– Gra o władzę została rozpoczęta – mówią zgodnie wszyscy, z którymi rozmawialiśmy o nadchodzących wyborach na prezesa PZPN. Andrzej Padewski, ujawniając się jako pierwszy przeciwnik Cezarego Kuleszy, dał sygnał do rozpoczęcia kampanii. Jak słyszymy, w opozycji do obecnego prezesa pojawia się coraz więcej osób, a parę z nich już na starcie – podobnie jak Padewski – może liczyć na kilka, a nawet kilkanaście szabelek, jak nazywane są przez działaczy głosy. Jak wygląda krajobraz na osiem miesięcy przed wyborami? Podzwoniliśmy i popytaliśmy, a teraz przedstawiamy wam przegląd sytuacji. A jest o czym pisać, bo walka o władzę zapowiada się pasjonująco.
Piątkowa konferencja Dolnośląskiego Związku Piłki Nożnej zapowiadała się niepozornie, choć jeśli dobrze przyłożyć ucho – można było usłyszeć, że działacze szykują do odpalenia prawdziwą petardę. I nie było nią wcale przekazanie władzy w regionie przez Andrzeja Padewskiego, który nie wystartuje w najbliższych wyborach. A prezesem DZPN jest przez ostatnie 14 lat!
Szykowano bowiem większą nowinę. W pewnym momencie Padewski został zapytany o to, czy nie wyklucza szarży po wyższe stanowisko i stanięcia w szranki z Cezarym Kuleszą.
– Mam na dziś co najmniej jedenaście szabelek. Dlaczego miałbym nie spróbować? Warto powalczyć – rzucił Padewski.
Tak właśnie objawił się pierwszy rywal Kuleszy w walce o stołek prezesa PZPN.
Kto i jak wybiera szefa PZPN?
Jak słyszymy, rzucona przez Padewskiego liczba jedenastu szabelek jest nawet nieco zaniżona – w rzeczywistości ustępujący prezes DZPN już teraz mógłby liczyć nawet na większą liczbę głosów. Ale po kolei. Ustalmy i przypomnijmy – kto i w jaki sposób w ogóle wybiera prezesa PZPN.
Padewski ma zamiar wystartować na prezesa PZPN. “Mam przynajmniej jedenaście szabel”
Do wyścigu o władzę mogą przystąpić kandydaci, którzy wcześniej uzyskają przynajmniej 15 rekomendacji wydawanych przez kluby i związki wojewódzkie. Gdy formalności stanie się zadość, w głosowaniu weźmie udział 118 delegatów. Ich głosy rozkładają się następująco:
- 60 głosów leży w rękach baronów (rozdzielonych na konkretne województwa pod względem liczby klubów w danej jednostce administracyjnej),
- 32 głosy należą do przedstawicieli klubów Ekstraklasy,
- 18 głosów do przedstawicieli klubów I ligi,
- 3 głosy oddają członkowie Stowarzyszenia Trenerów Piłki Nożnej,
- 2 głosy mają przedstawiciele kobiecego futbolu,
- 2 głosy przedstawiciele futsalu,
- 1 głos Stowarzyszenie Sędziów Piłki Nożnej w Polsce.
Aby wygrać wybory w pierwszej turze potrzeba przynajmniej 50 procent głosów plus jednego, a więc wskazania przez minimum 60 delegatów. To z kolei oznacza, że teoretycznie do zwycięstwa wystarczyłoby zgromadzenie poparcia wszystkich baronów, czyli przedstawicieli związków wojewódzkich.
To właśnie w ich głosach swoje nadzieje na ponowny wybór pokłada Kulesza, choć już można usłyszeć, że nie będzie to takie proste.
– Część baronów, jak choćby właśnie Padewski, stoi w otwartej opozycji do Kuleszy. Niektórzy wciąż się wahają. A w kilku województwach wszystko zmienić mogą nadchodzące wybory – mówi nam jeden z wojewódzkich działaczy, doskonale znający związkowe realia.
Po kilku telefonach i zasięgnięciu języka w różnych środowiskach decydujących o wyborze przyszłego prezesa PZPN, można zarysować krajobraz roztaczający się na nieco ponad pół roku przed wyborami. A sygnał dany przez Padewskiego jest jasny: gra została rozpoczęta.
