Reklama

Trela: Pięć minut w raju. Zapomniane polskie epizody w Lidze Mistrzów

Michał Trela

Autor:Michał Trela

14 stycznia 2025, 10:35 • 10 min czytania 13 komentarzy

Pierwszy polski zdobywca bramki w Lidze Mistrzów. George Weah strzelający gola Andrzejowi Woźniakowi. Polskie trio z Trabzonsporu biegające jednocześnie po Łużnikach. Choć polscy kibice nie mogą narzekać na nadmiar uniesień związanych z Ligą Mistrzów, w ciągu ponad trzech dekad jej istnienia niektóre polskie ślady zatarły się już w zbiorowej pamięci. Oto dziesięciu Polaków, których niekoniecznie kojarzy się z grą w Lidze Mistrzów.

Trela: Pięć minut w raju. Zapomniane polskie epizody w Lidze Mistrzów

Przeszło sto bramek Roberta Lewandowskiego. Jerzy Dudek broniący rzuty karne w Stambule. Jakub Błaszczykowski i Łukasz Piszczek grający w finale na Wembley. Jacek Krzynówek strzelający Ikerowi Casillasowi. Kamil Glik grający w półfinale przeciwko Juventusowi. Trafienie Marcina Żewłakowa na Stamford Bridge. Popis Igora Sypniewskiego na Old Trafford. Bramka Marka Saganowskiego dla Aalborga kończąca upokarzające lata oczekiwania na polskiego gola. Nawet jeśli dla polskich piłkarzy Liga Mistrzów często jest odległym światem, w jej historii zdarzyły się momenty chwały, budzące u kibiców określone skojarzenia. Część zawodników przez elitę jednak tylko przemknęła, a pamięć o ich epizodach po latach się zatarła. Przypominamy dziesięć nieoczywistych polskich śladów w Lidze Mistrzów.

Tomasz Zdebel – Lierse

Wszystko w tej zbitce brzmi odrobinę nierealnie. Tomasz Zdebel w reprezentacji rozegrał wprawdzie 14 meczów, czyli nie tak mało. Ale miało to miejsce już przeszło dwie dekady temu. Żadne ze spotkań nie dało powodu, by mocniej utkwić w pamięci. Choć grywał w udanych dla kadry Jerzego Engela eliminacjach do mistrzostw świata, na turniej nie pojechał. Na chwilę odkurzył go jeszcze Paweł Janas, ale też jeszcze zanim jego reprezentacja zaczęła rozgrywać najlepsze mecze. Choć miał całkiem niezłą karierę klubową, uzbierawszy ponad 200 meczów w Bundeslidze, jego drogi z Polską nie przecięły się już nigdy więcej. Nie grał w żadnym polskim klubie. Jako trener także pozostał w Niemczech, pracując do dziś w strukturach akademii Bayeru Leverkusen. Są powody, by polski kibic zapomniał o jego istnieniu.

Jeśli ktoś jednak ma wyjątkowo ostrą pamięć albo jest znawcą Bundesligi, pewnie kojarzy Zdebela z VfL Bochum albo FC Koeln, a niekoniecznie z grą w Belgii. Tym bardziej że trudno też powiązać Lierse z występami w Lidze Mistrzów. Od 2015 roku nie było tego klubu nawet w najwyższej lidze belgijskiej. W XXI wieku ani razu nie grał w pucharach, a w 2018 roku zbankrutował. Wciąż pozostaje jednak jednym z siedmiu belgijskich klubów, który wystąpił w fazie grupowej, po tym, jak w 1997 roku zdobył ostatnie dotąd mistrzostwo kraju. Zdebel przyszedł do klubu już po tym sukcesie i cieszył się z rozegrania sześciu pełnych meczów w grupie. Jego drużynie poszło kiepsko, bo przegrała oba starcia z Bayerem Leverkusen i Monaco, a jedyny punkt zdołała zdobyć ze Sportingiem. Zdebel miał jednak okazję rywalizować z takimi piłkarzami jak Thierry Henry, Fabien Barthez czy Willy Sagnol. W klubie rozegrał ponad sto spotkań, po czym przeniósł się do Turcji. Zanim to jednak nastąpiło, Jerzy Engel powołał go po raz pierwszy do reprezentacji Polski. Jeszcze jako piłkarza Lierse.

