Reklama

Sensacja na San Siro! Jakub Moder świętuje wyeliminowanie Milanu

Paweł Marszałkowski

Autor:Paweł Marszałkowski

18 lutego 2025, 21:09 • 5 min czytania 77 komentarzy

Początek był jak ze snu. Mediolańczycy odrobili straty z Rotterdamu w 37 sekund. I uznali, że reszta jest formalnością. Zemściło się brutalnie. Najpierw z boiska wyleciał Theo Hernández, później ekipa Jakuba Modera (który znów rozegrał dobry mecz) wyrównała i już nie było czego zbierać. Tym samym Feyenoord z „tymczasowym trenerem” bez papierów za sterami płynie dalej w Lidze Mistrzów, a Milan może skupić się na lidze włoskiej.

Sensacja na San Siro! Jakub Moder świętuje wyeliminowanie Milanu

Na początek mała zagadka. Ilu Włochów wybiegło na murawę San Siro w pierwszych składach Milanu i Feyenoordu?

Trzy…

Dwa…

Jeden…

Reklama

Ding dong. Czas na odpowiedź minął. Otóż zero. Za to hymnu Ligi Mistrzów z poziomu boiska wysłuchało aż czterech Polaków. Poza Jakubem Moderem, obecni byli Szymon Marciniak i jego asystenci: Tomasz Listkiewicz oraz Adam Kupsik (Wojciech Myć pełnił rolę sędziego technicznego, a Tomasz Kwiatkowski odpowiadał za VAR).

A skoro już jesteśmy przy składach, to warto odnotować, że w porównaniu do przegranego 0:1 meczu w Rotterdamie Sérgio Conceição dokonał zaledwie jednej zmiany. Portugalczyk posadził na ławce Youssoufa Fofanę (który dotychczas grał praktycznie wszystko od deski do deski). Zamiast Francuza obok Tijjaniego Reijndersa wybiegł Yunus Musah.

Pascal Bosschaart mógł pozazdrościć swojemu koledze po fachu – jak powiedziałby Dariusz Szpakowski – wyborów, ponieważ sam pracuje w szpitalu. Na liście kontuzjowanych zawodników Feyenoordu naliczyliśmy jedenaście nazwisk. Po pierwszym starciu obu ekip dopisani zostali do niej: Quinten Timber i Ayase Ueda. No, nie było czego zazdrościć.

A zaledwie kilka chwil po pierwszym gwizdku okazało się, że może być jeszcze gorzej.

Za szybko

Milan ruszył rozjuszony. Już w pierwszej akcji Santiago Giménez jak wściekły byk próbował przedrzeć się przez zasieki obronne Holendrów i w 15. sekundzie wywalczył rzut rożny. Gdy Szymon Marciniak wskazał na narożnik, Meksykanin dał sygnał kibicom, żeby poderwali się z miejsc, na co mediolańczycy odpowiedzieli dziką wrzawą.

Do piłki podszedł Theo Hernández i chwilę później rozegrał ją krótko z Christianem Pulisicem. Amerykanin dośrodkował na długi słupek do Malicka Thiawa, który z kolei posłał futbolówkę wzdłuż linii bramkowej, przy której najwyżej wyskoczył Giménez. I było 1:0! W 37. sekundzie!

Reklama

Filmowy scenariusz. Jeszcze 29 stycznia Giménez strzelił honorowego gola dla Feyenoordu w meczu fazy ligowej Champions League z Lille (1:6). 3 lutego został zaprezentowany jako nowy napastnik Milanu. Od tamtego czasu zdążył strzelić w czerwono-czarnych barwach dwa gole w czterech spotkaniach. A teraz dołożył trzecią bramkę, niesłychanie istotną.

Giménez z trudem powstrzymał wybuch radości. Chciał okazać szacunek klubowi, który dopiero co opuścił, ale widać było, że cały buzuje.

Za mało

Zatem wszystko zaczęło się od początku. Gospodarze – już o wiele spokojniejsi – kontrolowali grę i co jakiś czas (najczęściej za sprawą João Félixa albo Theo Hernándeza) sprawdzali czujność Timona Wellenreuthera, którego kilka razy wsparła obudowa bramki.

Goście odpowiadali sporadycznie. W siódmej minucie uderzył Moder, ale piłka przeleciała dwa metry nad poprzeczką. Wkrótce okazało się, że był to jeden z dwóch strzałów gości w pierwszej połowie (przy drugim – w wykonaniu Zepiqueno Redmonda – reprezentant Polski podawał).

Piłkarze Milanu uderzali na bramkę Wellenreuthera aż jedenaście razy, jednak mimo to z każdą kolejną minutą utwierdzaliśmy się w przekonaniu, że wspomniany spokój wcale nie jest pozytywny. Po strzelonym golu, Rossoneri uspokoili się aż za bardzo. Jak gdyby uznali, że załatwili wszystko w 37 sekund. A przecież nic nie było jeszcze rozstrzygnięte.