Cezary Kulesza stawia na baronów. W roli głównej Henryk Kula
O reelekcję ubiegać będzie się oczywiście Cezary Kulesza. Gdyby prezesa PZPN wybierano w głosowaniu powszechnym, na obronę stanowiska nie miałby najmniejszych szans – PR sternika związku, jak i samej federacji pod jego rządami, mocno podupadł, a atmosfera wokół PZPN gwałtownie zbliżyła się do tej z końca kadencji Grzegorza Laty. Kibice zmęczeni są już kolejnymi aferami: premiową, alkoholową, Mirosławem Stasiakiem w Mołdawii, konfliktami z kolejnymi selekcjonerami: Paulo Sousą, Czesławem Michniewiczem, Fernando Santosem, a teraz także słabymi wynikami reprezentacji pod wodzą Michała Probierza.
Z punktu widzenia fanów: związek nie tyle stoi w miejscu, co po prostu się cofa. Ale, na szczęście dla Kuleszy, to nie kibice decydują o jego przyszłości.
– Czarek ma swoich ludzi. I jest pewny, że go nie zawiodą – mówi nam osoba z bliskiego otoczenia prezesa.
Jednym z nich jest oczywiście szef Śląskiego ZPN Henryk Kula, jawiący się jako główny rozgrywający w obozie Kuleszy. To z jego zdaniem najbardziej liczy się obecny prezes.
Cezary Kulesza mocno liczy się ze zdaniem Henryka Kuli
– Wiecie, kto pierwszy powiedział mi, że będę prezesem? – pytał dziennikarzy na gali 105-lecia PZPN Kulesza, czule kładąc dłoń na ramieniu siedzącego obok Kuli. – To jest ojciec chrzestny mojego sukcesu. To jest mój brat – dodawał, poklepując swojego przyjaciela.
Relacja obu panów jest tak zażyła, że w źródłach bliskich PZPN-owi można usłyszeć, że de facto Kula jest w związku nawet postacią… ważniejszą od obecnego prezesa. A przynajmniej wpływ, jaki na niego wywiera, jest gigantyczny.
Jako baron ze Śląska, Kula podczas wyborów będzie dysponował głosami 5 delegatów. Jak ustaliliśmy, obecnemu prezesowi mają sprzyjać też związki z Podkarpacia (5 głosów), Lubelszczyzny (3 głosy) oraz Podlasia (2 głosy). To niemały kapitał, ale – jak za chwilę pokażemy – wcale nie dający Kuleszy szczególnej przewagi nad pozostałymi kandydatami. Obecny prezes musi mocno się postarać, by przekonać do siebie niezdecydowanych, bo na rynku do wzięcia wciąż pozostanie kilkadziesiąt głosów.
– Prezes był przekonany, że zablokowanie ustawy Nitrasa i zachowanie statusu quo w składzie zarządu zostanie odebrane jako duży sukces. Tak się jednak nie stało. Baronowie mają świadomość, że takie rozwiązanie byłoby na rękę każdemu przyszłemu prezesowi PZPN – mówi nasz informator.
Z drugiej strony słyszmy, że konflikt z ministrem sportu Sławomirem Nitrasem i ucięte finansowanie z ministerstwa (w preliminarzu PZPN zakłada pozyskanie kwoty mniejszej aż o 50 mln zł), także nie robią na nikim większego wrażenia, a utrata tej kwoty nie jest poczytywana Kuleszy jako wpadka. Choć wybór nowego prezesa byłby szansą na prawdziwe otwarcie w stosunkach z ministerstwem, ten argument jawi się w oczach baronów jako istotny, ale nie kluczowy.
Jak słyszymy, większy wpływ na ocenę rządów Kuleszy mają wyniki sportowe naszej reprezentacji. A ta zawodzi od dawna. Pamiętajmy: to właśnie Kulesza jednoosobowo postawił na Michniewicza, Santosa, a teraz Probierza, będącego człowiekiem prezesa.
Obóz Andrzeja Padewskiego jest obozem Zbigniewa Bońka
Spójrzmy zatem, co dzieje się w opozycji, zwłaszcza, że jest tam naprawdę ciekawie. Jak wspominaliśmy wcześniej, powoli formują się różne grupy, którym marzy się zdetronizowanie obecnego prezesa PZPN.
