Reklama

W Piaście Gliwice już tylko równia pochyła?

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

26 stycznia 2025, 19:01 • 6 min czytania 44 komentarzy

Piast Gliwice coraz bardziej sprawia wrażenie klubu, w którym wszystko, co dobre już było, a teraz nadchodzą coraz trudniejsze czasy i główną niewiadomą jest to, kiedy nastąpi największe tąpnięcie. Klub z Okrzei wygląda dziś na rozmontowany kadrowo i ledwo dyszący finansowo. Miasto ostatnio dorzuciło ekstra mnóstwo pieniędzy w ramach pożyczki (14 mln zł), dzięki czemu nie będzie przebojów licencyjnych, ale nawet przy takim wsparciu nie można funkcjonować w nieskończoność, licząc, że jakoś to będzie. Przed gliwicką drużyną trudna i wymagająca wiosna.

W Piaście Gliwice już tylko równia pochyła?

Piast Gliwice – zapowiedź wiosny 2024/25

Zmarnowane tłuste lata

Piast miał swój piękny okres. W 2019 roku sensacyjnie wywalczył mistrzostwo Polski. Rok później finiszował na podium. W trzech kolejnych sezonach był piąty lub szósty, choć często przez większość czasu rozczarowywał i dopiero niedługo przed metą się spinał. Tak czy siak, za te pięć lat nikt inny w Ekstraklasie nie mógł się pochwalić faktem, że zawsze kończył rozgrywki w top6.

Problem polega na tym, że nic za tymi wynikami realnie nie poszło. Piast nie rozwinął się strukturalnie, nie zbudował wokół siebie mody na kibicowanie (frekwencja jest tylko minimalnie wyższa niż przed mistrzostwem), a owoce działania akademii nadal są znikome. Ostatni znaczący zawodnicy, którzy wyszli spod jej skrzydeł to Radosław Murawski i Patryk Dziczek. Ten drugi do ligowego futbolu na dobre wszedł osiem lat temu, więc mówimy już o naprawdę zamierzchłych czasach. Jeśli potem w Gliwicach wypromował się ktoś młody (Ariel Mosór, Arkadiusz Pyrka), był transferem z zewnątrz. Większość pieniędzy przepalano na sowite wynagrodzenia dla doświadczonych ligowców.

Marazm rozwojowy nie jest tylko naszym spostrzeżeniem, gdyż dopiero co dokładnie to samo w programie na WeszłoTV przed wiosną w Ekstraklasie mówił Łukasz Piworowicz. Doskonale zna temat, bo po długiej przerwie po raz drugi został dyrektorem sportowym przy Okrzei.

Piast nie poradził sobie z sukcesem sportowym, który odniósł kilka lat temu. Za tym nie poszedł w najmniejszym stopniu rozwój klubu. W rozmowie z dyrektorem Masłowskim z Jagiellonii temat rozwoju klubu pojawił się jako kluczowy. Tutaj przez siedem ostatnich lat nic kompletnie się nie wydarzyło. To skala zadania, jaka stoi przed nami dzisiaj. Rozwój tego klubu na wielu obszarach jest dla nas kluczowy. Tematów, które wymagają interwencji, jest bardzo wiele – nie ukrywał Piworowicz.

Reklama

Rzecz w tym, że Piast bez kolejnych dolewek z miejskiego budżetu ma niewielkie możliwości działania. W ubiegłym sezonie z klubów rozgrywających domowe spotkania na faktycznie swoim stadionie, gliwiczanie generowali zdecydowanie najmniejszy przychód z dnia meczowego. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że w obecnym sezonie będzie podobnie.

Jednocześnie Piast nadal znajduje się w czubie wskaźnika określającego udział wynagrodzeń w ogólnych przychodach. Według raportów Grant Thornton, w sezonie 2022/23 było to drugie miejsce i aż 96%, w sezonie poprzednim 81% i trzecie miejsce. Widać zatem, że pewne korekty zostały poczynione, ale do stanu optymalnego jest jeszcze bardzo, bardzo daleko, zwłaszcza że wiele drenujących budżet kontraktów wciąż obowiązuje.

Wyprzedaż sreber rodowych

Tutaj warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt. Piastunki w bilansie za ten sezon będą miały jeszcze spore kwoty ze sprzedaży Michaela Ameyawa i Ariela Mosóra do Rakowa. We wcześniejszych latach potrafiły więcej zarobić na Jakubie Świerczoku, Patryku Dziczku, Joelu Valencii czy Piotrze Parzyszku.

Dziś natomiast jedynym zawodnikiem wzbudzającym większe zainteresowanie na rynku jest Arkadiusz Pyrka, który nie pojechał na obóz do Hiszpanii i pewnie w najbliższym czasie odejdzie. Tu już na większe pieniądze trudno liczyć, bo latem wygasa jego umowa.

