Reklama

Na to Alonso nie był gotowy… Atletico w swoim stylu ogrywa Bayer

Antoni Figlewicz

Autor:Antoni Figlewicz

21 stycznia 2025, 23:00 • 6 min czytania 1 komentarz

Bardzo wdzięczny duet złączył nam dzisiejszego wieczoru los w rozgrywkach fazy ligowej Ligi Mistrzów. Na samym początku mieliśmy pewne obawy, baliśmy się nieco zamkniętego meczu, ale Xabi Alonso i Diego Simeone mieli chyba inne plany. Hiszpan ustawił swój Bayer tak, by Atletico nie było w stanie szczelnie zamurować swojej bramki. W efekcie zobaczyliśmy kilka fajnych akcji, a w polu karnym gospodarzy parę razy zapanował popłoch. Jeśli jednak sprowadzilibyśmy to spotkanie do starcia dwóch sprytnych trenerów, to trudno byłoby nam powiedzieć, który wygrał rywalizację. A to dlatego, że gospodarze zrobili dziś wszystko tak, jak należy w naprawdę trudnych sytuacjach. I znowu dokonali cudu.

Na to Alonso nie był gotowy… Atletico w swoim stylu ogrywa Bayer

Najpierw badanie, sprawdzanie, kombinowanie. Dopiero po kwadransie gry doczekaliśmy się jednej naprawdę fajnej akcji. Aptekarze usypiali madryckiego węża i wymieniali kolejne podania, aż wreszcie przyspieszyli na lewym skrzydle i w pole karne mocno zagrał Grimaldo. Do ataku w swoim stylu podłączył się akurat Piero Hincapie i to on zamknął tę akcję niecelnym strzałem. Wtedy zaczęło się wreszcie coś dziać – chwilę później po kolejnym podaniu Grimaldo i strzale Telli piłka zatrzepotała w siatce, lecz wcześniej ten pierwszy dał się złapać na spalonym.

No i jeszcze półwolej Floriana Wirtza, urokliwy widok… To wszystko jednak nic, przy wyczynie Pablo Barriosa – właśnie 21-latek zdefiniował nam cały mecz Atletico z Bayerem.

Atletico – Bayer 2:1. Taki młody, a bandzior

Głupie i nierozważne. Takie było zagranie Pablo Barriosa z 23. minuty meczu – pomocnik Atletico w idiotyczny sposób osłabił swój własny zespół ostro atakując od tyłu Nordiego Mukiele. Niewiele w sumie brakło, a osłabiłby również ekipę gości, ale zawodnik Bayeru jakoś się pozbierał. Dla niego dobrze, dla sumienia Barriosa pewnie też. Młody piłkarz Los Colchoneros miał trochę czasu, żeby przemyśleć swoje zachowanie w szatni i pewnie teraz już będzie wiedział, że atak wyprostowaną nogą na łydkę przeciwnika nigdy nie jest dobrym rozwiązaniem.

Na pewno nie w piłce nożnej. W tej dyscyplinie przez długi czas zdawali się królować w Madrycie podopieczni Xabiego Alonso – posiadanie piłki, kreowanie okazji strzeleckich, wreszcie strzały na bramkę. W pierwszej połowie było widać, że Bayer nie ma oporów przed całkowitym przejęciem kontroli nad boiskowymi wydarzeniami. A że jakiś Pablo Barrios postanowił nieco pomóc? No trudno, niech mu będzie.

Reklama

Plany Alonso po prostu mają sens

Dobrze realizuje się dobry plan na mecz – gdyby ktoś z nas był piłkarzem Bayeru Leverkusen, pewnie myślelibyśmy o swojej pracy właśnie w ten sposób. Bo jeśli Xabi Alonso coś wymyśli, to naprawdę chce się to robić. Nie ma przypadku w tym, że do ataków regularnie włącza się grający teoretycznie jako półlewy stoper Hincapie. Tam w ogóle niewiele jest przypadku, ale w tym akurat aspekcie jest go chyba najmniej – właśnie Ekwadorczyk otworzył nam wynik meczu na Estadio Metropolitano po ściśle zaplanowanym wejściu w pole karne rywali. Dołożył głowę do dośrodkowania Mukiele, pokonał Jana Oblaka, wkurzył kibiców Rojiblancos. I poszedł do szatni, bo po chwili skończyła się pierwsza połowa spotkania.

Przerwa nie mogła wybić gości z rytmu. Nic nigdzie nie wskazywało na to, że przytrafi im się coś złego. Był jednak Julian Alvarez i ta jedna akcja, której nie dało się uwzględnić w żadnym, nawet najlepszym, planie.