Twarzą pierwszego obozu, który już się ujawnił, jest oczywiście Padewski, choć jego towarzystwo skupione jest przede wszystkim wokół… Zbigniewa Bońka. Wrocławski działacz zresztą wcale tych powiązań nie ukrywa.
– Jestem człowiekiem Zbigniewa Bońka – deklarował wprost w niedawnej rozmowie z Weszło.
I to człowiekiem Bońka na dobre i na złe. Padewski prezesem DZPN jest bowiem od 2010 roku, a u boku legendy polskiej piłki działa jeszcze dłużej. Dolnośląski baron popierał jego kandydaturę na prezesa już w 2008 roku, kiedy Boniek z kretesem przegrał w wyborach z Latą. Król strzelców mundialu ‘74 otrzymał wówczas 57 głosów, przy zaledwie 19 Bońka, którego wyprzedził nawet Zdzisław Kręcina (36 głosów).
Później Padewski wspierał byłego gracza Juventusu w dwóch wygranych kampaniach, a podczas ostatniej był w teamie Marka Koźmińskiego, znów, jak w 2008 roku, przełykając gorycz porażki. Trudno więc wątpić w zażyłe relacje pomiędzy panami, skoro Padewski w obozie Bońka trwa zarówno przy sukcesach, jak i klęskach, przez blisko 20 lat. To jego lojalny żołnierz.
Kim jest Andrzej Padewski, rywal Kuleszy? “Uważałem, że Czarek sobie nie poradzi”
Gdy zapytaliśmy Padewskiego o wsparcie Bońka, ten poprosił nas o przesłanie pytań drogą elektroniczną. Gdy to zrobiliśmy, Padewski zrobił unik:
– Myślę, że prezes Boniek nie będzie delegatem na zjazd wyborczy PZPN. Więc nie pomoże. Będzie honorowym gościem. Tylko delegaci mają możliwość glosowania.
No dobrze, ale skoro mówimy o obozie skoncentrowanym wokół Bońka, musimy zadać pytanie: czy możliwy jest jeszcze jego powrót na stanowisko prezesa? Obecnie, mimo ostatnich informacji w mediach, wydaje się, że to scenariusz wyjątkowo mało prawdopodobny.
– Nie wiem, skąd Łukasz [Wiśniowski – przyp.] ma takie informacje, bo ja z nim w ostatnim roku nie rozmawiałem. Mam co robić i w ogóle widzę to inaczej niż wy. Bycie prezesem to jest obowiązek. Czy mnie jest potrzebne do CV, żeby ktoś napisał, że Zbigniew Boniek jest prezesem polskiego związku? – mówił ostatnio Boniek dla „Prawdy Futbolu”.
Inna sprawa, że miałby niewielkie szanse na kolejną kadencję, bo większość baronów jest przeciwko jego powrotowi do władzy.
Jednocześnie wyjście na pierwszy plan Padewskiego zdaje się blokować ponowną kandydaturę Marka Koźmińskiego, który po ostatnich przegranych wyborach pozostaje poza strukturami związku.
Cezary Kulesza i Andrzej Padewski
Jedenaście szabelek Padewskiego? To wersja wyjątkowo ostrożna
Na czyje głosy mógłby liczyć dziś ten obóz? Można przypuszczać, i to z dużą dozą prawdopodobieństwa, że byłyby to wskazania delegatów Dolnośląskiego Związku Piłki Nożnej (5 głosów), a także klubów z tamtego rejonu (w Ekstraklasie i I lidze grają: Śląsk Wrocław, Zagłębie Lubin, Miedź Legnica i Chrobry Głogów). To właśnie jedenaście „szabelek”, o których mówił Padewski. Na tym jednak poparcie dla „Obozu Bońkowego” wcale się nie kończy.
– Padewski ma dobre relacje z przedstawicielami beach soccera i futsalu. To może gwarantować mu dwa kolejne głosy – mówi nam osoba ze związku.
A od jednego z baronów słyszmy nawet:
– Tam gdzie Zbigniew Boniek, tam i Eugeniusz Nowak.
