W religii jak w polityce. Ile obozów, tyle opinii, a raczej kłótni o to, kto ma rację. Niektórzy za odmienność zabijają, inni podchodzą do tematu z dystansem, a jeszcze inni czują się tak natchnieni, że dosłownie podporządkowują wierze całe swoje życie. Również w świecie futbolu nie brakuje przypadków, kiedy ktoś uznał religię za oś, punkt odniesienia, wymówkę, drogę, cel. Jakiegokolwiek hasła nie wymyślicie, praktycznie wszystkie da się sprowadzić do zdania “Bóg tak chciał”, co chętnie robi dzisiaj niejeden piłkarz. Gorzej, gdy Bogiem zaczyna wycierać sobie gębę.
Dzisiaj epatowanie wiarą nie jest tak częste, jak było jeszcze, powiedzmy, kilkanaście-kilkadziesiąt lat temu. Gdy ktoś jest zbyt gorliwy, częściej dostaje krzywe spojrzenia, a więc postacie, które w tej kwestii żyją po swojemu, wybijają się znacznie bardziej. Jak później przeczytacie, nie zawsze w dobrym tego słowa znaczeniu.
Sam wątek wiary w Boga zakrawa o wyznanie jak w konfesjonale, które nie jest luźnym tematem do pogawędki przy kawie. Bo taka jest prawda – nie rozmawiamy o tym wcale lub niewiele. Dla części ludzi się to powodem do zakłopotania, albo jest zbyt intymne, albo… jedno i drugie.
Spis treści
- Bóg w futbolu. Piłkarze a ich postrzeganie religii
- Ronald Araujo przesuwa granicę wiary w stronę absurdu?
- Neymar dobry, Bóg zły
- Gdy odniesienia do Boga to chleb powszedni
- Gdy do świadectwa wiary chce się czegoś więcej
- Gdy zgoda z Bogiem staje się ważniejsza niż futbol
- Gdy religia staje się kolejnym powołaniem
- Gdy pójdzie się krok za daleko...
Bóg w futbolu. Piłkarze a ich postrzeganie religii
Gdy dwa lata temu rozmawialiśmy o wierze z jednym z polskich piłkarzy, Jakubem Czerwińskiem z Piasta Gliwice, czuliśmy, że jest lekko speszony pytaniem o tatuaże nawiązujące do wiary chrześcijańskiej. Mimo to rzucił na sprawę ciekawe światło, nie fałszował i podsunął, zdaje się, naturalne podejście: – Jestem osobą bardzo religijną. Zostałem wychowany po to, żeby żyć w zgodzie z religią chrześcijańską. Absolutnie się tego nie wstydzę, choć rzeczywiście mamy takie, a nie inne czasy, więc to, co mówię, może być dla kogoś niezrozumiałe czy nawet abstrakcyjne. Rozmowa z Bogiem jest dla mnie arcyważna. Chęć pójścia do kościoła, wyciszenie się, modlitwa… to wszystko odciąża mnie w trudnych chwilach i wzmacnia w dobrych momentach, pomaga w rozwiązywaniu problemów i podejmowaniu decyzji.
Jakub Czerwiński o religii, stresie, życiu i Piaście [WYWIAD]
Gdyby rola Boga w życiu piłkarzy sprowadzała się wyłącznie do takich ram, nie dałoby się do niczego przyczepić. Z drugiej strony niby nie wypada podważać czyjejś wiary niezależnie od jej siły i idących za tym działań, choć pewnie sami przyznacie, że ciągle poznajemy historie godne dyskusji, podziwu czy potępienia, zależy. W jednym miejscu ktoś jest w stanie porzucić karierę na rzecz sutanny, a w drugim wyzywać pół świata od diabłów na widok par o tej samej płci. Ot, dzisiejsza norma.
Ronald Araujo przesuwa granicę wiary w stronę absurdu?
Ale jak podchodzić do tych, którzy religią zasłaniają swoje porażki albo aż za bardzo oddają wyższej instancji stery nad własnym losem? Co, gdy piłkarz na pytanie o przyszłość w klubie odpowiada: “jeśli Bóg tak zechce, zostanę. Gdyby ode mnie to zależało, na pewno by tak było”?
Ten piłkarz to Ronald Araujo, który jest interesującym punktem wyjścia do dyskusji, czy aby Bóg zbyt często nie staje się wygodną zasłoną na wszystko. Nie wiemy, czy tak samo w głowach jak na zewnątrz w wywiadach, ale co do zasady pojawia się wszędzie tam, gdzie mogłaby paść zupełnie inna, bardziej wiarygodna odpowiedź.
