Szykowaliśmy się dziś na bezpośrednią konfrontację Matty’ego Casha z Łukaszem Fabiańskim, a dostaliśmy Konfrontację Sztuk Walki w wykonaniu zawodników Aston Villi i West Hamu. Wszelkie elementy związane z futbolem zniknęły na ponad godzinę około ósmej minuty (gdy gola strzelili gospodarze) i wróciły dopiero na 20 minut przed końcowym gwizdkiem (kiedy goście wyrównali).
Przed bordowo-niebieskimi derbami Graham Potter wyczarował zmianę w bramce West Hamu. Między słupki wrócił Alphonse Areola, a Fabiański zasiadł na ławce rezerwowych. Podobnie zresztą jak Oliwier Zych. Tym samym, jeśli chodzi o polskie wątki, mieliśmy do czynienia jedynie z Cashem w pierwszym składzie The Villans.
Czeskie masło
Od ostatniego starcia obu ekip minęło zaledwie 16 dni. 10 stycznia – również na Villa Park – gospodarze pokonali West Ham 2:1. Był to debiut Grahama Pottera, który dosłownie dzień wcześniej przejął Młoty z rąk Julena Lopeteguiego. Od tamtego czasu londyńczycy pokonali Fulham i przegrali z Crystal Palace, by dziś powrócić do Birmingham. Do Birmingham, w którym gospodarze nie mają w zwyczaju przegrywać. Sześć zwycięstw, cztery remisy i zaledwie jedna porażka (z Arsenalem) – tak prezentuje się bilans domowych meczów Aston Villi w tym sezonie.
Dziś zaczęło się zgodnie z przewidywaniami. Gospodarze ruszyli z huraganowymi atakami, co przyniosło efekt już w ósmej minucie. Ollie Watkins i Jacob Ramsey brutalnie zabawili się z defensywą West Hamu. Starszy z Anglików wyłożył piłkę do młodszego, a 23-latek wjechał w obronę londyńczyków jak w masło. Duża w tym zasługa Tomasa Soucka i Vladimira Coufala, którzy w tej sytuacji przypominali dwa maślane kołki. Tym samym Watkins mógł świętować swoją 31. asystę na ligowych boiskach, co w zestawieniu z 69 golami daje mu okrągłą setkę w Premier League.
Chwilę później Areola wyciągał piłkę z siatki po raz drugi, ale tym razem zawodnik gospodarzy, konkretnie Morgan Rogers, przed strzałem był na pozycji spalonej. Mimo to Unai Emery, który dzisiejsze spotkanie oglądał z trybun (pauza za nadmiar żółtych kartek), uśmiechał się szeroko.
Pechowy jak Mings
Jednym z kluczowych epizodów pierwszej połowy była kontuzja Tyrone’a Mingsa. W 30. minucie obrońca Aston Villi upadł na murawę po dość prozaicznym zderzeniu z rywalem. Nie podnosił się bardzo długo, a gdy wreszcie wstał, zgłosił gotowość do dalszej gry. Wkrótce okazało się, że była to decyzja pochopna. Przy jednej z kolejnych akcji Anglik po prostu złapał piłkę w ręce, co było sygnałem, że musi opuścić plac. I zrobił to ze łzami w oczach. Jak gdyby wiedział już, że czeka go dłuższa absencja. A mówimy o zawodniku, który w grudniu wrócił po ponad rocznej przerwie spowodowanej zerwaniem więzadła krzyżowego…
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Komu kibicuje Wasiak? Krwawy powrót i wygrana ze złamaną ręką [KULISY KSW]
Od momentu, gdy Mings upadł na murawę, praktycznie nie oglądaliśmy już gry w piłkę. Możliwe, że była to najgorsza pierwsza połowa w tym sezonie Premier League. Mocno doświadczony drwal zliczyłby na palcach jednej ręki akcje, które trwały dłużej niż pięć sekund. Zero płynności, szarpana gra i mnóstwo parateatralnych popisów przy każdym kontakcie z rywalem. Koszmarnie się to oglądało. Gospodarze próbowali zabić mecz, mimo że gola strzelili w ósmej minucie. Ciekawy pomysł.
Niewiele lepiej
Od gwizdka rozpoczynającego pierwszą połowę do pierwszego starcia, po którym Lucas Digne upadł na murawę minęło mniej niż dziewięć sekund. Przez kolejne minuty oglądaliśmy interwencje medyków. W tym momencie uleciały z nas resztki nadziei na to, że przy Villa Park obejrzymy dziś mecz mecz piłkarski.
Kolejne starcia wręcz (w których królowali wspomniany już Digne i Lucas Paqueta) były przerywane pojedynczymi zrywami z piłką przy nodze. Warto podkreślić, że sędzia Peter Bankes był dziś bardzo łaskawy, ponieważ tylko pięć razy wyciągał z kieszonki żółtą kartkę. Raczej nikt nie miałby pretensji (poza ukaranymi rzecz jasna), gdyby zrobił to nawet kilkanaście razy. As kier też byłby uzasadniony, choćby dla Edsona Alvareza, który mocno pracował na przedwczesny powrót pod prysznic.
Oczywiście to West Ham był zespołem, któremu jakkolwiek zależało, by do gry w piłkę jednak wrócić. I udało się. W 70. minucie goście wyrównali za sprawą Emersona. Wrzutka na długi słupek do niepilnowanego reprezentanta Włoch i piłka w siatce. Proste środki.
Mało brakowało, a goście cieszyliby się ze zwycięstwa. Właściwie to cieszyli się, już po doliczonym czasie gry, ale radość tę prędko przerwał arbiter, który (słusznie) nie miał wątpliwości co do tego, że Soucek był na pozycji spalonej zanim asystował przy skutecznym strzale Paquety.
Potter do zwycięstwa i porażki dołożył więc ligowy remis. Jeśli jego wkroczenie do West Hamu miało sprawić, że Młoty będzie oglądać się z przyjemnością, to pracy przed nim tyle, ile przed Matty’m Cashem (który zaliczył poprawny występ, ale bez fajerwerków) przy nauce języka polskiego.
Aston Villa – West Ham United 1:1 (1:0)
- 1:0 – Ramsey 8′
- 1:1 – Emerson 70′
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Ekstraklasowy Książulo. Wiosna bez kuchennych rewolucji Vagnera Diasa
- Skandal w Nowym Sączu. Kibole pobili prezesa klubu, wbili mu widelec w rękę
- „Mocni, bogaci i chętnie oglądani”. Meksyk nowym domem Mateusza Bogusza
- Co czeka Urbańskiego w Monzy? Opisujemy klub, którym zauroczył się Berlusconi
Fot. Newspix