Prezes Pomorsko-Kujawskiego ZPN z Bońkiem związany jest bowiem jeszcze dłużej niż Padewski. A jego delegaci będą dysponowali podczas wyborów trzema głosami. Na tę chwilę z dużym prawdopodobieństwem można zakładać, że przypadłyby one kandydatowi wspieranemu przez Bońka.
To wszystko sprawia, że choć Padewski otwarcie mówi o 11 głosach, w rzeczywistości na „dzień dobry” mógłby liczyć na poparcie przynajmniej 15 delegatów. A to całkiem przyzwoity fundament na rozpoczęcie kampanii.
Kluby przeciwne prezesowi Kuleszy
Inny obóz opozycji skupiony jest przede wszystkim wokół klubów Ekstraklasy i I ligi. A jego frontmanem – czy tego chce czy nie – został Wojciech Cygan.
Zresztą – po co bawić się w spekulacje – sami zadzwoniliśmy w tej sprawie do Cygana. A ten wcale nie zamierzał ukrywać swoich dobrych relacji z klubami. Ani tego, że dobrze się czuje, występując w roli lidera tego środowiska.
– To naturalne, że wiceprezes ds. piłki profesjonalnej, wybrany dzięki rekomendacji klubów Ekstraklasy i I ligi jest przedstawicielem i głosem tego środowiska. Cieszy mnie to, bo pokazuje, że po trzech i pół roku kadencji kluby dalej chcą ze mną współpracować – przekazał w rozmowie z nami.
Cygan wydaje się też być pewnym wsparcia z tej strony.
– Mam z klubami dobrą relację opartą na zaufaniu i wspólnym pomyśle, w którą stronę piłka zawodowa powinna zmierzać – dodał.
Choć między środowiskiem klubów a prezesem Kuleszą napięcie było wyczuwalne od dłuższego czasu, eskalacja konfliktu nastąpiła podczas niedawnego zjazdu w Jachrance. Powody? Storpedowanie przez Kuleszę pomysłu klubów na temat rozwiązania przepisu o młodzieżowcu, a także absurdalne zablokowanie przez Kulę uregulowania kwestii Piłkarskiego Sądu Polubownego. Szczegóły spotkania na łamach Weszło opisywał obszernie Szymon Janczyk.
To tam Kuleszę wprost atakowali Dariusz Mioduski, Tomasz Stamirowski oraz Zbigniew Jakubas, a więc właściciele Legii Warszawa, Widzewa Łódź oraz Motoru Lublin.
– Może zmieńcie nazwę z PZPN na PZPR? – rzucił nawet w kierunku prezesa związku ten ostatni, nie kryjąc wyraźnego rozgoryczenia.
Szkolenia, Gen Z i wyborcze gierki. Co naprawdę dzieje się w Jachrance? [REPORTAŻ]
Cygan, w swoim stylu, nie wychyla się i sprytnie rozgrywa własną partię. Kulisy jego działań przedstawia nam jeden z prezesów pierwszoligowego klubu:
– Wojtek tak naprawdę już od kilku miesięcy aktywnie prowadzi wstęp do kampanii. Ale robi to mądrze i z wyczuciem. Jeździ po klubach, spotyka się z przedstawicielami, wysłuchuje ich problemów i zawiera przyjaźnie. A że jest też wiceprezesem PZPN ds. piłkarstwa profesjonalnego, jednocześnie wykonuje swoje obowiązki – słyszymy.
– To sprytne badanie gruntu, które już raz pokazało, że w środowisku klubów Cygan cieszy się większym poparciem niż Kulesza – dodaje nasz rozmówca.
Jest to oczywiście nawiązanie do sytuacji z lipca, kiedy to prezes PZPN chciał powstrzymać kluby przed wybraniem Cygana do Rady Nadzorczej Ekstraklasy SA. Podczas głosowania doszło do scen rodem z Monty Pythona, gdy przedstawiciele klubów kolejno wychodzili z sali, by odebrać telefony od Kuleszy. Ostatecznie na nic one się zdały, bo sternik federacji w tym starciu sił poniósł bolesną klęskę.