– Ludzie mogą mieć nadzieję, mamy wielki zespół, ale trzeba być skromnym i pracować. Jestem szczęśliwy, że strzeliłem gola po odnowieniu mojej umowy, widać pracę, którą wkładam w grę na boisku. Jeśli Bóg tak zechce, będę w Barcelonie przez wiele lat. Gdyby ode mnie to zależało, na pewno by tak było – przyznał w styczniu Urugwajczyk.
Kluczowy jest kontekst. Piłkarz myśli o odejściu, romansuje z innym klubem, jego agenci szykują papiery. Nogi nie, ale myśli naturalnie są gdzieś indziej. Nagle jednak okazuje się, że Araujo nigdzie się nie wybiera, bo dostał lepszy kontrakt i łatwiejsze warunki do spełnienia przy ewentualnych odejściu. Nie odszedł z Barcelony zimą, ale przygotował sobie grunt pod zmiany latem. Bóg tego chciał? A jakże. Bóg się śmieje.
Neymar dobry, Bóg zły
Ale to nie jedyny piłkarz światowego formatu, który w 2025 roku odwołał się do Boga w taki sposób, że niejeden chrześcijanin mógł z niedowierzaniem pokręcić głową. Rzekł: – To kontuzje, które wykluczają mnie na trzy miesiące, sześć miesięcy. To mnie zraniło. Ale nie jest to coś, co zakończy moje życie lub sprawi, że pomyślę: “Do diabła z tym, nie zdobyłem Złotej Piłki”. Bóg tak chciał i to wszystko.
Neymar nie widział problemu w sobie. W wywiadzie, którego udzielał jeszcze przed powrotem do Santosu, nie wskazał palcem na demony, które go pochłonęły i w ostatnich latach mocno zastopowały karierę. Pech pechem, ale gdy widzi się czyjeś przywary, nad którymi spokojnie można popracować, a potem słyszy z czyichś ust “Bóg tak chciał”, czasami trudno o powagę. Bo to, sorry, niepoważne.
Neymar w Santosie, czyli być może największy zjazd w historii futbolu
Na szczęście nie każdy w świecie futbolu spłyca znaczenie Boga albo wmawia sobie, że tak naprawdę on kontroluje czyjeś kariery. Wsparcie w wierze to jedno, ale drugie, chyba rozsądne (chyba, zabezpieczamy się, bo nie brakuje fanatycznych wyznawców), to życie zgodne z bliższej realiom zasadą, że każdy jest kowalem własnego losu.
Wiadomo, że nie wszystko jest w naszych rękach, zaczynając choćby od miejsca urodzenia, ale zawsze będzie tak, że więcej osiągnie ten, który podniesie się z niemalże już przysłowiowej kanapy przed telewizorem. To samo, tylko w innych proporcjach, tyczy się również piłkarzy.
Gdy odniesienia do Boga to chleb powszedni
Kiedy na przykład Kylian Mbappe mówi, że Bóg ma dla wszystkich plan, musi wierzyć, że tak jest. Kiedy dopowiada, że wszystko, co go spotkało, było darem, też raczej nie robi tego pod publiczkę. I nawet przy takich hasłach, nie brzmiących jak wymówki, może włączyć się w nas wewnętrzna debata. Wiara kontra logika, plan boski kontra plan własny, przypadek kontra przeznaczenie. Nie chodzi o to, żeby na przykładzie Francuza deprecjonować to i owo, bo wiara we wpływ Boga na życie faktycznie potrafi napędzać. Tu bardziej chodzi o pytanie, czy część religijnych ludzi nie ma zaburzonej percepcji na to, gdzie kończy się rola Boga, a gdzie zaczyna nasza.
Piłkarzy, którzy sprowadzają istotne wydarzenia ze swojego życia do boskiego wpływu, nie brakuje. Taki Rigobert Song, legenda kameruńskiego futbolu i były piłkarz Liverpoolu, powiedział wręcz, że gdyby kiedyś nie wybudził się ze śpiączki po wypadku, Bóg miałby poważny problem. “Dziękuję wszystkim za ich modlitwy. Ci ludzie uratowali mi życie, wpędzili Boga w tarapaty”.