Andrzej Lesiak – Rapid Wiedeń

Austriackie kluby były na przełomie wieków szansą, by polscy piłkarze poczuli kontakt z lepszym światem. Bramkarz Kazimierz Sidorczuk ze Sturmem Graz regularnie bronił w Lidze Mistrzów. Radosław Gilewicz zostawał królem strzelców tamtejszej ligi, a Jerzy Brzęczek też był jej gwiazdą. Już w XXI wieku, ale jeszcze w czasie, gdy polscy piłkarze z pola rzadko przebijali się na ten poziom, Marcin Adamski grał z Rapidem Wiedeń w Lidze Mistrzów. Andrzej Lesiak z tym samym klubem występował w elicie w sezonie 1996/1997. Nie tylko rozegrał cztery mecze przeciwko bardzo atrakcyjnym rywalom – z Manchesterem United na Old Trafford, z Juventusem i Fenerbahce – ale nawet strzelił Starej Damie gola bezpośrednio z rzutu wolnego w zremisowanym 1:1 meczu domowym.

Reklama

Były obrońca GKS-u Katowice już do końca kariery grał w Austrii, wystąpiwszy ponad 200 razy w tamtejszej lidze. W Polsce przypomniał o sobie przez moment w 2009 roku, gdy zaczął sezon jako trener Zagłębia Lubin. Po czterech porażkach, w tym trzech dotkliwych, został jednak zwolniony. Później zatrudniały go już tylko kluby z austriackich niższych lig.

Łukasz Szukała – Steaua Bukareszt

Podobny przypadek do Zdebela, tyle że z innego pokolenia. Również urodził się w Polsce, ale wychował w Niemczech, przez co nie miał styczności z polskim futbolem ligowym. W 2013 roku Waldemar Fornalik pozwolił mu w wieku 29 lat zadebiutować w reprezentacji i uczynił z niego podstawowego stopera na końcową fazę mundialowych eliminacji. Adam Nawałka, który przejął po nim kadrę, w pierwszym etapie kontynuował ten pomysł. To dlatego gdańszczanin wystąpił choćby w pamiętnym wygranym meczu z Niemcami na Stadionie Narodowym i przez całe udane kwalifikacje do Euro 2016 był partnerem Kamila Glika. Na turniej do Francji jednak nie pojechał, bo po transferze do ligi saudyjskiej jego akcje spadły. Ostatni mecz w kadrze rozegrał w 2015 roku, a jego bezpośrednim następcą został Michał Pazdan, który zrobił furorę na mistrzostwach.

Choć środkowy obrońca w trakcie kariery grał również w Niemczech i Turcji, najlepszy moment przeżywał w Rumunii. Przez Glorię Bistrita, Universitateę Kluż i Petrolul Ploeszti przebił się do Steauy Bukareszt, z którą w 2013 roku sforsował bramy Ligi Mistrzów. Wystąpił we wszystkich meczach grupowych przez 90 minut, próbując powstrzymywać Edena Hazarda i Franka Lamparda z Chelsea, Mohameda Salaha z FC Basel czy Leona Goretzkę z Schalke. Wyszło nieźle, bo trzy remisy w takim towarzystwie należy uznać za sukces Rumunów. W Lidze Mistrzów w barwach klubu z Bukaresztu kilka lat wcześniej grał także Paweł Golański. Jako że jednak miało to miejsce w czasach przed polskim trio z Dortmundu, gdy polscy kibice byli wygłodniali wszelkich śladów obecności Polaków w wielkiej piłce, wydaje się to epizod znacznie częściej wspominany.

Tomasz Dziubiński – Club Brugge

Kandydatem do znalezienia się w takim zestawieniu za kilka lat wydaje się dziś Michał Skóraś, który w klubie z Brugii dostawał jesienią ogony w fazie ligowej. W pierwszym w historii sezonie Ligi Mistrzów znacznie ważniejszą rolę w belgijskiej drużynie odgrywał Tomasz Dziubiński. W marcu 1993 roku został pierwszym Polakiem, który trafił do siatki w fazie grupowej tych rozgrywek. Doszło do tego w starciu z Glasgow Rangers. Polski napastnik rywalizował jeszcze w tamtym sezonie z Olympique Marsylia i CSKA Moskwa, ale poprzestał na jednej bramce. Choć król strzelców Ekstraklasy w barwach Wisły Kraków grał w Belgii jeszcze kilka lat, nigdy później w Lidze Mistrzów już nie wystąpił. Pozostają mu wspomnienia z biegania po jednym boisku z Rudim Voellerem czy Didierem Deschampsem.

Andrzej Woźniak – FC Porto

Były bramkarz reprezentacji Polski kojarzy się przede wszystkim z meczem z Francją, który dał mu tytuł „Księcia Paryża”. Niekoniecznie jednak z grą w Lidze Mistrzów, zwłaszcza że akurat w Łodzi, gdzie spędził większość kariery, z nią się minął. Wprawdzie zdobył z Widzewem mistrzostwo w 1996 roku, ale tuż po nim wyjechał na dwa lata do Portugalii. Podczas jego nieobecności Widzew Franciszka Smudy awansował do elity. Woźniak w Porto nie znalazł szczęścia, bo przegrał rywalizację z Hilario i w drużynie Smoków rozegrał tylko dwanaście meczów. Trzy z nich jednak w elitarnych rozgrywkach. I to z nie byle kim. Debiutował w wygranym 3:2 spotkaniu wyjazdowym z Milanem, gdy gola strzelił mu m.in. George Weah, wówczas najlepszy piłkarz świata.

Reklama

Z kolei w ćwierćfinale dostał szansę w rewanżu z Manchesterem United i nie puścił gola, choć u rywali grali z przodu Eric Cantona czy David Beckham.

W tamtym meczu w barwach Porto wszedł z ławki Grzegorz Mielcarski. A dekadę później w barwach tego klubu epizod w Lidze Mistrzów zaliczył Przemysław Kaźmierczak, zaliczając nawet asystę przeciwko Liverpoolowi.

Andrzej Rudy – Ajax Amsterdam

Większość burzliwej kariery zagranicznej, po tym, jak uciekł z Polski pod koniec lat 80., spędził w Niemczech jako zawodnik 1. FC Koeln. Kiedy po latach odszedł stamtąd do II-ligowego Bochum, a później do drugiej ligi austriackiej, wydawało się, że najlepsze ma już za sobą. Przez Lierse niespodziewanie w wieku 32 lat trafił jednak do Ajaksu. Mistrzostwo w 1998 roku było przepustką do Ligi Mistrzów, w której od razu w debiucie trafił do siatki przeciwko FC Porto. Trener Morten Olsen dał mu jeszcze szansę w dwóch meczach tamtej jesieni – przegranych z Olympiakosem i rewanżu z Porto.

To był ostatni sezon Polaka w Amsterdamie. Później wrócił do Belgii, gdzie zakończył profesjonalne granie. Następnie występował jeszcze w niższych ligach niemieckich, a potem pracował z młodzieżą w Niemczech. W Polsce dziś trochę zapomniany, a przecież może o sobie mówić, że był kolegą z drużyny Edwina Van Der Sara, Jariego Litmanena czy braci De Boerów.