Wojciech Cygan i Adam Kaźmierczak
Wygląda na to, że w tej chwili Cygan mógłby liczyć na poparcie od kilkunastu do nawet 20 delegatów ze środowiska klubów. Ale ma jeszcze asa w rękawie, jakim jest cichy sojusznik wśród baronów – Adam Kaźmierczak, obecny wiceprezes ds. piłkarstwa amatorskiego. Obaj panowie od miesięcy utrzymują bliski kontakt, a w kuluarach mówi się nawet, że Kaźmierczakowi pomysł osobistego startowania w wyborach także chodził – lub nawet chodzi – po głowie. I w razie czego mógłby nie tylko poprzeć Cygana, ale nawet zająć jego miejsce jako kandydat wspierany przez środowisko klubowe.
Kaźmierczak jest także prezesem Łódzkiego Związku Piłki Nożnej, a w wyborach ten okręg będzie reprezentowało czterech delegatów. To cztery kolejne głosy do puli.
Co z Wojtalą? Wielu namawia go na start
Mówi się też, że start w nadchodzących wyborach rozważa przedstawiciel Wielkopolskiego Związku Piłki Nożnej. To Paweł Wojtala, członek zarządu PZPN i szef WZPN.
W mediach kandydatura Wojtali jako przyszłego prezesa PZPN przewija się już od dłuższego czasu i wzbudza niemałe zainteresowanie. Są bowiem środowiska uważające, że byłby to najlepszy kandydat na nowego prezesa. Wojtala uchodzi za działacza, który zna języki, jest lubiany w środowisku, posiada też spore doświadczenie w zarządzaniu dużym związkiem sportowym, uznawanym za jeden z najnowocześniejszych w kraju. Prezesem Wielkopolskiego Związku Piłki Nożnej jest od 2016 roku, w ostatnich wyborach zdobywając aż 152 z 159 głosów wszystkich delegatów.
Wygląda na to, że były piłkarz HSV i Werderu ma też już za sobą kłopoty na gruncie pozasportowym – w marcu zeszłego roku został prewencyjnie zawieszony w prawach członka zarządu, czego powodem były oskarżenia, jakie wobec Wojtali kierował związany niegdyś z jego partnerką Piotr Okulicz-Kozaryn. Ponieważ jednak sąd nawet nie przyjął sprawy do rozpatrzenia, PZPN zawieszenie cofnął i sprawa nie powinna rzutować na ewentualny start w wyborach.
– Sytuacja startowa Pawła może być podobna do tej Andrzeja Padewskiego. Z pewnością mógłby liczyć na głosy delegatów z Wielkopolski (4 głosy – przyp.), a także na środowisko tamtejszych klubów. To na dobry początek także mogłoby dać mu kilkanaście szalebek – ocenia w rozmowie z nami wieloletni przedstawiciel jednego z największych związków.
Paweł Wojtala
Start jednak wcale nie musi nastąpić, bowiem Wojtala nigdy wprost nie określił się w temacie nadchodzących wyborów. Zresztą już cztery lata temu rozważał start, ale wtedy wycofał się w ostatniej chwili i nieco się zakiwał, ledwo wchodząc do zarządu. Gdyby teraz zrobił podobnie, nie wiadomo kogo by poparł. Nie jest przecież tajemnicą, że z Kuleszą łączą go poprawne relacje. Wiele osób mówi wręcz, że spokojnie mógłby dostać u niego stanowisko wiceprezesa.
– Nie bawię się w żadne spekulacje. Skupiam się na wyborach, ale na… prezesa Wielkopolskiego ZPN. To dla mnie najważniejsza sprawa – mówi nam sam Wojtala, którego zapytaliśmy o potencjalny start w najbliższych wyborach.
Mnóstwo głosów do wzięcia. Szykują się zmiany w związkach
Takich niewiadomych jest zresztą o wiele więcej. Gra dopiero się rozpoczęła, a na rynku do wzięcia jest kilkadziesiąt głosów. Zwłaszcza, że w wielu związkach wojewódzkich może jeszcze dojść do zmiany władzy.