Jeśli pominiemy Pyrkę, nie znajdziemy w kadrze gliwiczan ani jednego zawodnika, który rokowałby na przynajmniej półmilionową sprzedaż liczoną w euro. Albo są tu zawodnicy za starzy, albo ze zbyt krótkimi kontraktami, albo tacy, którzy zwyczajnie dotychczas pokazali za mało. Być może z czasem zarobić dadzą Andreas Katsantonis, Igor Drapiński czy Levis Pitan, ale na tu i teraz nie ma na to żadnych szans.

Reklama

Polityczne wojenki i miejska spalarnia kasy. Krajobraz patologii w Piaście Gliwice

Piast wyprzedaje więc srebra rodowe, przez co ma problemy na boisku. Odejście Mosóra jeszcze dało się jako tako zrekompensować. Już bez niego podopieczni Aleksandara Vukovicia zachowywali czyste konta z Zagłębiem, Rakowem, Koroną, Lechem i Cracovią. Utrata Ameyawa zdemolowała jednak plan serbskiego trenera na grę ofensywną, zwłaszcza że nieco wcześniej oddano Serhija Krykuna na wypożyczenie do Stali Mielec. Założenia polegające na atakowaniu szybkimi skrzydłami legły w gruzach. Poza Pyrką na prawej obronie, zostali zawodnicy o raczej lichych warunkach fizycznych (z wyjątkiem Fabiana Piaseckiego, ale w jego przypadku są inne zmartwienia), lepiej czujący się z piłką przy nodze, o których nie powiedzielibyśmy, że szybkość to ich cecha wiodąca.

Efekt? Po siedmiu kolejkach z Ameyawem Piast miał 14 punktów i zajmował trzecie miejsce. Po jego pożegnaniu w kolejnych jedenastu spotkaniach gliwiczanie wywalczyli zaledwie osiem punktów, wygrywając tylko raz (w Kielcach) i w aż sześciu przypadkach nie potrafiąc strzelić choćby jednego gola. Zerknijmy na screen z 90minut.pl:

Gorszy bilans za ten okres ma jedynie zamykający stawkę Śląsk Wrocław. Trudno się jednak dziwić, skoro po Ameyawie przyszedł tylko Katsantonis, swoją charakterystyką dublujący to, czego i tak już Vukoviciowi z przodu nie brakowało.

Jeden Słowak odmieni ofensywę?

Istnieje nadzieja, że przyjście Erika Jirki trochę poprawiło humor Vukoviciowi. Znów ma z przodu jakiegoś zawodnika grającego na boku, o którym można powiedzieć, że wyróżnia się szybkością i dynamiką. Słowaka powinniście jeszcze pamiętać z czasów Górnika Zabrze. Nie jest to techniczny brylant, ale miewa przebłyski.

Dobrą wiadomością dla kibiców jest fakt, iż Jirka nie przyszedł zakopany. Nie był pierwszoplanową postacią Viktorii Pilzno, ale biorąc pod uwagę wszystkie fronty uzbierał jesienią 23 mecze, 4 gole i 6 asyst. Sporo pograł w fazie ligowej Ligi Europy i nawet zaliczył asystę z Dynamem Kijów (2:1). Są przesłanki, by sądzić, że to nie będzie niewypał.

Na papierze obiecująco wygląda też transfer następcy Pyrki, czyli Akima Zedadki. Jasne, facet przez półtora roku się nie nagrał, jednak jeszcze nie tak dawno regularnie występował w Ligue 1. Przyszedł dość wcześnie, przepracował praktycznie cały okres przygotowawczy, nie jest pokiereszowany przez kontuzje, a gdziekolwiek był, chwalono go za profesjonalne podejście do zawodu. Nawet gdy znajdował się na bocznym torze, nie robił scen i nie psuł atmosfery w szatni. To zawsze się ceni.

Piast nie będzie płakał po Pyrce, bo ma Akima Zedadkę? “Będę zdziwiony, jeżeli nie wypali”

Jeśli nie wystąpią tutaj jakieś skrajne czynniki – na przykład poważne problemy z aklimatyzacją – będziemy zaskoczeni, jeżeli w nieco dłuższej perspektywie Algierczyk nie sprawdzi się w Ekstraklasie.

Transfery przychodzące:

  • Erik Jirka (skrzydłowy; Viktoria Pilzno)
  • Akim Zedadka (boczny obrońca; Lille OSC)

Transfery wychodzące:

  • Piotr Liszewski (prawy obrońca; Resovia Rzeszów, wypożyczenie)

*

Wygląda więc na to, że Aleksandar Vuković może nawet nieco zyska kadrowo w porównaniu do tego, czym dysponował w drugiej części rundy jesiennej. Czy to jednak wystarczy do czegoś więcej niż spokojne utrzymanie? Mamy poważne wątpliwości, chyba że wreszcie któryś z napastników odpali na dobre, bo jak na razie srogo rozczarowują – Piasecki, Rosołek i Katsantonis razem zdobyli trzy bramki. Nie dalibyśmy sobie jednak uciąć nawet jednego włosa, że do tego dojdzie.

A co potem? No cóż, wracając do wstępu, jakoś to będzie. Chyba.

ZAPOWIEDŹ WIOSNY W EKSTRAKLASIE:

Fot. Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

44 komentarzy

Loading...