Reklama

Wielki Ranieri, wielki Pellegrini. Rzym należy do Romy!

Kamil Warzocha

Autor:Kamil Warzocha

05 stycznia 2025, 23:08 • 4 min czytania 7 komentarzy

Możesz mieć jeden z najgorszych meczów w sezonie tak jak ostatnio z Milanem. Możesz ogółem przeżywać zły okres w karierze, stracić miejsce w składzie i być wygwizdywany przez kibiców. Ale kiedy przychodzi co do czego, kiedy zaczynają się derby Rzymu, wszystko w magiczny sposób może odmienić się na twoją korzyść. Nikt się tego nie spodziewał, a jednak się stało – Lorenzo Pellegrini, znienawidzony ostatnio syn “Wilków”, został dzisiaj bohaterem.

Wielki Ranieri, wielki Pellegrini. Rzym należy do Romy!

Kiedy kapitan Romy przyjmował piłkę na 16. metrze w jednej z pierwszych akcji ofensywnych, wiele osób za bramką pewnie zasłaniało twarz rękoma w obawie przed lecącą piłką. Ale Pellegrini ani nie postraszył trybun, ani nie podał do bramkarza. Uderzył tak pięknie, w dodatku z gracją oszukując obrońców, że w jeden moment wszystkie najnowsze grzechy mogły zostać mu wybaczone.

Provedel był bez szans, bo miał za mało czasu na reakcję. Całe Lazio było w szoku, bo przecież było faworytem i mecz nie zaczął układać się po ich myśli. Ba, nie trzeba było długo czekać, żeby goście dostali kolejnego gonga.

Znów kluczowy okazał się Dovbyk. W żadnej z dwóch akcji bramkowych nie zaliczył ostatniego podania czy asysty drugiego stopnia, ale zgrywał długie piłki klatką piersiową albo głową, daleko wyciągał stoperów i dzięki temu tworzył ogromną przestrzeń swoim kolegom. Właściwie w podręcznikowy sposób robił coś, co powinien robić każdy wysoki i silny napastnik z wyższej półki. Nie wyląduje w najważniejszych statystykach jak Pellegrini czy Saelemaekers, ale musi zostać doceniony. To cichy MVP.

Roma przy drugim golu pokazała, jak mocna potrafi być w pojedynkach w każdym miejscu na boisku. Wtedy, czyli w 18. minucie, trudno było powiedzieć, że ekipie Ranieriego może stać się coś złego. Wyglądała naprawdę solidnie na tyłach i generowała okazje z przodu. Na tle Lazio nie przypominała klubu ze środka tabeli, a gdyby nie herby i kolory koszulek, moglibyśmy stwierdzić, że w grze o podium są piłkarze Romy, nie Lazio.

Reklama

Potem jednak demony Romy zaczęły o sobie przypominać. Zniknęła kontrola nad meczem, a pojawił się chaos i woda na młyn dla gości. W drugiej połowie Svilar miał tyle roboty, że na kolanach przed ołtarzykiem może podziękować za czyste konto. A i tak nie wszystko zależało od niego, bo raz Tavares w świetnej sytuacji strzelił tuż obok słupka, a Tchaouna obił poprzeczkę. Jakby zsumować jeszcze wszystkie groźne dośrodkowania, uderzenia z dystansu i dymy w polu bramkowym, spokojnie złożylibyśmy z tego potencjał na jedną, dwie bramki.

Ale nic piłkarzom Lazio nie wpadało. No, prawie. Wpadła czerwona kartka, bo w końcówce zagotował się Castellanos. Powalił El Shaarawy’ego, zrobiło się jedno wielkie spięcie obu drużyn, łącznie z ławkami rezerwowych, ale na szczęście nie doszło do bójek. A mogło, jak znamy temperaturę derbów Rzymu, które nie zawiodły pod żadnym względem. Bo dostaliśmy i kawał fajnej piłki, i trochę przepychanek idealnie wpisujących się w krajobraz akurat tej rywalizacji.

Co prawda podopieczni Ranieriego od pewnego momentu przestali grać w piłkę i już na 20 minut przed końcem zaczęli bronić się w obrębie szesnastki, ale absolutnie zasłużyli na zwycięstwo. Nie będziemy szukać dziury w całym i zarzucać gospodarzom, że kompletnie oddali inicjatywę. Okej, przez drugie 45 minut mieli marne 26% posiadania piłki i jeden strzał celny Pellegriniego. Ale kogo to obchodzi, skoro utarli nosa odwiecznemu rywalowi, tym bardziej radzącemu sobie w Serie A znacznie lepiej.

Żółto-czerwona część Rzymu dzisiaj nie zaśnie. Choć zwycięstwo Romy zmienia niewiele w ułożeniu tabeli, wartość wygranej zawsze wzrasta adekwatnie do rangi derbów. A ona, odkąd futbol we Włoszech w ogóle istnieje, sięga jakichś boskich wymiarów, które da się odczuć tylko w roli żywego gościa teatru na Stadio Olimpico. Tak, to niewątpliwie był teatr. Warto było go zobaczyć.

AS Roma – Lazio Rzym 2:0 (2:0)

  • 1:0 – Pellegrini 10′
  • 2:0 – Saelemaekers 18′

WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

Reklama

W Weszło od początku 2021 roku. Filolog z licencjatem i magister dziennikarstwa z rocznika 98’. Niespełniony piłkarz i kibic FC Barcelony, który wzorował się na Lionelu Messim. Gracz komputerowy (Fifa i Counter Strike on the top) oraz stały bywalec na siłowni. W przyszłości napisze książkę fabularną i nakręci film krótkometrażowy. Lubi podróżować i znajdować nowe zajawki, na przykład: teatr komedii, gra na gitarze, planszówki. W pracy najbardziej stawia na wywiady, felietony i historie, które wychodzą poza ramy weekendowej piłkarskiej łupanki. Ogląda przede wszystkim Ekstraklasę, a że mieszka we Wrocławiu (choć pochodzi z Chojnowa), najbliżej mu do dolnośląskiego futbolu. Regularnie pojawia się przed kamerami w programach “Liga Minus” i "Weszlopolscy".

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Komentarze

7 komentarzy

Loading...