Tak jest choćby na Mazowszu, gdzie prezesem jest Sławomir Pietrzyk. Znany jest jako dobry gracz polityczny i także – podobnie jak Wojtala – nie określił się jeszcze ze swoimi preferencjami. Mogą one jednak nie mieć większego znaczenia, bo chęć udziału w wyborach na szefa Mazowieckiego ZPN ogłosił już Artur Kolator, syn Eugeniusza Kolatora, byłego działacza i szefa sędziów, który swego czasu sam robił podchody pod stanowisko prezesa PZPN. Co jednak najważniejsze – to Kolator obecnie wygląda na wiodącą postać w swoim związku, mając większość w regionalnym zarządzie. Istnieje więc realny scenariusz, że zaplanowane na 30 maja wybory przyniosą zmianę na stanowisku.
Podczas głosowania w PZPN Mazowsze będzie dysponowało głosami czterech delegatów. Pięciu przyjedzie z Małopolski, gdzie także może dojść do zmiany władzy, a Ryszarda Kołtuna chciałby zastąpić choćby Bartosz Ryt, były wiceprezes Małopolskiego ZPN. Niepewna jest też przyszłość Macieja Mateńki, a więc prezesa Zachodniopomorskiego ZPN, a jednocześnie wiceprezesa PZPN ds. szkolenia. Ten do zarządu trafił błyskawicznie po przejęciu władzy przez Kuleszę, mając za zadanie zreformować szkolenie młodych piłkarzy. Za chwilę może jednak stracić nie tylko fotel wiceprezesa, ale też władzę w swoim regionie.
A skoro już przy Mateńce jesteśmy – wyjątkowo ciekawie wyglądają w tym momencie sylwetki wiceprezesów, którymi otoczył się Cezary Kulesza:
- Jeden z nich jest w jawnej opozycji (Wojciech Cygan),
- Drugi sympatyzuje z Cyganem i sam rozważa start w wyborach (Adam Kaźmierczak),
- Trzeci drży o posadę we własnym związku (Maciej Mateńko),
- Czwarty, jako zaufany współpracownik Zbigniewa Ziobry, stał się poważnym obciążeniem politycznym i funkcję wiceprezesa może stracić nawet jeśli Kulesza pozostanie na stanowisku (Mieczysław Golba),
- Piąty jest lojalny wobec Kuleszy (Henryk Kula).
Wracając do poprzedniego wątku – o ile wydaje się, że Mateńko powinien pójść z Kuleszą w ramię w ramię, tak w przypadku zmiany szefa ZZPN, nic nie jest pewne. A kandydatów na nowego prezesa zgłosiło się aż czterech.
Warszawa, Kraków i Szczecin to zresztą nie jedyne miejsca, gdzie sytuacja – tak pod względem lokalnych wyborów, jak i sympatii w późniejszym głosowaniu – jest mocno niepewna.
Gra o władzę została rozpoczęta
To wszystko sprawia, że walka o fotel sternika związku staje się ekscytująca i nieprzewidywalna. A także otwiera drzwi przed każdym z kandydatów.
– Kości zostały rzucone – uśmiecha się jeden z naszych rozmówców. Sygnał poszedł w świat: gra o władzę została rozpoczęta. Do ostatecznych rozstrzygnięć zostało około ośmiu miesięcy.
– W pewnym momencie wszyscy byli już gotowi na scenariusz, w którym wybory odbywają się w czerwcu. Decyzja Andrzeja Dudy o odesłaniu ustawy Nitrasa do Trybunału Konstytucyjnego sprawiła jednak, że głosowanie niemal na pewno odbędzie się dopiero w sierpniu – przekonuje nas osoba z otoczenia prezesa.
To daje opozycji czas na przeprowadzenie kampanii i skutecznego powalczenia o głosy niezdecydowanych, których – na ten moment – jest całkiem sporo. Ich sympatie i różne personalne zawirowania sprawiają, że trudno dziś typować, który z obozów może uzyskać wyraźną przewagę. Na dziś pewne jest tylko jedno: gra cały czas jest otwarta.
A że wyścig dopiero rusza, peleton rozpędza się powoli. Padewski chęć ucieczki zasygnalizował jako pierwszy, ale podobne zrywy często kończą się jedynie prowadzeniem na etapowej premii. O tym, kto sięgnie po końcowe zwycięstwo, zadecyduje długi finisz. A w nim mocni potrafią być ci, których ekipa rozpędza mądrze i cierpliwie.
WOJCIECH GÓRSKI
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO: