Moenchengladbach to wyjątkowo niegościnny teren dla Bayernu w ostatnich latach, a do tego Borussia końcówkę roku miała udaną i wróciła do równowagi. Co prawda w poprzednim sezonie Die Roten wygrali na Borussia-Park, ale ze wcześniejszych pięciu wyjazdów przywieźli cztery porażki i remis. To wszystko zwiastowało trudny i zarazem ekscytujący początek 2025 roku dla podopiecznych Vincenta Kompany’ego. I faktycznie, trochę mogliśmy się emocjonować tym meczem, tyle że dopiero po zmianie stron.
Dominacja Bayernu do przerwy była porażająca. Goście posiadali piłkę przez 76% czasu gry i nie pozwolili rywalom na oddanie jakiegokolwiek strzału. Ba, jeśli czegoś nie przeoczyliśmy przy mruganiu, Borussia zaledwie dwa razy weszła z piłką w pole karne rywala. W obu przypadkach nie było nawet widoków na oddanie choćby symbolicznego uderzenia. Sam Joshua Kimmich w pierwszej połowie miał więcej kontaktów z piłką (80), niż czterech najbardziej ofensywnych zawodników Źrebaków razem wziętych (67). Albo jeszcze jedna statystyka: z zawodników gospodarzy przez ten czas najwięcej razy przy futbolówce był… bramkarz Moritz Nicolas (23).
Problem polegał na tym, że z potężnej przewagi i całkowitej kontroli jeśli chodzi o swoje tyły niewiele wynikało dla bawarskiego zespołu z przodu. Doskonałą sytuację zmarnował Thomas Mueller, niezłą Leon Goretzka i to w zasadzie było wszystko. Borussia wiedziała, że w wymianie ciosów nie ma szans, więc od początku była głęboko cofnięta i w większości przypadków broniła się w dość opanowany sposób. Bayern raz za razem nie wjeżdżał jej w pole karne, raczej musiał dośrodkowywać i rzadko wynikało z tego coś groźniejszego.
W efekcie taktyczni koneserzy mieli co rozpracowywać, lecz przeciętny obserwator raczej ziewał, czekając, kiedy widowisko się rozkręci.
Na szczęście druga połowa to już zupełnie inna historia. Rozpoczęła się od małego trzęsienia ziemi, bo Borussia szybciutko stworzyła sobie konkretną sytuację – jak się później okazało, najlepszą w całym meczu. Zamykający dośrodkowanie Tim Kleindienst mógł zrobić znacznie więcej, a nawet nie trafił w bramkę.
Ten moment nie zmienił oblicza meczu. Bayern dalej metodycznie męczył rywala i w końcu zmęczył, pojawił się moment dekoncentracji, chwila słabości. Wiele dało wejście Kingsleya Comana, który poszalał na lewej stronie, a jego miękka wrzutka trafiła do Michaela Olise, którego naiwnie sfaulował Lukas Ullrich. Harry Kane okazał się pewnym egzekutorem rzutu karnego.
Od tej pory Źrebaki nie miały wyjścia i musiały chociaż spróbować trochę odważniej pohasać w ataku, co otwierało Bayernowi drogę do kolejnych kontr. Trudno uwierzyć, że mając tyle kapitalnych okazji, gościom nie udało się podwyższyć. Nawet kontra w przewadze 4 na 2 nie wystarczyła do podwyższenia rezultatu. Kapitalnie bronił Nicolas, a jak raz się pomylił przy wyjściu na przedpole, to słabiutki dziś Leroy Sane nawet nie trafił w bramkę.
Borussia co nieco faktycznie poszumiała, oddała dość groźny strzał po rzucie rożnym, ale jednak najlepiej jej dzisiejsze poczynania ofensywne podsumowuje ostatnia akcja. Wyrzut z autu na wysokości pola karnego monachijczyków, prawie cały zespół podszedł, a… Stefan Lainer w nieprzepisowy sposób wyrzucił piłkę i sędziowie przyznali aut Bayernowi. Kuriozum.
Bawarczycy udanie zaczęli ten rok. Wygrali na trudnym terenie, mają nadal cztery punkty przewagi nad Bayerem Leverkusen i nie ponieśli żadnych strat w ludziach. Borussia? Przegrać minimalnie z Bayernem to żaden wstyd. Teraz przed nią jednak w ciągu paru dni trudne wyjazdy do Wolfsburga i Leverkusen, a sił w spotkanie z Die Roten trzeba było włożyć mnóstwo…
Borussia M’gladbach – Bayern 0:1 (0:0)
- 0:1 – Kane 68′ rzut karny
Fot. Newspix