Kiedy Manchester City zdobył drugiego gola i wyszedł na prowadzenie w dzisiejszym starciu z Club Brugge, Pep Guardiola nie wyglądał na uradowanego czy choćby uspokojonego. Bardziej przypominał człowieka pogrążonego w jakimś amoku, ogarniętego szałem. Widać wyraźnie, że ostatnie tygodnie to dla hiszpańskiego szkoleniowca ostra jazda bez trzymanki, a dzisiejsze spotkanie stanowiło jeszcze jedną przejażdżkę tym emocjonalnym rollercoasterem. Koniec końców Guardiola ma jednak powody do radości, nawet jeśli okazuje ją w dziwaczny sposób. Jego podopieczni zwyciężyli z Club Brugge 3:1 i rzutem na taśmę uniknęli odpadnięcia z Champions League po fazie ligowej.
Belgowie zresztą także utrzymali się w TOP24, więc dziś na Etihad Stadium nikt nie będzie się smucił.
Perfekcyjna defensywa Club Brugge
Manchester City miał prosty plan na dzisiejsze spotkanie – przejąć piłkę w pierwszej minucie gry i już jej więcej przeciwnikom nie oddać. Oczywiście trochę tutaj przesadzamy, ale pierwsza połowa naprawdę wyglądała tak, jak gdyby Obywatele celowali dziś w wykręcenie 99% posiadania futbolówki. Podopieczni Pepa Guardioli zepchnęli Club Brugge do głębokiej defensywy, bardzo cierpliwie konstruując swoje ataki. Tylko że “głębokiej” w tym akurat przypadku nie oznacza również “rozpaczliwej”. Belgowie bronili się bowiem bardzo spokojnie, rozsądnie, bez żadnych fałszywych ruchów czy głupich błędów w ustawieniu. Można było odnieść wrażenie, że napór ekipy z Manchesteru w ogóle przyjezdnych nie przeraża, że oni wręcz z rozmysłem pozwalają mistrzom Anglii na utrzymywanie się przy piłce.
No bo co tak naprawdę z tej – na papierze: całkowicie miażdżącej – przewagi Obywateli wynikało? W zasadzie… nic konkretnego. W pierwszej połowie Manchester nie kreował sobie dogodnych sytuacji strzeleckich. Nie oddawał strzałów w światło bramki. Tak naprawdę gospodarze mieli nawet spore problemy z przedarciem się w szesnastkę rywala. Klepanie piłki po obwodzie wychodziło im nieźle, to fakt, ale gdy należało przyspieszyć akcję, to już The Citizens zaczynali się gubić.
Tymczasem Club Brugge wyczekiwało na swoje okazje do zawiązania zabójczej kontry.
Pierwsza nadarzyła się tuż po starcie spotkania, ale wtedy jeszcze Belgom zabrakło jakości w końcowej fazie akcji. Natomiast końcówka pierwszej połowy należała już do przyjezdnych, którzy w 44. wyprowadzili doskonały kontratak, zakończony bramką Raphaela Onyediki. Pep Guardiola wyglądał, jakby go piorun trzasnął – jego drużyna znalazła się jedną nogą poza Ligą Mistrzów, a drugą – cytując klasyka – stanęła na skórce od banana.
Mistrzowska odpowiedź City
Bardzo byliśmy ciekawi, jak zareagują The Citizens. Czy znowu pękną pod presją? Dopiero co udało im się odwrócić losy spotkania ligowego z Chelsea, to prawda, ale wcześniej kompletnie nie udźwignęli ciężaru starcia z Paris Saint-Germain, wypuszczając z rąk dwubramkową zaliczkę.
Guardiola nie zwlekał i dokonał pierwszej zmiany już w przerwie, delegując na murawę Savinho w miejsce bezbarwnego Ilkaya Gundogana. I okazało się to strzałem w dziesiątkę, ponieważ Brazylijczyk ze swoją szybką nóżką i kreatywnością wniósł mnóstwo ożywienia w poczynania angielskiej ekipy. Skończyło się więc smętne klepanie futbolówki na trzydziestym metrze i wyczekiwanie… właściwie nie wiadomo na co. Obywatele wreszcie nałożyli na Club Brugge prawdziwą presję i tego już formacja obronna Belgów nie wytrzymała. Już w 53. minucie trafienie wyrównujące zapisał na swoim koncie Mateo Kovacić, a dziesięć minut później gospodarze byli na prowadzeniu, gdy samobójczego gola zanotował Joel Ordonez po świetnej kombinacji Savinho i Josko Gvardiola. Długo Club Brugge broniło dostępu do własnej bramki w zasadzie perfekcyjnie, bez najmniejszych niedociągnięć, ale utrzymanie takiego poziomu koncentracji przez całe spotkanie po prostu przerosło drużynę gości.
Nie pomógł też Belgom Michał Skóraś, wpuszczony na murawę w 70. minucie gry. Polak zaczął swój występ od paru niezłych zagrań, ale potem nie upilnował Savinho, który przedarł się w pole karne gości i dołożył trzecie trafienie dla The Citizens. Ten gol tak naprawdę zamknął mecz. Emocje się skończyły.
***
Obywatele, jak to się mówi, powrócili z dalekiej podróży. Ale możemy też przywołać w tym momencie inne słynne powiedzenie: “nigdy nie lekceważ serca mistrza”. No a Manchester City w drugiej połowie dzisiejszego zagrał naprawdę po mistrzowsku. Podopieczni Pepa Guardioli odcięli się myślami od pierwszych, nieudanych 45 minut. Zapomnieli o trudnej sytuacji w tabeli, o grożącym im odpadnięciu z Champions League. Po prostu wybiegli z szatni i wreszcie zrobili swoje, czyli – rozmontowali defensywę Club Brugge. Może i nie w wielkim stylu, może i bez boiskowych fajerwerków, ale wykonali stojące przed nimi zadanie.
Guardiola może wreszcie głęboko odetchnąć z ulgą.
MANCHESTER CITY – CLUB BRUGGE 3:1 (0:1)
- 0:1 – Onyedika 45′
- 1:1 – Kovacić 52′
- 2:1 – Ordonez 63′ (samobój)
- 3:1 – Savinho 77′
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Destrukcyjny perfekcjonizm Pepa Guardioli
- Marketingowcy Śląska Wrocław najwyraźniej zwariowali
- Widzew i mocny research. Oby nowego dyrektora sportowego…
fot. NewsPix.pl