Różne tytuły, rekordy, ksywki i przydomki potrafią się przykleić do zawodnika z powodu kompletnych błahostek. Vangelis Pavlidis na przykład przymierza maskę killera wielkich marek. Chyba nawet najbliższa rodzina Greka nie zakładała, że w dwóch ostatnich kolejkach Ligi Mistrzów to jego nazwisko ozdobi czołówki gazet w przynajmniej czterech krajach w Europie.
Przypadek Pavlidisa to stały schemat greckiego napastnika, który tuła się po Europie i nagle odpala, szokując wszystkich, łącznie z samym sobą. Vangelis przewinął się przez rezerwy Borussi Dortmund i Willem II Tilburg, więc naprawdę niewiele brakowało, żeby w jego życiorysie pojawił się jakiś Górnik Zabrze, ewentualnie Pogoń Szczecin. Skończył jednak kapkę lepiej. Ładował gola za golem dla AZ Alkmaar, skusił działaczy Benfiki.
Parę miesięcy później ma na koncie hattrick z Barceloną i naprawdę niewiele brakowało, żeby powtórzył ten wyczyn podczas wypadu do Turynu.
Vangelis Pavlidis ustrzelił Barcelonę i Juventus
Kilkanaście centymetrów, szybszy zryw, większe przekonanie. To zestaw rzeczy, których Grekowi zabrakło, gdy po kilkudziesięciu sekundach gry sunął po murawie, próbując zamknąć podanie wzdłuż bramki i zarazem otworzyć wynik meczu z Juventusem. Pavlidis mógł walnąć pięścią w ziemię, choć większą irytację czuł pewnie podający. Być może dlatego za drugim razem już się nie pomylił, choć, Bogiem a prawdą, sytuacja była nieporównywalnie prostsza. Alexander Bah zrobił większość roboty za niego. Zagarnął długą piłkę adresowaną w kierunku pola karnego, zgubił przyjęciem Federico Gattiego i po prostu podsunął ją biegnącemu obok koledze, który dostawił szuflę i wpisał się na listę strzelców.
Zwykły dzień w biurze klasycznej dziewiątki, lecz Vangelis Pavlidis chciał się z tej roli wyłamać, wyjść poza szablon. Próbował asystować Andreasowi Schjelderupowi, puszczając piłkę między stoperami, lecz Norwega nie stać było na skuteczne wykończenie. Pavlidis nie mógł się jednak złościć na formę kumpli pod bramką Mattii Perina, bo sam jeszcze dwukrotnie okradł ich z asyst. Najbardziej pomylił się chyba wtedy, gdy Benfice udało się przeciąć podanie Gattiego wzdłuż szesnastego metra. Grek stanął oko w oko z Perinem, kropnął tak, żeby umieścić piłkę pod ladą, pod samiuśką poprzeczką, lecz trafił w ręce włoskiego bramkarza.
Niemniej wszechświat, przynajmniej ten malutki jego fragment, w ostatnim czasie krąży wokół niego i Pavlidis korzysta z tego faktu tak mocno, jak tylko potrafi.
Juventus bezzębny, nudny i smutny
A propos wykorzystania okazji podrzucanych przez los, Juventusowi wychodzi to słabo. Thiago Motta remisował, ile się dało, na potęgę, lecz ostatnio coraz częściej już po prostu przegrywa. Kilka dni temu z Napoli, tym razem z niżej rozstawionym rywalem z Portugalii. Ambicji i zawzięcia gospodarzom nie brakowało, ale w pozostałych aspektach pustka raziła po oczach jak niewykorzystana szansa Samuela Mbanguli, który otrzymał wypieszczone, wymierzone dośrodkowanie z półprzestrzeni na dalszy słupek, lecz upolował Anatolija Trubina.
Trubin tego dnia był trafiany znacznie częściej i — na złość Juventusowi — tym razem powstrzymał się od tego, żeby samemu kogoś trafić, na przykład w głowę, pomagając przeciwnikowi w powrocie do rywalizacji. Juventus zaś wręcz spamował strzałami, lecz nie było wśród nich nawet w połowie tak dobrych szans, jak te Pavlidisa. Obrazem bezradności był Dusan Vlahović, który obracał się, kręcił z piłką, próbując uwolnić się z lasu nóg obrońców Benfiki, ale i tak trafił prosto w czyjś piszczel. Szukanie alternatyw, dogrywanie piłek nie w największy gąszcz ludzi, lecz na dobieg, kończyło się równie skutecznymi interwencjami stoperów z Lizbony.
Strzały z dystansu w najlepszym przypadku wpadały miękko w rękawice Trubina, tocząc się po ziemi. Raz, gdy Kenan Yildiz w końcu się komuś urwał, udało się huknąć w boczną siatkę. Brak kreatywności bił po oczach, jakbyśmy czytali wiersze Jasia Kapeli. W końcu więc Benfica ten mecz zamknęła. Turecki duet, Orkun Kokcu oraz Kerem Akturkoglu, upichcił ciasteczko lepsze niż baklava. Kilka szybkich, mocnych podań, przepuszczenie piłki przez Schjelderupa i Perin drugi raz schylił się po piłkę. Na nic więcej nikt nie miał już ochoty.
Juventus FC — Benfica Lizbona 0:2 (0:1)
- 0:1 – Pavlidis 16′
- 0:2 – Kokcu 80′
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Multiliga LM zapowiada się wyśmienicie. Absurdalny przepis dotyczący Manchesteru City
- Historyczny sezon francuskich klubów. Przebijają nawet Legię i Jagiellonię
- Destrukcyjny perfekcjonizm Pepa Guardioli
- Holendrzy niemile widziani we Francji. Nerwowo przed meczem Ligi Mistrzów
Fot. Newspix