Łukasz Sosin – Anorthosis Famagusta Larnaka

Przez lata jego seriami strzelane na Cyprze gole były lekceważone przez selekcjonerów i opinię publiczną, stąd w kadrze zaliczył jedynie mało znaczące epizody, które i tak okrasił dwoma trafieniami. Pod koniec kariery byłego napastnika Wisły Kraków kluby z Wyspy Afrodyty niespodziewanie zaczęły jednak odgrywać rolę w Europie, co pozwoliło kilku Polakom zadebiutować w Lidze Mistrzów. W barwach APOEL-u Nikozja kontakt z elitą mieli choćby Kamil Kosowski czy Marcin Żewłakow, który strzelił gola na Stamford Bridge, a Adrian Sikora siedział na ławce w meczu z Atletico Madryt. Szlak przetarł jednak Anorthosis Famagusta, w czym pomogły trzy gole Polaka strzelone w eliminacjach przeciwko Rapidowi Wiedeń i Olympiakosowi. W fazie grupowej nie udało mu się powtórzyć tych sukcesów, choć z Werderem, Panathinaikosem i Interem grał w pierwszym składzie. W kolejnych trzech występach nie podniósł się już z ławki, a jego pozycja w klubie zaczęła słabnąć. Wkrótce sukcesy Anorthosisu przebił APOEL i to on, po awansie do ćwierćfinału i wcześniejszym zamknięciu drogi do elity Wiśle Kraków, kojarzy się dziś najmocniej z cypryjskimi podbojami Europy.

Paweł Brożek – Trabzonspor

Choć gwiazdom Wisły Kraków nie udało się wprowadzić jej do Ligi Mistrzów, wiele z nich okrężnymi drogami w końcu się do niej dostało. Kosowski potrzebował do tego wyjazdu na Cypr, Maciej Żurawski gry w Celtiku, a dla Arkadiusza Głowackiego i Pawła Brożka zamkniętą wcześniej furtkę uchyliły występy w Turcji. O ile jednak stoper rozegrał przynajmniej pełną fazę grupową, napastnik jedynie liznął gry wśród najlepszych.

Na boiskach elity spędził raptem 46 minut. W debiucie przeciwko Lille trener pozwolił mu na ledwie minutę pojawić się na murawie. Poważniejszą szansą była cała druga połowa przeciwko CSKA Moskwa na Łużnikach. W drużynie z Trabzonu grało wówczas trzech Polaków, bo obronę trzymał Głowacki, w drugiej linii rządził Adrian Mierzejewski, a w ataku biegał Brożek. Nie uchroniło to jednak Turków przed porażką 0:3. Później Brożek w meczach Ligi Mistrzów już nie podniósł się z ławki i nigdy więcej nie zagrał w europejskich pucharach. Gdy trafił do Celtiku, to w zimie, gdy zespół z Glasgow był już poza pucharami. A lata gry w Wiśle po powrocie do Polski nie dały mu już szansy ponownie powąchać Europy.

Arkadiusz Radomski – S.C. Heerenveen

Samo skojarzenie 30-krotnego reprezentanta Polski z Heerenveen nie jest pewnie dla wprawnego kibica trudne, wszak rozegrał w jego barwach ponad ćwierć tysiąca meczów. Zdecydowaną większość jednak, gdy jego klub był zaledwie holenderskim średniakiem z ambicjami. Ale sezon 1999/2000 był w Holandii wyjątkowy, bo Ajax skończył ligę dopiero na piątym miejscu, a Feyenoord na trzecim. Na podium, za plecy mistrzowskiego PSV Eindhoven, zdołała się wówczas wedrzeć drużyna z Fryzji z Polakiem w składzie. Nagrodą było miejsce w fazie grupowej Ligi Mistrzów bez kwalifikacji.