***
Olivier Giroud, znany weteran z włoskich czy angielskich boisk, w 2023 roku przekazał światu ważną z perspektywy religijnej informację. – Staram się być uczniem Jezusa, aby mu służyć – przyznał, a później zwrócił się z pomocą psalmu do francuskich pielgrzymów z okazji dnia Światowych Dni Młodzieży w Lizbonie: – Pójście za Jezusem daje mi radość, siłę, pogodę ducha, a przez to pokój. Tak, mogę powiedzieć za psalmistą: „Pan jest moim pasterzem, niczego mi nie brakuje” (Ps 23). I wezwać młodych: Stańcie się atletami Boga, słuchajcie jego słowa, odważcie się „zarzucić sieci”, jak czytamy w Ewangelii wg św. Łukasza. Zostańcie uczniami misjonarzami. Umocnijcie swoją wiarę w Jezusa, przyjmijcie Boga do swojego życia. Zaproście go! A gdyby Jezus był teraz przed tobą, co chciałbyś mu powiedzieć?
Apel Francuza spotkał się z ogromną falą pozytywnych komentarzy. Wielu ludzi mniej obytych ze sportem nie miało pojęcia, że 137-krotny reprezentant kraju tak bardzo udziela się w kwestiach związanych z wiarą.
Gdy do świadectwa wiary chce się czegoś więcej
U niektórych publiczna emanacja wiary w Boga to jednak nie tylko słowa. To również religijne tatuaże, które nosi na sobie wielu piłkarzy rozsianych po całym świecie. Ale jeden z nich, przedstawiający podobiznę Jezusa, zwraca szczególną uwagę i aż krzyczy “Patrzcie, wiara jest dla mnie wszystkim”.
Pasquale Mazzocchi, piłkarz Napoli, na pewno wiedział, że na brak plażowej rozpoznawalności narzekać nie będzie:
– Jeśli nie wierzysz w Boga, nie wierzysz w nic. Być może ktoś będzie patrzeć na mnie krytycznie z powodu tego tatuażu, ale ja naprawdę jestem wierzący. Wierzę ja, wierzy moja rodzina i wierzy moja żona. Szanuję wszystkich, ale od innych oczekuję również tego samego – powiedział swego czasu włoski piłkarz.
***
Są sytuacje, kiedy słowa i tatuaże to zdecydowanie za mało. Piłka piłką, rzecz ważna, ale czy słyszeliście o zawodniku, który kluby ligi angielskiej dosłownie zamienił na drużynę księży? Najpierw pykał w Manchesterze United, uczęszczając na treningi Alexa Fergusona. Potem grał w Norwich, był reprezentantem Irlandii Północnej i nawet trafił na radar Legii Warszawa, aż wreszcie stwierdził na koniec kariery, że przygotuje się do święceń kapłańskich.
Philip Mulryne napisał niezwykle ciekawą historię, jeśli weźmiemy pod uwagę jeszcze fakt, że “po godzinach” gustował w pięknych modelkach i alkoholu.
Oczywiście do czasu. Jego koledzy z Norwich byli w szoku, gdy Mulryne zaczął angażować się w życie w zgodzie z Biblią, brał się za prace charytatywne i pomoc bezdomnym: – Nie mogę zaprzeczyć, że sposób życia, który oferowała piłka nożna, sprawiał mi wiele przyjemności. Ale często te uczucia były ulotne. Moja wiara i życie kapłańskie dają mi większą satysfakcję i szczęście, które jest czymś znacznie większym niż uczuciem emocjonalnym. To wielka radość wiedzieć, że Bóg mnie kocha i bez względu na to, co stanie mi na drodze, jest przy mnie.
Gdy zgoda z Bogiem staje się ważniejsza niż futbol
Mulryne nie był jednak piłkarzem, który nagle odwrócił swoje życie o 180 stopni. Gdy – jak sam stwierdził – oddawał się w ręce Boga, był już po piku w swojej karierze i grał w niższych ligach. Co w takim razie powiecie o zawodniku, który miał tuż przed nosem lepszą przyszłość, a zrezygnował z niej tylko dlatego, że przestałby żyć w zgodzie z wiarą?
Carlos Vitor da Costa Ressurreicao w alternatywnej rzeczywistości zostałby piłkarzem Radomiaka. W naszej jednak, jakieś kilkanaście lat temu, brazylijski bramkarz dostał tytuł MVP sezonu, kiedy jego Londrina Esporte Club wywalczyła awans do Serie B. Po takim sukcesie indywidualnym i drużynowym Carlos otrzymał ofertę od Chapecoense, które grało w najwyższej klasie rozgrywkowej, Serie A. Tam mógł zarabiać dwa razy więcej, ale włodarze klubu musieli pogodzić się z zaskakującą odmową. Powód? Złamanie przykazania.
