutaj, to już naprawdę przechodzi ludzkie pojęcie. Prowadzić 4:3 w ostatnich sekundach spotkania i pozwolić rywalom wyjść dwóch na jednego przeciwko bramkarzowi? Nawet na orliku zostałoby to uznane za szczyt nieodpowiedzialności.

***

Cholera, po takim widowisku to aż chciałoby się, żeby rewanż odbył się jutro. A najlepiej – za godzinę. Na drugie starcie półfinałowe przyjdzie nam jednak zaczekać do 2 kwietnia. Prosimy więc tylko o jedno, ponieważ nie jesteśmy zachłanni – niech będzie chociaż w połowie tak pasjonujące, jak to dzisiejsze.

FC BARCELONA – ATLETICO MADRYT 4:4 (3:2)

  • 0:1 – Alvarez 1′
  • 0:2 – Griezmann 6′
  • 1:2 – Pedri 19′
  • 2:2 – Cubarsi 21′
  • 3:2 – Martinez 41′
  • 4:2 – Lewandowski 74′
  • 4:3 – Llorente 84′
  • 4:4 – Sorloth 90+3′

CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:

fot. NewsPix.pl

Za cel obrał sobie sportretowanie wszystkich kultowych zawodników przełomu XX i XXI wieku i z każdym tygodniem jest coraz bliżej wykonania tej monumentalnej misji. Jego twórczość przypadnie do gustu szczególnie tym, którzy preferują obszerniejsze, kompleksowe lektury i nie odstraszają ich liczne dygresje. Wiele materiałów poświęconych angielskiemu i włoskiemu futbolowi, kilka gigantycznych rankingów, a okazjonalnie także opowieści ze świata NBA. Najchętniej snuje te opowiastki, w ramach których wątki czysto sportowe nieustannie plączą się z rozważaniami na temat historii czy rozmaitych kwestii społeczno-politycznych.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Kluby z niższego szczebla w finale pucharów. Czy dzięki Ruchowi dogonimy Niemców?

AbsurDB
1
Kluby z niższego szczebla w finale pucharów. Czy dzięki Ruchowi dogonimy Niemców?

Hiszpania

Piłka nożna

Kluby z niższego szczebla w finale pucharów. Czy dzięki Ruchowi dogonimy Niemców?

AbsurDB
1
Kluby z niższego szczebla w finale pucharów. Czy dzięki Ruchowi dogonimy Niemców?