Radomski zagrał w tamtych rozgrywkach pięć razy, w tym cztery w podstawowym składzie. Mierzył się z wielką Valencią, która dwa razy z rzędu dotarła do finału. Rywalizował z Olympique Lyon. Jedyne zwycięstwo udało się jednak Holendrom odnieść przeciwko Olympiakosowi. Co ciekawe, gra na takim poziomie kompletnie nie była wówczas doceniana w kraju. W nowym rozdaniu u Jerzego Engela środkowy pomocnik był pomijany. Debiut w kadrze zaliczył dopiero u Pawła Janasa trzy lata po występach w Lidze Mistrzów. Bramy elity szturmował jeszcze w 2006 roku z Austrią Wiedeń. Benfica okazała się jednak za silna.

Szymon Czyż – Lazio

Przypadek zupełnie inny niż pozostałe, bo nie dotyczy prehistorii, lecz zawodnika, który do niedawna miał w Ekstraklasie status młodzieżowca. Środkowy pomocnik markę w polskiej lidze starał się wyrobić, występując w Warcie Poznań, Rakowie Częstochowa i Górniku Zabrze, jednak jego rozwój bezlitośnie hamują kontuzje. Aktualnie jest w trakcie leczenia drugiego w młodej wciąż karierze zerwania więzadeł krzyżowych.

Patrząc na jego losy, można zapomnieć, że już stawiając pierwsze kroki w Ekstraklasie… miał na koncie debiut w Lidze Mistrzów. Wyjechał z kraju jako 17-latek, próbując przebić się w drużynach młodzieżowych Lazio. To się nie udało, bo nie doczekał się debiutu w Serie A i w 2021 roku uznał, że lepiej będzie wrócić do Polski. Raz jednak trener Simone Inzaghi postanowił dać mu szansę. W październiku 2020 roku pozwolił mu zagrać przeciwko Brugii w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Polak spędził na boisku 22 minuty i zdążył zarobić żółtą kartkę, a u jego boku grali m.in. Sergej Milinković-Savić, Francesco Acerbi czy Pepe Reina. W przeciwieństwie do wszystkich pozostałych z tej listy Czyż wciąż ma szansę dopisać obok swojego nazwiska kolejne epizody. Choć dziś wydaje się od Ligi Mistrzów bardzo odległy, sam jest najlepszym przykładem, że czasem szansę debiutu w niej dostają piłkarze bardzo nieoczywiści.

Fot. FotoPyK/Newspix

Patrzy podejrzliwie na ludzi, którzy mówią, że futbol to prosta gra, bo sam najbardziej lubi jej złożoność. Perspektywę emocjonalną, społeczną, strategiczną, biznesową, czy ludzką. Zajmując się dyscypliną, która ma tyle warstw i daje tak wiele narzędzi opowiadania o świecie, cierpi raczej na nadmiar tematów, a nie ich brak. Próbuje patrzeć na futbol z analitycznego dystansu. Unika emocjonalnych sądów, stara się zawsze widzieć szerszą perspektywę. Sam się sobie dziwi, bo tych cech nabywa tylko, gdy siada do pisania. Od zawsze słyszał, że ludzie nie chcą już czytać dłuższych i pogłębionych tekstów. Mimo to starał się je pisać. A później zwykle okazywało się, że ktoś jednak je czytał. Rzadko pisze teksty krótsze niż 10 tysięcy znaków, choć wyznaje zasadę, że backspace to najlepszy środek stylistyczny. Na co dzień komentuje Ekstraklasę w CANAL+SPORT.

Rozwiń

Najnowsze

Niemcy

Borussia przegrała z jedną z najsłabszych drużyn w lidze. Do przerwy było 0:3…

Bartosz Lodko
2
Borussia przegrała z jedną z najsłabszych drużyn w lidze. Do przerwy było 0:3…

Liga Mistrzów

Niemcy

Borussia przegrała z jedną z najsłabszych drużyn w lidze. Do przerwy było 0:3…

Bartosz Lodko
2
Borussia przegrała z jedną z najsłabszych drużyn w lidze. Do przerwy było 0:3…

Komentarze

13 komentarzy

Loading...