Carlos świętował soboty zgodnie ze swoją religią. Nie grał wtedy w piłkę, nie wykonywał żadnej pracy. W trzeciej lidze brazylijskiej to było możliwe, ale wyżej? Ciężary i to nawet po awansie na zaplecze, gdzie wówczas wiele meczów rozgrywano w piątki i soboty. Taki konflikt interesów spowodował, że Brazylijczyk ani nie podpisał kontraktu życia, ani nie mógł później grać w klubie, w którym stał się gwiazdą. Na specjalnej konferencji prasowej powiedział: – Moja wiara nie jest zbudowana na słowach pastora czy kogokolwiek innego. Studiowałem Biblię i doszedłem do wniosku, że potrzebuję duchowego wzrostu. Tak długo, jak będą istniały drużyny, które uszanują moją wiarę, sport zawsze będzie dla mnie ważny. Jeśli jednak tak nie będzie, to wiem, że Bóg zatroszczy się o mnie. Wiara czy kariera? Bez cienia wątpliwości wybieram wiarę.
Grał z Neymarem, trafił do polskiej IV ligi. „Nie byłem gorszy od Casemiro”
***
Podobna historia, choć z tragicznym zakończeniem, wydarzyła się bliżej większego futbolu. Miljenko Kovacić również uznał, że porzuci karierę piłkarską na rzecz Boga, a zdecydowanie było co porzucać. Chorwat miał w CV Dynamo Zagrzeb i włoską Brescię. Był też członkiem Międzynarodowego Towarzystwa Świadomości Kryszny. Mając 25 lat i będąc piłkarzem Serie B, z dnia na dzień przestał uprawiać futbol. Mógł mieć nową, bardziej lukratywną umowę, ale ją podarł.
Co prawda wrócił do gry dwa lata później, wyszło z tego dość groteskowe zawieszenie, ale ta wyrwa w karierze było spowodowana właśnie wiarą: – Pieniądze nie dają mi szczęścia. Mój dziadek uczył mnie, jak zostać dobrym farmerem. Będę uprawiał ziemię i hodował krowy. Chcę poświęcić się modlitwie i głoszeniu słowa bożego – powiedział wówczas chorwacki napastnik. W wieku 31 lat, już po zakończeniu kariery, zginął w wypadku motocyklowym.
Gdy religia staje się kolejnym powołaniem
Taribo West i jego kolorowe warkoczyki, kojarzycie? Nie? Na przełomie wieków niezły to był ananas. Mistrz Francji z Auxerre, grał w Interze i stamtąd bezpośrednio przechodził do Milanu. Zahaczył jeszcze o Niemcy i Anglię, a skończył w Iranie. Zanim jednak Nigeryjczyk wyruszył w świat, angażował się w działalność gangów.
Pewnego dnia obudził się i doznał, jak zapewniał w jednym z wywiadów, boskiego objawienia: – Wszystkie szuflady w domu zaczęły się otwierać i zamykać. Myślałem, że to wiatr, ale nagle poczułem ciepło w całym ciele. Moja siostra powiedziała mi: “Taribo, zostaniesz pastorem”.
I tak oto Taribo zaczął chodzić po świecie z konkretną misją. Porzucił gangsterskie życie i bardziej skupił się na piłce oraz pomocy innym ludziom. We Włoszech był misjonarzem pomagającym uchodźcom z Afryki, a we Francji za własne pieniądze wybudował nawet kościół, w którym został pastorem. Później, gdy grał w Derby County, co niedzielę latał do Paryża, właśnie do swojego kościoła, gdzie na jego lekcje czekało mnóstwo wiernych.
***
Głoszeniu wiary oddał się także były piłkarz Wisły Kraków, Osman Chavez. Sympatyczny stoper z Hondurasu już w czasie przygody w Polsce część wolnego czasu poświęcał na powroty do kraju i nauczaniu ewangelii. Gdy koledzy z zespołu w przerwie między rundami wyjeżdżali na wakacje, Chavez bawił się w bycie pastorem w Hondurasie, choć nie tylko tam: – Bóg jest dla mnie najważniejszy. Chcę jeździć po świecie i nawracać ludzi.
A co dopiero powiedzieć o piłkarzu o największym formacie z do tej pory wymienionych. Takim, który przekazywał miliony na kościół, dopóki nie okazało się, że stoją za nim oszustwa. To Kaka, którego dowody na silną wiarę chrześcijańską były głośnym tematem, gdy jeszcze grał w piłkę. Brazylijczyk był wręcz uznawany za jednego z najbardziej religijnych piłkarzy świata, tego grzecznego i ułożonego gościa, którego partnerka zostawiła za to, że… był za dobry.