W pierwszych 45 minutach podopieczni Sérgio Conceição mieli jednak to szczęście, że goście byli totalnie bezbarwni i przede wszystkim bezzębni. Osłabieni nie tylko kadrowo, ale i tak po prostu. Można było odnieść wrażenie, że przed wyjazdem na San Siro zapomnieli zjeść nie tylko obiadu, ale i śniadania.

Za głupio

Wszystko zmieniło się po powrocie z szatni. Już po pięciu minutach drugiej połowy pomocną dłoń do gości wyciągnął Szymon Marciniak, wyciągając drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartkę dla Theo Hernándeza za ewidentną „symulkę” w polu karnym Feyenoordu. Nie było co sprawdzać. Głupota Francuza została zaprezentowana jak na tacy.

Tak więc od 51. minuty goście grali w przewadze jednego zawodnika. No i role się odwróciły. Teraz to goście próbowali napierać na bezzębnych rywali. I dopięli swego! W 73. minucie Hugo Bueno znakomicie dośrodkował piłkę na głowę Juliána Carranzy, a Argentyńczyk okazał się egzekutorem równie bezwzględnym, jak Giménez.

Grający w osłabieniu gospodarze mieli nieco ponad kwadrans na uratowanie sytuacji, ale wydawali się totalnie zamroczeni. Nawet od Conceição nie buchał ten ogień, co zazwyczaj. Jak gdyby wszyscy na San Siro wiedzieli, że karty zostały już rozdane i niczego nie można odwrócić.

Zasłużenie

No i niczego nie odwrócono. Folgowanie z pierwszej połowy zemściło się brutalnie. Gospodarze nie byli nawet blisko doprowadzenia do dogrywki. Ci, którzy powinni błyszczeć, byli niemrawi. Przede wszystkim Rafael Leão, który po końcowym gwizdku z trudem wytrzymywał napięcie, za co obejrzał żółtą kartkę. W tych samych okolicznościach asa kier obejrzał obrońca gości Givairo Read. A więc kolejne osłabienie Feyenoordu przed 1/8 finału.

Jednak tym na ten moment chyba nikt w Rotterdamie się nie przejmuje. Natomiast na miejscu działaczy holenderskiego klubu, tuż po wychyleniu butli szampana, zajęlibyśmy się zatrudnieniem na stałe pana Bosschaarta. Wygląda na to, że gość zna się na robocie.

AC Milan – Feyenoord Rotterdam 1:1 (1:0)

  • 1:0 – Giménez 1′
  • 1:1 – Carranza 73′

Czerwone kartki: Hernández 51′ (za drugą żółtą), Givairo Read 90+7′ (po końcowym gwizdku)

WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

Kaszub. Urodził się równo 44 lata po Franciszku Smudzie, co może oznaczać, że właśnie o nim myślał Adam Mickiewicz, pisząc słowa: „A imię jego czterdzieści i cztery”. Choć polskiego futbolu raczej nie zbawi, stara się pracować u podstaw. W ostatnich latach poznał zapach szatni, teraz spróbuje go opisać - przede wszystkim w reportażach i wywiadach (choć Orianą Fallaci nie jest). Piłkę traktuje jako pretekst do opowiedzenia czegoś więcej. Uzależniony od kawy i morza. Fan Marka Hłaski, Rafała Siemaszki, Giorgosa Lanthimosa i Emmy Stone. Pomiędzy meczami pisze smutne opowiadania i robi słabe filmy.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Ivan Perisić albo Rakitić w Widzewie? “Nie przekreślalibyśmy tego”

Jakub Radomski
16
Ivan Perisić albo Rakitić w Widzewie? “Nie przekreślalibyśmy tego”
Ekstraklasa

Piłkarz Lecha Poznań: “Rodri to jeden z moich najlepszych przyjaciół”

Jakub Radomski
6
Piłkarz Lecha Poznań: “Rodri to jeden z moich najlepszych przyjaciół”
Ekstraklasa

Napastnik za ponad milion euro, a dopiero potem dyrektor sportowy. Dziwna kolejność

Paweł Paczul
15
Napastnik za ponad milion euro, a dopiero potem dyrektor sportowy. Dziwna kolejność

Liga Mistrzów

Ekstraklasa

Ivan Perisić albo Rakitić w Widzewie? “Nie przekreślalibyśmy tego”

Jakub Radomski
16
Ivan Perisić albo Rakitić w Widzewie? “Nie przekreślalibyśmy tego”
Ekstraklasa

Piłkarz Lecha Poznań: “Rodri to jeden z moich najlepszych przyjaciół”

Jakub Radomski
6
Piłkarz Lecha Poznań: “Rodri to jeden z moich najlepszych przyjaciół”
Ekstraklasa

Napastnik za ponad milion euro, a dopiero potem dyrektor sportowy. Dziwna kolejność

Paweł Paczul
15
Napastnik za ponad milion euro, a dopiero potem dyrektor sportowy. Dziwna kolejność