Reklama

Uciekł ze stryczka (na razie), ale i tak powinien się pakować

Kamil Warzocha

Autor:Kamil Warzocha

10 stycznia 2025, 18:09 • 4 min czytania 6 komentarzy

Dzisiaj już naprawdę trudno powiedzieć, co takiego musiałoby się wydarzyć, żeby los spłatał Joanowi Laporcie okrutnego figla. Gość dosłownie odtwarza w Barcelonie mema, na którym pies otoczony płomieniami zapewnia, że wszystko jest w porządku. Jedni go za to uwielbiają, bo to przecież “Laporta, ojciec wielkich sukcesów klubu”. Ale drudzy coraz częściej zaczynają zauważać, słusznie zresztą, że prezydent rozwiązuje problemy bez absolutnie żadnej mapy pod ręką, przynosi wstyd i szkody wizerunkowe.

Uciekł ze stryczka (na razie), ale i tak powinien się pakować

Laporcie najbardziej dostało się oczywiście za sprawę z brakiem rejestracji dla Daniego Olmo i Pau Victora, ale czy kogoś to może dziwić? Przełom roku był pod tym względem niedorzeczny – prezydent rzucał hasłami, że jest optymistycznie nastawiony, a tymczasem piłkarze zostali wypisani z kadry Barcy przez szefów ligi i musieli stroić dobrą minę do złej gry. W pewnym momencie doszło nawet do uderzenia pięścią w stół przez opozycjonistów Laporty, którzy zagrozili powołaniem do życia specjalnej konferencji i wotum nieufności. Nieważne, kto za tym stoi, poważny czy mniej poważny kontrkandydat w następnych wyborach. Istotny był fakt, że na początku 2025 roku czara goryczy się przelała i zasadne stało się hasło: “Szwagier, lepiej pakuj swoje manatki”.

Co z tego, że wczoraj Barcelonie udało się zdobyć środek zapobiegawczy z hiszpańskiego rządu, który tymczasowo przywrócił rejestracje zawodników. Co z tego, że Olmo i Victor będą mogli zagrać w niedzielę w El Clasico i pewnie kilka dni później w Pucharze Króla. Laporta przegrał, nawet jeśli chwilowo jego sympatykom wydaje się, że wygrał. Ale co tu można było wygrać? Sprawę, którą powinno się załatwić latem albo jesienią? Rejestrację po przeróżnych odwołaniach, znajdowaniu kruczków prawnych i siłowaniu się z różnymi instancjami, co wywołuje właśnie konflikt w klubach i związkach piłkarskich? Robienie z klubu pośmiewiska przez dobre dwa tygodnie?

Przecież gdyby dzisiaj kumaty piłkarz obserwował, co dzieje się w Barcelonie od pewnego czasu, mocniej zastanowiłby się nad potencjalną przeprowadzką do Katalonii. Miejsce do życia fenomenalne, można pograć o trofea, są piłkarze klasy światowej i wciąż pisząca się legenda klubu – to działa na wyobraźnię. Ale jest też druga strona medalu, czyli lepienie finansów na trytytki i organizacja na zasadzie “jakoś to będzie”.

Tym razem “jakoś” to wyszło, ale ani Olmo z Victorem nie mogą być pewni przeszłości, ani tym bardziej Laporta. Do tych pierwszych uśmiechnęła się chociaż Wyższa Rada ds. sportu w Hiszpanii, ale do momentu rozstrzygnięcia kwestii prawnych z sądem i La Ligą nie można wyciągać szampanów. Ba, w żadnej konfiguracji byłoby to niestosowne, choć prezydent Barcy miałby na ten temat inne zdanie. On lubi świętować gaszenie pożarów, które sam stwarza. Po bataliach prawniczych, kłótniach z Tebasem i wiecznym zapewnianiu, że ma sytuację pod kontrolą, na co oczywiście dają się nabierać naiwni socios.

Reklama

Pytanie, czy realne jest wcześniejsze pożegnanie Laporty ze stanowiska? Cóż, do swego rodzaju buntu wiele nie brakuje, a gdyby okazało się, że po ostatecznych decyzjach władz sportowych Olmo i Victor zostaną wykluczeni do końca sezonu, wszyscy przeciwnicy mieliby niepodważalny argument – Laporta nie daje rady. Laporta ośmiesza siebie i klub. Laporta zniechęca przyszłych-niedoszłych piłkarzy.

Jeśli ta kompromitacja ujdzie mu na sucho, wciąż będą powody, żeby w stolicy Katalonii podburzać do obalenia Laporty. Jedyny scenariusz, jaki wchodzi w grę, sprowadza się do pyrrusowego zwycięstwa. Tyle zostało Laporcie, który – jak zwykle – musi liczyć na uśmiech losu. Wystarczy, że komuś z większą władzą w Hiszpanii coś się nie spodoba, dojdzie do interpretacji jakiegoś przepisu niezgodnie z wolą prezydenta i voila – kataloński pier*olnik dalej będzie trwał w najlepsze, ale wtedy najprawdopodobniej ze ściętym Laportą.

O ile jeszcze na początku kadencji Laporta zrobił trochę dobrego dla Barcelony i faktycznie polepszył finanse klubu, godząc to jako tako z dobrymi transferami, o tyle im bliżej końca, tym jest gorzej. A nie da się wierzyć w człowieka, który ledwo załatwia sprawy za pięć dwunasta, bo odkładał je do samego końca albo wręcz przeciwnie: miał nadzieję, że taki styl zarządzania wymusi presję na innych poza Barceloną.

To balansowanie na cienkiej linii da nam jeszcze niejedną kuriozalną historię, możecie być pewni, a czy ich puentą będzie przedwczesny koniec kadencji Laporty (normalnie do czerwca 2026 roku) – zobaczymy. Na razie jego stołek trzęsie się w posadach. Gdyby Laporta nie był tym, kim jest, właśnie byłby wywożony na taczkach, a i tak już mocno zszargany wizerunek legendy klubu może nie wystarczyć na ostatnie półtora roku.

WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

Reklama

W Weszło od początku 2021 roku. Filolog z licencjatem i magister dziennikarstwa z rocznika 98’. Niespełniony piłkarz i kibic FC Barcelony, który wzorował się na Lionelu Messim. Gracz komputerowy (Fifa i Counter Strike on the top) oraz stały bywalec na siłowni. W przyszłości napisze książkę fabularną i nakręci film krótkometrażowy. Lubi podróżować i znajdować nowe zajawki, na przykład: teatr komedii, gra na gitarze, planszówki. W pracy najbardziej stawia na wywiady, felietony i historie, które wychodzą poza ramy weekendowej piłkarskiej łupanki. Ogląda przede wszystkim Ekstraklasę, a że mieszka we Wrocławiu (choć pochodzi z Chojnowa), najbliżej mu do dolnośląskiego futbolu. Regularnie pojawia się przed kamerami w programach “Liga Minus” i "Weszlopolscy".

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Komentarze

6 komentarzy

Loading...