Sam Kaka też zerwał, ale kościołem w Sao Paolo, na który rocznie oddawał 10% wpływów. Właśnie tam na budowę jednej z bazylik miał poświęcić ponad milion euro, ale gdy okazało się, że główny pastor trafił do więzienia na cztery lata za oszustwa podatkowe, poszukał innego celu do pomocy finansowej. “Będę szukał Boga gdzie indziej” powiedział Kaka, którego oświadczenia krążą dzisiaj po różnych stronach internetowych zbierających wyznawców chrześcijaństwa, takie jak poniższe:
– Wierzę, że Bóg miał swój cel w moim wypadku. Jak rzekłem wcześniej, moi rodzice od zawsze nauczali mnie o Biblii i wartościach z niej płynących, a także o Jezusie Chrystusie i wierze. Na początku nie miałem jakiejś mocnej relacji z Chrystusem, a od ludzi mnie otaczających coraz rzadziej słyszałem o Jezusie. Z czasem zdałem sobie sprawę, że chcę bliżej poznać Boga tak prawdziwie. Jednym z ważniejszych wydarzeń był chrzest, który przyjąłem w wieku 12 lat. Był to bardzo ważny krok w mojej drodze z Jezusem i wkrótce potem wiele rzeczy zaczęło mieć miejsce w moim życiu, które pomogły mi coraz lepiej poznawać Boga. Bóg jest naszym Ojcem. Myślę, że mogę powiedzieć, że jestem zwycięzcą, ponieważ Jezus żyje w moim życiu. Nigdy nie przestanę za nim podążać
Gdy pójdzie się krok za daleko…
Na koniec przykład, że z wiarą można przesadzić i to bardzo.
Dokładamy jeszcze brak piątej klepki i cyk, przepis na sprawę w sądzie gotowy. Vasilios Tsiartas, m.in. 70-krotny reprezentant Grecji i mistrz Europy z 2004 roku, kilka lat temu wyszedł do mediów z bardzo jasnym przekazem, że Bóg stworzył Adama i Ewę. Były to jednak najlżejsze ze słów, jakie wypowiedział po greckim zezwoleniu na zabiegi operacji zmiany płci od 15. roku życia pod warunkiem zgody rodzica. Do władz powiedział: – Zalegalizujcie też pedofilów, żeby dopełnić przestępstwo.
Vasilios mocno oberwał nie tylko za stanięcie w obronie Boga. Właściwie on był tylko platformą do szerzenia nienawiści, której pełno było w jego postach po uchwaleniu kontrowersyjnej ustawy w 2017 roku. Tamtejszy sąd zarządził w 2022 roku, że były piłkarz otrzyma wyrok 10 miesięcy pozbawienia wolności w zawiasach na trzy lata. Niedługo ten okres potencjalnej “karencji” się kończy, więc po Vasiliosie można spodziewać się kolejnych rewelacji związanych ze starciem idei LGBT z religijnymi przekonaniami.
***
Oczywiście pozytywnych i negatywnych przypadków, gdy jakiś piłkarz wplata rolę Boga w różne aspekty życia, jest o wiele więcej. Taki Nicola Legrottaglie, zasłużony piłkarz Juventusu, napisał książkę pt. “Złożyłem obietnicę. Jak wiara zmieniła moje życie”, a z polskiego podwórka choćby Kuba Błaszczykowski jest człowiekiem, który silnie udziela się w wierze chrześcijańskiej i w jej charytatywnych przedsięwzięciach. Ale wymienione przykłady w tekście powinny wystarczyć, żeby zdać sobie sprawę, jak różnie może być postrzegany wpływ religii.
Dla jednych to utarta formułka, być może czasami pod publiczkę. Dla drugich faktyczny powód do dużych zmian, a jeszcze dla innych sprawa życia i śmierci. Nieważne, o której grupie mowa, dobrze byłoby, gdyby piłkarze – tak jak inni ludzie – zachowywali w tym wszystkim zdrowy rozsądek. Ach, no i żeby nie byli jak Araujo czy Neymar, którzy robią z siebie marionetki w boskim teatrze, co nawet dla części wierzących może wydawać się po prostu dziwne i zupełnie niepotrzebne.
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Łabojko: Prezes Brescii nie lubił liczby 17, więc trening zaczynał się o 16:59 [WYWIAD]
- Trela: Czas Skandynawii. Jak europejski futbol zakochał się w ludach północy
- Czy NBA zdoła uratować Mecz Gwiazd?
Fot. Newspix