Kunszt i kropka

Dużo w tym było przypadku, ale zachowanie argentyńskiego piłkarza Atletico… jak z podręcznika dla najlepszych napastników na świecie. Najpierw w pełnym biegu udało się Alvarezovi wcisnąć przed Jonathana Taha i zmusić kapitana Aptekarzy do błędu. Potem udało się zwiać wracającym obrońcom i wreszcie – udało się też strzelić obok bezradnego Mateja Kovara. Piłka skakała, nie chciała się słuchać, ale w siatce zatrzepotała i tak.

Alvarez dał więc swojemu zespołowi trafienie, na które Atletico kompletnie sobie nie zapracowało. Zapewnił gospodarzom gola znikąd. Wlał przy okazji nadzieję w serca kibiców Rojiblancos, którzy od momentu wyrównania stanu rywalizacji wyraźnie nabrali wigoru. Podobnie zresztą jak piłkarze – okazało się, że w dziesięciu też można nieźle namieszać.

Reklama

Dzięki Alvarezowi i wszystkim pośrednim efektom jego trafienia na 1:1 Bayer stracił naprawdę wiele ze swojej wcześniejszej pewności siebie. Był taki fragment drugiej połowy, w którym to Atletico zaczęło przeważać i wielkim zaangażowaniem przycisnęło Aptekarzy na ich połowie. Różnica jednego zawodnika musiała być jednak zauważalna i podopieczni Diego Simeone postawili ostatecznie na rozsądniejsze gospodarowanie siłami. Nie stracili jednak wiary, po cichu szli po swoje.

Siły wyrównane. Atletico przetrwało grę w osłabieniu i pokazało charakter

Niektórzy powiedzą, że najlepszym sposobem na grę w osłabieniu jest osłabienie przeciwnika. Zgoda – o wiele łatwiej gra się na poziomie Ligi Mistrzów, gdy po boisku nie biega akurat jeden rywal więcej. Piłkarze Simeone parę razy świetnie zagrali pod faul i ich starania w końcu przyniosły efekty. Na kwadrans przed końcem z boiska wyleciał Hincapie, który za drugą żółtą kartkę został odesłany do szatni. Może chciał sprawdzić, co słychać u Barriosa? A może po prostu dał się nabrać na tanie sztuczki żołnierzy Cholo?

Armia Rojiblancos ma taką swoją jedną, cholernie cenną cechę. W Madrycie gryzie się trawę do samego końca i nawet kiedy wszystko się wali, najważniejsze, by dalej brnąć do przodu. Tak kreuje się magiczne wieczory z Ligą Mistrzów. Tak przechodzi się do historii i kupuje się serca kibiców. Kochamy walczaków, a ci wariaci z Estadio Metropolitano umieją na dodatek grać w piłkę. Wspaniałe są te spędzane z nimi wtorki czy środy, nie inaczej było dziś.

Julian Alvarez powinien być w najbliższym tygodniu noszony przez kolegów na rękach. Wysoko, żeby każdy widział, jak świetnym jest piłkarzem i jak ważny jest dla Atletico. Dziś swoim dubletem dopełnił obrazu tego niewiarygodnego spotkania – występ Argentyńczyka to coś więcej niż kolejny dzień w pracy. To popis, to piękno futbolu. To wygrana gospodarzy w ostatnich minutach meczu, w którym naprawdę nie mieli prawa wygrać.

Jak tu tego sportu nie kochać?

Atletico Madryt – Bayer Leverkusen 2:1 (0:1)

  • 0:1 – Hincapie 45’+1
  • 1:1 – Alvarez 52′
  • 2:1 – Alvarez 90′

Czerwone kartki: Barrios 25′, Hincapie 76′

WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

Wolałby pewnie opowiadać komuś głupi sen Davida Beckhama o, dajmy na to, porcelanowych krasnalach, niż relacjonować wyjątkowo nudny remis w meczu o pietruszkę. Ostatecznie i tak lubi i zrobi oba, ale sport to przede wszystkim ciekawe historie. Futbol traktuje jak towar rozrywkowy - jeśli nie budzi emocji, to znaczy, że ktoś tu oszukuje i jego, i siebie. Poza piłką kolarstwo, snooker, tenis ziemny i wszystko, w co w życiu zagrał. Może i nie ma żadnych sportowych sukcesów, ale kiedyś na dniu sąsiada wygrał tekturowego konia. W wolnym czasie głośno fałszuje na ulicy, ale już dawno przestał się tego wstydzić.

Rozwiń

Najnowsze

Liga Mistrzów

Komentarze

1 komentarz

Loading...